15.06.2025, 15:43 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.07.2025, 16:10 przez Jolene Bletchley.)
Myślała, że już dawno przepracowała swoje problemy związane z odrzuceniem w dzieciństwie; przecież była żoną, matką, pracownicą szpitala i całkiem dobrze sprawdzała się w tych rolach. A jednak czasami, w bardzo stresujących sytuacjach, miała ochotę się schować albo uciec od problemów. Zupełnie jak ta zraniona dziewczynka, którą wciąż nosiła głęboko w środku.
Na szczęście teraz miała u swojego boku człowieka, który zawsze był dla niej wsparciem w tych chwilach słabości. Za każdym razem kiedy się oddalała, Julian wyciągał do niej rękę, pokazując, że zasługuje na miłość i troskę. Nie uciekaj mi, Jo. Nie chciała od niego uciekać, nie po raz drugi.
Podniosła wzrok, spoglądając na niego załzawionymi oczami. Kontury męża rozmywały się przed nią, ale jego ciepłe dłonie dodały jej otuchy. Płakała jeszcze przez jakiś czas, a on z czułością ocierał każdą łzę. Jakiś głosik wewnątrz Jolene szeptał "Jak można poświęcać tyle uwagi komuś takiemu jak ja?" ale zepchnęła te natrętne myśli na bok. Wiedziała, że jest kochana i że nie musiała hamować przed nim swoich emocji. Jedyne, czego Julek od niej oczekiwał, to szczerość.
Kiedy ją przytulił, przylgnęła do niego mocno. Dotyk męża działał na nią uspokajająco, tak, że po chwili była już w stanie odpowiedzieć.
— Ach... Nie, nie dałeś mi żadnego powodu do strachu. — mówiła, wtulona w jego ramię. Musiała zaprzeczyć, bo jej reakcja absolutnie nie była wywołana jego zachowaniem. — Jakoś nagle bardziej emocjonalnie reaguję na wszystko i nachodzą mnie irracjonalne myśli. To właśnie był jeden z symptomów. Plus teraz powinnam mieć okres, ale tak się nie stało, więc no... — pociągnęła nosem. Wyglądało na to, że po dzisiejszym wieczorze koc i koszula Julka będą całe w jej smarkach. — Pewnie nic co mówię nie ma sensu, ale to nie jest twoja wina Julian. Po prostu... No zaskoczyło mnie to.
Na szczęście teraz miała u swojego boku człowieka, który zawsze był dla niej wsparciem w tych chwilach słabości. Za każdym razem kiedy się oddalała, Julian wyciągał do niej rękę, pokazując, że zasługuje na miłość i troskę. Nie uciekaj mi, Jo. Nie chciała od niego uciekać, nie po raz drugi.
Podniosła wzrok, spoglądając na niego załzawionymi oczami. Kontury męża rozmywały się przed nią, ale jego ciepłe dłonie dodały jej otuchy. Płakała jeszcze przez jakiś czas, a on z czułością ocierał każdą łzę. Jakiś głosik wewnątrz Jolene szeptał "Jak można poświęcać tyle uwagi komuś takiemu jak ja?" ale zepchnęła te natrętne myśli na bok. Wiedziała, że jest kochana i że nie musiała hamować przed nim swoich emocji. Jedyne, czego Julek od niej oczekiwał, to szczerość.
Kiedy ją przytulił, przylgnęła do niego mocno. Dotyk męża działał na nią uspokajająco, tak, że po chwili była już w stanie odpowiedzieć.
— Ach... Nie, nie dałeś mi żadnego powodu do strachu. — mówiła, wtulona w jego ramię. Musiała zaprzeczyć, bo jej reakcja absolutnie nie była wywołana jego zachowaniem. — Jakoś nagle bardziej emocjonalnie reaguję na wszystko i nachodzą mnie irracjonalne myśli. To właśnie był jeden z symptomów. Plus teraz powinnam mieć okres, ale tak się nie stało, więc no... — pociągnęła nosem. Wyglądało na to, że po dzisiejszym wieczorze koc i koszula Julka będą całe w jej smarkach. — Pewnie nic co mówię nie ma sensu, ale to nie jest twoja wina Julian. Po prostu... No zaskoczyło mnie to.