21.05.2025, 00:44 ✶
– Wybacz, że się o ciebie martwię – mruknął i skrzywił się nieco, gdy dotarło do niego, że bardzo podobne myślenie było obecnie osią konfliktu pomiędzy nim, a Anthonym. Anthonym, który jakoś pewno siedział teraz w Ministerstwie Magii i nic mu nie groziło. Oby.
Tessa... Nie widział Tessy.
– Tylko tyle, że antykwariat stoi. Z tego co wiem pobiegła tam Heather więc jeśli Tessa tam była to z pewnością nie jest sama, zwłaszcza, że Wood... Jest trochę jak tłuczek. Na pewno sobie poradzą. – To wcale nie znaczyło, że Quintessa była na miejscu. Na pewno jednak było dobrze. W końcu kobieta, która tyle lat wytrzymała z tak szkaradnymi kapeluszami i to w dodatku Zakonniczka nie da się tak łatwo płomieniom.
– Dolina też płonie – mruknął w szczerym przejęciu, nie siląc się nawet na teatralny głos. Zaraz potem jednak bardzo szybko się podniósł, jakby chwilę temu wcale nie walczył z ochotą, aby samemu rzucić się w płomienie. Bo dalej przecież słyszał trzask kości i krzyk kobiety, której nie udało mu się pomóc. To jak płakała, aby więcej już jej nie pomagali. Bo jego zaklęcie zawiodło. Bo nie wyczarował na czas odpowiedniej amortyzacji, gdy skakała z budynku.
Przynajmniej przeżyła.
Nie, że te rozważania jakkolwiek im teraz pomogą. Teraz trzeba było po prostu działać. Byle lepiej.
– Dla ciebie mam nawet dwie Clemmy – oznajmił i ruszył w stronę drzwi, gotowy do działania, a potem, gdy miał juz nacisnąć klamkę, zatrzymał się, ewidentnie myśląc nad słowami towarzysza. – Strasznie źle to ubierasz w słowa mój drogi. To nie jest przestrzeń z podziałem na czystość krwi. To... Dostępne pomieszczenie ochrony dla tych narażonych na ataki. – Czyli głównie mugolaków. Ale brzmiało lepiej. – No dobrze chodźmy już, bo mam wrażenie, że jeszcze chwila, a twoje rzeczy same urządzą lupanar w twoim pokoju. I wymień wreszcie te szafę!
Tessa... Nie widział Tessy.
– Tylko tyle, że antykwariat stoi. Z tego co wiem pobiegła tam Heather więc jeśli Tessa tam była to z pewnością nie jest sama, zwłaszcza, że Wood... Jest trochę jak tłuczek. Na pewno sobie poradzą. – To wcale nie znaczyło, że Quintessa była na miejscu. Na pewno jednak było dobrze. W końcu kobieta, która tyle lat wytrzymała z tak szkaradnymi kapeluszami i to w dodatku Zakonniczka nie da się tak łatwo płomieniom.
– Dolina też płonie – mruknął w szczerym przejęciu, nie siląc się nawet na teatralny głos. Zaraz potem jednak bardzo szybko się podniósł, jakby chwilę temu wcale nie walczył z ochotą, aby samemu rzucić się w płomienie. Bo dalej przecież słyszał trzask kości i krzyk kobiety, której nie udało mu się pomóc. To jak płakała, aby więcej już jej nie pomagali. Bo jego zaklęcie zawiodło. Bo nie wyczarował na czas odpowiedniej amortyzacji, gdy skakała z budynku.
Przynajmniej przeżyła.
Nie, że te rozważania jakkolwiek im teraz pomogą. Teraz trzeba było po prostu działać. Byle lepiej.
– Dla ciebie mam nawet dwie Clemmy – oznajmił i ruszył w stronę drzwi, gotowy do działania, a potem, gdy miał juz nacisnąć klamkę, zatrzymał się, ewidentnie myśląc nad słowami towarzysza. – Strasznie źle to ubierasz w słowa mój drogi. To nie jest przestrzeń z podziałem na czystość krwi. To... Dostępne pomieszczenie ochrony dla tych narażonych na ataki. – Czyli głównie mugolaków. Ale brzmiało lepiej. – No dobrze chodźmy już, bo mam wrażenie, że jeszcze chwila, a twoje rzeczy same urządzą lupanar w twoim pokoju. I wymień wreszcie te szafę!