• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 3 4 5 6 7 … 10 Dalej »
[10.08.72] Windermere. Bestie, które miały chronić (II)

[10.08.72] Windermere. Bestie, które miały chronić (II)
Panicz Z Kłami
Hot blood these veins
My pleasure is their pain
Bardzo wysoki - mierzy 192 cm wzrostu. Z reguły ubiera się w czarne bądź stonowane kolory, ale można go spotkać w wielobarwnym ubiorze. Włosy ciemnobrązowe, oczy zielone. Jest bardzo blady, ma sine wokół oczu, które nieco jaśnieje, kiedy jest nasycony, ale to nieczęsto się zdarza.

Astaroth Yaxley
#51
13.07.2024, 00:35  ✶  
Wielkie przerażenie zalało mój umysł. Zaparłoby mi zapewne dech w piersi, gdyby nie były wypełnione wodą. Przez to jakoś tak dziwnie... czknąłem wodą pod wodą, że tak właściwie to nie byłem pewien, co robię i czy robię. Trwało to może ułamek sekundy, a może wcale. Ale nieistotne! Geraldine! Uświadomiłem sobie, że chciałem jej urwać łeb. To tak na serio, a nie tylko w ramach braterskich pogróżek. Chciałem ją pochwycić i rozszarpać na strzępy. W zdecydowanym afekcie, kiedy pragnąłem triumfu Adrii.
Rozejrzałem się wokół zdezorientowany. Sam się ocknąłem czy ktoś mi pomógł...? Nikt nie celował we mnie z różdżki, więc to może moja własna siła woli? Cóż, niezależnie od powodów mojego ocknięcia się, dałem znać Esme, że już jest wszystko w porządku, po czym zrobiłem ruch wstecz i popłynąłem za Geraldine w kierunku Adrii. Zamierzałem ominąć kocioł szerokim łukiem, ale... ale nie chciałem by ktokolwiek jeszcze zasmakował skutków tej mazi, więc skierowałem nań różdżkę. W pierwszej chwili chciałem go zniszczyć, ale... zreflektowałem się w czas. Może lepiej było stworzyć mu odpowiednią osłonę? Niż rozchlapywać wszędzie truciznę?
Wyciągnąłem różdżkę i zacząłem coś tworzyć. Oby było solidne. Nas nie zawiodło. Nikogo z nas.

Kształtowanie w celu stworzenia solidnej osłony na kotle
Rzut N 1d100 - 80
Sukces!

Rzut N 1d100 - 47
Slaby sukces...
Widmo
178cm, ciemne

Esmé Rowle
#52
13.07.2024, 03:25  ✶  

Odetchnął z ulgą, gdy wampir ocknął się tak, jak tego oczekiwał od niego. Specjalnie wybrał zaklęcie, które nie mogło go skrzywdzić, ale i tak nie chciał go rzucać. Nie chciał prowokować konfliktu, wchodzić w ten akt agresji. Nic o nim nie wiedział poza tym, że jest wampirem. I bratem Geraldine. Pierwsza rzecz... nie miała wcale tak wielkiego znaczenia, jak mogli podejrzewać. Przynajmniej dla samego rzemieślnika. Druga zaś była zdecydowanie ważniejsza. Szczególnie teraz, tutaj, w Windermere. Gdzie jego uczucie do Ger było tak mocne, tak... wyolbrzymione. Ale prawdę o własnych uczuciach miał dopiero odkryć. Czy na pewno? Zawsze mógł wrócić do swojej małej pracowni, zamknąć się w niej i zdać sobie sprawę, że Windermere było jedynie bodźcem. Iskrą, która była niezbędna. Przyszłość pozostawmy jednak przyszłości.

Natychmiast skierował swą różdżkę na trytona, by schwytać go w bańkę. Trytona. Pod wodą. W bańkę. Prychnął pod nosem, przenosząc wzrok na Victorię. Mógł się domyślić, że doceni ten gest, bo Esmé, może pierwszy raz podczas tego wyjazdu, wykazał się jakimś profesjonalizmem. Ruszył swoją nieposłuszną głową i wykazał się chociaż ociupiną umiejętności. On też był z tego powodu zadowolony. Zadowolony był też z tego, że znajdowała się tutaj sama Lestrange. Ich spięcia dla samego kaletnika były czymś dziecinnym, powierzchownym. W głębi szanował ją za... to kim była. Nie potrafił tego ubrać w słowa, bo nie odnosiło się to tylko do profesjonalizmu wobec pracy, wobec jej rzemiosła. Może życie samego Rowle nie było łatwe, ale łatwo żyło się prowadząc jego tryb życia, z jego osobowością. Nie wymagało to wielu poświęceń, bo żyło się tak, jak się chciało. I brało się konsekwencje takiego żywota. Nie znał jej, ale był przecież na tyle arogancki, by podejrzewać siebie o to, że już ją przejrzał. Nie na wskroś, aż tak szalony nie był. Ale że rozumiał pewną jej cząstkę. Wydawało mu się, że Victoria wiedze żywot zupełnie odwrotny od jego własnego. Niekoniecznie pełen takiej... swobody, jaką miał Rowle. Na jaką pozwalał sobie sam i jego specyficzny status w rodzinie. Czy jej współczuł? Skądże. Miała karierę, była piękna i zdolna. Proces był trudny, ale dzieło wspaniałe.

Posłał całkiem wesoły uśmiech Victorii, po czym ponownie rozejrzał się dookoła, by dowiedzieć się w czym może dalej pomóc. Geraldine zraniła Adrię i... szarżowała na nią? Lestrange rzucała zaklęcie... na Adrię? Chyba? Brat-wampir też coś czarował i Perseus chyba też. Każdy działał, dodając swoje dwa grosze. Prawie każdy. Nie zawsze trzeba było dodawać cokolwiek. Czasami wystarczyło poczekać. I wtedy napotkał zagubione oczy Laurenta. Przyglądał mu się przez chwilę, odprowadzając go wzrokiem za plecy Victorii. Otumaniony, ale u jej boku - bezpieczny. Dobrze. Bardzo dobrze, bo niezmiernie cenił ich małe spotkania, a po dzisiejszych wydarzeniach czuł, że miał w rękach sporo materiału. Mógł z tego wiele stworzyć i zobaczyć, dowiedzieć się tego, co lubił - co na to Laurent? Przecież lubił kiedy ten mówił co myślał. Należało dawać mu powody do myślenia, prowokować myśl tak, jak prowokuje się świeczkę, przesuwając nad nią palcami. Tak, aby samemu się nie sparzyć.

Co mógł zatem Esmé? Czekać. Pilnował trytona w bańce, ponawiając zaklęcie, gdyby to było konieczne. Została do wyeliminowania Adria, która i tak była mocno ranna. Krwawiła, barwiąc morską wodę na szkarłat. Nie tylko ona. Cieszył się, że nie potrafił oddychać wodą, bo tego metalicznego smaku cudzej posoki na pewno by nie zniósł. Miejsce to było... makabryczne. Wystarczająco, by i tak czuł się tutaj coraz mniej... komfortowo. O ile w ogóle dało się mówić o jakimkolwiek komforcie przy takich wydarzeniach. Cóż, jeszcze do niedawna przynajmniej woda była czysta. To co tutaj się wydarzyło nie było wygodną historią, ale ważną historią. Esmé, całe szczęscie, zupełnie gdzieś miał to, jak w tym wszystkim wypadał. Robił co chciał, a oto są konsekwencje. Oto cena. Wystarczy ją zapłacić. To cena wolności.


Gdyby było potrzebne, to rzucam znów zaklęcie banieczki na trytonie, by się nigdzie nie wydostał.
Rzut Z 1d100 - 8
Akcja nieudana

Rzut Z 1d100 - 62
Sukces!
Widmo
Norvel Twonk to czarodziej nieznanego statusu krwi, który poświęcił własne życie, aby ocalić mugolskie dziecko przed mantykorą. Za ten czyn odznaczono go pośmiertnie Orderem Merlina I Klasy.

Norvel Twonk
#53
13.07.2024, 23:59  ✶  
Tryton owinięty bańką wyczarowaną przez Esme wciąż dryfował bezradnie po pomieszczeniu. Napierał ciałem na przezroczystą ścianę, wydawał z siebie stłumione dźwięki – słowem, robił wszystko, by spróbować przerwać zaklęcie, ale bezskutecznie. Był nieszkodliwy.
Podobnie nieszkodliwy okazał się kocioł, gdy zaklęcie Astarotha zaplombowało jego zawartość, uniemożliwiając komukolwiek jeszcze poddanie się omamiającej sile warzącej się w nim substancji.
Tymczasem wokół atakującej Adrii, trochę się działo. Trytonce udało się co prawda wbić pazury w ramię Geraldine i pociągnąć w dół, ale nie zdołała już uniknąć ani sięgającego jej głowy sztyletu, ani oplatających ją znienacka lin. Nawet się nie szamotała – raczej znieruchomiała a jej ciało momentalnie zwiotczało. Życie ulatywało z niej w zastraszającym tempie. Wydobywająca się z jej ciała krew barwiła wodę dookoła i mieszała się z krwią Geraldine. Łowczynię Potwórów piekła nowa (kolejna) zadana jej tego popołudnia rana.
Dochodzący do siebie Laurent, Victoria, ranny Perseus, Astaroth, Esme i Geraldine pozostali sami. Wyglądało na to, że żadne kolejne trytony nie zamierzały przybyć na ratunek Adrii. Na zewnątrz Siedliska chyba również zaczynało robić się coraz bardziej spokojnie.
Leartes podpłynął ku jednej ze ścian, jak najdalej od miejsca, w którym dopiero co toczyła się walka.
- Świat wyszedł z orbit… - wymamrotał pod nosem, a potem ruszył ku tunelowi, przez który tak niedawno tu wpłynęli.
Tryton chciał opuścić siedlisko jak najszybciej i sprawdzić, co działo się na zewnątrz.

Czas na odpis do 15.07, godz. 21.00

@Geraldine Yaxley @Astaroth Yaxley @Esmé Rowle @Laurent Prewett @Perseus Black @Victoria Lestrange

/Adria nie żyje. Na zewnątrz - kiedy wypłyniecie z siedliska zobaczycie, że tu walka też dobiegła końca. Trytony, które były sprzymierzone z Adrią, są stłoczone w kupie i pilnowane przez te znajdujące się po stronie Ultha. Jest trochę rannych po obydwu stronach, ale raczej nie pozostają oni śmiertelnie ranni. Czekam aż podejmiecie jakieś decyzje postaciami - czy wracacie bezpośrednio do Ośrodka Windermere, czy próbujecie ratować znajdujących się w siedlisku w bańkach mugoli (a może - po prostu powiadomicie odpowiednie służby), etc.
Kolejny mój wpis - od razu wam napiszę, że będą tam podziękowania Ultha, będzie wieńczącym sesję.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#54
14.07.2024, 14:50  ✶  

Ta walka nie trwała długo, ale tak po prawdzie, to dopłynęli tu już ku jej końcowi. Tak naprawdę może tylko przyspieszyli nieuniknione, chociaż Victoria wyobrażała sobie, jak bardzo Laurent musiał być rozczarowany, że nie mógł z Adrią nawet spróbować porozmawiać. I pewnie i przerażony tym wszystkim, krwią, ciałami bez głowy i tak dalej. W moment jednak wszystko się uspokoiło, ale woda tutaj nie była ani trochę czysta. Była obrzydliwie wręcz brudna, Laertes w popłochu niemalże się stąd ewakuował, zostawiając ich samych ze złapanym w bańkę, całkowicie nieszkodliwym trytonem.

Victoria starała się ocenić sytuację – Perseus był ranny, tak jak Geraldine. Powinni się stąd jak najszybciej ewakuować, by mogli opatrzeć swoje rany. Laurent wpadł w popłoch, ale Esme i Astaroth się jakoś trzymali, z czego była pewna, że wampir będzie się miał najlepiej, tyle że… w tej wodzie było pełno krwi, a on był młody i…

Wszyscy powinni się stad ewakuować. Tylko że najbardziej Victorię martwił ten kocioł. Cokolwiek tam było… sam fakt, że dwie osoby miały tam zanurzone głowy i przez chwilę zachowywały się dziwnie… Yaxley chyba nie bez powodu zresztą go zapieczętował?  Lestrange zaczęła się zastanawiać, czy to nie było to – bo to po tym Laurent zaatakował Perseusa, a Adria nie bardzo miała przecież czas czarować.

Kocioł.

Nie mógł wpaść w niepowołane ręce. Nie mógł wpaść tak naprawdę w żadne ręce. Powinni go zniszczyć tu i teraz, żeby ani Ministerstwo nie położyło na nim łap, nie badało tego świństwa, opracowując swoje jakieś tam… “bronie”, które obrócą się przeciwko nim, ani trytony też nie powinny się nim bawić, bo co, jeśli to się powtórzy? Victoria naprawdę brzydziła się tym, co wpływało na umysł drugiej jednostki. Z drugiej strony próba rozwalenia go tutaj, gdy jego zawartość w kontakcie z wodą tak dziwnie się zachowywała (to jest… nie próbowała wypłynąć, ani mieszać się z wodą, ani nic)... Nie. Kocioł trzeba było zniszczyć, tylko nie tutaj. Gdzieś na lądzie? Może… na wyspie? Była odludna, obecnie czarodzieje i posiłki z Ministerstwa kręcili się po części Ośrodka, więc może właśnie tam…

– Zbierajcie się stąd – rzuciła w końcu i łypnęła na uwięzionego w bańce trytona. – A ty zostałeś sam. Jak ci życie miłe, to nie próbuj żadnych śmiesznych rzeczy – nawet jeśli nie rozumiał ludzkiej mowy, to może chociaż załapał, w jakim znalazł się położeniu – i że został obezwładniony, a nie pozbawiony głowy z jakiegoś konkretnego powodu. Dopiero teraz, nie w ferworze walki, Victoria widziała, że znaleźli się w jakiejś pracowni. To o niej mówił wcześniej Laertes, tak? Pracownia Adrii. Należało ją przeszukać, może znajdowały się tu jakieś zapiski tej trytonicy – o truciźnie, jaką podawała innym trytonom? Albo o tej mazi? Victoria czuła, że będzie tutaj potrzebowała pomocy trytonów, zwłaszcza z językiem i ich kulturą, bo nie miała pojęcia, czy oni w ogóle pisali, czy może jakoś nagrywali swoje wiadomości, myśli?

Zamierzała więc dopilnować, by wszyscy opuścili pomieszczenie, w którym stoczyli walkę z Adrią, a następnie wydostać się poza siedlisko, by zorientować się w sytuacji. Nie planowała wracać na razie do Ośrodka, było tu zbyt dużo rzeczy do zrobienia – chciała poprosić Ultha o pozwolenie na sprawdzenie pracowni Adrii i o ewentualną pomoc, jeśli natknie się na cokolwiek, co mogło być jej “zapiskami” (w jakiekolwiek formie), tak jak upewnić się, czy przypadkiem od kotła nie zionie jakąś czarną magią. Mogłaby zniszczyć całą tamtą pracownię, ale ze względu na szacunek do trytonów – nie chciała tego robić. Przede wszystkim dlatego, że nie chciała zniszczyć ewentualnych wskazówek odnośnie antidotum na truciznę, której byli sukcesywnie poddawani. Miała też nadzieję, że Ulth, tak jak ona, będzie uważał ten cały kocioł na zagrożenie, które trzeba zneutralizować. Victoria chciała zniszczyć rzeczy związane z kotłem, a potem zabrać go na wyspę znajdującą się nad nimi i tam zniszczyć też go, z dala od ludzi.

Co zaś tyczyło się mugola, którego widzieli w czymś jakby więzieniu… Tak, chciała go stamtąd zabrać. Priorytetem w tej kwestii była jednak tamta cholerna pracownia. Jeśli ktoś z jej towarzyszy chciał się właśnie tym zająć – to nie oponowała, chociaż miała nadzieję, że ranni Geraldine i Perseus jednak zajmą się tym, by ogarnąć swoje rany. W przeciwnym razie mugol musiał poczekać, aż skończy, ewentualnie… Mogli też poprosić o tę pomoc trytony – by bezpiecznie zabrali tamtego człowieka (albo ludzi, jeśli było ich więcej?) na ląd.

Panicz Z Kłami
Hot blood these veins
My pleasure is their pain
Bardzo wysoki - mierzy 192 cm wzrostu. Z reguły ubiera się w czarne bądź stonowane kolory, ale można go spotkać w wielobarwnym ubiorze. Włosy ciemnobrązowe, oczy zielone. Jest bardzo blady, ma sine wokół oczu, które nieco jaśnieje, kiedy jest nasycony, ale to nieczęsto się zdarza.

Astaroth Yaxley
#55
14.07.2024, 17:15  ✶  
Zapieczętowałem całkiem schludnie kocioł. Nie było żadnego dostępu do jego zwartości i dobrze. Na samą myśl, że mógłbym uczynić komuś z moich bliskich krzywdę, gdyż nie byłbym sobą, tylko pod wpływem trucizny, skręcało mnie w środku. Tak to określił tamten tryton... Powiedział, trucizna. Adria i trucizna. Miałem aby nadzieję, że to koniec, że nie będę miał po tej mazi żadnych skutków ubocznych... Nie chciałem zabijać Geraldine, chociaż musiałem przyznać, że podobało mi się to skupienie na jednym konkretnym celu, niemyślenie o jakichkolwiek własnych troskach, tylko o dobry Adrii. Nie, nie powinien do tego wracać. Już nigdy.
Adria została pokonana, ale ogromnym kosztem. Chciałem dotrzeć do Geraldine i jej pomóc. Możliwe, że opadała z sił przez tę szamotaninę pod wodą. Samo pływanie wymagało sporo wysiłku, a ona na domiar złego była ranna. Nawet ruszyłem w jej kierunku, ale wstrzymałem się jeszcze bardziej zestresowany, kiedy do moich warg dotarł delikatny smak krwi. No tak! Głupek! Woda wypełniała się ich krwią, ich słodką krwią.
Cofnąłem się, chcąc... stąd zwiać? Tyle że nie mogłem stąd wypłynąć. Musiałem dopilnować, żeby ktoś zajął się Geraldine, poza tym nie miałem pojęcia, czy nad wodą właśnie unosiło się słońce czy może jednak księżyc. Byłem w pułapce, więc ostatecznie zamierzałem czekać na pomocne dłonie. Z bezpiecznej oddali. Zakładałem, że ktoś mi pomoże. Czy to sama Geraldine, czy może Vicotoria... Tej drugiej zamierzałem zresztą pomóc, jeśli miałem być tu uziemiony (czy też uwodniony) do zachodu słońca. Mogłem swobodnie przebywać pod wodą, więc ograniczały mnie w działaniach jedynie promienie słońca. Mogłem wtedy działać jedynie na głębinach. Jeśli zaś był środek nocy, mogłem pomóc z wyciągnięciem tego kotła na brzeg albo z czymkolwiek. Raczej zależało mi na współpracy pomiędzy mną a Lestrange, co mogła zauważyć.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#56
14.07.2024, 20:25  ✶  

Gerry syknęła z bólu, kiedy trytonka wbiła w nią swoje paznokcie. Była zła, że nie udało jej się uniknąć tego ataku, mimo wszystko miała dużo szczęścia, bo jej sztylet wreszcie dosięgnął łba stworzenia. Oczywiście nie udało jej się to, gdyby nie pomoc jej towarzyszy, którzy ułatwili jej unieruchomienie Adrii.

Woda zaczęła się zabarwiać na czerwono, wiedziała, że jet to również jej krew. Będzie musiała odezwać się do Florence, jak stąd wyjdzie, to była jej pierwsza myśl, bo oczywiście nie zamierzała iść do Munga, łowczyni potworów bała się szpitali.

Przeniosła spojrzenie na brata, i kiwnęła mu głową, żeby się stąd oddalił. Wiedziała, jak działa na niego krew, brakowało jej teraz tylko tego, żeby on ją dziabnął.

Yaxley zamierzała odpuścić, było tu więcej osób, w szczególności Victoria, która przecież pracowała dla ministerstwa. Na pewno wiedziała, jak wyglądają procedury w podobnych sytuacjach.

Gerry nie zamierzała jednak zostawić Adrii, to było jej trofeum, chciała zabrać ją ze sobą powierzchnię, i zrobić popielniczkę z jej uroczej buźki. Trzymała więc w dłoni jej ciało, nie miała pojęcia, jak je stąd wyciągnie, ale na pewno nie pozwoli na to, żeby zostało ono pod wodą, za dużo ją kosztowało zabicie tej baby ryby.

- Ten, to chyba już koniec, czy wszyscy żyją? - Cóż, mówienie przez bańkę pełną powietrza nie było najprostsze, nie miała pojęcia, czy ktokolwiek ją usłyszy. Rozejrzała się po pomieszczeniu, żeby sprawdzić jak wygląda sytuacja, bo wcześniej nie miała takiej możliwości z racji na to, że była dosyć mocno zajęta tą całą Adrią.

Nie będzie mogła zabrać się stąd z Astarothem, najprawdopodobniej utknie tutaj na najbliższe kilka godzin, póki nie zajdzie słońce. Na całe szczęście nic mu się nie stało, nie musiała się więc o niego martwić.

Gerry była zmęczona, okropnie, naprawdę chciała się stąd zwinąć jak najszybciej, spojrzała jeszcze na Esme i przyglądała mu się dłużej, żeby sprawdzić, czy chce tu zostać, czy wypłynąć z nią na powierzchnię.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#57
14.07.2024, 20:45  ✶  

Jeśli nie mogłeś komuś pomóc to starałeś się nie przeszkadzać. Laurent też się starał. Walcząc z omamami, które atakowały jego głowę i mają nadzieję, że ta krew, mięso i drobinki wnętrzności, jakie unosiły się w powietrzu to jedna ze zmar, która będzie nawiedzać we śnie, ale nie mają pokrycia z rzeczywistością. Człowiek był stworzony do kłamstwa - uczono nas tego, że fałsz broni cię przed krzywdą i pozwala przed nią bronić innych. Czerwone smugi zamieniały się we wstęgi, rozmywały i szukały swoich splotów. Głowy poruszały ustami, chociaż Laurent nie rozumiał, co mówiły - nie musiał. To na pewno były oskarżenia. Nienawiść i gniew były tutaj paliwem i dawały przyzwolenia do robienia rzeczy zwyczajnie złych i okrutnych. A przecież Adria nie powiedziałaby, że to było coś złego. Pojęcie większego dobra - Geraldine i Victoria zabiły Adrię, ponieważ chciała zabić innych. Czy ktoś tutaj był zły bardziej? Czy moralność mieliśmy teraz kolorować ramami piękna i uroczości? To nie było bohaterskie. Nie było tutaj żadnej bohaterskości. Była tylko przemoc, którą na końcu nazwiemy konieczną. Niektórym będzie z tym wszystko jedno - to przecież tylko praca. To tylko kolejny trup istoty magicznej na koncie. Nic wielkiego, nie było się czym przejmować, dopóki straty nie były liczone po swojej stronie.

Rzeczy skończyły się dziać i zaczęły dziać jednocześnie. Geraldine i Perseus potrzebowali pomocy. Geraldine szczególnie. Za Perseusa odpowiadał sam - i powinien popłynąć do niego, przeprosić go, podziękować. Miał w głowie to wszystko. Odmienił się i złapał śnieżną, foczą skórę na swoich ramionach, próbując skupić swoje spojrzenie. Nadać priorytet koniecznym rzeczom, jakie powinny się tutaj wydarzyć. Skoro jedne się zakończyły, drugie dopiero miały rozpocząć, powinien zachować w tym rozsądek. Tak, rozsądek. Rozsądnie zignorować emocjonalne i moralne rozterki. Rozsądnie ignorować pływające bez życia ciała. Odwrócił twarz, bo chciało mu się rzygać od tych widoków. I kiedy ją obrócił, jego oczy padły na Perseusa. Przez moment go obserwował. Migającego w tęczowych kolorach, między czarnymi piórami, które blakły i rozpadały się w oczach. Och, nie pierwszy raz spotykał się z takimi omamami, znał je aż za dobrze - narkotyczne sny, które przenoszą cię do innej rzeczywistości. Czasami wcale nie lepszej. Czasami w miejsce, gdzie tylko demony cię gonią i pragną zrobić krzywdę. Przesunął różdżką trzymaną w drugiej ręce, żeby ściągnąć z siebie resztę tej dziwnej substancji z kotła i wyczarował znów na moment bańkę wokół swojej głowy.

- Proszę, zajmij się swoją raną. I Geraldine. - Chodziło o to, żeby stąd odpłynąć i zająć się sobą. Bo przecież to był już koniec. - Esme, Astaroth... wszystko w porządku? Możecie mi pomóc? - Podpłynął w kierunku mężczyzn, przyglądając się im, ich stanowi. Szczególnie Astarothowi na dłuższy moment, który zdecydowanie nie powinien przebywać w takim stanie tu i teraz. Spojrzał na Victorię, która zajęła się dokładnie tym, czym powinna - zabezpieczaniem tego miejsca. Przynajmniej tak uważał Laurent, że powinna to zrobić i ani myślał wchodzić jej w kompetencje. Ufał jej. Ufał jej osądom. - W cel... w celach... - Wziął płytki wdech, starając się jakoś wyrazić tym słabym głosem. - Są tu uwięzieni ludzie, którym trzeba pomóc. Zabrać ich na powierzchnię. To mugole. Pomóżcie mi, proszę. - Bo nie dam rady. Raczej nie musiał tego mówić, bo wyglądał, jakby zaraz sam miał dołączyć do grona nieprzytomnych, których trzeba wyławiać.

Jeśli mężczyźni się zgodzili to zabrał ich pod postacią foki do miejsca, gdzie tamci byli więzieni, tylko jeszcze zahaczył Victorię i powiedział, że ich wyniosą - a to na pewno też wymagało jej uwagi. W końcu możliwe, że tym mugolom trzeba wykasować pamięć.

Chciał się tu rozejrzeć. Oddać temu chociaż chwilę ciszy - ale po prostu nie potrafił. Wśród tej krwi. Więc kiedy rozmówili się z Ulthem, kiedy przeszły z jego słów kondolencje, kiedy padły przeprosiny, że nie udało się temu inaczej naradzić - Laurent nie chciał tutaj zostawać dłużej. Popłynął szukać Cirila.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Widmo
178cm, ciemne

Esmé Rowle
#58
16.07.2024, 00:06  ✶  

Zwycięstwa nie zawsze były słodkie. Ten tryumf miał metaliczny smak. Krwawy był to dzień o czym Rowle starał się nie myśleć, nie roztrząsać tego tematu. Aktualnie był przekonany, że uczynili tak, jak zostali do tego zmuszeni. Nie więcej. Dopóki nie ruszał tej myśli, to brzmiała ona przekonująco. Nie wracał do niej.

Adria nie żyła, a ostatni z wrogich trytonów pozostawał uwięziony. Wreszcie byli bezpieczni - tę myśl kaletnik przyjął z zaskakującą ulgą. Nawet i on czasem miał dosyć wrażeń. Czasem wrażeniem samym w sobie był spokój po nich. Rozejrzał się po okolicy, zatrzymując swe spojrzenie na moment na Geraldine. Rannej, ale zwycięskiej. Uśmiechnął się pod nosem, widząc że Yaxley wydawała się być niewzruszona otrzymanymi obrażeniami. Z jakiegoś powodu nie dziwiło to Esmé.

Jak na wydarzenia, które się tutaj rozegrały, to Rzemieślnik był w doskonałym stanie. Poobijany przez Adrię, z kolekcją nowych siniaków, ale nic poza tym. Uważał to za personalny sukces, bo jego własne bezpieczeństwo nie było zawsze na pierwszym miejscu jego zmartwień. Czasami chciał po prostu dać się ponieść sytuacji. Głupcy naprawdę musieli mieć szczęście.

Ah, tak, więźniowie. Jeszcze jakiś czas temu myślał jak im pomóc, a aktualnie zupełnie o nich zapomniał. Gdyby ich tak tutaj zostawili... byłoby to całkiem zabawne. Zakładając, że nic by im się nie stało. Tak czy inaczej, Esmé kiwnął jedynie w zgodzie do Laurenta, wiedząc że w ten sposób na pewno go zrozumie. Ruszył za nim, czując jak adrenalina zaczyna opadać. I on z sił. To nie był moment na użalanie się nad sobą. Przecież nie utonie tutaj z bańką na głowie, prawda? Nie wnikał w tę myśl. Rzadko wykazywał się motywacją, ale w Windermere przychodziło mu to naturalnie. Wszystko przez Geraldine. Wszystko przez ich wspólny wyjazd.

Pomógł w uratowaniu mugoli, chociaż sam powoli czuł, jakby miał potrzebować ratunku. Jak długo był już pod wodą? Wydawało mu się, że całą wieczność. Nie pamiętał już ciężaru własnego ciała, ale nie potrafił zapomnieć o ciężarze wody. Wypłynięcie na powierzchnię było jak zbawienie. Nigdy nie myślał, że taką ulgę poczuję będąc na środku jeziora.

corbeau noir
— light is easy to love —
show me your darkness
Gdyby Śmierć przybrała ludzką postać, wyglądałaby jak Perseus; wysoki i szczupły, o kredowym licu oraz zapadniętych policzkach. Pojedyncze hebanowe kosmyki opadają na czoło mężczyzny; oczy zaś, czarne jak węgiel z jadeitowymi przebłyskami, przyglądają się swym rozmówcom z niepokojącą natarczywością. Utyka na prawą nogę, w związku z czym jego stały atrybut stanowi mahoniowa laska z głową kruka.

Perseus Black
#59
16.07.2024, 12:23  ✶  
Poczuł ukłucie żalu, kiedy Adria wydawała ostatnie tchnienie. Po pierwsze, uważał się za współwinnego jej śmierci, nawet jeśli to nie on zadał jej śmiertelny cios (lecz przecież, czy w zemście za Laurenta nie ciskał w nią zaklęciami? Ale to było coś innego - chciał ją osłabić, być może trochę skrzywdzić, ale chyba nie chciał zabić...? Teraz już nie pamiętał, gdy emocje opadły). Po drugie, miał mnóstwo pytań, z których większość prawdopodobnie na zawsze pozostanie bez odpowiedzi; czy Adria naprawdę była zła? Czy może wydarzyło się coś, co zaważyło na jej sposobie postrzegania świata? Może dało jej się pomóc, wyleczyć z tego stanu - tego nie zdradzi mu już dryfujące bezładnie ciało.
Usłyszawszy głos Laurenta odwrócił się w jego stronę i posłał mu zmęczony uśmiech. Miał zająć się swoją raną? Spojrzał na pulsujący bólem nadgarstek; wciąż krwawił, ale nie wydawało mu się to aż tak poważne. A może był zbyt przytępiony, by ocenić powagę sytuacji? W każdym razie, skinął w głową w odpowiedzi.
— Czy to minęło? — zapytał jeszcze Prewetta, nawiązując do halucynacji. Nie pytał o to, co widział - przede wszystkim, nie był to czas ani miejsce na takie rozmowy. Poza tym, bał się tego, co może usłyszeć. Jak potężna była jego krew? Jak okropne wizje zsyłała na człowieka? Patrzył jeszcze na niego przez chwilę, już na człowieka, nie fokę i chciał go... chciał go tylko stamtąd zabrać. Wysuszyć jego ubranie, podać mu swój eliksir na bezsenność i pozwolić odespać ten koszmar głębokim, pozbawionym obrazów snem.
W następnej chwili podpłynął do Geraldine i z zaciekawieniem obejrzał jej rany. Być może jest to okrutne, ale cieszę się, że mamy rannych, myślał, obejmując ramię czarownicy obiema dłońmi. Były zimne jak lód, choć i tak zdawały się cieplejsze niż woda na dnie jeziora. Przynajmniej mogę czymś zająć myśli i nie czuję się tak zbędny.
— Bardzo boli? — pytał troskliwie, dotykając brzegów rozcięć, by ocenić ich głębokość. Pokręcił głową zmartwiony — Nie mam na to eliksiru z dyptamu, a bardzo by teraz pomógł. Victoria może...? — odwrócił się w stronę Lestrange zajętej swoimi sprawami i westchnął — Nie, to nie ma sensu pod wodą. Nie wiemy czy i jak to zadziała. Opatrzę je prowizorycznie, żebyś się nie wykrwawiła i żeby żadne nieczystości nie dostały się do rany, ale musisz pójść z tym do uzdrowiciela. Nie wiem, czy nie będzie potrzebne szycie.  
Zaraz potem łagodnie, ale jednocześnie stanowczo wysunął spomiędzy jej palców sztylet, na którym zdawało mu się, że wciąż widnieje krew Adrii (choć ta została najprawdopodobniej już wypłukana) i odciął nim rękaw swojej koszuli. Pociął go na mniejsze paski, a potem metodycznie zaczął owijać je wokół ramienia Yaxleyówny. Był przy tym spokojny i skupiony, jakby podchodził do całej procedury z nabożną czcią, choć dłonie mu drżały i zdradzały jak bardzo był zdenerwowany. Lub zmęczony. Właściwie, to jedno i drugie.
— Nie Laurencie, są umieszczeni w bańkach i nie grozi im niebezpieczeństwo, dlatego nie sądzę abyśmy powinni ich teraz uwalniać — zauważył, wciąż pochylony nad ramieniem Gerry — Jeśli wypuścimy ich na powierzchni, rozpierzchną się i będziemy mieli problem ze złamaniem kodeksu tajności, a dochodzenie przed Wizengamotem to ostatnie, czego w tej chwili potrzebujemy. Lepiej, aby zajęło się nimi Ministerstwo. Czuję w kościach, że przyda się pomoc amnestezjatorów. A poza tym Ulth sprawiał wrażenie skłonnego do współpracy.
Miał tylko nadzieję, że pozostali posłuchają jego argumentów - bo to przecież nie tak, że Perseus nienawidził wszystkiego, co mugolskie, wręcz przeciwnie, ale zbyt głęboko zakorzeniono w nim przekonanie o tym, że do mugolskiego świata nigdy należeć nie będzie. Naturalnym było więc, że w razie komplikacji, w pierwszej kolejności myślał o swoich magicznych pobratymcach.


[Obrazek: 2eLtgy5.png]
if i can't find peace, give me a bitter glory



Widmo
Norvel Twonk to czarodziej nieznanego statusu krwi, który poświęcił własne życie, aby ocalić mugolskie dziecko przed mantykorą. Za ten czyn odznaczono go pośmiertnie Orderem Merlina I Klasy.

Norvel Twonk
#60
19.07.2024, 00:55  ✶  
Kiedy Esme, Geraldine, Astaroth, Laurent i Perseus wypłynęli z siedliska, od razu dostrzegli Ultha. Mimo dojrzałego wieku, mocno wyróżniał się na tle pozostałych trytonów. Wydawał się od nich sporo większy i silniejszy. W ręku dzierżył potężnych rozmiarów trójząb ozdobiony maleńkimi muszelkami.
Naprzeciwko niego znajdował się Leartes, który najwyraźniej raportował o tym, co zaszło w siedlisku. Wiadomość o śmierci Adrii niosła się falami między trytonami. Niektórzy zwolennicy Ultha byli wyraźnie zachwyceni. Trytony, które opowiedziały się po stronie Adrii, wpadły w panikę. Ich składające się z macek włosy falowały. A z migdałowatych oczu spozierał strach i gniew. 
Walka i tu dobiegła już końca. Przegrani zostali rozbrojeni i związani linami utkanymi z rosnących w wodzie roślin. Nie było wielu rannych – widać było za to niechęć między dwoma wrogimi obozami trytonów. Choć Adria nie stanowiła już zagrożenia, będzie musiało jeszcze trochę czasu minąć, zanim trytony odbudują wzajemne zaufanie.
Mimo zwycięstwa Ulth nie wyglądał na szczęśliwego. Wydawał się poważny. Przygnębiony tym, do czego właściwie doprowadziło… nie miał pojęcia, co właściwie doprowadziło Adrię do miejsca, w którym postanowiła otruć pobratymców i zaatakować przebywających wokół jeziora Windermere ludzi.
- Szkoda, że nie dała wam szans na pokojowe rozwiązanie – powiedział, obrzucając Esme, Geraldine, Astarotha, Laurenta i Perseusa poważnym spojrzeniem. Połowy z wypływających z siedliska nie znał, toteż swoje słowa kierował raczej do Laurenta i Perseusa. – Dziękuję, że otworzyliście mi oczy na to, czym naprawdę była zaraza, która trawiła naszą wioskę. Ta walka powinna rozegrać się dużo wcześniej, ale ciągle miałem nadzieję, że Adria się opamięta. Kiedyś była najlepszą z młodego pokolenia, potem stała się najgorszą z nas wszystkich. Pewnie od początku dokonałem złego wyboru. – Ostatnie zdanie dodał dużo ciszej, bardziej do siebie niż do Laurenta i Perseusa. – A wam, pozostaje mi podziękować za to, że pokonaliście Adrię. Jako trytoni jesteśmy mściwi i pamiętliwi, ale wierzę, że to morderstwo było konieczne. – Te słowa z kolei zwrócił bezpośrednio do Geraldine, Astarotha i Esme. Braku w towarzystwie Victorii w ogóle nie skomentował. – Czy w ramach podziękowania przyjmiecie ode mnie skromny podarunek? – zapytał wszystkich.
Podarunkiem były muszle małż. Z pozoru zwykłe, trochę większe i dorodniejsze niż te, które normalnie można było znaleźć nad brzegiem jeziora. Oczyszczone i wypolerowane pobłyskiwały od masy perłowej. Po przekłuciu rzemieniem mogli je nosić na szyjach jak naszyjniki lub na ręku jak nietypowe bransoletki (mogli je też odstawić na szafkę i o nich zapomnieć). Na powierzchni, gdy przykładało się je do ucha – słychać było tylko szum fal. Wkładając je do szklanki z wodą (lub do innego naczynia, które pozwalało zanurzyć muszlę w całości) – słychać wydobywającą się z niej trytonią pieśń. Jest łagodna, melancholijna i skłania do zadumy.
*
Victorii nie udało się znaleźć niczego, co wyglądałoby na zapiski Adrii. Przetrzepując jej pracownię, natknęła się za to na sporo znanych sobie składników do eliksirów. Na lądzie nie były szczególnie trudno dostępne, ale w wodzie? Czyżby trytonka miała kogoś, kto pomagał jej w zaopatrzeniu się?
Na pracownię padł cień. To nadpływał Ulth.
- Powinienem zareagować, kiedy powiedziała, że została zaatakowana przez czarownicę – wymruczał, zbliżając się do martwego ciała. – Ale myślałem, że ją sprowokowała. Ona i Leartes już jako dzieci byli ciekawi powierzchni. Obserwowali ludzi. Adria uwielbiała płonące nocą ogniska, których blask odbijał się w wodzie, nieruchomych wędkarzy próbujących upolować na robaka jakąś naiwną rybę, tnące powierzchnię łodzie nad jej głową, rozkrzyczanych plażowiczów. Leartes uciekał ku unoszącemu się po drugiej stronie jeziora amfiteatrowi. Już jako mały chłopiec wolał sztukę od życia. Czy to dziwne, że wybrałem akurat ją na moją następczynię? – zapytał Victorii. – Moja piękna Adria. Taki lotny umysł. Taki silny charakter. – Umilkł, dotykając martwego czoła swojej zastępczyni.
Chwilę później, kiedy minęła mu już chęć rozpamiętywania, znowu zwrócił się do Leastrange. Wręczył jej zaklętą muszlę.
- Ciekawi mnie, czy kiedyś odkryjecie jak ona naprawdę działa.
*
Geraldine ciągle czuła ból w ranach, gdy wydostawała się na brzeg Ośrodka Windermere. Esme był nieco wyziębiony. Po długim przebywaniu w wodzie Perseusa kręciło w nodze (i bolało go po ugryzieniu Laurenta). Laurentowi mijały resztki omamów. Do wieczora Astaroth musiał się skrywać we wnęce pod molo, by potem bezpiecznie wydostać się na powierzchnię.
Uwięzionymi w bańkach mugolami rzeczywiście zajęli się amnezjatorzy (ale jeśli Astaroth, Esme i Laurent chcieli – ich pomoc w wydostaniu uśpionych na powierzchnię, spotkała się ze sporą wdzięcznością).
Ośrodek Windermere znowu wyglądał jak w chwili, w której tu przybyli. Żadnych walczących roślin. Żadnego pożaru. Żadnych zniszczeń. Byli bezpieczni.

@Geraldine Yaxley @Astaroth Yaxley @Esmé Rowle @Laurent Prewett @Perseus Black @Victoria Lestrange

/To oficjalnie koniec sesji. Możecie teraz podjąć decyzję postaciami - czy wracacie do siebie, czy też chcecie coś jeszcze zrobić w Ośrodku Windermere. Nie za bardzo wiecie, co wydarzyło się w samym ośrodku (ale nic nie stoi na przeszkodzie, żebyście, kogoś podpytali). Gdyby ktoś z was chciał ze mną jeszcze jakąś sesję dotyczącą fabuły Widermere - zgłoście się.
KAŻDY z was otrzymał po zaklętej muszli. Dość szybko odkryliście opisane w poście właściwości. Ale jest jeszcze coś, o czym napomknął Ulth. Gdybyście szukali prawdziwego zastosowania zaklętej muszli, dajcie znać - sprawdzę jak wam idą poszukiwania.
Dziękuję za wspólną sesję. Przepraszam za obsuwy. Mam nadzieję, że bawiliście się dobrze.


Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Geraldine Yaxley (5239), Perseus Black (1498), Victoria Lestrange (1738), Norvel Twonk (5473), Laurent Prewett (1871), Esmé Rowle (9206), Astaroth Yaxley (2423)


Strony (6): « Wstecz 1 2 3 4 5 6


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa