28.08.2025, 08:41 ✶
Charlotte odnotowała sobie w myślach, żeby potem dowiedzieć się od Jonathana, co dokładnie powiedział Anthony’emu, w jakim kontekście i dlaczego. Tony był równie utalentowanym kłamcą, co ona, ale zdawało się jej, że teraz mówił prawdę, w tym wszystkim musiało jednak tkwić coś więcej.
– Zatrzymajmy się na chwilę. Uważasz albo Johny uważa, że jesteś bezużyteczny, bo byłeś za mało bohaterski? Ja miałabym tak uważać? Tony, nie uratowałam tej nocy ani jednego życia, i uważam, że jestem bardziej użyteczna niż większość społeczeństwa – zapowiedziała Charlotte, prostując się na krześle. – Nie wiem, jakie kryteria stosujesz, ale pomiędzy „nie byciem bohaterem” a „byciem beznadziejnym czarodziejem” jest dość miejsca, żeby zmieścić w nim stado abraxanów. Proszę, nie każ mi wyliczać twoich umiejętności, zaczynając od magii bezróżdżkowej – stwierdziła, krzywiąc się przy tym lekko, bo och, bogowie, komplementowanie i wyśpiewywanie arii pochwalnych było dla niej naturalne, ale przede wszystkim wobec samej siebie. – Jeżeli chodzi o tę kobietę, to jest po prostu głupia. Ty zorganizowałbyś to przedsięwzięcie, doprowadził do końca i skutecznie nim zarządzał, inni będą co najwyżej o nim gadać – dodała, z pewnym lekceważeniem, celowo nie wymieniając imienia, by nie musieć szeptać. Gdyby ktokolwiek to usłyszał, zamierzała kłamać, że mówiła o jakiejś sprzątaczce albo coś takiego. – Jeśli potrzebujesz zmiany branży, idź w to. Masz wiele możliwości.
Pieniądze, zbudowane przez lata wpływy, znajomości i parę przydatnych umiejętności sprawiały, że właściwie każde przedsięwzięcie Shafiqa było skazane na sukces. A jeżeli nawet nie, miał całkiem miękką poduszkę: tu Rosierowie, tam winnica, tu kariera w Ministerstwie – zdaniem Charlotte mógł pozwolić sobie na działanie i szukanie czegoś, co go uszczęśliwi.
– Ale wracając do sedna problemu, skoro chyba ustaliliśmy już, że nie jesteś beznadziejny, to Anthony, o co tak naprawdę się pokłóciliście? Przecież nie o to, że nie należysz do… zaraz, jak to nazywają mugole… jakiejś straży pożarnej – powiedziała, znów pochylając się ku niemu nad stołem. Kłótnia nastąpiła w końcu przed Spaloną Nocą, ale teraz Anthony mówił, jakby sednem problemu był fakt, że okazał się tej nocy mało przydatny? (A czy tak faktycznie było, to też nie dowierzała, ale to kogo i czy uratował, to po prawdzie Charlotte mało interesowało – potrafiła być bardzo obojętna wobec przypadkowych ludzi.) – Widzę, że masz do niego żal i nie sądzę, że o te słowa. I skąd ten niedorzeczny pomysł, że ja uważam cię za bezużytecznego?
– Zatrzymajmy się na chwilę. Uważasz albo Johny uważa, że jesteś bezużyteczny, bo byłeś za mało bohaterski? Ja miałabym tak uważać? Tony, nie uratowałam tej nocy ani jednego życia, i uważam, że jestem bardziej użyteczna niż większość społeczeństwa – zapowiedziała Charlotte, prostując się na krześle. – Nie wiem, jakie kryteria stosujesz, ale pomiędzy „nie byciem bohaterem” a „byciem beznadziejnym czarodziejem” jest dość miejsca, żeby zmieścić w nim stado abraxanów. Proszę, nie każ mi wyliczać twoich umiejętności, zaczynając od magii bezróżdżkowej – stwierdziła, krzywiąc się przy tym lekko, bo och, bogowie, komplementowanie i wyśpiewywanie arii pochwalnych było dla niej naturalne, ale przede wszystkim wobec samej siebie. – Jeżeli chodzi o tę kobietę, to jest po prostu głupia. Ty zorganizowałbyś to przedsięwzięcie, doprowadził do końca i skutecznie nim zarządzał, inni będą co najwyżej o nim gadać – dodała, z pewnym lekceważeniem, celowo nie wymieniając imienia, by nie musieć szeptać. Gdyby ktokolwiek to usłyszał, zamierzała kłamać, że mówiła o jakiejś sprzątaczce albo coś takiego. – Jeśli potrzebujesz zmiany branży, idź w to. Masz wiele możliwości.
Pieniądze, zbudowane przez lata wpływy, znajomości i parę przydatnych umiejętności sprawiały, że właściwie każde przedsięwzięcie Shafiqa było skazane na sukces. A jeżeli nawet nie, miał całkiem miękką poduszkę: tu Rosierowie, tam winnica, tu kariera w Ministerstwie – zdaniem Charlotte mógł pozwolić sobie na działanie i szukanie czegoś, co go uszczęśliwi.
– Ale wracając do sedna problemu, skoro chyba ustaliliśmy już, że nie jesteś beznadziejny, to Anthony, o co tak naprawdę się pokłóciliście? Przecież nie o to, że nie należysz do… zaraz, jak to nazywają mugole… jakiejś straży pożarnej – powiedziała, znów pochylając się ku niemu nad stołem. Kłótnia nastąpiła w końcu przed Spaloną Nocą, ale teraz Anthony mówił, jakby sednem problemu był fakt, że okazał się tej nocy mało przydatny? (A czy tak faktycznie było, to też nie dowierzała, ale to kogo i czy uratował, to po prawdzie Charlotte mało interesowało – potrafiła być bardzo obojętna wobec przypadkowych ludzi.) – Widzę, że masz do niego żal i nie sądzę, że o te słowa. I skąd ten niedorzeczny pomysł, że ja uważam cię za bezużytecznego?