08.04.2025, 16:51 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.04.2025, 16:52 przez Jolene Bletchley.)
– Cóż, pani Halince na pewno nie można odmówić dobrego gustu. – rzuciła z przekąsem. Jolene nie obawiała się o wierność męża, więc takie sytuacje zazwyczaj ją bawiły. Dobrze było jednak wiedzieć, że aurorowi nic się nie stało w pracy, choć nie umknął jej cień zmęczenia na jego twarzy. Jo ani trochę nie wątpiła w umiejętności Juliana, ale zawsze kiedy opuszczał dom, czuła głęboko w sercu obawę, że już nie wróci. Najwyraźniej takie były wady związku z najodważniejszym mężczyzną na świecie.
– Ach... – westchnęła. Oczywiście, od razu zauważył, że coś było nie tak. W końcu po latach małżeństwa i wspólnego mieszkania, nie potrzeba było aurowidzenia, by wyłapywać takie szczegóły. – Tym razem na szczęście obyło się bez wojny o mycie zębów, ale z bajką na dobranoc już nie było tak łatwo. Ostatnio kiedy czytam małej, ona zamiast zasypiać tylko bardziej się nakręca i zaczyna opowiadać, jak inaczej mogłaby się potoczyć historia. Coś czuję, że niedługo to Alice będzie nam wymyślać opowieści do poduszki. – mówiąc to, Jolene uśmiechnęła się delikatnie. Była bardzo dumna z córki i dalej nie mogła się nadziwić jak bujna była jej wyobraźnia. – Dzięki Matce, nie trafił dziś do nas żaden gagatek z różdżką w odbycie, ale był jeden dziwny przypadek z animagiem, który zmienił się w konia i ktoś założył mu worek na głowę... Czyli typowy dzień w tym wariatkowie znanym jako szpital.
Kiedy mąż wtulił się do niej pod kocem, nie protestowała; również stęskniła się za jego dotykiem. Bliskość Juliana zawsze ją uspokajała, a dzisiaj potrzebowała ukojenia bardziej niż zwykle.
– Na twoje nieszczęście, mam na ten temat odmienne zdanie. – wymruczała, gdy ukochany łaskotał jej skroń pocałunkami (ach, ten wąs). A może nie musi mu na razie o niczym mówić? Czuła się teraz tak dobrze, tak bezpiecznie...
"Wszystko w porządku?"
A niech cię szlag, spryciarzu.
W tym momencie nie miała już innej opcji; musiała powiedzieć, co ją męczyło. Przesunęła się więc na kanapie tak, by móc spojrzeć mu w oczy i wzięła głęboki oddech. Przecież nie ma się czego bać, to mój Julian.
– A więc, ostatnio zaczęłam podejrzewać, że... Z dużym prawdopodobieństwem znowu jestem w ciąży. – wyrzuciła to z siebie na jednym wydechu i spojrzała na reakcję męża.
– Ach... – westchnęła. Oczywiście, od razu zauważył, że coś było nie tak. W końcu po latach małżeństwa i wspólnego mieszkania, nie potrzeba było aurowidzenia, by wyłapywać takie szczegóły. – Tym razem na szczęście obyło się bez wojny o mycie zębów, ale z bajką na dobranoc już nie było tak łatwo. Ostatnio kiedy czytam małej, ona zamiast zasypiać tylko bardziej się nakręca i zaczyna opowiadać, jak inaczej mogłaby się potoczyć historia. Coś czuję, że niedługo to Alice będzie nam wymyślać opowieści do poduszki. – mówiąc to, Jolene uśmiechnęła się delikatnie. Była bardzo dumna z córki i dalej nie mogła się nadziwić jak bujna była jej wyobraźnia. – Dzięki Matce, nie trafił dziś do nas żaden gagatek z różdżką w odbycie, ale był jeden dziwny przypadek z animagiem, który zmienił się w konia i ktoś założył mu worek na głowę... Czyli typowy dzień w tym wariatkowie znanym jako szpital.
Kiedy mąż wtulił się do niej pod kocem, nie protestowała; również stęskniła się za jego dotykiem. Bliskość Juliana zawsze ją uspokajała, a dzisiaj potrzebowała ukojenia bardziej niż zwykle.
– Na twoje nieszczęście, mam na ten temat odmienne zdanie. – wymruczała, gdy ukochany łaskotał jej skroń pocałunkami (ach, ten wąs). A może nie musi mu na razie o niczym mówić? Czuła się teraz tak dobrze, tak bezpiecznie...
"Wszystko w porządku?"
A niech cię szlag, spryciarzu.
W tym momencie nie miała już innej opcji; musiała powiedzieć, co ją męczyło. Przesunęła się więc na kanapie tak, by móc spojrzeć mu w oczy i wzięła głęboki oddech. Przecież nie ma się czego bać, to mój Julian.
– A więc, ostatnio zaczęłam podejrzewać, że... Z dużym prawdopodobieństwem znowu jestem w ciąży. – wyrzuciła to z siebie na jednym wydechu i spojrzała na reakcję męża.