Wsunęła różdżkę z powrotem do kieszeni i zaciągnęła się głęboko. Pierwsze szare kółko dymu, które opuściło jej usta, zostało natychmiast porwane i rozwiane przez chłodny, jesienny zefir. Niespiesznie, kacikiem ust wypuściła jeszcze obłoczek w pogoni za nim.
Słuchała opowieści dziewczyny, a jej twarz wyrażała zachęcające, uprzejme skupienie. Stała w swobodnej pozie, obejmując się lewą ręką w pasie, podczas gdy prawa, zgięta w łokciu, luźno podtrzymywała cybuch fajki między palcem wskazującym a środkowym. Jej wzrok spoczywał głównie na rozmówczyni, ale co jakiś czas przeskakiwał na Shafiqa, taksując jego postawę i wyraz twarzy. Kiedy ten, z pozornym spokojem, poprosił o dwa opakowania, z ust Ceolsige wyrwało się niemal bezgłośne prychnięcie, ukryte w kolejnym, gęstszym obłoku dymu. Kiedy płacił rozejżała się ponownie, szybko, ukradkowo po mijających ich twarzach. Spojżeniem nie do odróżnienia od zwykłego rozbiegane spojżenia kogoś, kto czeka w kolejce.
Gdy Anthony zwrócił się do niej z propozycją, wyjęła fajkę z ust. Uprzejmy uśmiech nie zniknął z jej twarzy, ale błękitne oczy nabrały nagle ostrości i niemal namacalnej czujności. Delikatnie skineła głową na znak uprzejmej zgody.
— Z przyjemnością, panie Shafiq. Znajduję propozycję dłuższej rozmowy nader kuszącą, podobnie jak możliwość złożenia wieńca w pańskim towarzystwie. — odparła, a jej głos, choć stonowany, niósł w sobie nutę życzliwej akceptacji. — Zechce Pan okazać mi odrobinę cierpliwości nim skończę zakupy. Delikatnym gestem dłoni i skinieniem głowy wskazała na stragan z owocami. Treść wskazywała na pytanie, ale było to uprzejme stwierdzenie kurtuazyjnego faktu.
Z tymi słowy odwróciła się z powrotem do kramarki, a jej spojrzenie znów złagodniało.
— To była poruszająca opowieść. W dzisiejszych czasach prawdziwe historie są cenniejsze niż złoto — pochwaliła ją uprzejmie, po czym zniżyła nieco głos, jakby dzieliła się sekretem. — Pamiętaj jednak, że nawet najsłodsze owoce, które wyrosły na popiołach, mogą nosić w sobie gorycz. Nie każdy żołądek jest gotów, by ją strawić.
Na twarzy szybko wyrusł usmiech. Przyjżała się badawczo owocom. - Niemniej wyglądają zachęcająco apetycznie. Zasługują na swoją szansę.
Podeszła bliżej i z namysłem zaczęła przeglądać owoce. Jej palce delikatnie obracały jabłka, ale wbrew pozorom nie szukały tych najpulchniejszych i najmniej uszkodzonych. Przeciwnie, wybierała te, których skórka nosiła najwięcej szarych, matowych smug — pamiątek po popiele, który dał im nowe życie. Robiła to z naturalnością kogoś, kto po prostu wybiera najdorodniejsze okazy na szarlotkę ale czuje spojżenie raz po raz padało przelotnie na kramarkę.
— Dziękuję. Życzę powodzenia w handlu oraz drodze do domu — powiedziała, płacąc należną sumę. Zwiewnie, niemal tanecznym ruchem zwróciła się do Shafiqa, który czekał cierpliwie.
— Dziękuję, że pan zaczekał. Możemy ruszać w drogę. - Drobnym gestem głowy wskazała kierunek i nieśpiesznie ruszyła pomiędzy straganami, w stronę wyjścia z jarmarku.