• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Niemagiczny Londyn v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
Lato 1972, 3 lipca - Pokaż mi swoje towary

Lato 1972, 3 lipca - Pokaż mi swoje towary
Czarodziejska legenda
Wilderness is not a luxury but a necessity of the human spirit.
Czarodzieje dążą do zatarcia granicy pomiędzy jaźnią i resztą natury, wchodząc tym samym na wyższe poziomy świadomości. Część z nich korzysta do tego z grzybów, a część przeżywa głębokie poczucie spokoju i połączenia podczas religijnych obrzędów i rytuałów. Ostatecznie jednak ciężko opisać najgłębsze wewnętrzne doświadczenia i uznaje się, że każdy z czarodziejów odczuwa je na swój sposób. Zjawisko to nazywane jest eutierrią.

Eutierria
#1
11.12.2023, 03:36  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 11.12.2023, 04:03 przez Eutierria.)  

Pokaż mi swoje towary


Zostaliście wysłani przez Elaine i Harvina z listą zakupów, a może bardziej listą rzeczy, których zapomnieli kupić i stojąc już nad garami, wybrali najmniej zajęte osoby do podróży po to, czego zabrakło. Byliście bardzo pewni siebie, ale jak to w takich historiach bywa… byliście zbyt pewni i nie dopytaliście się o najważniejsze rzeczy. Po opuszczeniu namiotów przeszliście kawał drogi i znaleźliście się przy straganach i pyk! Nagle wszystko zrobiło się strasznie skomplikowane. Skąd oni w ogóle znali te rzeczy? Może Elaine źle to napisała... a no tak, ona nawet nie potrafi pisać, więc pewnie zrobił to Harvin... Czy coś takiego na pewno istnieje i jeżeli tak, to ile właściwie powinno kosztować? Alexander dał wam sporo pieniędzy, ale byłoby bardzo przykro, gdybyście przepuścili wszystkie tylko dlatego, że dacie się wyrolować pierwszemu lepszemu handlarzowi. Musieliście podejść do tego strategicznie, ale przecież nie będziecie wracali się do Fantasmagorii, to by było zbyt proste... Żeby wrócić do domu w chwale, musicie przegadać (udany rzut na charyzmę) trójkę najpoważniejszych ekspedientów na tym targowisku.

Wojciech Wędliniarz to ekspert w sprzedaży najpikantniejszych i najbardziej ekstrawaganckich odmian chilli na świecie. Każde chili, które oferuje, ma swoją własną, jedyną w swoim rodzaju nazwę, taką jak „Piekielne Pocałunki” czy „Ognista Grypa”. Oferuje specjalną zniżkę dla każdego, kto przeżuje papryczkę w całości. Dorota Deserowa specjalizuje się w magicznych słodyczach. Jej najnowsze kąski to czekoladowe trufle, od których spożycia przez kilka minut nie można kłamać. Zofia Zadziorna posiada ostatni na targowisku słoik suszonych pomidorów i odda go tylko temu, kto rozwiąże zagadkę, na którą odpowiedzią jest „Sala Wspólna w Hogwarcie”. Ewentualnie możecie pogrozić jej śmiercią.

@Felix Bell @Jim


there is mystery unfolding
Jim
The Lightbringer in the streets,
Delightbringer in the sheets
Pożoga gorejąca w niebieskich oczach (he's always in heat!!) i figlarne iskierki ognia: te igrające w jego spojrzeniu – zawsze zbyt intensywnym, jak u męczennika przeżywającego ekstazę – i te pośród zmierzwionych wiatrem blond włosów, w których blask pochodni wydobywa rudawe refleksy świetlne. Pod opuszkami wiecznie poparzonych palców czai się obietnica płomieni. Sam jest niczym żyjący płomień, z ruchami, w których tkwi niewymuszona pewność siebie – ale i swego rodzaju nieprzewidywalność. Ogień otula tego postawnego (1,80 m) mężczyznę równie szczelnie, co płaszcz bożej łaski, i tylko woń kościelnych kadzideł potrafi zamaskować towarzyszący mu zawsze swąd dymu i zapach benzyny. Podstawowe wyposażenie Jima obejmuje: uśmiech cherubina z renesansowych obrazów, bardzo charakterystyczny, wyjątkowo głęboki głos, w którym przebrzmiewają nuty irlandzkiego akcentu, starą podręczną biblię, elegancki komplet składający się z białej koszuli, dopasowanych spodni, kamizelki i niewielkiego noża od Flynna (all removable) oraz drewnianego krzyżyka (NOT REMOVABLE), a także chęć zbawienia całego świata (w butonierce).

The Lightbringer
#2
11.12.2023, 05:47  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 11.12.2023, 05:56 przez The Lightbringer.)  
- No to dostaliśmy zadanie bojowe, żeby się nie nudzić - podsumował Jim.

Po wyjściu z przyczepy Alexa, zarobionego po uszy niańczeniem całej ich cyrkowej zgrai i podobno także jakąś papierkową robotą z Ministerstwa (trochę to zdziwiło Jima, bo on to myślał, że każdy cyrk to było niezależne państwo w państwie, zgodnie z zasadą nie mój cyrk nie moje małpy, ale widać te klauny z Ministerstwa wsadzały swoje czerwone nosy tam, gdzie nie trzeba...; poklepał tylko Ala po plecach, i zapalił mu jednym pstryknięciem palców świece na liturgicznym lichtarzu, który mu ukradł z lokalnej parafii, żeby oczu po ciemku nie marnował!!), wpadli jeszcze na chwilę do tonącej w rozkosznych zapachach jadła kuchni, do Elaine i Harwina, odbierając od nich listę z absolutnie niezbędnymi sprawunkami, które należało załatwić na już, bo oni zapomnieli. Jim, jak gdyby nigdy nic, zwinął jedną z cynamonowych bułeczek, które Elaine właśnie wyciągnęła z pieca, kompletnie niepomny na to, że parzyły go w palce - a kiedy siostra zauważyła, że jeden z jej eksperymentalnych wypieków zniknął z blachy, stojąc za plecami Felixa pokazał dyskretnie brodą w jego stronę, więc to młody zarobił od Lisiczki ścierą po łapach.

W ramach rekompensaty, wcisnął od razu całą kasę od Alexa Felixowi - przyznał sam przed sobą, że może i dzieciak ma zadatki na piromana, który spaliłby całą tę kasę, gdyby oznaczało to, że może się popisać przed taką jedną Małą Lisiczką, ale jego magiczne pożary zazwyczaj były powiązane z niesamowitymi substancjami wybuchowymi autorskiej produkcji, nie zaś że spontanicznym samoozapłonem... - rzucając z zawadiackim uśmieszkiem dobra, młody, dzisiaj ty stawiasz... Coby go paluchy nie świerzbiły, żeby nie wrzucić całego grosiwa żadnemu z żebraków, koczujących na terenie targowiska albo jakiejś znękanej matce zbiererającej pieniążki dla chorej córki. No to było silniejsze od niego - i to wcale nie tak, że cyrkowcy opływali nie wiadomo w jakie luksusy!! - Jim po prostu czuł się bogaty przez dostatek miłości, jaką otrzymywał od swojej rodziny! Po co mu były pieniądze, jeżeli nie po to, by sprawiać nimi radość innym?

Tylko nie przepierdol na głupoty, śmiał się do Flynna, wiedząc, że ten i tak przepierdoli wszystko na głupoty..., ale przecież dlatego wciskał mu kasę kiedy Al nie patrzył! (trochę jak taki dziadek, który podsuwa wnukowi banknot w sekrecie przed rodzicami z konspiracyjnym tylko nikomu nie mów jakby to była tajemnica wagi państwowej); kup sobie coś ładnego, mówił Layli ze śmiertelną powagą w głosie, która kontrastowała z rumieńcem oblewającym jego twarz, bo jak się tak na nią zapatrzył, znów przypadkiem podpalił jedną ze wstążek jej zwiewnego kostiumu, kiedy ćwiczyli razem nowy akrobatyczny numer; bądźcie bogaci jak niuchacze, ale nieskazitelni jak gołębie, Ewangelia według świętego Mateusza, rozdział 10, werset 16, ogłaszał się głośno, perorując jak ksiądz z ambony, zamiast po prostu zapukać do przyczepy pochylonej nad pergaminami Atheny, tylko po to, żeby za chwilę uchylić się przed lecącym w jego stronę kałamarzem...
You get the idea. Jim nie był zbyt odpowiedzialny, jeżeli chodziło o zarządzanie finansami.

Na szczęście, miał Felixa, a ten - chociaż taki młody - nie dość, że serce miał we właściwym miejscu, to i łeb na karku! Lightbringer wpakował więc ręce do kieszeni, pod nosem pogwizdując sobie cichutko od czasu do czasu kantyk Mojżesza polecam, totalny banger - zwany także koincydentalnie Pieśnią Zwycięstwa - przekonany, że ich misja na pewno skończy się powodzeniem!

Co prawda, już na samym początku napotkali pewne trudności, mianowicie, lista zakupów okazała się kompletnie nieczytelna. Jim po cichu pluł sobie w brodę, że rozkoszował się smakiem cynamonowej bułeczki, kiedy gadał z Harwinem, a i Felixa miał ochotę ofuknąć trochę, że flirtował z Elaine, zamiast się na misji skupić i dopytać, co konkretnie mają załatwić... Ale przecież nie mogli wiedzieć, że to-to jakiś analfabeta im napisze. Jednak Jim był ostatnią osobą, która narzekałaby na cudzy charakter pisma! Nie dość, że było to zwyczajnie niemiłe i ktoś mógłby się dorobić przez to poważnej traumy - pamiętał, jak ciężko Flynn znosił każdy negatywny komentarz, kiedy jeszcze uczył się czytać - a punktem honoru Jima było to, żeby w rodzinie wszyscy czuli się ważni i docenieni, nieważne, co robili. Wszyscy jego bracia i siostry byli zresztą piekielnie zdolni, i tylko czasem leniwi, więc trzeba im wszystkim było znaleźć po prostu konkretną motywację. Że co, że tabliczka mnożenia trudna? Elaine, przecież możesz uczyć się liczyć na piegach Felixa!!

Jakoś udało im się jednak odcyfrować niektóre słowa, własnymi domysłami uzupełnili resztę treści, i teraz Jim i Felix błądzili między straganami... gotowi targować się jak diabeł o duszę grzesznika.

- Wojciech Wędliniarz... To chyba tu - powiedział Jim, pokazując na majaczący w oddali stragan. Nagle zmarszczył brwi. - Na szyldzie ma napisane, że oprócz chili oferuje też wybór koszernych mięs. - W głosie Jima zabrzmiało powątpiewanie, a na jego pogodnej zwykle twarzy pojawił się cień. - ...Myślisz, że jest Żydem? - syknął podejrzliwie.


gniew mój wybuchnie
jak ogień będzie płonął
i nikt nie zdoła go zgasić
Sztafaż
"Gówno, nic nie zrobiłem, gówno"
Wysoki na jakieś 175 cm, szczupły, wiecznie uśmiechnięty. Czarne włosy często sterczą w nieładzie, każdy w inną stronę, ma niebieskie, roześmiane oczy. Ubrany zazwyczaj bylejak, w niepasujące do siebie ciuchy.

Felix Bell
#3
11.12.2023, 10:13  ✶  
To, że dostał ścierą od Elaine nie było niczym nowym - żałował tylko, że nie zdążył sam sięgnąć po wypiek, zanim dziewczyna się nie odwróciła. Wtedy byłoby warto nawet dostać butem, bo przynajmniej mógłby spróbować jedzenia. A tak? Został bezczelnie wrobiony, po chamsku, przez własnego brata. Ponoć tak to było w rodzinach: nie wiedział, bo poza Bellami nigdy żadnej nie miał, ale z książek które czytał wynikało, że tak właśnie zachowują się starsi bracia. I chociaż próbował wyjaśnić Lisicy, że on przecież nawet okruszków nie ma na ustach, to już obaj zostali wyjebani z kuchni. Z zakazem wstępu na rok, ale każdy w cyrku wiedział, że Elaine zaraz zapomni o sprawie. Najpewniej za godzinę, gdy nie będzie w stanie przeczytać jakiegoś przepisu.

To, że Jim wcisnął mu pieniądze, nie było Felixowi na rękę. Co prawda to był oczywiście dużo bezpieczniejszy wybór, bo młody Bell raczej ciułał sykla do sykla niż rozdawał galeony, jednak bywał dość roztargniony i niezdarny. Musiał schować sakiewkę do kieszeni kurtki, a tę zapiąć na zamek, a i tak nie był spokojniejszy, że nie zgubi pieniędzy. To była naprawdę duża kwota, Alex mu urwie łeb jak zgubi chociaż jedną maleńką monetkę.
- Po co jej chilli? - znał to słowo. Gdy już odczytał te krętasy i zawijasy, a potem połączył jedno z drugim to wyszło na to, że Wędliniarz sprzedaje nie wędliny, a papryczki. To była pierwsza zmyłka, przez którą prawie przegapili jego stoisko. Cholera jasna, mógłby bardziej się postarać dla klientów. - Słuchaj, to na pewno nie chodzi o szynkę? To nazwisko...
Felix zmrużył oczy, wpatrując się uważne w listę zakupów. Może i była okropnie nieczytelna, ale widział "węd" i "arz" w jednym słowie, a obok "illi" a to na początku to albo było kopnięte m, albo ch. Tak mu się przynajmniej wydawało, bo ostatnie pół godziny próbował odcyfrować to, co było tu napisane, z niewielką pomocą Jima, który jak zwykle błądził myślami gdzieś wśród żebraków i chorych matek z dziećmi. Czy tam matek z chorymi dziećmi. To nie tak, że Bell nie miał serca, po prostu oni sami byli biedni jak myszy kościelne - uważał że nie mieli więc obowiązku dzielić się pieniędzmi z pierwszą lepszą osobą, która narzeka na swój los. To bogaci powinni się tym zająć. Na przykład taki Prewett, którego Elaine znała i którego Felix przeżyć nie mógł. Głupi facet o głupim nazwisku, ale z tego co się dowiedział, to srał na złotym kiblu a łzy ocierał monetami. Dupek.

Buzia Felixa na chwilę się nachmurzyła, lecz nie miał teraz czasu na wyzywanie wszystkich mężczyzn, kręcących się obok Elaine, bo właśnie zbliżyli się do straganu, a Jim palnął coś o Żydach.
- Jim, nie będziesz chciał spróbować papryczki? - zapytał słodkim głosem, wiedząc doskonale jak to cholerstwo działa. Jeśli jego brat nie zamknie ryja, gdy tylko wejdą w zakres słuchu Wędliniarza, to mogą się pożegnać ze zniżką. A Felix BARDZO chciał zrobić zakupy i wrócić z co najmniej połową złota, które miał. - Wojciech! Najlepszy sprzedawca najlepszych papryczek w całej Anglii!
Bell posłał Jimowi spojrzenie, mówiące teraz ja gadam a ty siedź cicho, a Wędliniarzowi: swój najlepszy uśmiech numer 6. Ten zawadiacki, trochę filuterny i mówiący "mam pieniądze, dawaj towar".
- Słyszałem, że masz coś nowego, co sprawi, że będzie piekło nie dwa, a trzy razy! - najpierw wybada sytuację, potem będzie czarował i się targował.
Jim
The Lightbringer in the streets,
Delightbringer in the sheets
Pożoga gorejąca w niebieskich oczach (he's always in heat!!) i figlarne iskierki ognia: te igrające w jego spojrzeniu – zawsze zbyt intensywnym, jak u męczennika przeżywającego ekstazę – i te pośród zmierzwionych wiatrem blond włosów, w których blask pochodni wydobywa rudawe refleksy świetlne. Pod opuszkami wiecznie poparzonych palców czai się obietnica płomieni. Sam jest niczym żyjący płomień, z ruchami, w których tkwi niewymuszona pewność siebie – ale i swego rodzaju nieprzewidywalność. Ogień otula tego postawnego (1,80 m) mężczyznę równie szczelnie, co płaszcz bożej łaski, i tylko woń kościelnych kadzideł potrafi zamaskować towarzyszący mu zawsze swąd dymu i zapach benzyny. Podstawowe wyposażenie Jima obejmuje: uśmiech cherubina z renesansowych obrazów, bardzo charakterystyczny, wyjątkowo głęboki głos, w którym przebrzmiewają nuty irlandzkiego akcentu, starą podręczną biblię, elegancki komplet składający się z białej koszuli, dopasowanych spodni, kamizelki i niewielkiego noża od Flynna (all removable) oraz drewnianego krzyżyka (NOT REMOVABLE), a także chęć zbawienia całego świata (w butonierce).

The Lightbringer
#4
29.03.2024, 14:24  ✶  
Jim zbył wzruszeniem ramion pytanie Felixa – zbyt pochłonięty antysemickimi rozważaniami, aby dotarło do niego tak od razu, że oto jego młodszy braciszek bezczelnie sugeruje, że powinien zatkać sobie buzię ostrymi papryczkami i po prostu przestać gadać – zanim jednak zbliżyli się do stoiska, zdążyli wymienić porozumiewawcze spojrzenia, w których zawarli telepatycznie cały plan akcji.

Stojący za straganem młody mężczyzna ubrany był w rzeźnicki fartuch poplamiony krwią i wściekle walił tasakiem w deskę, na której leżał barani udziec. Musiał być młody – Jim na oko nie dałby mu więcej niż dwadzieścia kilka lat – jednak na jego twarzy malowało się ogromne znużenie, które czyniło go podobnym do starca. Miał podkrążone od niewyspania, załzawione oczy i dziwnie zbolałą minę, zaś kiedy nachylał się, by zamieszać chochlą w wielkim garze z chilli, potwornie się garbił…

…Gdy Wojciech usłyszał głos Felixa, wyprostował się jednak, gotów obsłużyć klientów, choć nie liczył, że uda mu się sprzedać choć słoik wybornego chilli, które parowało przez nim na palniku. Zrezygnowany, już zaczął ostrzyć tasak, by móc wręczyć mężczyznom wskazaną przez nich sztukę mięsa, w świście noża słysząc ostry głos swego świętej pamięci ojca, Witolda Wędliniarza, który nie pozwolił mu tak do końca porzucić rodzinnego biznesu, cały czas powtarzając synowi, że te papryczki to jakaś kpina, i: żaden szanujący się potomek szlachetnego rodu rzeźników (od dziesięciu pokoleń, Wojciechu!) nie podjąłby się tak upokarzającego zajęcia…

Najlepszy sprzedawca najlepszych papryczek w całej Anglii! Wojciech przez chwilę wpatrywał się w braci Bellów, oniemiały – tak, jakby nie rozumiał słów wypowiadanych przez Felixa – zaraz jednak opamiętał się, i uśmiechnął się szeroko do pierwszych klientów dzisiaj (!), którzy spytali o papryczki (!!), nie zaś o to, czy może im załatwić tak samo dobre podroby jak jego ojciec, Witold (!!!).

- Żeby tylko w Anglii! Moje papryczki są najlepsze na świecie! – Zapadłe oczy Wojciecha Wędliniarza rozbłysły niczym dwa złote galeony, gdy tylko w rozmowie padło słowo „papryczki”, a jego twarz pokraśniała z radości. Wyglądał, jakby w te kilka sekund ubyło mu z pięćdziesiąt lat. Zaraz zaczął zagadywać Felixa, widząc w nim wyrafinowanego smakosza i człowieka wysokiej kultury. – Wszystko to starannie wyselekcjonowane podczas hodowli krzyżówki najznamienitszych gatunków, sięgających rodowodem Ancon w Peru. Zafascynowałem się nimi podczas moich podróży, chociaż mój ojciec mówił, że wolałby mnie widzieć w ubojni niż w szklarni… – machnął ręką, przepraszając za paplanie, choć ciągnął dalej swój papryczkowy wywód.

Jako że Felix uśmiechał się czarująco i trzepotał rzęsami tak intensywnie, jakby próbował co najmniej zakonnicę z klasztoru klauzurowego poderwać, Jim również uśmiechnął się promiennie, chociaż nie przestał świdrować sprzedawcy spojrzeniem. Każdy, kto Jima znał – a i co uważniejszy obserwator – od razu dostrzegłby, że kącik ust mężczyzny wykrzywia się dziwnie, jakby coś go wyjątkowo obrzydzało… A ten jego uśmiech to w ogóle jest jakiś dziwnie wymuszony! Jim milczał jednak, rozmowę pozostawiając Felixowi.

- Mam też specjalna zniżkę dla każdego, kto przeżuje jedną z moich ultra pikantnych papryczek w całości! Do wyboru są trzy odmiany, i uwierz, ogień piekielny to nic w porównaniu z trawienną pożogą, jaka czeka twój przełyk po spróbowaniu tych piękności! – rzucił wreszcie rozgadany Wędliniarz.

Jim zmrużył oczy. Zniżka? Nie może być. Żaden Żyd nigdy nie zaoferowałby im zniżki!

Przyszedł czas na ostateczny test: Jim wiedział już, że istnieje tylko jedno pytanie, na które odpowiedź od razu pozwoli mu zdeterminować, czy jemu i Felixowi przyjdzie robić interesy z potomkiem kogoś, kto przyczynił się do śmierci Pana Jezusa; jedno pytanie – i od razu będzie wiedział, czy szykować trzydzieści srebrników sykli…

- A jak spróbujemy oboje, to dostaniemy podwójną zniżkę? – zapytał nagle Jim, niewinna nonszalancja słyszalna w jego głębokim głosie.


gniew mój wybuchnie
jak ogień będzie płonął
i nikt nie zdoła go zgasić
Sztafaż
"Gówno, nic nie zrobiłem, gówno"
Wysoki na jakieś 175 cm, szczupły, wiecznie uśmiechnięty. Czarne włosy często sterczą w nieładzie, każdy w inną stronę, ma niebieskie, roześmiane oczy. Ubrany zazwyczaj bylejak, w niepasujące do siebie ciuchy.

Felix Bell
#5
21.06.2024, 23:05  ✶  
Och och. Miał go! Ach, to piękne! Wojciech Wędliniarz, najlepszy papryczarz (papryczarz?) świata - tak, to właśnie próbował mu przekazać Felix. Pochlebstwa zawsze zdawały egzamin: smyrało się ego raz i drugi a potem cyk. Pieniądze w kieszeni. Nie spodziewał się jednak całej opowieści o kurwa uprawie papryczek.

Wszystko to starannie wyselekcjonowane podczas hodowli krzyżówki najznamienitszych gatunków? Jakieś rodowody? Peru? Jasny chuj, co go to interesowało? Już miał coś powiedzieć, gdy Jim się wtrącił. I wypowiedział słowa, które sprawiły, że na chwilę Felix się zawiesił.

Młody Bell odwrócił się BARDZO powoli i posłał w kierunku brata mordercze spojrzenie. PODWÓJNA ZNIŻKA?
- Mój brat... Tak - powiedział w końcu, kalkulując w głowie czy rozerwana, piekąca dupa była tego warta. - Właśnie, zniżka.
Wycedził, starając się zachować spokój. Gdy odwracał się do Wędliniarza, uśmiech na powrót miał tak promienny, jakby mężczyzna był najpiękniejszą kurwą w mieście (a wiadomo że te najlepsze mają na piździe kleszcze), i westchnął.
- To jak będzie?
- Zgoda - Felix zamrugał. Chyba się przesłyszał. Wojciech Wędliniarz się... zgodził? Tego się nie spodziewał. Nieco spanikowany spojrzał na Jima.
- Eeee... To co. Za Anglię i Twoją starą? - zapytał, natychmiast chwytając za jedną z łagodniejszych papryczek. I całą wpakował do mordy.
Jim
The Lightbringer in the streets,
Delightbringer in the sheets
Pożoga gorejąca w niebieskich oczach (he's always in heat!!) i figlarne iskierki ognia: te igrające w jego spojrzeniu – zawsze zbyt intensywnym, jak u męczennika przeżywającego ekstazę – i te pośród zmierzwionych wiatrem blond włosów, w których blask pochodni wydobywa rudawe refleksy świetlne. Pod opuszkami wiecznie poparzonych palców czai się obietnica płomieni. Sam jest niczym żyjący płomień, z ruchami, w których tkwi niewymuszona pewność siebie – ale i swego rodzaju nieprzewidywalność. Ogień otula tego postawnego (1,80 m) mężczyznę równie szczelnie, co płaszcz bożej łaski, i tylko woń kościelnych kadzideł potrafi zamaskować towarzyszący mu zawsze swąd dymu i zapach benzyny. Podstawowe wyposażenie Jima obejmuje: uśmiech cherubina z renesansowych obrazów, bardzo charakterystyczny, wyjątkowo głęboki głos, w którym przebrzmiewają nuty irlandzkiego akcentu, starą podręczną biblię, elegancki komplet składający się z białej koszuli, dopasowanych spodni, kamizelki i niewielkiego noża od Flynna (all removable) oraz drewnianego krzyżyka (NOT REMOVABLE), a także chęć zbawienia całego świata (w butonierce).

The Lightbringer
#6
23.08.2024, 21:02  ✶  
Specjalna zniżka dla każdego, kto przeżuje ultra pikantną, ogniście ostrą papryczkę chili w całości. Przeżuje, nie wypluje, mówiło pełne wyczekującej nadziei spojrzenie Wojciecha Wędliniarza – a skoro rzekło się już “Jezus”, to trzeba też powiedzieć “Chrystus” – Jim zaczął przygotowywać się mentalnie na próbę wiary. A może po prostu próbę wytrzymałości swojej dupy.

Przesunął wzrokiem po oferowanych przez handlarza odmianach. Ognista grypa nie brzmiała zbyt zachęcająco, podobnie jak Smoczy żar… Zatrzymał się dłużej przy odmianie o bardziej poetyckiej nazwie: Piekielne pocałunki. Jim zmarszczył brwi. W tym miał doświadczenie.

Sięgnął po jedną z papryczek, widząc spanikowane spojrzenie brata. Najwyżej wyniosą nas na ołtarze jako świętych męczenników, chciał pocieszyć Felixa – choć nie był do końca pewien, czy dzieciak tak by to odebrał – uśmiechnął się więc tylko krzepiąco, próbując dodać sobie i młodszemu braciszkowi animuszu.

Mina mu jednak nieco zrzedła, kiedy usłyszał toast. Poza rodziną, Jim nie posiadał w życiu zbyt wielu przywiązań, ale wobec swojej ojczyzny żywił sentyment niezrozumiały dla czarodziejów, angażujących się wyłącznie w konflikty w obrębie magicznej kasty. Konflikt Irlandii z koroną brytyjską śledził na bieżąco. Dzisiaj mijało dokładnie pół roku od masakry w Derry, od ogłoszenia żałoby narodowej. Chwilę zajęło mu opanowanie twarzy.

Pokręcił wolno głową. Ostrzegawcze iskierki zamigotały w jego oczach.

– Za wolną, zjednoczoną Irlandię, Felixie – poprawił spokojnie, acz stanowczo brata. Młody był, gniewny i popędliwy, polityką się nie interesował, Jim potrafił to zrozumieć… Ale przecież młodsi od niego zostali haniebnie pomordowani podczas Krwawej Niedzieli. 

Nie chcąc być gorszym, papryczkę przełknął w całości. Liczył, że ten sam ogień, który płynął w jego żyłach, nie zdradzi go, trawiąc trzewia na popiół, wystawiony na próbę Piekielnych pocałunków. 

rzucam na af, żeby sprawdzić, czy papryczka poskłada mnie, czy ja papryczkę xD
Rzut Z 1d100 - 85
Sukces!

Rzut Z 1d100 - 40
Slaby sukces...


gniew mój wybuchnie
jak ogień będzie płonął
i nikt nie zdoła go zgasić
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Eutierria (272), The Lightbringer (1677), Felix Bell (755)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa