10.05.2025, 09:57 ✶
- To nie jest jakiś Lestrange i jakaś Wood, tylko dwóch pracowników Ministerstwa, ale dobra chuj, jak Ruda nie chce z tym nic robić to kim ja jestem, żeby jej kazać. - skwitowała, nie chcąc wchodzić w dyskusje, bo cóż w sumie nadal nie wiedziała o co chodzi. Może wcale nie chodziło o konfiturę na drugim piętrze. Może bardziej drażnił ją fakt, że nie miała jebanego pojęcia o całej sytaucji, a takie ostrzeżenie byłoby całkiem valid, szczególnie jeśli Lou wiedział kogo traktował zaklęciem na tyle niegroźnym, ze po Heather nie było widać, na tyle upierdliwym, że zostało to odebrane jako atak.
- I tak, boje się, że mogę sypiać ze śmierciożercą. Bo nie chcę być tą przez którą ktokolwiek z Was ginie a cała plejada zaklęć mieszających w mózgu istnieje. Teraz jak w tym siedzę, żeby zaklinać swoje obrazy, to przeraża mnie jak łatwo można komuś coś wmówić, a jak leżysz zmęczona po ruchaniu, to serio możesz nie mieć refleksu, żeby zareagować odpowiednio szybko, jak facet Ci macha przed nosem tą prawdziwą różdżką. - odetchnęła głęboko. Była podirytowana tym wszystkim, była podirytowana tym trójkątem wkurwu między Lou i rudą, była podirytowana faktem, że kilka dni temu wysłała w końcu liścik do Lestranga, żeby się rozładować i z odpowiedzi wnioskowała, że jest zainteresowany.
Wkurwiało ją to wszystko i pączki nie pomagały za bardzo w całej sytuacji.
- Dobra chuj, zrekrutuje Bazyliszka, i będę go nawracać z gejostwa. Albo skoczę do tego jebanego kowenu i tak jak Twój brat doradzał złożę śluby czystości. I już. I będzie spokój. - posarkała jeszcze trochę, a potem wepchnęła sobie ostatniego pączka w twarz. - Muszę sobie to poukładać. Ale tak zupełnie serio... nie przejmuj się zebraniami. To normalne, że nerwy nam puszczają po tym co się zadziało na Beltane i przed tym co ma się wydarzyć, jeśli te wizje Morfiny się sprawdzą. Bez kitu. - zrobiła lekko zdziwioną minę, jakby dopiero teraz zdała sobie z tego sprawę. Serio będziemy potrzebowac więcej lekarzy. Wiesz co? ogarnę Preweta jeszcze dziś - zadeklarowała podnosząc się z miejsca. [b]- Uważaj na siebie Bren. I wiesz co Bren? Jebać tego Anthony'ego. Jebać Borgina. W niefajny sposób. - Uśmiechnęła się szyderczo, ale szybko jej wyraz twarzy złagodniał, gdy pożegnała się z przyjaciółką przeskakując do Londynu. Była jedna piekarnia ich piekaria w której Liszek mógł być. A nawet jak go nie będzie, to Miles chętnie napije się lurowatej kawy i poplutkuje z Buckim o swoim nowym szmeksi wyglądzie.
Głównie po to żeby nie myśleć o ostatnich słowach brenny.
Nie powinnaś robić tego dla mnie.
W sumie miała racje. Miles była przekonana, że robi to tylko i wyłącznie dla swojego brata. Dla Alastora.
- I tak, boje się, że mogę sypiać ze śmierciożercą. Bo nie chcę być tą przez którą ktokolwiek z Was ginie a cała plejada zaklęć mieszających w mózgu istnieje. Teraz jak w tym siedzę, żeby zaklinać swoje obrazy, to przeraża mnie jak łatwo można komuś coś wmówić, a jak leżysz zmęczona po ruchaniu, to serio możesz nie mieć refleksu, żeby zareagować odpowiednio szybko, jak facet Ci macha przed nosem tą prawdziwą różdżką. - odetchnęła głęboko. Była podirytowana tym wszystkim, była podirytowana tym trójkątem wkurwu między Lou i rudą, była podirytowana faktem, że kilka dni temu wysłała w końcu liścik do Lestranga, żeby się rozładować i z odpowiedzi wnioskowała, że jest zainteresowany.
Wkurwiało ją to wszystko i pączki nie pomagały za bardzo w całej sytuacji.
- Dobra chuj, zrekrutuje Bazyliszka, i będę go nawracać z gejostwa. Albo skoczę do tego jebanego kowenu i tak jak Twój brat doradzał złożę śluby czystości. I już. I będzie spokój. - posarkała jeszcze trochę, a potem wepchnęła sobie ostatniego pączka w twarz. - Muszę sobie to poukładać. Ale tak zupełnie serio... nie przejmuj się zebraniami. To normalne, że nerwy nam puszczają po tym co się zadziało na Beltane i przed tym co ma się wydarzyć, jeśli te wizje Morfiny się sprawdzą. Bez kitu. - zrobiła lekko zdziwioną minę, jakby dopiero teraz zdała sobie z tego sprawę. Serio będziemy potrzebowac więcej lekarzy. Wiesz co? ogarnę Preweta jeszcze dziś - zadeklarowała podnosząc się z miejsca. [b]- Uważaj na siebie Bren. I wiesz co Bren? Jebać tego Anthony'ego. Jebać Borgina. W niefajny sposób. - Uśmiechnęła się szyderczo, ale szybko jej wyraz twarzy złagodniał, gdy pożegnała się z przyjaciółką przeskakując do Londynu. Była jedna piekarnia ich piekaria w której Liszek mógł być. A nawet jak go nie będzie, to Miles chętnie napije się lurowatej kawy i poplutkuje z Buckim o swoim nowym szmeksi wyglądzie.
Głównie po to żeby nie myśleć o ostatnich słowach brenny.
Nie powinnaś robić tego dla mnie.
W sumie miała racje. Miles była przekonana, że robi to tylko i wyłącznie dla swojego brata. Dla Alastora.
Koniec sesji