♦ 6.12.1971
Przepadał za świąteczną atmosferą. Za tym, że wszyscy starali się zebrać w jednym miejscu, życzyć sobie wszystkiego najlepszego. Za tym, że ludzie obdarowywali się podarunkami, nawet jeśli niektóre były naprawdę nietrafione. Liczył się gest, liczyły się chęci. Niektóre obecności przy świątecznej biesiadzie były równie... felerne. Sympatie i antypatie niewiele miały tu do rzeczy (nieprawda - miały wiele). Najbardziej liczyło się to, że nawet kiedy ludzie się lubili to czasem nie potrafili się dogadać. I za każdym razem przy świętach były kłótnie, dysputy politycznej, religijne... nieodłączna część tych obchodów. To nic. Jakkolwiek by nie było, jakkolwiek też pracochłonne święta bywały, to Laurent je naprawdę lubił, kochał wręcz. Nawet gwiazdy wydawały się jaśniejsze w grudniu, ale może to tylko dlatego, że dłużej świeciły? Wolał lato, och tak, wiosnę ukochał najbardziej, ale grudzień i styczeń miały swój urok, jeśli tylko biel śniegu pobłogosławiła ich tutaj zamiast deszczu. W Londynie to wcale nie było takie oczywiste.
Kochał święta, mimo to niekoniecznie kochał obchodzenie ich w formie organizowanych przez Koweny. Tak, to było potrzebne, konieczne, dobrze, że to robili, ale niekoniecznie czuł, by się wpasowywał w ten tłum. Niekoniecznie czuł się do końca swobodnie wśród tych zabaw i wśród czarodziei, z którymi nie miał połączenia. Przyzwyczajony był do zupełnie innych standardów świętowania. Nie znaczyło to, że nie ściągał do Londynu na święta i czasem się wokół tych kiermaszy nie zakręcił. Dzisiaj jego celem był Carkitt Market - po drodze wszystkie te rzeczy, które musisz załatwić w mieście "przy okazji". Ministerstwo, Dom Mody Rosierów, zerknięcie do szewca, by upewnić się, że zamówione buty będą gotowe na Yule... rzeczy ważne i ważniejsze.
Dekoracje Pokątnej zawsze robiły wrażenie - choinka, którą tutaj postawiono, przyciągnęła jego wzrok, kiedy zmierzał do domu handlowego. Piękniła się swoim blaskiem i wabiła - czym..? Laurent z ciekawością odczytał napis zachęcający do podzielenia się cząstką magii z drzewkiem. Czy naprawdę chciał? Chęci wydawały się bez znaczenia, bo bombka sama pojawiła się w jego dłoni, kiedy znalazł się wystarczająco blisko. Zwykła bombka - nie charakteryzowała się niczym konkretnym. Ale kiedy podniósł wzrok to nie było tutaj wcale żadnych uniwersalnych zawieszek. Każda z nich się od siebie różniła. Cząstkę... swojej magii..? Gdyby miał coś ludziom podarować to chyba chciałby im podarować wszystko, czego sobie życzą. Blask. Światło. Przecież zawsze chciał być tym aniołem, który...
Bombka przybrała kształt anioła o złotych włosach, który nad swoimi dłońmi trzymał gwiazdę - i wyciągał te dłonie w jego kierunku. W kierunku ludzi, którzy tylko podeszli. Z lekką konsternacją chciał rozejrzeć się na boki, ale już czuł, że ludzie patrzyli. I nie chciał z tego robić większego widowiska. Chciał zawiesić bombkę ostrożnie na jednej z wyższych gałęzi - z myślą o tym, bo ktoś niższy miał komfort wieszania na niższych gałęziach. Tylko że kiedy spojrzał na ludzi obok to widział, że te bombki same się unosiły. Spojrzał raz jeszcze na aniołka w swoich dłoniach, który uśmiechał się do niego ciepło jak samo słońce. I w końcu zadał komuś to proste pytanie, jak zawiesić bombkę na choince. Młode małżeństwo spojrzało na niego z powątpieniem, ale zaraz wyjaśnili - należy pomyśleć życzenie. Takie dla bliskich i takie dla siebie. Podziękował i wrócił na swoje poprzednie miejsce. Życzenie...
Życzenia z myślą o innych
Pragnę, by moi bliscy byli zdrowi i szczęśliwy. By Basilius i Aydaya wyzdrowieli, a Icarus został zaakceptowany w rodzinie. Żeby Electrze udała się kariera. By Vincent i Edward byli bezpieczni. Aby Florence częściej mogła się uśmiechać. Żeby Atreus odczuwał więcej ciepła niż gniewu. Żeby Lorien miała udane małżeństwo. Aby Victoria ułożyła swoje życie z dala od matki. I wszyscy inni... by byli zdrowi i szczęśliwi. Bezpieczni, bo przecież bezpieczeństwo w Czasie Ciemności... było tak samo ważne, jak światło, które je przezeń poprowadzi. Jeśli to się spełni to nie trzeba mi niczego innego. Niczego dla siebie.
Życzenie dla siebie
Albo może..?
Chciałbym kiedyś jeszcze zobaczyć uśmiech Zofii i usłyszeć jej śpiew... albo chociaż poznać jej rodzinę. MOJĄ rodzinę...
Aniołek uniósł się i zawisnął pomiędzy innymi fantazyjnymi bombkami. Laurent jeszcze przez moment spoglądał na to, jak inni zawieszają swoje dzieła, a w końcu skierował się na Carkitt.