31.03.2025, 09:13 ✶
Brenna pojawiła się w Stawie może minutę przed Millie, teleportując się pod posiadłość tuż po pracy – i chociaż zdążyła zrzucić marynarkę, która teraz zwisała z jednego z kuchennych krzeseł, reszta stroju wciąż pozostawała służbowa. Kolorowe opakowanie z cukierni porzuciła na stole i jeszcze nim zdążyła dobrze złapać oddech, zabrała się za nastawianie wody na herbatę.
– Cześć, Miles – przywitała się, obracając przez ramię, gdy usłyszała kroki. W pierwszej chwili trochę zaskoczona, bo nie spodziewała się postukiwania obcasów i nawet zdążyła pomyśleć, że może do Księżycowego Stawu ktoś zabrał Norę. – Kupiłam ciastka – oświadczyła, wskazując na pudełko, które Millie „zamówiła”. W środku były trzy ptysie z kremem i trochę ciastek czekoladowych, złapanych przez Brennę nieco losowo, bo wpadła do kawiarni jak po ogień… no, wpadła po ciastka, ale się spieszyła. – Uzupełniłam też zapas herbat – dodała i popukała palcem w jedną z szafek, niedawno starannie wyczyszczonych z resztek popsutego jedzenia oraz kurzu.
Strój faktycznie był bardzo… nie to, że nie pasujący do Millie, bo ona właściwie była tym gatunkiem kobiety, która wyglądała dobrze we wszystkim, co założyła. Zresztą Morpheus akurat gust do mowy miał wybitny i nie ubrałby Moody w coś, w czym prezentowałaby się źle. Po prostu nie był tym, w czym Brenna spodziewałaby się ją zobaczyć.
– Wyglądasz świetnie – oceniła, odwracając się z powrotem ku czajnikowi, podgrzanemu właśnie zaklęciem, by rozlać wodę do kubków. – Przyjęłaś jego propozycję pracy? To dlatego? Hm, w Departamencie Tajemnic chyba wcale nie trzeba codziennie nosić szpilek? Kiedyś złapałam tam gościa, który biegał po piętrze bez spodni, trudno mi sobie wyobrazić, żeby jakieś ubranie ich tam zdziwiło. Jeśli ma być elegancko, ale źle czujesz się w spódnicy, to może po prostu garnitur ze spodniami? – zasugerowała. Nie była pewna, co myśleć o nowej pracy Millie… ale jeżeli tego chciała, i nie widziała się już w Brygadzie, dlaczego miała nie spróbować?
– Cześć, Miles – przywitała się, obracając przez ramię, gdy usłyszała kroki. W pierwszej chwili trochę zaskoczona, bo nie spodziewała się postukiwania obcasów i nawet zdążyła pomyśleć, że może do Księżycowego Stawu ktoś zabrał Norę. – Kupiłam ciastka – oświadczyła, wskazując na pudełko, które Millie „zamówiła”. W środku były trzy ptysie z kremem i trochę ciastek czekoladowych, złapanych przez Brennę nieco losowo, bo wpadła do kawiarni jak po ogień… no, wpadła po ciastka, ale się spieszyła. – Uzupełniłam też zapas herbat – dodała i popukała palcem w jedną z szafek, niedawno starannie wyczyszczonych z resztek popsutego jedzenia oraz kurzu.
Strój faktycznie był bardzo… nie to, że nie pasujący do Millie, bo ona właściwie była tym gatunkiem kobiety, która wyglądała dobrze we wszystkim, co założyła. Zresztą Morpheus akurat gust do mowy miał wybitny i nie ubrałby Moody w coś, w czym prezentowałaby się źle. Po prostu nie był tym, w czym Brenna spodziewałaby się ją zobaczyć.
– Wyglądasz świetnie – oceniła, odwracając się z powrotem ku czajnikowi, podgrzanemu właśnie zaklęciem, by rozlać wodę do kubków. – Przyjęłaś jego propozycję pracy? To dlatego? Hm, w Departamencie Tajemnic chyba wcale nie trzeba codziennie nosić szpilek? Kiedyś złapałam tam gościa, który biegał po piętrze bez spodni, trudno mi sobie wyobrazić, żeby jakieś ubranie ich tam zdziwiło. Jeśli ma być elegancko, ale źle czujesz się w spódnicy, to może po prostu garnitur ze spodniami? – zasugerowała. Nie była pewna, co myśleć o nowej pracy Millie… ale jeżeli tego chciała, i nie widziała się już w Brygadzie, dlaczego miała nie spróbować?
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.