• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[18.08.1972] Piękni ludzie | The Edge & Laurent

[18.08.1972] Piękni ludzie | The Edge & Laurent
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#21
31.12.2024, 12:59  ✶  

Działał na intuicji, a kiedy działo się coś nie tak to były dwie opcje - zręcznie zmienić temat, pozwolić mu umrzeć, albo pociągnąć go w potrzebie zrozumienia. Oj tak, bo chciał pociągnąć temat. Dlaczego. Czemu tutaj pojawił się ten negatyw i odpowiedź tak dziwna, że Laurenta umysł zrobił fikołek i nie zajarzył, że przecież to można potraktować jako żart: Włochy -> włosy -> pachy. Więc przeskoczyło to do czterech mórz, które otaczały to miejsce i... nie pytał dalej. Cóż, złamany nos przez własnego kuzyna ciągle skutecznie mu przypominał, że czasami się najlepiej zamknąć.

- Katedry w Durham... - Być może były tam jakieś katedry warte zastanowienia, zwrócenia na nie uwagi - były takie ładne, że Edge je wymienił? Na chwilę jednak całe to wakacyjne zastanowienie musiało zaczekać. Żadne wakacje chwilowo nie równały się z własną jaskinią z kawałkiem morza. Ot jak niewiele selkie do szczęścia było potrzeba. Czy przesadą byłoby powiedzenie, że jego myśli powędrowały dalej? Do tego, jakby to było mieć pod wodą, morzem, dom. Zbudowany dookoła tego lazuru. Jak ciężkie byłoby to do wykonania? Widział już, jak mieszkali trytoni, ale oni nie mieli potrzeby wypływania na ląd. Poza tym... poza tym jakby przyjmował gości? Wizja tak samo bajkowa jak te wizje rycerza, co przyjedzie do wieży na swoim koniu. Dopłynął do nich, ale je zaraz odsunął. Nie chciał zniknąć z tego świata, a przecież mając budynek między szumiącymi falami równie dobrze mógł porzucić ludzką skórę i zostać już w tej foczej.

- Bardzo! - Odparł bardzo ekspresywnie jak na niego, nawet trochę głośniej. Pusta kula wypełniona nagle wyładowaniami energii, które skrzyły, kiedy tylko przyłożyłeś palce do delikatnego szkła. Czuł na swojej skórze tę energię, kiedy Flynn go do siebie przyciągnął. Serce uderzało mu trochę mocniej i zdrowy rumieniec wpełznął na jego twarz, gdy spojrzał na niego z szerokim uśmiechem. Pokiwał głową twierdząco, ugodowo, kiedy pojawiło się zaproszenie do zejścia na ziemię. Pokiwał, ale to było niewykonalne. Może wypowiedzenie tego życzenia złotej rybce na coś by się zdało, albo potarcie lampy dżina - płonne były chyba to nadzieje, bo Laurent unosił się na miękkiej chmurce, choć myślami był poniżej poziomu morza. I tak dał się poprowadzić do tego domu, dopasowując swój rytm kroków do jego - tak całkiem podświadomie.

Podobało mu się wejście do tego domu. Było takie książęce, ale jednocześnie nie przypominało mu zamku w Keswick. Lecz teraz nie o tym - teraz nawet nie zwrócił na to uwagi. Bo weszli i pojawiło się pytanie, które zaprosiło go doodtwarzania własnych kroków w tej rzeczywistości.

- Wieszam płaszcz na wieszak. Jeśli coś ze sobą miałem to zatrzymuję się w biurze, żeby odłożyć tam rzeczy. - Zatrzymał się i spojrzał w lewo, gdzie po tych paru krokach powinien mieć drzwi do swojego malutkiego biura. Ale tutaj tego nie było. - Idę do drzwi tarasowych, żeby je uchylić, albo wypuścić Dumę i Divę, jeśli byli w domu. Karmię je - Tak mogli przejść - prosto do drzwi prowadzących właśnie na taras. - Jeśli wracam po długim dniu lub przejażdżce konnej to idę się umyć. Jeśli nie to od razu idę do garderoby się przebrać. Później... to zależy od pory dnia i roku, nawet pogody. A nawet mojego samopoczucia. Zwyczajowo zajmuję się pracą - na tarasie, albo w biurze. Piję kawę. Gdzieś między to Migotek stara się mnie przekonać, że powinienem coś zjeść. - Uśmiechnął się. - Ostatnio jednak pracy mam mniej. Dlatego idę się przejść po ogrodzie, albo od razu na plażę popływać, żeby tam usiąść albo popływać. Dopiero potem siadam z kawą i gazetą, albo książką, w salonie albo na tarasie. Zanim nastanie wieczór idę z Dumą na spacer, jeśli Alexander jeszcze z nim nie był. Teraz zazwyczaj chodzi z nim Alexander. Więc dopiero siadam do pracy. Nadrabiam korespondencję w biurze. Wieczorem biorę zazwyczaj dłuugą kąpiel, a później kładę się do łóżka i rozkładam nad sobą sztuczne niebo. - Dni potrafiły być różne, bo przecież dopasowywanie ich do grafiku było niezbędne w życiu Laurenta. Spotkania i nie spotkania... ale każdy miał swoje przyzwyczajenia i rytuały. Laurent się w tym nie różnił. Mówił to dość powoli, z zastanowieniem, oglądając surowy dom bez drzwi, prócz tych wyjściowych, z oknami do wymiany. Takie ciche i głuche miejsce, w którym jego słowa niosły się echem, miały swój klimat. - Nie lubię dużych przestrzeni. Przeszkadza mi to w poprzednim domu. Jest wtedy tak... pusto.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#22
31.12.2024, 18:43  ✶  
- To był żart. - Z tym Durham. Mało śmieszny, owszem. Może gdyby używał w rozmowie tych samych słów, które przychodziły mu do głowy to byłoby zabawniej, ale... No tak. Niby wiedział, że wpierw się wbił w Laurenta całą swoją furią i niewybrednym arsenałem obelg, a Laurent i tak go chciał, ale i tak nie czuł się z tym pewnie. Bo jak się najpierw nazywało kogoś swoją księżniczką, a później wracało do traktowania go tak, jak większość osób na Ścieżkach traktowała dziwki, czar nieco pryskał.

Chyba...

Czuł się przy nim jak zakochany nastolatek, ale nie potrafił z nim rozmawiać. Być może naiwnie wierzył, że to się kiedyś zmieni. Jakoś się przecież muszą wyczuć. Nie da się nie poznać osoby, z którą spędza się czas, a on już przecież zadecydował, że Laurent będzie musiał pozbywać się stąd jego towarzystwa siłą.

Poprzesuwał ręką po jego boczku i utrzymał ten wesoły wyraz twarzy. Wejście na piętrze, na parterze przestrzeń domowa, w której nie przyjmuje żadnych dziwnych gości. Nikt kogo zaprasza na drętwą herbatę nie ogląda jego prywatnego pierdolnika. Nikt godny wpuszczenia go na dół, do prywatnej przestrzeni, nie ogląda jego jeszcze bardziej prywatnego pokoju wykopanego w ziemi, ani korytarza na plażę choćby i wykutego w skale. Przesadzał? Ale to mogło być takie ładne - gdyby tylko potrafił stworzyć coś, co generowałoby niebieskie światło, być może ciemność pomieszczenia przypominałaby Laurentowi o ciemności morskiej toni, do której często tak otwarcie wzdychał. Wyglądało na to, że umawiając się z Laurentem powinien być najbardziej zazdrosny o... morze. Jego małe, bezpieczne miejsce, w którym mógłby się schować kiedy czuje się źle. Ale musiałoby być dobrze wentylowane, bo ten w chwilach stresu się dusił.

- Każda pusta przestrzeń ci przeszkadza? A jeżeli ma jakieś zastosowanie...? - Przysunął go do siebie bliziutko, obejmując go w pasie. Trzymał go tak, jakby chciał za moment porwać go do tanecznego ruchu. - Jak taniec. - I był gotów do tego, żeby faktycznie wykonać z nim kilka kroków do rytmu grającego mu teraz w głowie, ale też pytał go dalej. - Co jeszcze cię w nim irytowało, a co w nim uwielbiałeś? - Przedmioty były mu w tym wszystkim całkowicie obojętne. Liczyły się emocje. Nawyki. Przestrzeń. Bezpieczeństwo. Bibeloty... Był pewien, że Laurent nanosi sobie wszystkiego sam i nie potrzebował żadnej pomocy w tym względzie, chociaż i tak pewnikiem było, że Crow też zacznie znosić mu tutaj jakiś szmelc. Nie mógł nic na to poradzić - zawsze kiedy coś się błyszczało, myślał o nim. A jeżeli było związane z wodą, albo kwiatami, dostawało dodatkowe 50 punktów i instynktownie chciał to ukraść.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#23
31.12.2024, 23:32  ✶  

Kolejny niezałapany żart, tym razem jednak podkreślony. I tym razem też nie zrobiło gorzej, jak zwyczajowo. Jego chmurka, taka różowa, słodziutka jak wata cukrowa, miała się bardzo dobrze i chwilowo stał się minimalnie odporny na obrażenia emocjonalne. Te od człowieka, który nie potrafił z nim rozmawiać. Ponoć wszystkiego da się nauczyć, tylko co, kiedy ta nauka obarczona była wyrzekaniem się siebie samego? Nie, nie ważne, nie teraz... nieistotne. Obsesja głęboko drążyła tunele przez serce Fleamonta, glizdy torujące swoją drogę przez mięsień i tkankę. Tworzyły drogi sobie tylko znane, a Laurent? Ślepota też bywała chorobą, więc siebie byli warci. Jeden był ślepy na ogrom zepsucia, a drugi zapomniał, czym była prawdziwa czerwień miłości. Za to nie zapomniał jej w uczuciach. Nie było na tym świecie osoby, która kochała mocniej niż on.Zabójcze zakochanie.

I to tego Zabójcy było potrzeba, żeby odkryć prawdę oczywistą - nie było większej konkurencji, niż morza i oceany, które wiecznie szeptały do jego uszka i ciągle przyzywały do siebie. Snuły o kochaniu, opowieści o miłości, wierności i wieczności. Obiecywały podróże w swoich zamkniętych i bezpiecznych ramionach, by zaraz grzmieć gniewem i grozić śmiercią. Huczeć o śmierci i pożartych statkach, kościach pochowanych w głębinach niepoznanych przez człowieka. I kochał, och jakże kochał i miłował te głębiny! Te plaże i płycizny, ten spokój i ten wściekły ryk! Przeszywał jego duszę na wskroś. Gdy wracał - to w końcu wracał do Niego. Czy mógłby wracać też do Flynna pozostawało sekretem przyszłości. I jakoś nikt dotąd prócz Edga nie wpadł na to, że nie było groźniejszego przeciwnika do konkurencji. Och, może Florence... ale jej obawy opierały się na tym, że widziała to w Laurencie od tego lata - to spojrzenie, które sprawiało, że zastanawiała się, czy kiedyś nie zniknie na dobre w słonej wodzie.

Te dświadczenia telepały jego sercem jak motyle skrzydła. Przybierał barwy całej tęczy - od fiolet, przez słodycz różu, złoto słońca i czerwień ognia, po lazur tych mórz, zieleń bukowych liści. I z powrotem. Jego oczy były nagle wielkie, kiedy z taką ciekawością i ekscytacją chłonął każdy moment. Wrócić? Na powierzchnię? Chyba musiałby przyznać, że Flynn nie unosił się razem z nim, a takiej teorii odmawiał. Danie się poprowadzić przez tego, który lata razem z tobą, było tak naturalne - nie wymagało zastanowienia. Podążył za jego krokami w ciszy tego domu. Domu, który... był przecież całkowicie pusty. A jednak wcale nie odczuwał jego pustki. Aż się roześmiał radośnie w głos.

- Wtedy nie jest pusta. Z tobą nigdy nie byłaby pusta. - Ach, bo taniec..! Samodzielny taniec - tak, wiedział, że Flynn tańczy sam, ale jakoś nie sądził, żeby mężczyzna posądzał go o podobne umiłowania. Ha... Gdyby tu mieszkał to potrzebowałby swojej sali do tańczenia. Ten dom był na tyle spory, że można było swobodnie wyrywać z niego kolejne kawałki. - Brak miejsca na biżuterię. - Uśmiechnął się szerzej i zabłyszczały mu oczy. - Mam na jej punkcie obsesję, to poważna sprawa. - Powiedział, choć niekoniecznie to zgrywało się z jego tonem. Takim szczęśliwym, radosnym. W jego biżuterii nie zmieniał się właściwie tylko jeden kolczyk z perłą i pierścionek na palcu. - Duma nie ma swojej przestrzeni. Kiedy jest deszcz, wpada do domu, wszystko jest zaraz brudne. - Jak to zresztą pies. A to był... cóż, gigantyczna wersja psa. - Uwielbiam ten taras. Z widokiem. Z tym niewielkim ogrodem pełnym róż i słoneczników. Z tymi wielkimi oknami od wschodu, dzięki którym każdy poranek i wieczór jest milszy. - Nawet jeśli nie spędza go na dworze, a w sypialni albo salonie. - Lubię wysepkę w kuchni, przy której można usiąść. - Większość domów angielskich ją miała, ale nadal... - I kominek w salonie. Duży kominek, przy którym można się ogrzać. Moja garderoba jest też wygodna... tylko za mała. - O, powiedział to niemalże z zawstydzeniem! Niemalże. - Wolałbym mieć łazienkę bliżej sypialni niż na drugim końcu domu, jak teraz. - Drobnostka, a jednak...



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#24
01.01.2025, 00:52  ✶  
- To po co ci meble? Przecież tu jestem. - Wyszczerzył się durnie patrząc na niego bardzo sugestywnie. - Poza tym jestem świetnym podnóżkiem - przypomniał. Ale wcale nie brnął w to głęboko. Bardziej niż niesmacznymi żartami pragnął poczęstować go zanuceniem prostej melodii z jednej z piosenek Bowiego. Narzucił delikatne zabujanie się na boki i objął go rękoma wokół szyi..- Jeszcze jedno bardzo ważne pytanie. Potrafisz jeździć na rowerze? - Mogło to zabrzmieć jak kolejny głupi żart, ale pytał całkowicie szczerze. Zamierzał mu taki rower sprezentować i wyjątkowo nawet nie planował go ukraść. - No... Może jeszcze trochę istotne jest to, czy jest coś w tym domu i okolicy czego miałbym pod żadnym pozorem nie ruszać... - Bo jak mu przedstawi pomysł z ukrytym pokojem i przetransportuje tutaj jakąś wierzbę albo dąb z Doliny Godryka, a on mu powie, że chciał coś z tego zachować, to nawet Crow się wkurwi niemożebnie. - Ale trochę rozmywa mi się uwaga - przyznał nieśmiało, kontynuując zgrabne próby poprowadzenia Prewetta do tańca w rytm muzyki, którą z ich dwójki słyszał tylko on. - Zaliczyłeś tutaj swój pierwszy taniec. Kogo chcesz uczynić swoim pierwszym pocałunkiem w nowym domu? - Nie istniał człowiek, którego chciałby teraz bardziej niż Laurenta. - Wiesz, że bym dla ciebie zrobił wszystko? Gdybyś nie o to poprosił, to bym ci ukradł księżyc. - I zaśmiał się nagle, cicho i uroczo jak na niego. - To jest dobry pomysł. Ukradnę ci księżyc. - Nikt mu wtedy nie powie, że nie starał się wystarczająco. W szczególności on sam.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#25
01.01.2025, 01:39  ✶  

- Rzeczywiście. Głupi ja! - Odpowiedział mu perlistym śmiechem. Jeszcze nigdy powiedzenie o swojej głupocie nie było takie proste i niewymagające żadnego myślenia o własnych niedoskonałościach. Oparł dłonie na jego biodrach. Kiedy ktoś brał sobie za cel spełnianie twoich snów to ta szklana kula, która była taką mimozą, skrzyła sama z siebie. A o czym marzył Flynn..? Człowiek, który nawet nie był pewien, jak chciałby, żeby jego życie wyglądało? Flynn miał naprawdę piękny głos. Jego przepalenie miało swój urok - tego złego chłopca, ot co. Nie dziwiło go, że miał wyczucie rytmu i melodyki, ale kiedy zanucił przyłapał się na tym, że podziwia te krótkie nuty, nawet jeśli daleko im było do dzieła sztuki wygrywanej przed orkiestrę. To nucenie miało swój własny czar. - Na row... - I ta sama osoba stawiała sobie za cel zaskakiwanie cię na każdym rogu. Nawet ze zwykłymi pytaniami. Nie to, żeby nigdy na oczy roweru nie widział, ale... chyba nigdy się nie miał okazji do żadnego nawet zbliżyć. - Nie jestem nawet pewien, czy kiedyś dotknąłm roweru. - Przyznał, przypominając sobie rowery z alejek włoskich i paryskich - tam często po nie sięgano. Pogoda bardziej sprzyjała niż w tym smutnym, deszczowym kraju. Automatycznie chciał rozejrzeć się po tej "okolicy", ale przecież byli w domu. Głupota. To i jego wzrok zaraz wrócił do Flynna. - Nie wytnij mi lasku i nie zabuduj widoku. - Poszerzył uśmiech, ale właściwie mówił całkiem poważnie. Te dom wygrał właśnie dlatego - ponieważ był osłonięty z jednej strony drzewami, a z drugiej było już tylko morze. Sam w sobie był jak bezpieczny azyl.

Gdy panowała cisza wcale mu to nie przeszkadzało. Muzyką stawał się rytm ich kroków. Dopatrywał się pięciolinii w każdym geście. Wyszukiwał nut w jego oczach. Chciał dać zaczarować Flynnowi swój świat dokładnie tak, jak czarowały syreny.

- Och, nie wiem. Może powinienem sprowadzić tu jakiegoś Kruka? Może zamieniłby się jak żaba z bajek w homoseksualnego księcia? - Humor wybitnie mu dopisywał. Nawet pomimo tego, co usłyszał od Florence dzisiejszego poranka. - Tak? Ukradniesz dla mnie księżyc? - Trzeba uważać, co się obiecywało Laurentowi, szczególnie, gdy zawierało to wszystko, co świeciło. Księżyc się do tego zaliczał. Wyglądał pięknie - wielka, bladoniebieska perła nieba w orszaku diamentowego pyłu. Mógł poczuć, jak palce Laurenta nieco mocniej zaciskają się na jego bokach, delikatnie wędrują na plecy. - Teraz już jest prawie jak w bajce, Mój Kruku. - Pochylił się do niego, by go ucałować. - To na szczęście, żebyś chętniej wykradał księżyc. - Wyszeptał w jego wargi.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#26
01.01.2025, 16:14  ✶  
Głupi on? Oczywiście, że to był żart, ale ta gorsza część Crowa wciąż zgadzała się z tym stwierdzeniem, kiedy druga krzyczała głośno i wyraźnie, że wcale nie. Było jednak za milutko na kolejną wewnętrzną walkę - na jego twarz wypełzł na sekundę dziwny grymas, który uległ ciepłemu uśmiechowi.

- To cię nauczę. - I będzie miał śliczny rower, na którym będzie mógł jeździć do okolicznego miasta i udawać jakiegoś tam podróżnika czy badacza, który przeprowadził się tutaj niedawno. I nie bez powodu wiata obok domku zmieści dwie sztuki rowerów, bo Crow jechał dzisiaj na tym monstrum pierwszy i ostatni raz - bo jeżeli miał na czymś jeździć, to jego preferencje ograniczały się do jednej rzeczy i był to kutas jego chłopaka. - Od jazdy na rowerze ćwiczą się mięśnie dupy - uśmiechnął się szerzej. - A ten dom będzie albo najwspanialszym miejscem, z którego nie chcesz wychodzić bo czujesz się w nim dobrze, albo kupisz sobie nowy. Być może trochę... Przesunę ziemię... Zastanawiam się, czy mam ci tym wszystkim zrobić niespodziankę, a później wrócisz tutaj oglądać nowy układ pokoi, czy wolisz żebym ci to najpierw wyrysował?

Zaśmiał się, odchylając się do tyłu i ujmując go delikatnie za twarz. Był tak śliczny, tak idealny, tak...

- Możesz uznać, że już jest twój. - Pocałował go lekko. To było ledwie muśnięcie warg. - I księżyc i kruk. - I jeszcze raz, chociaż tym razem z nadzieją na pogłębienie tego pocałunku i przejechanie językiem po jego wardze. Ręce Crowa wróciły na szyję Laurenta i zawisł tak na nim na dłuższą chwilę. - Naprawdę chcesz żebym z tobą został? - Chciał dodać już na zawsze, ale gdyby usłyszał nieco oczywiste, studzące go na pewno na chwilę, a później zobaczymy, to by się sparzył strasznie. Może by się tak nie bał gdyby go kilka tygodni temu nie pobił i nie zmusił do złożenia przysięgi wieczystej, ale co się stało to się nie odstanie - ten fakt nieodwracalności własnych decyzji momentami nie dawał mu spać. - A nie tylko robił dla ciebie rzeczy? - I pewnie mogło to sugerować, że tych rzeczy robić nie chciał, ale to nie była prawda. Obdarowywanie ludzi, których kochał, było dla niego bardzo ważne. Jego chęci kończyły się dokładnie w tym momencie, kiedy czyjeś serce przestawało bić dla niego. - Odpowiedz mądrze, od tego zależy rozmiar tej twojej wielkiej szafy.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#27
01.01.2025, 18:46  ✶  

- Dobrze. - Do próbowania rzeczy nowych zazwyczaj nie trzeba było go namawiać. Zazwyczaj. Czasem lęk przed porażką przed innymi osobami był o wiele silniejszy i wcale nie sprzyjał nauce. Lęk przed wytknięciem palcami, śmiechem, ostrymi słowami - wystarczył czasem jeden zły gest i Laurent ze lśniącej gwiazdy zamieniał się w perłę, która zamykała się w muszli. Blask znikał z taką łatwością, z jaką przeciąg gasił świece. Teraz się tego nie bał. Powinien, bo przecież Flynn miał cięty język i problemy z jego kontrolą. - Od jazdy konnej też. - I mięśnie ud robią się niczego sobie. Gdyby nie ta jazda konna i pływanie to byłby jeszcze słabszy, niż był. Stałby się ważką przysiadającą na krańcu palca, której skrzydeł wystarczy dotknąć, by je połamać. - Narysuj mi. - Nie potrzebował się nad tym zastanawiać. Z dwóch powodów - był przywiązany do pamiątek różnego rodzaju, a taki projekt zaliczał do takowych. Po drugie - uwielbiał niespodzianki, ale nie wszystko powinno niespodzianką być. Nie było nic gorszego od nietrafionego prezentu. Nie chciał kupować drugiego domu po ukończeniu tego - chciał, żeby ten dom był idealny. I to też nie było spowodowane tylko tym, że chciał się wyprowadzić, bo ta potrzeba mogła zostać spełniona w mig. Wystarczyło kupić gotową posiadłość, zabrać rzeczy. Nie o to jednak chodziło. Ten dom miał budować Flynn.

Zachwiał się lekko w tym rytmie i w szybkości swojego ruchu. Przytulił się do Flynna na tę krótką chwilę pocałunku, przylgnął do niego mocniej. Pocałunek okraszony uśmiechniętymi wargami. Nic nie trwa wiecznie, ale żaden z nich nie był gotów, by temu przytaknąć. Nie mówmy o tym, nie mówmy tego, nie wychodźmy z piosenki Bowiego granej tylko w głowie Flynna. To tylko jeden fałszywy kroczek. Wszystko dla tego zbliżenia i przybicia pieczęci własnymi wargami na obietnicy danej sercu i głowie. Które sumienie wytrzyma dłużej zatapiając się w niemożliwych do spełnienia bajeczkach?

Być może od tego oszaleją.

Przynajmniej oszaleją razem.

- Chcę. - Na zawsze i na wieczność, by z życia móc uczynić świętość. Aby każdy dzień był świętem wartym celebrowania. By poranki były słodsze, a życie mniej niepewne. By nawet, gdy świat znów będzie płonął - on złapie go za rękę.

Oddał mu prawo do oddechu i zrobił krok w tył, by się od niego odsunąć, złapać jego dłonie. Teraz to on pociągnął go za sobą. Ta pusta, wielka przestrzeń mogła być teraz ich salą balową. Ich pałacem, najpiękniejszym na świecie, gdzie nie było innych bogów. To on był tutaj bóstwem. Bogiem jedynym, który pragnął pochłaniać każde ze spojrzeń tego człowieka i jego gesty.

- Chcę. - Nie tylko robił rzeczy, rzeczy, które... ach! Sam chciał dla niego robić rzeczy. Jeszcze wróci do tego zeszytu, dziennika, który mu zwrócił. Jeszcze się o to pokłócą, jeśli Flynn nie będzie chciał. Albo zacznie nowy - przecież musiałby postawić na swoim. Dwa razy chcę.

Ułożył jego ręce na swoim ciele i teraz to on go pociągnął do tańca. Stworzył ze swoich rąk ramę - doskonale wyuczoną, bo kilka tańców młody Prewet musiał opanować. Te, których Flynn nie lubił, nie przepadał za nimi. Ale może zmieni zdanie...

- Chcę. - Powtórzył niemal z drżeniem głosu, ciągnąc go za sobą. Ale nie zostawił tej piosenki w swojej głowie...

Drżący, wysoki głos Laurenta - wystarczyło zamknąć oczy, by mieć pewność, że to musiała śpiewać kobieta. Ciepła barwa otulała jak kokon powoli wykluwającego się motyla. A piosenka zaczynała się całkiem delikatnie. Powolutku. Snuła swoją opowieść...

Jak powoli zmieniało się ich otoczenie. Ubranie Laurenta opłynęło całością w bieli, długie szaty nie były suknią, ale zwiewny materiał wirował wokół niego z każdym krokiem. Flynna skórzane spodnie wcale nie zniknęły. Pojawiła się tylko czarna koszula - ale również ze skóry. Z odpiętymi guzikami pod szyją. Przylegała do niego doskonale, zaginając się przy każdym ruchu mięśni. Włosy stały się tymi idealnymi loczkami, jakby nigdy nie były rozburzone po nocy i locie na abraksanie. I jeśli nie został zatrzymany, to magia selkie brnęła dalej. Podłoga pod ich nogami rozwinęła się jak dywan, tworząc parkiet, a gdy dotknęła ścian to te wzniosły się w górę ciemnym granatem, by zamknąć nad ich głowami i rozwinąć girlandy i piękne abażury, a na samym środku zalśnił księżyc. Zamiast świec - na abażurach zawisnęły gwiazdy. Pojawiła się orkiestra. Rozbrzmiały instrumenty, gdy brnęła piosenka i nabierała tępa. Pod ścianami pojawiły się eleganckie damy w ich sukniach i dżentelmeni, którzy je prowadzili. Za wielkimi oknami padał śnieg, który zaczął malować szron na oknach, a między ludźmi powstały wysokie świeczniki z ciepłym ogniem, który przytulnym blaskiem stanowił kontrast do zimy za tymi murami. I w końcu do tańca dołączyły też figury do tej pory nieruchome, ale na środku byli tylko oni. W tym blasku Luny, który grał na materiale Laurenta srebrzystymi refleksami. Ale w końcu orkiestra zaczęła się wyciszać, wirujące wokół nich sylwetki zwalniać... i Laurent sam w końcu zwolnił, a w końcu się zatrzymał, by zakończyć pieśń.

Blondyn oddychał głębiej. Wszystko wróciło do normy. Znów byli w tym samym, pustym domu gotowym do remontu.

- A ty? - Zapytał w tej lekkiej zadyszce. - Chcesz ze mną zostać?



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#28
01.01.2025, 21:57  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 02.01.2025, 00:19 przez The Edge.)  
Chciał dodać, że być może od jeżdżenia na nim też, ale miał wytrzymać z ciągłym pierdoleniem o seksie, więc zamiast tego chrumknął jak skończony wieśniak, zduszając to w sobie.

- Okej.

Przyjął to, że miał wykonać projekt do zatwierdzenia bardzo lekko, bo nie zależało mu tak naprawdę na żadnej z tych opcji. Ba, nie czuł się prawdziwie kompetentny do tego, czego Laurent od niego oczekiwał, ale skoro czegoś chciał, to to dostanie, choćby miało to kosztować wiele trudów. Ostatecznie należał do ludzi wysoko uzdolnionych, ale żeby to z niego wydobyć, trzeba go było dobrze zmotywować. Ten buziak i obietnica były wystarczające. Dobrze, nie potrafili ze sobą rozmawiać i momentami pasowali do siebie jak pięść do mordy, ale co z tego? Nigdzie nie czuł się tak chciany jak w objęciach tego chłopaka i naprawdę byłby gotów wydrapać oczy komukolwiek, kto zechciałby mu go odebrać. Zrobi mu ten bezpieczny, błyszczący pokoik, choćby miał na zawsze nosić od tego ślady rozcięć na dłoniach od wyklejania go kolorowymi szkiełkami.

Każde kolejne chcę sprawiało, że uśmiechał się szerzej. Nie podobało mu się jedynie puszcze nie go i już wyciągał dłonie do przodu, żeby ten błąd naprawić, kiedy... te zostały złapane. I nagle ten uśmiech przemienił się w szok płynący z niewiedzy. Nie rozumiał, co się dzieje, ale reagował i odpłynął z tą melodią do prezentowanego mu miejsca. Nietrudno domyślić się, że pełna ludzi sala balowa, w której okazali się centralnym punktem, była ziszczeniem jego największych koszmarów - dlatego nie rejestrował niemal nic wokół. Liczył się jedynie Laurent. Piękna, magiczna chwila mogła nią być tylko i wyłącznie dlatego, że znajdował się w niej on - na pewno nie otoczenie ludzi z wyższych sfer, nawet jeżeli byli wytworem jakiegoś czaru lub jego wyobraźni. Musiał zrobić to dla niego. Musiał dla niego zatańczyć. To było bardziej oczywiste niż cokolwiek, o czym wiedział - żadne prawo rządzące światem nie miało siły przebicia w momencie, w którym Laurent zaczynał śpiewać. I co? Wydrapałby komuś oczy? Zrobiłby o wiele więcej gdyby ktoś próbowałby odebrać mu ten moment. Nie lubił tańczyć w ten sposób, ale to nie znaczyło, że nie potrafił tego robić - nie zliczył ilości takich tańców, jakie musiał odbyć wbrew swojej woli lub w ramach treningu. Niby drętwy i zniechęcony, wczuł się w to aż za bardzo - kiedy muzyka z jego głowy wyparła melodię piosenki, a te pieprzone girlandy stały się na powrót pustymi ścianami, Crow objął go jeszcze w pasie i opuścił w dół na swojej ręce, zupełnie jak robił to z Laylą, chociaż tym razem czuł się zupełnie inaczej.

- Chcę - potwierdził od razu. Nie czuł się zmęczony. - I zostanę. Już zdecydowałem. Ostrzegam, że jeżeli będziesz chciał się mnie pozbyć, to nie zrobisz tego bez szczurołapa. - Chociaż ten zawód w języku Ścieżek nabrał nieco bardziej dramatycznego znaczenia. - Załatw co musisz z tą swoją Victorią i wróć do mnie.

I chociaż nie chciał tego momentu przerywać, był gotów do zaczęcia opowieści o tym, co właściwie wymyślił w kwestii jego domu, dopytywać o dodatkowe instrukcje i budżet lub jego brak. Zamierzał również zaoferować teleportowanie go do Londynu, jeżeli tylko Laurent tego chciał.

Koniec sesji


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: The Edge (6457), Laurent Prewett (8726)


Strony (3): « Wstecz 1 2 3


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa