do Louvaina
Stanleya niestety nie było. Anthony też się chyba gdzieś chwilowo zapodział, chociaż Louvain mógł przysiąc, że widział jak na pogrzebie łapie za jeden ze świstoklików, które przeniosły ich do Kestwick. Był więc sam jak palec, bez swoich kolegów, bo Atreusa aktualnie okupowała rodzina, pomijając oczywiście jego pełne żałości wyglądanie przez okno. Jeśli jednak Lestrange pragnął cieszyć się chwilą samotności, to ta wcale nie potrwała długo, zanim poczuł na tyle swojego ramienia lekkie szturchnięcie, próbujące ewidentnie zwrócić jego uwagę.
- Louvain, prawda? Mam wrażenie, jakbyś jeszcze wczoraj jako nastolatek, przyszedł do naszej kamienicy w odwiedziny - Lavinia uśmiechnęła się do niego lekko, przyglądając się przez moment w zastanowieniu, jakby próbowała określić czy bardzo wyrósł i czy na mężczyznę. Wydawała się nie pasować do otoczenia tylko odrobinę, bo na jej twarzy brakowało ponurego nastroju, który ustępował raczej jakiemuś głębokiemu spokojowi, przynajmniej kiedy nie uśmiechała się miło do tych, których zaczepiała. - Wszyscy pytają nas jak się czujemy, a jak ty się czujesz? To okropne patrzeć, kiedy nasi przyjaciele tak okropnie cierpią - westchnęła, na moment posyłając spojrzenie bratankowi, ale to szybko znowu wróciło na Lou.
Lestrange mógł faktycznie Lavinię kojarzyć z domu Bulstrodów; zwykle roztrzepaną, pełną energii kobietę, od której momentami biło nieco zbytnim ekscentryzmem. Przypominała bardziej swojego brata, Gregorego, niż poważnego ojca Atreusa, ale w gruncie rzeczy była miłą i przyjacielską osobą.
Stanleya niestety nie było. Anthony też się chyba gdzieś chwilowo zapodział, chociaż Louvain mógł przysiąc, że widział jak na pogrzebie łapie za jeden ze świstoklików, które przeniosły ich do Kestwick. Był więc sam jak palec, bez swoich kolegów, bo Atreusa aktualnie okupowała rodzina, pomijając oczywiście jego pełne żałości wyglądanie przez okno. Jeśli jednak Lestrange pragnął cieszyć się chwilą samotności, to ta wcale nie potrwała długo, zanim poczuł na tyle swojego ramienia lekkie szturchnięcie, próbujące ewidentnie zwrócić jego uwagę.
- Louvain, prawda? Mam wrażenie, jakbyś jeszcze wczoraj jako nastolatek, przyszedł do naszej kamienicy w odwiedziny - Lavinia uśmiechnęła się do niego lekko, przyglądając się przez moment w zastanowieniu, jakby próbowała określić czy bardzo wyrósł i czy na mężczyznę. Wydawała się nie pasować do otoczenia tylko odrobinę, bo na jej twarzy brakowało ponurego nastroju, który ustępował raczej jakiemuś głębokiemu spokojowi, przynajmniej kiedy nie uśmiechała się miło do tych, których zaczepiała. - Wszyscy pytają nas jak się czujemy, a jak ty się czujesz? To okropne patrzeć, kiedy nasi przyjaciele tak okropnie cierpią - westchnęła, na moment posyłając spojrzenie bratankowi, ale to szybko znowu wróciło na Lou.
Lestrange mógł faktycznie Lavinię kojarzyć z domu Bulstrodów; zwykle roztrzepaną, pełną energii kobietę, od której momentami biło nieco zbytnim ekscentryzmem. Przypominała bardziej swojego brata, Gregorego, niż poważnego ojca Atreusa, ale w gruncie rzeczy była miłą i przyjacielską osobą.