• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Reszta świata i wszechświata v
1 2 Dalej »
[13.09.72, wieczór, Księżycowy Staw] Tell me about the stars

[13.09.72, wieczór, Księżycowy Staw] Tell me about the stars
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
15.09.2025, 08:54  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.09.2025, 08:55 przez Brenna Longbottom.)  
Dzień chylił się już ku końcowi, kiedy Brenna pojawiła się z powrotem w Stawie, z zapasami z Hogsmeade, pudełkiem, zgarniętym w jednym z lokali i obolałą nogą, która po całym dniu najpierw pracy, a potem krążenia po różnych zakątkach Anglii, zaczynała stanowczo protestować przeciwko takiemu traktowaniu.
Weszła bocznym wejściem i zostawiła komponenty w schowku z kuchni, odruchowo ułożyła kilka porozrzucanych rzeczy, a potem skierowała się do salonu. Spodziewała się, że gdzieś tu znajdzie Millie – może wciąż malującą, może siedzącą w pokoju, niegdyś należącym do bliźniaczek Julius. Zatrzymała się w progu, zadzierając głowę, zarówno po to, by spojrzeć na obraz, pokrywający sklepienie, jak i sprawdzić, czy artystka kręciła się pod sufitem… Czy raczej latała. Na miotle.
– Cześć, Miles. Może przerwa? I tak światło robi się beznadziejne. Jadłaś już coś? – spytała, przywołując na twarz zwykły uśmiech. Spodziewała się, że odpowiedź na to pytanie będzie brzmiała „nie”, i że zaraz po niej nastąpi litania pt. „odczepcie się od mojego żołądka”. Dlatego szybko dokończyła, chcąc tę litanię uprzedzić. – Mam pizzę.
Otworzyła wieko przyniesionego pudełka, demonstrując, że faktycznie ma wielką pizzę, jako jaki taki kompromis posypaną poza szczodrą dawką sera i peperroni także warzywami, które miały uspokajać jej sumienie, że przynosi Miles coś tak niezdrowego. Brenna zasadniczo zwykle wybierała jednak inne potrawy niż pizza, ale to nie tak, że tej lubiła, a dzisiaj czuła się zbyt wyczerpana na namawianie Moody na zjedzenie porządnego posiłku. Najlepiej takiego przygotowanego przez kucharza równie utalentowanego, co Nora, który dodawał do dań odrobinę magii, żeby były i smaczne, i zdrowe.
– Przy okazji dowiedziałam się, że niektórzy podobno zaczęli dodawać do pizzy ananasa. Podobno to jakaś nowinka z Kanady. Kanadyjczycy muszą być bardzo dziwnymi ludźmi – oceniła, opuszczając wzrok na zawartość pudełka, jakby spodziewała się, że jakiś Kanadyjczyk podstępnie podrzucił na pizzę ananasy. Na całe szczęście, nie dopatrzyła się śladów takiego świętokradztwa.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#2
15.09.2025, 10:49  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.09.2025, 19:26 przez Millie Moody.)  
I rzeczywiście. Miles pracowała pod sufitem.

Konkretnie zwisała głową w dół, mając miotłę pod kolanami i trzymając się tak, jakby to był drążek od trzepaka, a nie kawałek magicznego drewna wiszącego 6 metrów nad ziemią.

Słysząc jednak wołanie Brenny powoli zleciała w dół. Jej przycięte włosy wciąż zwisały, sportowy stanik służący za podkoszulek dzielnie nie zwisał, w zębach miała pędzel, w dłoniach też jeden, zdecydowanie cieńszy.

Detal w trudno dostępnym miejscu. Ciężka sprawa.

Złociste oczy rozpromieniły się, podobnie jak uśmiech choć nic w pierwszej chwili nie odpowiedziała z powodu pędzla. Zaraz jednak go wyciągnęła i podciągnęła się na miotle tak aby zeskoczyć z niej już z bezpiecznej wysokości.

– Wiesz, w sumie to ee... jadłam. Głupi zakład z Tomusiem i kurwa mać, nie zamierzam go przegrać. – Odgarnęła włosy z twarzy i wsadziła sobie pędzle za ucho. – Ale to może było... już jakiś czas temu. To... to możliwe. – w sumie nie czuła głodu, ale jako akt dobrej woli. No i Brenka zawsze przynosiła najlepsze kurwa pizze.

– Dobra, przecież obie wiemy, że sama sobie z tym nie poradzisz. – wyszczerzyła zęby – To co? Kuchnia? – zaproponowała lekko.

!Strach przed imieniem
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#3
15.09.2025, 19:26  ✶  
Chociaż nie doznajesz żadnych omamów słuchowych, nie jesteś w stanie wydusić z siebie Jego imienia. Kogo? Sam-wiesz-kogo... T-tego, którego imienia nie wolno wymawiać... Tego, który zasiał w ludziach strach.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#4
16.09.2025, 14:00  ✶  
Brenna uśmiechnęła się lekko na słowa o zakładzie z Tomusiem i pomyślała, że Thomasowi należała się nie tylko pizza, ale i piwo. Nie powiedziała tego jednak, na wszelki wypadek, gdyby Millie uznała, że jednak jest gotowa przegrać ten zakład, w myśl na złość mamie odmrożę sobie uszy.
- W takim razie potraktuj to jako nagrodę za ten wcześniejszy posiłek. Z ciekawości, co dostaje wygrany? - spytała, zamykając pudełko. Podejrzewała zresztą, że ten „jakiś czas temu” to mogło mieć kilka godzin, bo Millie skupiona na malowaniu miewała tendencję do zapominania o całym świecie i tracenia poczucia czasu. – Wygląda pewnie lepiej niż za czasów świetności Juliusów – dorzuciła, spoglądając przez moment na sufit, zanim skierowała się do kuchni. Szła wolniej niż robiła to zazwyczaj, bo pilnowała się, żeby przypadkiem nie utykać. Jeszcze jeden ślad Spalonej Nocy: ten drobniejszy, jeden z tych, które miały szybko zniknąć, w porównaniu ze znacznie gorszymi. Ale próbowała odsunąć myśli o tych wszystkich innych, o zniszczeniach, ofiarach, szukaniu winnych, o rozpadającym się wokół niej świecie, i o skupieniu w tej chwili na małym kawałku tego świata: Millie i jej samopoczuciu.
Po kolei. Wszystko po kolei.
– Z oczami Thomasa już w porządku, mam nadzieję? – zapytała, kładąc pudełko na stole. – Teraz pewnie chwilowo nikt nie ma czasu cię wprowadzać w asystowanie Morpheusowi, co? Malowałaś cały dzień?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#5
16.09.2025, 14:38  ✶  
Nie dotykają się żadne omamy, ale trauma ognia pozostaje silną. Kiedy w trakcie trwania tej sesji widzisz płomienie, na moment zastygasz w bezruchu przepełniony strachem. Wydaje ci się, że nadchodzą. Kto? Oni... One? Te istoty złożone z dymu i lęków...
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#6
16.09.2025, 15:23  ✶  
Miilie zdawała się najbardziej pasować do opisanych w księgach faniksach, nawet jeśli ślady na jej skórze były niebieskie a nie czerwone. Pożoga wymęczyła ją, to fakt, ale obecny jej dobrostan zdawał się lepszy, zdecydowanie lepszy niż w sierpniu. Miała cel, miała zaczepienie, miała zakład zmuszający ją do regularnych posiłków, miała trzy pary oczu pilnujące regularnego brania leków.

Wysypiała się.

Najadała się.

Na moment próbowała uwierzyć w chociaż część miłych słów, które strugą leciały w jej kierunku.

Rozkwitała na pogożelisku.

Zadarła głowę i uśmiechnęła się tak szeroko, że kąciki ust niemal sięgnęły uszu. - Dzisiaj udało mi się dobrze zmieszać farby i ten grandient świtu na prawdę robi robotę. Jeszcze gwiazdy wiesz... jak patrzyłam na mapę od Morpheusa, to myślałam, żeby zakląć gwiazdozbiory, żebyśmy widzieli czy ktoś z naszych potrzebuje pomocy. W ogóle myślałam, żeby Tomek zaklął jakieś runy naprowadzające na gaciach, wtedy mielibyśmy dwie jasne informacje wiesz... na wypadek. - podzieliła się swoim pomysłem. Jednym z wielu, ale ten przylepił się do jej barwnej głowy najmocniej.

- I oczy Tommy'ego są już w całkiem niezłym stanie wiesz Basilius ma na niego... ma na niego oko. - Zarechotała niekontrolowanie. Lepiej, nie oznaczało dobrze. Ale wystarczało na teraz. Lepsze rechotanie niż opętańczy śmiech. - A tamten mu daje pomocną dłoń. W ogóle zebrałam ludzi co ich mamy pod opieką i co jakiś czas skaczemy we trójkę zdejmować klątwy z domów. Tak poza godzinami pracy. Chłopcy świetnie się dogadują ja e... przepraszam Cię za tego Liszka. Totalnie nie pomyślałam i tak pamiętam teraz już buzia w ciupeł na amenosa. - gestem zasznurowała sobie pospiesznie usta, a brzuch przemówił za nią, że jednak to jedzenie dzisiaj było całkiem dawno.

Poszły do kuchni.

- A jak tam w Dolinie Brenka? Potrzebujesz jakiejś pomocy przy Warowni? Wiesz, że jeżeli chodzi o malowanie ścian to masz mój pędzel, sufit nie zając. - Na miotle zajmie jej to mniej czasu, niż jakby ktoś miał dygać z drabiną. Żałowała, że nie zna się na niczym więcej, ale myśl która niegdyś potrafiła ją zeżreć od środka, teraz tylko zakończyła się smutnym wzruszeniem ramion. - No cośtam dla tego Morfiny robię, chociaż no wiesz jak jest. Z drugiej strony nie wiem jak to długo potrwa, bo jak skończy mi się wolne, to trzeba będzie zdecydować, a ja... - zamyśliła się. To był trudny temat, już gadała o tym ostatnio z Geraldine. Czy Moody miała w ogóle wybór? Powinna nakurwiać w czarnoksiężników, robić te pieprzone kursy aurorskie i chuj. Nie każdy w czasie wolnym biegałby po Londynie i ratował ludzi. Czy dało się wyciągnąć z Moody'ego... Moody'ego? Nawet z takiego niedorobionego egzemplarza, jakim była?
- Karty są bardzo niejednoznaczne. Mówią, że mam się kurwa odwołać do swojej intuicji. Pierdolone. Za dużo się napatrzyłam na ten obraz od Erika ze mną jako kapłanką - prezent dumnie zdobił drzwi do dość zaludnionego obecnie pokoju. - I teraz mi wywala ją w każdym rozkładzie. - pożaliła się, choć na bogów! Oby wszyscy mieli takie problemy. Nim podjęła dalej jakiekolwiek zdanie podkradła jeden z kawałków pizzy i zatopiła w nim łapczywie zęby. W końcu odrobina czerwieni (sosu) uplasowała się obok lazuru (farby).
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
17.09.2025, 09:43  ✶  
Brenna nie wiedziała, co wpływało na Millie dobrze: bliscy, Księżycowy Staw, pewne decyzje, rzeczy, którymi mogła się zająć. Nie próbowała tego nadmiernie analizować, po prostu ciesząc się, że w jej przypadku wszystko zdawało się iść w dobrą stronę. Tak wiele rzeczy obracało się teraz w popioły i dobrze było, że coś, ktoś, zdołał z nich powstać.
Jeśli szło o nią, po potknięciu po prostu przyjęła strategię wędrowania dalej, tak szybko, jak mogła, ku konkretnym celom. Bez oglądania się, kiedy wreszcie dopędzą ją rzeczy, przed którymi umykała i jak wiele będzie musiała zostawić po drodze.
– Poprosiłam Thomasa o podobny zegarek, kupowaliśmy do niego niedawno części… Ma na wskazówkach nasze imiona i ma pokazywać, kiedy komuś coś grozi… myślałam, żeby powiesić go w salonie, ale jeżeli konstelacje będą to robiły, można ustawić go gdzieś indziej. Większa szansa, że ktoś coś zauważy – stwierdziła, na moment zamyślając się nad problemem pt. gdzie ustawić zegar. Normalnie może wzięłaby go do Warowni, ale cóż, Warownia w tej chwili… nie nadawała się na kryjówkę. – Może po prostu na razie stanie w salonie, a jak skończysz z konstelacjami, przeniesiemy go do kuchni – oceniła, gdy rozsiadły się już w pomieszczeniu i Brenna sięgnęła po kawałek pizzy. – Zamówiłam też u znajomego amulety… takie, na których będzie parę liter i można je zmieniać, to może pomóc na przykład wskazać konkretne miejsce czy datę spotkania.
Zamówiła je u Sama już jakiś czas temu, ale po Spalonej Nocy problem stał się trochę bardziej… palący. Ich ogromnym kłopotem podczas tych wydarzeń był brak komunikacji. Brenna miała dwa lusterka, ona i Heather opanowały fale, ale poza tym musieli polegać na punktach komunikacyjnych, do których wpadali i przekazywali sobie informacje. A to było mało efektywne.
– Sądzisz, że da się umieścić runy na ubraniach? – spytała, bo niezbyt się na tym znała.
Obserwowała Millie znad pizzy przez chwilę, zastanawiając się, czy celowo mówi w tak dwuznaczny sposób, czy to wychodzi przypadkiem, ale uznała, że chwilowo nie będzie analizowała głębiej, co tam się dzieje na piętrze Księżycowego Stawu i między kim. Ot obserwowała sytuację z daleka, na wypadek, gdyby trzeba było coś – albo kogoś – potem pozbierać, bez wtrącania się, jeżeli nie zauważy niczego niepokojącego.
– Nie przepraszaj, Millie, i nie jestem zła. Po prostu nie ściągajcie tu kolejnych osób, które nie są z nami od dawna. To już właściwie jedyna nasza w miarę bezpieczna kryjówka… i jest taką tylko dlatego, że leży w sumie na końcu świata i od lat nikt tu nie mieszkał, więc…
Jeżeli ktoś komuś o tym miejscu wspomni, to w sumie to miejsce będzie spalone. Niekoniecznie w metaforycznym sensie.
– Na razie oceniałam sytuację, załatwiłam parę rzeczy, będę gadała z rodziną, co dalej. Wynieśliśmy to, co ocalało. Muszę tam zabrać Thomasa albo Basiliusa, zanim zaczniemy działać na serio, bo tak jakby coś woła do mnie ze ścian. Najpierw myślałam, że odbiło mi do końca, ale ojciec też to słyszy, więc to chyba sprawa dla klątwołamacza – stwierdziła z westchnieniem, z myślą, że może powinna dziś spróbować złapać któregoś z chłopaków i zaprosić na wycieczkę klątwołamawczą. – Hm, a co oznacza ta arcykapłanka? I leci tylko w twoich rozkładach czy też jak… eee… stawiasz je innym? – spytała, odrobinę się wahając, bo omal odruchowo nie zaproponowała, żeby Millie postawiła tarota jej, ale zaczęła się zastanawiać, czy to nie wprowadzi jej tylko jeszcze większego zamętu w głowie… Musiała czuć się faktycznie zagubiona, skoro była gotowa szukać podpowiedzi w kartach. – To ci pomaga? W sensie, spytanie o coś kart. Masz je przy sobie?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#8
18.09.2025, 11:45  ✶  
Normalnie Miles by się właśnie śmiertelnie obraziła, bo miała zajebisty pomysł a tu jakiś zegar i on na pewno będzie działał lepiej, bo ona gówno się zna na czymkolwiek - czego Brenna oczywiście nie powiedziała, ale zbudowana na kanwie zazdrości Miles zwykle tymi torami myślowymi operowała.

Nie teraz.

Wręcz przeciwnie.

Rozpogodziła się i pokiwała ochoczo głową.

– Zajebiste pomysły. Im więcej tym lepiej. Z tymi gaciami to nie wiem, to taki pomysł, musimy popróbować. Wiesz jak są ubrania wzmacniane magicznie, to czemu nie gacie z lokalizacją? Ale to trzeba opanować budynki najpierw, słuchaj skoczę z Wami wtedy, wy pomóżdżycie, a ja poprzenoszę śmieci, trochę mi dobrze zrobi powietrze, bo nawdychałam się farby. – Pizza znikała w zastraszającym tempie. Nie było skubania, nie było nerwowego międrolenia jednego plastra salmi przez pół godziny. Miles zdawała się tryskać entuzjazmem, jak wtedy, gdy skończyła szkołę i dostała się do policji. To było... dawno temu.

– Buzia w ciupeł, obiecuje Brenka. Nikogo więcej mi tu nie potrzeba. Serio. – gdzieś tam jakiś rumieniec przydający jej dziewczęcości wypełzł na policzki, gdzieś uciekła wzrokiem na bok. Ale nie, to przecież sięgała po kolejny kawałek pizzałki. O to chodziło! Chciała patrzeć na jedzenie. Normalna sprawa.

– Arcykapłanka, to taka mm... typiara co ma dużą wiedzę na temat życia wewnętrznego. Co ma nad nim jakieś panowanie i kontrolę. Wiedzę tajemną. Cokolwiek, serio biegunowo odległe od tego jak się na co dzień czuje. – Była przekonana, że Erik wybrał akurat tę kartę, bo dupera miała czarne włosy tak jak Miles. Albo, były to jego pobożne życzenia, żeby Moody w końcu dorosła. Oba scenariusze były całkiem prawdopodobne.

Na pytanie o karty, o wróżenie Miles spoważniała i niemal odruchowo sięgnęła do kieszeni. Tam czekały na nią - wysłużone, sprawdzone, prezent od Papcia Morfiny, gdy złamała nogę. Nie masz trzeciego oka, to miej chociaż to - nie powiedział jej tak, ale to zrozumiała z tegoż podarku. Otarła ręce brudne od pizzy o spodnie, a potem mimowolnie zaczęła je tasować myśląc o przyjaciółce, chociaż pytanie jeszcze nie padło.
– Pomagają. – odpowiedziała ciszej, poważniej, jak ktoś kto za rok miał skończyć 30 lat, a nie 13. – Kiedy masz rozjebany mózg, kiedy myśli łapią się wszystkiego i niczego, kiedy uczucia... kiedy uczucia zapierdalają jak kołowrotek. Zawsze są karty. One wezmą Cię za łeb i pokażą "myśl o tym" albo "skup się na tym", albo "czy pamiętasz dlaczego masz tak przejebane"? – Szóstka kielichów, para roześmianych dzieci bawiących się złotymi pucharami. Alastor... tak dawno już nie pojawił się w układzie, gdy przed laty potrafił wyskakiwać w każdym rozkładzie, jak bogin ze stawowej biblioteki.

Miles usiadła, przesuwając niedbale przedramieniem fanty ze stołu by zrobić sobie miejsce. Kadzidełka? Świeczki? Czyste ręce? Może pierdy jednorożca do tego? To wszystko była zasłona dymna. Kto miał oczy ten widział.
– Zadaj pytanie, a ja zobaczę, w którą stronę powinnaś patrzeć, by znaleźć odpowiedź – kiwnęła głową wskazując miejsce przed sobą. Ze wszystkich ludzi, Brenka zasługiwała na szczęście, ale czasami biegła tak szybko myśląc o wszystkich wkoło, że zapominała przez moment popatrzeć na siebie. To była opinia Moody. A jaka będzie opinia kart?
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
19.09.2025, 09:03  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.09.2025, 09:47 przez Brenna Longbottom.)  
– Jeśli uda się nam zgrać harmonogramy… i tak wątpię, żeby wszystko załatwiło się przy okazji jednej wizyty. Na razie ich spytam, kiedy któryś z nich będzie wolny.
Ściany zdawały się być wypełnione mrokiem, domownicy, wynoszący ocalałe rzeczy i próbujący za pomocą magii usunąć to, co zniszczono bezpowrotnie słyszeli wezwania, i wszyscy mieli wciąż wrażenie, że gdy przebywają w środku, coś ich obserwuje. Brenna nie wiedziała wiele o klątwołamaniu, ale miała nieodparte wrażenie, że Basilius i Thomas mimo całego swojego talentu mogą nie zdołać złamać klątwy za pierwszym razem. Mogli skoczyć tam któregoś razu wszyscy.
– Warto to zbadać, bo czemu nie? To chyba byłoby skomplikowane, ale można sprawdzić, a póki co dopytam Sama o te wisiorki… zawsze zmieniając na nich litery można zasugerować pozycję. Poza tym chętnie kupiłabym więcej dwukierunkowych lusterek, i cholera, jeżeli ktoś będzie chętny, to uczyła fal. Naprawdę mamy problemy z komunikacją.
Wcześniej jeszcze falami posługiwał się choćby Patrick, ale on w tej chwili przebywał we Francji i od jakiegoś czasu nie dawał znaku życia. Z lusterkami też był problem, bo niby miała na nie dość pieniędzy, ale tyle sklepów i zakładów rzemieślniczych zniszczono, że wiele towarów do niczego się już nie nadawało.
– Arcykapłanka brzmi więc jak Morpheus – skwitowała wykład Millie. Brenna kojarzyła kilka wielkich arkanów, które powracały w jej układach czy ze dwa małe arkana, którym towarzyszył jakiś komentarz ze strony Morpheusa czy Millie (jak choćby nieszczęsny paź kielichów), ale akurat o znaczeniach arcykapłanki nigdy nie słyszała. – Może wraca w tych twoich układach z jego powodu?
Albo to był przypadek. Brenna w swoim stosunku do wróżenia balansowała gdzieś na cienkiej linie, jakby sama niepewna, jak na to patrzeć – gdy z jednej strony miała naturę niedowiarka, z drugiej jasnowidzenie i wróżbiarstwo było tak istotne dla otaczających ją osób.
Milczała przez chwilę, gdy Millie tłumaczyła, sama zajęta przeżuwaniem pizzy, doskonałym pretekstem do zachowania milczenia. Jeśli szło o „mózg rozjebany” i „uczucia, które zapierdalają jak kołowrotek” to chyba faktycznie mniej więcej tak się czuła, po prostu starała się tego za bardzo nie pokazać. Poza tym uważała, że z rozjebanym mózgiem wciąż możesz biec, bo przecież nogi są całe, tak?
– Och, bogowie, pytania, z nimi zawsze mam największy problem – stwierdziła, odsuwając na wpół pusty karton na bok, i tym razem w jej głosie rozbrzmiewało rozbawienie. Bo jak szukać odpowiedzi, skoro nie znasz nawet pytań? Chodziło jej po głowie jedno, ale właściwie mogłoby sprowadzać się do prostej odpowiedzi „tak” albo „nie”, a Morpheus wspominał, że do bardziej skomplikowanych układów nie formułuje się takich pytań… – Czy takie ogólnie, na zasadzie, na czym się teraz skupić, będzie grało?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#10
22.09.2025, 12:43  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.09.2025, 12:53 przez Millie Moody.)  
Przypatrywała się Brennie uważnie, a trochę tak jakby w ogóle zobaczyła ją pierwszy raz. No tak... no tak... Tu było wiele rys na tym pięknym szkle i wcale nie podobało jej się to w przypadku jej zwykle energicznej koleżanki, która parła do przodu jak lodołamacz. Zaczęła tasować karty trochę wolniej i pierwszy raz w życiu pojawiła się u niej jakaś wątpliwość. Jakieś szczątki empatii podpowiadające, że to pytanie może być ważniejsze, niż początkowo przypuszczała. A wiedziała - niestety - co potrafi wyjść z tych kart. Krzyż celtycki był wsparciem, ale było tam wiele kart. A potrzebny był konkret. Fokus. Najważniejsza sprawa. Może wystarczyły trzy. W prostocie siła. W trójce moc.

– Dobrze Brenna, zrobimy tak... Ty zaprzysz nam herbaty, a ja skupię się na trzech rzeczach dla Ciebie. Trzy rzeczy. Trzy rzeczy, do pomyślenia, zamiast tego całego... całego węzła. Tej burzy. Trzy rzeczy. Jedna z wczoraj, jedna z dziś i jedna z jutra. – Choć nie wierzyła do końca w rytuały przy wróżeniu, tym razem dotknęła trzech miejsc przed sobą. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Lekcja, uważność i porada. Potasowała jeszcze trochę, poszeptała pytania, zaklinając w słowach nowy układ, by kartom przypadkiem się nie pojebało. I w końcu padły:

Eremita | odwrócony Księżyc | As denarów

Miles zdała sobie sprawę z tego, że jednak może odetchnąć, bo żadne miecze nie przebijały ciała przyjaciółki. Zmrużyła oczy. Spośród tej trójki finalistów, jedna winna ściągnąć jej wzrok, jedna winna być tym... clue nadchodzących zdarzeń, jedna powinna...

Rzut Symbol 1d258 - 111
Kura (domowe szczęście)


pośród krzewów Asa przebiegł drób. Moody zamrugała, bo nie była pewna, ale splot wzmacniający wróżbiarską intuicję nie pozostawiał złudzeń. Kurka oznaczała ciepło domowego ogniska. Warownia została spalona, ale to nie budynek tworzył rodzinę.

Nawet się uśmiechnęła.

– Więc tak... Lekcja z przeszłości mówi o poszukiwaniu celu, o introspekcji, o tym, że odsunęłaś się na pewnym etapie od ludzi, żeby zastanowić się jak to wszystko ogarnąć. To karta ziemi, to karta spokoju ale też takiej no... ciszy. – Moody zbyt skupiona na sobie nie zauważyła tej chwili. Kiedy to było? Przecież ledwie przed miesiącem. – Tu masz teraźniejszość. To księżyc, wodna karta, w dodatku odwrócona. – Tu nie będzie miło - zasępiła się, ale przestała mówić tylko na moment. – To karta wątpliwości i za dużej ilości myśli. Zapadnięcia się w strachu, w koszmarach, w wątpieniu w samego siebie. To bardzo... bardzo trudny czas jest, teraz no... dla Ciebie. Jest noc, a ten mały nypel na górze świeci niby, ale kłamie, a Ty toniesz. Ale.. ale nie martw się, bo..– tu sięgnęła owiele bardziej rozpromieniona po ostatniąkartę. Tego co miało nadejść. – Zobacz, to karta możliwości. Znów ziemia, znów stabilność. As jest świeżym początkiem, a złoto które tu błyszczy w tej dłoni daje nadzieję, że wypełzniesz na brzeg księżycowego bajora, jak ja poprzednio jak walczyliśmy z tą kurwą. Wyjdziesz i zobaczysz nowy ogród. Poczucie... stabilizacji. W rodzinie i bliskich. To brzmi kurewsko wiesz jak z poradnika Czarownicy, ale właśnie tam odnajedziesz spokój i siły by znów zacząć wyznaczać nowe cele. Pragnienia. Kierunki. Trochę Ci zazdroszczę wiesz? Od mojej rodziny to ewentualnie rózga przez łeb, tak będzie fantastycznie na Mabon, ale no, o Tobie mówimy nie omnie.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2744), Pan Losu (69), Millie Moody (2552)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa