• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Little Hangleton v
1 2 3 4 Dalej »
[17.08 Ulysses & Sam] Gdy w dni sierpnia spieka wszędzie, tedy długa zima będzie

[17.08 Ulysses & Sam] Gdy w dni sierpnia spieka wszędzie, tedy długa zima będzie
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#1
29.07.2024, 23:18  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 09.08.2024, 10:52 przez Samuel McGonagall.)  
17.08

To trwało już zdecydowanie zbyt długo.

W sensie, to w sumie wiele rzeczy trwało zbyt długo i panoszące się w Kniei widma O! To trwało zbyt długo. Osiem długich lat bez pocałunków słodkiej Nory Figg O! To trwało STANOWCZO zbyt długo. No ale to zlecenie leżało i leżało, bo ani ton liściku nie był najmilszy, ani też umówmy się, Samuel nie miał pojęcia gdzie jest Little Hangleton ani jak tam trafić, a żeby robić gabloty potrzebował też kontaktu do dobrego szklarza. Udało mu się załatwić to drugie, a z tym pierwszym ociągał się, ociągał...

Był taki moment w jego życiu jednak, kiedy drastycznie oderwał pępowinę od Kniei i powrócił do niej w wolnej woli, a nie przymusu siedzenia całe życie w jednym miejscu. Gdy myślał, że jego dawna miłość wstydzi się go przed znajomymi, leciał na oślep w różne miejsca i odkrył, że wychodzenie poza strefę oznaczoną imieniem założyciela Hogwartu nie sprawia, że nagle lotki topnieją, a z ziemi wystrzeliwują pnącza grzebiące go w podziemiach. To był pierwszy krok.

Drugim był jego pobyt w Londynie wywołany przedziwnym kichnięciem i fakt, że jego dawna ukochana stała się obecną ukochaną, co mocno dało mu motywację, żeby się ogarnąć. Żeby powrócić do zlecenia sprzed wielu tygodni, bo nagle każdy pieniądz była na wagę... no dosłownie złota. Napisał więc list z przeprosinami i umówił najszybszy termin, żeby zebrać miarę i też doprecyzować oczekiwania zleceniodawcy.

Teraz stał przed drzwiami wejściowymi i rozejrzał się za kołatką, a jeśli jej nie było to zapukał energicznie. Ubrany w całkiem nową (nie można było chodzić przecież obdartym, kiedy miało się narzeczoną!) koszulę w kratę i jeansowe spodnie pozbawione dziur, przez pierś miał przewieszoną prostą torbę parcianą z pakietem pomniejszonych transmutacyjnie narzędzi. Nie potrzebował więcej, w końcu miał różdżkę, w końcu był czarodziejem.

– Jestem Samuel, Sam z Doliny. – używanie nazwiska wciąż nie weszło mu w nawyk niestety. – Przyszedłem w sprawie gablot. – powiedział od razu gdy uchylono mu drzwi. Ćwiczył tę kwestię, żeby nie zapomnieć. Choć pośród ludzi obracał się już od trzech miesięcy, to jednak wciąż w nowych sytuacjach bywało trudno i mówił albo za dużo, albo za mało... nigdy w sam raz.

Cień Swojego Ojca
Prawdziwa nienawiść to dar, którego człowiek uczy się latami.
Patrząc na niego z daleka widzisz schludnego, nienagannie ubranego mężczyznę. Mierzy około 180 cm wzrostu. Jest szczupły. Nieszczególnie umięśniony. Ma ciemne włosy i jasne, niebieskie oczy. Z bliska okazuje się, że natura obdarzyła go wydatnym nosem i często zaciska usta w cienką linię. Rzadko się uśmiecha. Nie żartuje. Jest spięty. Ma pedantyczne ruchy. Aż do bólu opanowany i kontrolujący.

Ulysses Rookwood
#2
30.07.2024, 01:09  ✶  
Paradoksalnie, Ulysses – gdyby tylko poznał myśli Samuela – przyznałby mu rację.
To trwało stanowczo za długo.
Remont kuchni poszedł w miarę sprawnie. Ustalili z Cathalem najistotniejsze kwestie w ciągu, zaledwie, jednego poranka (zdecydowanie krótko, ale może z niektórymi sprawami trzeba było po męsku). Kolekcja porcelanowych królików zdobiła teraz wnętrza ruiny rezydencji Gauntów. Ciemne, stare, zdobne szafki zniknęły zastąpione prostszymi i nieco jaśniejszymi. Zniknął piec, choć zostawili palenisko. Pojawiła się kuchenka i lodówka z prawdziwego zdarzenia. Nagle poranne picie herbaty stało się przyjemnością, która nie podrażniała nadwrażliwych zmysłów żadnego z nich.
Remont salonu był właściwie, częściowo, samowolką ich psa. Kto mógł wiedzieć, że żywiołowe zwierzę rozniesie kilkudziesięcioletnie fotele, kanapę i drewniany stolik do kawy w dwa, pozbawione wyjścia na spacer, dni? Cavall, ich pies, miał również niepochlebne zdanie o starym dywanie i ciężkich firanach (jedne i drugie trzeba było po psich renowacjach natychmiast wymienić). Usunięcie kwiecistej tapety wydawało się naturalną konsekwencją wcześniejszych zmian (a skoro została usunięta z salonu to usunięcie jej z korytarza było jakimś takim naturalnym ruchem). I chociaż Cathal uparł się, by w salonie umieścić legowisko dla psa, także i ten pokój stał się przyjemny.
Sypialnię Ulysses wyremontował jeszcze przed kuchnią. Najpierw ostrożnie, niby przypadkiem, wymienił zasłony i usunął baldachim z kolumnowego łóżka, potem odważniej przemalował ściany i odświeżył podłogę. Meble zostawił na swoim miejscu. Pozbawione zbędnych ozdób nie raziły już jego oczu tak, jak wcześniej.
Ale było w tym domu jeszcze jedno pomieszczenie, które spędzało najstarszemu synowi Chestera Rookwooda sen z powiek. Był to gabinet Cathala. Gabinetem Cathala był tak naprawdę tylko z nazwy, bo tak naprawdę był to gabinet nieżyjącej matki Shafiqa, który ten próbował adaptować na swoje potrzeby. Ale – z uwagi na to, że ani nie bywał szczególnie często w tym domu, a pewnie i przez związane z tym miejscem wspomnienia, nigdy nie zrobił tego do końca. I tak pomieszczenie to stało się w oczach Ulyssesa dziwaczną chimerą. Niby Cathala a jednak matki Cathala.
Trzeba było zrobić z tym porządek.
Szkoda, że za plecami Shafiqa.
Ulysses przygryzł wargę, słysząc pukanie do drzwi. Cavall wyrwał ich stronę i już po chwili skomlał, obwąchiwał i drapał we framugę.
Rookwood westchnął, zastanawiając się, ile spacerów dziennie byłoby w stanie ostudzić temperament tego stworzenia. Ruszył za psem, by go powstrzymać przed wybiegnięciem na dwór, gdy tylko w drzwiach pojawi się prześwit. Lewą ręką złapał psa za obrożę i przytrzymał. Mimo pory roku miał na sobie garniturowe spodnie i jasną, zapiętą pod samą szyję koszulę. Pewnym odchyleniem od normy był brak marynarki (wisiała na oparciu krzesła w kuchni) oraz krawata (wisiał dokładnie w tym samym miejscu co marynarka). Wolną ręką nacisnął na klamkę i uchylił drzwi.
- Doskonale – odpowiedział Samowi z Doliny. Cavall mocniej naciskał na rękę, gotowy do wyrwania się na wolność za wszelką cenę. Ulysses odsunął się, robiąc przejście Samuelowi. – To do pokoju na górze. Schodami i drugie drzwi po prawej. Przyjdę jak tylko uporam się z… - skrzywienie warg i krótkie spojrzenie na rozentuzjazmowanego czworonoga mówiło o tym, z czym musiał się uporać najpierw.
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#3
09.08.2024, 10:51  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 09.08.2024, 10:52 przez Samuel McGonagall.)  
O ile Little Hangleton nie podobało mu się za bardzo (choć tu trudno się dziwić, tak naprawdę nie podobało mu się nigdzie poza Knieją, Dolinę nauczył się akceptować w swoim życiu, a już dwie mile za domem brzmiało jak prawdziwa katorga), tak odgłosy zza drzwi przynosiły przyjemną myśl, że możę to nie jest taki nieprzyjemny dom czarodziei, którzy patrzą na takie przybłędy jak on z góry. Pies, któy mógł swobodnie biegać po domostwie, a nie był uwiązany na łańcuchu i traktowany jak przedmiot użytku w obejściu niósł taką nadzieję i nieco równoważył szorstkość listu, na który początkowo przecież McGonagall nawet nie chciał odpowiadać.

—To nie jest żaden problem, dzisiaj tylko zdejmowana miara, więc nie będę miał nawet jak zrobić mu krzywdy. — powiedział od progu, w pamięci napominając się, by nie chimerował w otoczeniu psiaka ani w ogóle w domu. Cały czas wypominał sobie incydent z Ponurakiem - psem Longbottomów - który po jego przemianie w niedźwiedzia z trudem odzyskał zaufanie do mężczyzny który zamieszakał w końcu na jego terenie, w warowniowym ogródku. — No i też poza miarą mam kilka próbek drewna, żeby łatwiej podjąć decyzję, chyba że masz już jakieś preferencje odnośnie tego z czego ta szafka ma być. A i ten, no bo w sumie nie dopytałem, czy mają mieć jakieś magiczne ulepszenia— Zupełnym przypadkiem przeszedł z formy grzecznościowej na bardzo bezpośrednią, mimowolnie traktując kogoś kto nie kopie swojego zwierzaka jako kogoś swojego.

Z drugiej strony Samuel, który za bardzo nie przepadał za ludźmi, zwykł choćby roboczo ucieleśniać swoich rozmówców w zdecydowanie lepiej znane mu gatunki. Jego przestrzeń wypełniały świergotniki, niedźwiedzie i wilki, trafiały się motyle i driady, trafiały się łanie i rosłe jelenie, czasem koty. Ulysses swoją wychudzoną twarzą i wodnistymi oczyma przypominał mu testrala, a te miały w sercu Samuela wyjątkowe miejsce. Z resztą nie tylko w jego sercu, ale również w rdzeniu kasztanowej różdżki.

Bez względu na decyzję, czy pies idzie z nimi, czy też nie, Sam ruszył po schodach na górę, nie rozglądając się po domostwie, a skupiając na celu swojej wizyty i robocie, którą od tego momentu powinien zrobić możłiwie szybko, aby bardziej nie naruszać cierpliwości klienta niż było to konieczne.


Cień Swojego Ojca
Prawdziwa nienawiść to dar, którego człowiek uczy się latami.
Patrząc na niego z daleka widzisz schludnego, nienagannie ubranego mężczyznę. Mierzy około 180 cm wzrostu. Jest szczupły. Nieszczególnie umięśniony. Ma ciemne włosy i jasne, niebieskie oczy. Z bliska okazuje się, że natura obdarzyła go wydatnym nosem i często zaciska usta w cienką linię. Rzadko się uśmiecha. Nie żartuje. Jest spięty. Ma pedantyczne ruchy. Aż do bólu opanowany i kontrolujący.

Ulysses Rookwood
#4
22.08.2024, 00:40  ✶  
Ulysses zmarszczył brwi. Znowu mocniej zacisnął rękę na obroży psa. Tylko drapanie łap po drewnianej podłodze i pobielałe knykcie właściciela wskazywały na to, że obydwaj toczyli w tym momencie nierówną walkę o dominację. Nierówną, bo choć młody Rookwood wygrywał na pierwszy rzut oka, w dalszej perspektywie szykował się na kapitulację (niechcianą smycz i kolejny przydługi spacer).
- Wspaniale – odpowiedział Samuelowi. Miał matowy, pozbawiony większych emocji głos. I ten nieprzejednany wyraz twarzy, który w pierwszej chwili mógł zostać błędnie uznany za przerost ego a dopiero potem okazywał się błędną maską Milforda, przywdziewaną zupełnie nieświadomie. Trudno było czytać cudze emocje, gdy umysł bezustannie rejestrował każdy najdrobniejszy szczegół rzeczywistości. – Na górze. Inaczej on cię obślini, obwącha i obkłaczy – wtrącił między słowami rzemieślnika. I jakby do Rookwooda dotarło jak mogło zabrzmieć, co powiedział, bo dodał jeszcze - Ale nie gryzie. Nawet jeśli sprawia wrażenie jakby miał zamiar.
Odczekał aż Samuel wejdzie po schodach. Ciągle siłował się z Cavallem, teraz nagle niezdecydowanym czy biec za nowym człowiekiem i jego nowym zapachem, czy jednak dalej próbować wydostać się na podwórek. Otwierając drugie drzwi po prawej, Mconagall mógł jeszcze usłyszeć jak właściciel oddalił się gdzieś ze zwierzęciem – najpewniej do kuchni – by przekupić je jakimś smaczkiem.
I tak rzemieślnik odkrył gabinet Cathala Shafiqa. Pomieszczenie to, z całą pewnością, było miejscem niezwykłym. I to wcale nie dlatego, że mieszała się w nim natura szalonej matki Shafiqa z chłodnym pragmatyzmem syna. Było niezwykłe, bo archeolog zgromadził w nim pewną część artefaktów, które udało mu się znaleźć na przeróżnych wykopaliskach, w których uczestniczył. Były więc egipskie figurki – mimo upływu lat wciąż zachwycające żywością kolorów, różnych wielkości i kształtów irlandzkie cursusy, spękane naczynia z Szahr-e Suchta, fragmenty celtyckiej biżuterii z Walii, różnokształtne kamienie (niektóre jakby celowo ciosane, inne widocznie stanowiące mniejsze fragmenty czegoś większego), drobne monety, guziki (chyba?). Część przedmiotów ktoś zasłonił bawełnianym obrusem. Niektóre pobłyskiwały ostrzegawczo, jakby chroniła je jakaś magia.
Poza dziwnymi przedmiotami znajdującymi się w gabinecie, Samuel zobaczył drewniane, dębowe biurko, krzesło ze skórzanym obiciem, regał zajmujący mniej więcej całą jedną ze ścian (a na nim sporo kobiecych, ale wyglądających na stare ozdóbek w rodzaju: figurki kurek, wazon z ususzonymi kurzącymi się kwiatami, kilka ruchomych fotografii, wszystko to spoczywało na własnoręcznie wydzierganych serwetkach). Było też oczywiście okno z kwiecistymi firanami a ściany zdobiła na wpół odbrapana tapeta w tulipany. Ona i zwinięty w rulon dywan świadczyły o tym, że i ten pokój czekał remont.
Stuknęły drzwi, gdy Ulysses (tym razem pozbawiony towarzystwa psa) wszedł do środka.
- Z drewna. Najlepiej jak najbardziej zbliżonego do tego biurka – odpowiedział, jak gdyby nigdy nic kontynuując przerwaną wcześniej rozmowę. Rookwood podszedł do wskazanego przez siebie przedmiotu. Pogładził przedmiot palcami, zastanawiając się nad czymś usilnie. – Tylko nie wiem, czy to na pewno jego właściwy kolor. Ten pokój nie był… nie był remontowany od lat. Trzeba to oczyścić. Regał też. Chyba są z tego samego rodzaju drewna. Cztery gabloty powinny być wielkości biurka, z przeszkleniem z góry, żeby wyeksponować znaleziska. Dwie wyższe. Tylko u podstawy drewniane, przeszklone, do tego samego celu co tamte, ale dla większych znalezisk – mówił cicho, ale wyraźnie. Sięgnął po papier i nieszczególnie udolnie narysował na nim, o co mu właściwie chodziło. Skrzywił się do własnego rysunku. Pedantyczna natura aż świerzbiła go, by spalił swoje bazgroły i spróbował jeszcze raz. – Magiczną ochronę przed spaleniem i rozbiciem.
Od strony drzwi dobiegło ich drapanie. Pies zjadł co miał do zjedzenia i znowu próbował do nich dołączyć.
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#5
07.09.2024, 19:06  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.09.2024, 17:53 przez Samuel McGonagall.)  
Samuelowi pies absolutnie nie robił, w Warowni biegało ich kilka (kto by tam liczył?), on sam zaś sprawiał aurę życzliwego zwierzętom wszelkiej maści. Rozumiał je lepiej niż ludzi, więc - bez większego zaskoczenia - łatwiej mu było odczytać zachowanie psa, aniżeli gospodarza. Łatwiej było mu empatią podążyć za tym energetycznym zaciekawieniem, za chęcią poznania nowej duszy, aniżeli twarzą spoglądającą na wszystko z wyższością.

Klient był zamknięty i ponury, z drugiej strony, czy nie za takie uważano testrale, które finalnie Samuel ukochał chyba najbardziej z istot, które stanęły na jego drodze? Dumne konie okryte złą sławą przez ostrość swojego wyglądu i fakt, że trzeba było być świadkiem cudzej śmierci aby w ogóle testrala widzieć. Przez myśl przeszło Samowi pytanie, czy z panem Rookwoodem jest podobnie. Czy był niewidzialny dla istot, które nie doświadczyły nigdy śmierci.

Podążywszy na górę, jego rozmyślania siłą rzeczy zostały zalane falą bodźców, gdy tylko przekroczył próg gabinetu. Chwycił różdżkę i zdolnościami krwi podbił powonienie, ścieląc sobie przegrody nosowe niedźwiedzim zmysłem, dla lepszego obrazu całości. Choć nie było to jego miejsce, widział w nim robotę, która być może go czekała, oprócz gablot. Był niejako przyzwyczajony. Dziedzic mówi "wyremontuj płot" a potem nagle odbudowuje się dach w domku ogrodnika. I mieszka się w nim potem.

Różnorodność figurek nie zastanawiała go, historia ludzi nie była dlań aż tak fascynująca, jak historia drzew, które dłużej stały niż pojedynczy człowiek, a w przypadku Greengrassów w ogóle można było założyć, że są oni drzewami w formie larwalnej (czego Sam szalenie im zazdrościł). Ulysses zastał go więc nie na analizie któregokolwiek bibelotu, ale na badaniu biurka, a potem - po słowach o tym, że regał jest z tego samego materiału - na uwaznym zbadaniu tego drugiego. Bez prośby o pozwolenie, przeniósł część kaczuszek i innych kurostojek na inną półkę, by spróbować wyciągnąć opróżnioną deskę i zweryfikować.

– Rozumiem... ee... że regał idzie do rozbiórki tak? Jak głębokie chcesz półki? Która rzecz, która ma się tam znależć jest naj...mm... najgłębsza? Największa? – trochę siępogubił, gestykulując i rozglądając się za jakimś eksponatem, który byłby miarodajny. – Dwanaście cali to byłoby dość sporo, ale wtedy nie ważne jaki tłusty kuguhar by się trafił, to wszystko wejdzie. Chyba że wolisz dziewięć. Będzie zgrabniej wyglądać, ale wtedy nie ręczę. Książka mojego dziadka byłaby na to już za dużo.– zmarszczył nos – No i dobrze ściany mieć oczyszczone i pomalowane jak mają być nowe gabloty. Mogę to dorzucić do usługi, skoro tak późno odpowiedziałem na prośbę. – Brenka co prawda uczyła go kiedyś jak dbać o swoje interesy, ale może nie szło mu to jeszcze za dobrze. Być może nie będzie mu to szło dobrze nigdy. W końcu, czy kiedykolwiek zapytał o swoją pensję ogrodniczą w Warowni i warunki zatrudnienia? Było mu tam dobrze. Lubił psy no i pozwolili mu przyprowadzić kozy.


Cień Swojego Ojca
Prawdziwa nienawiść to dar, którego człowiek uczy się latami.
Patrząc na niego z daleka widzisz schludnego, nienagannie ubranego mężczyznę. Mierzy około 180 cm wzrostu. Jest szczupły. Nieszczególnie umięśniony. Ma ciemne włosy i jasne, niebieskie oczy. Z bliska okazuje się, że natura obdarzyła go wydatnym nosem i często zaciska usta w cienką linię. Rzadko się uśmiecha. Nie żartuje. Jest spięty. Ma pedantyczne ruchy. Aż do bólu opanowany i kontrolujący.

Ulysses Rookwood
#6
12.09.2024, 01:43  ✶  
Samuelowi pies absolutnie nic nie robił, ale pedantycznemu umysłowi Ulyssesa tak. W myślach bezustannie walczył ze sobą, wiedziony tyle odpowiedzialnością wobec przygarniętego stworzenia co własnym pedantyznem i nerwicą natręctw. Zwierzę uczyło go odpuszczania, nawet jeśli to odpuszczanie musiał okupić długimi godzinami, gdy próbując zachować spokój krążył po pokoju lub grał na skrzypcach.
Tak jak, teraz gdy skrobało w drzwi, zainteresowane towarzystwem a on musiał udawać, że go nie słyszy. Może wyczuwało te psy kręcące się koło Samuela albo i samego Samuela – w końcu Cavall był znaleziony w Kniei Godryka, może zetknął się kiedyś ze zwierzęcą formą stolarza a teraz szukał kontaktu, bo rozpoznał jego zapach?
Choć nie umiał tego okazać Ulysses, w środku ucieszył się, że stolarz nie próbował myszkować między artefaktami, ale zainteresował się meblami. Jego wzrok prześliznął się po regale i po desce, którą sprawdzał Samuel. Przez parę sekund nie wiedział, co właściwie powinien odpowiedzieć. To ta ilość bibelotów po matce Cathala sprawiała, że mimowolnie patrzył na mebel tak, jakby nie nadawał się do niczego poza zniszczeniem. A może się nadawał. Może tylko, gdyby… gdyby…
- Nie wiem. Nie jestem pewien – powiedział z wahaniem. – Może dałoby się go jakoś uratować? Tylko trochę zmodernizować? Żeby nie wyglądał tak… - tak kobieco, ale w złym znaczeniu tego słowa. – W tym pomieszczeniu przydadzą się półki i szafki. Poza przedmiotami przywiezionymi z wykopalisk są przecież też zwykłe książki – wymamrotał i znowu brzmiało to dziwnie, bardziej tak jakby mamrotał do siebie niż do Samuela, choć przecież zdawał sobie sprawę z jego obecności. – A ty jak uważasz? – zapytał wreszcie. – Myślisz, że dałoby się to wszystko jakoś połączyć?
Najłatwiej pewnie byłoby przedyskutować temat z Cathalem, ale wtedy archeolog nie będzie miał niespodzianki. A biorąc pod uwagę wszystkie plany na niedaleką przyszłość, Ulyssesowi bardzo zależało na tym, by jednak niespodzianka pozostała niespodzianką.
- Największe będą takie jak ta maska – wskazał ręką na osłonięty białym materiałem przedmiot. Stanowczo potrzebował dwunastu cali. – Najdłuższe, ale raczej wąskie, do gablot mogą mieć długość nawet czterdziestu cali. – Zastanawiał się, czy ta druga informacja w ogóle była potrzebna stolarzowi. Może wystarczyło podać długość gablot? Pewnie tak. Niepotrzebnie w ogóle to powiedział.
Ulysses odruchowo spiął się. Jakoś odruchowo wyprostował się nawet bardziej, choć tak naprawdę od samego początku był wyprostowany jak struna. Nagle zaczęło mu brakować marynarki i krawata. Z boku mogło to wyglądać nawet tak, jakby się trochę zawiesił. Jeszcze jeden objaw Milforda. Zastanawiał się nad propozycją Samuela – miłą i właściwie przydatną, ale jednak ingerującą mocno w to jak przygotowywał się do remontu tego pokoju. Miał sam oczyścić ściany – ślady tego już były trochę widoczne – ale może istotnie lepiej było zostawić tę pracę fachowcowi?
- Mógłbyś to zrobić? – zapytał powoli. – Nie będzie w porządku, jeśli zajmę ci niepotrzebnie czas.
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#7
18.09.2024, 17:52  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.09.2024, 17:53 przez Samuel McGonagall.)  
Od początku, gdy wygoniły go upiory z Kniei łapał się właśnie takich prac. Jego miłość do drewna i lata spędzone z dala od ludzi zaowocowały wprawą w rzemiośle na poziomie dalej niż zadowalającym. Gładkość deski, dłuto zagłębiające się w materię tak pięknie, tak łatwo dającą się przez niego kształtować.

Co prawda miał własny warsztat do wybudowania, ale... przez to, że obecnie był w poważnym związku zwanym narzeczeństwem, nagle bardzo, ale to bardzo zależało mu na zadowolonym kliencie, który może przecież dalej powiedzieć, że jest zadowolony. Dziś gabloty tu, jutro kto wie, może meble w saloniku?

– Oj nie wiem – przyznał zgodnie z prawdą, jak miał w zwyczaju. Kiepska reklama, że nie umiał doradzić, ale większość życia spędził w rozpadającej się leśniczówce w której każdy mebel był z tak zwanej innej parafii. – Są ludzie co tak mają... tak różnie, ale są też tacy co lubią jak wszystko jest takie samo. Mówią, że to styl ma. – Podrapał się po głowie, chcąc być mimo wszystko pomocny. – Zależy czy ludzie co używają tego miejsca... czy osoba, która lubi te zabawki co mają być w gablotach, czy lubi również rzeczy z tego regału. Co ona będzie myśleć. No bo... biurko nie jest malowane, więc sądziłem, że gabloty mają być co najwyżej pociągnięte brązowym lakierem zabezpieczającym, a ten tu mebel no nie wiem, przeniesiony? Ale mi on tam nie przeszkadza. Tylko trzeba fotel wytrzepać bo ma kurzu dużo. – Głośno myślał, nie bacząc na to czy to może być mile widziane, czy wręcz przeciwnie. Nie miał obycia. Z drugiej strony, nie zauważał też że jego klient zachowuje się dziwnie. Dla niego wszyscy ludzie zachowywali się dziwnie, a najbezpieczniej czuł się przy tych, którzy mieli w sobie więcej zwierzęcia niż mniej.

Notował liczby, kalkulował, podszedł też do największego eksponatu i mierzył go za pomocą rozszerzonego kciuka i palca wskazującego, najwidoczniej stosując jakieś też swoje miary ponad te liczbowe.

– Jasne, że mogę. Jeśli trzeba to też pomogę przenieść meble. No z tymi pacynkami to nie chce niczego zniszczyć – wskazał na rytualne laleczki z pewną obawą. Kiedyś zbił przypadkiem porcelanową zastawę w czasie jednego z pierwszych zleceń i prawie trzasnęło wtedy zazdrosną Knieją, która domagała się jego powrotu pośród drzwa. To znaczy... prawie nie trzasnęło klątwą żywiołów, jak poprawiła go pani Bulstrode. Wciąż nie oswoił się z tymi rewelacjami, które wywalały jego życie do góry nogami, ale to że był tutaj, w Little Hangleton mu pomagało. Praca była prosta, a przez to bezpieczna.


Cień Swojego Ojca
Prawdziwa nienawiść to dar, którego człowiek uczy się latami.
Patrząc na niego z daleka widzisz schludnego, nienagannie ubranego mężczyznę. Mierzy około 180 cm wzrostu. Jest szczupły. Nieszczególnie umięśniony. Ma ciemne włosy i jasne, niebieskie oczy. Z bliska okazuje się, że natura obdarzyła go wydatnym nosem i często zaciska usta w cienką linię. Rzadko się uśmiecha. Nie żartuje. Jest spięty. Ma pedantyczne ruchy. Aż do bólu opanowany i kontrolujący.

Ulysses Rookwood
#8
15.12.2024, 23:21  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.12.2024, 23:29 przez Ulysses Rookwood.)  
Zabawki. Ulysses zmarszczył brwi nie do końca wiedząc, czy powinien obrazić się na stolarza za to określenie czy mu podziękować. Z jednej strony to i lepiej nawet, że ten traktował archeologiczne artefakty Cathala jako zabawki, z drugiej – z jakichś niezrozumiałych dla samego siebie przyczyn – Rookwood gotów był stanąć w obronie każdego, znalezionego przez przyjaciela przedmiotu.
- Och, to właściwie nie ma znaczenia… - zaczął powoli jakąś myśl, która swój początek musiała mieć w jego umyśle. – Jeśli nie da się im wszystkim nadać jednolitego koloru – poza fotelem naturalnie – to lepiej je wyrzucić.
Ulysses był zdecydowanie z tych, którzy woleli mieć wszystko uporządkowane. Stał spięty i nieruchomy, gdy Samuel robił potrzebne do wykonania zlecenia pomiary.  Po prostu przyglądał się stolarzowi, może też nie widząc w jego zachowaniu niczego osobliwego albo – odwrotnie – dostrzegając w nim kogoś, kim ten wcale nie był, niecodziennego i niesamowitego już samo przez to, że podejmował się właśnie powierzonego mu zadania.
- Nie przejmuj się pacynkami. Kiedy pojawisz się tutaj by pomóc z przeniesieniem mebli, zabezpieczę je – i całą resztę znalezisk Cathala, dodał w myślach.
Następnie, o ile Samuel miał jeszcze jakieś pytania, odpowiedział na nie, zapytał o to ile całość zlecenia będzie kosztowała oraz czy McGonagall nie potrzebował zaliczki. Kiedy wszystko zostało dogadane, odprowadził go do drzwi, znowu pilnując by pies – w swoim zbyt wielkim entuzjazmie – nie próbował napaść na stolarza i po przyjacielsku zwalić go z nóg.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Ulysses Rookwood (1779), Samuel McGonagall (1601)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa