27.07.2025, 23:43 ✶
- Małe Włochy, tak? No to rzeczywiście będą one małe. Ale wiesz co? W niemagicznej części Londynu widziałam parę takich włoskich knajpek. Widziałam ich sporo w Clerkenwell, możemy się tam kiedyś przejść, co ty na to? Znaczy, oczywiście własne jest najlepsze, ale gdybyś chciał posłuchać języka, to no... - uśmiechnęła się do niego wesoło.
Nie wiedziała chyba do tej pory, jak bardzo za nim tęskniła. Wymiana listów, albo okazjonalna wizyta, nie umywały się do świadomości, ze miała go teraz pod ręką. Że wystarczyło przejść się krętymi alejkami Nokturnu, do tej śmiesznej pizzeri, która pasowała tu jak pięść do nosa i znowu mogła spędzić z nim nieco czasu. Dobrze było wiedzieć, że wyciągnąwszy do niego rękę, nie narażała się na ryzyko pogryzienia, tak jak było to w przypadku Maddoxa.
- Niestety, kochany, ale angielska jesień przychodzi bardzo szybko i połyka wyspy w całości, bez zastanowienia. Zapomniałeś już? - westchnęła, wyraźnie nad tym faktem bolejąc, no bo kto nie lubił odrobiny słońca? Mieszkali niestety w takim, a nie innym miejscu i trzeba było sobie z tym radzić, czy to zaklęciami, czy to porządnym płaszczem. - Już od połowie sierpnia było tak sobie. Duszno, co prawda, ale tylko na początku. Potem coraz częściej padał deszcz - westchnęła jeszcze raz, równie ciężko, jakby chciała tylko mocniej podkreślić tę nieszczęsną, hehe, psią pogodę z jaką mieli do czynienia.
- Wiesz... - zaczęła powoli, z nieco delikatniejszym uśmiechem. Może takim z odrobiną smutku w kącikach oczu. - Czuję się tu bezpiecznie. Bezpieczniej, niż wcześniej, w innych miejscach. Jestem tutaj już tak długo i... Fenris jest Fenrisem i nie ustaje w staraniach. A Maddox? Maddy jest tak samo zakochanym w ojcu synkiem, szczekającym wtedy, kiedy tata każe - wykrzywiła usta w grymasie, nie mogąc ukryć rozczarowania, ale i też zwykłego gniewu. To nie było tajemnicą, że ich młodszy brat przepadł już dawno, tańcząc dokładnie tak, jak ich ojciec sobie tego wymarzył. Był idealnym żołnierzykiem, stojącym gdzieś na przodzie Sfory i Asena czuła się z tym zwyczajnie źle. Zastanawiała się nie raz, czy gdyby została w domu, to wszystko potoczyłoby się inaczej, czy może w próbie ratowania brata i niechęci zostawienia go samego, wataha Fenrisa i jej by nie połknęła. - Skoll ma swój sklep, te Firmamenckie Tryby. Idzie sobie na tym język połamać - jęknęła nieszczęśliwa, krzywiąc się na samo brzmienie tego słowa. - A Scylka... Scylka jest w Prawach Czasu. Wiesz kto to Dolohov? No, to on tam zarządza, a ona sobie patrzy w przyszłość.
Nie wiedziała chyba do tej pory, jak bardzo za nim tęskniła. Wymiana listów, albo okazjonalna wizyta, nie umywały się do świadomości, ze miała go teraz pod ręką. Że wystarczyło przejść się krętymi alejkami Nokturnu, do tej śmiesznej pizzeri, która pasowała tu jak pięść do nosa i znowu mogła spędzić z nim nieco czasu. Dobrze było wiedzieć, że wyciągnąwszy do niego rękę, nie narażała się na ryzyko pogryzienia, tak jak było to w przypadku Maddoxa.
- Niestety, kochany, ale angielska jesień przychodzi bardzo szybko i połyka wyspy w całości, bez zastanowienia. Zapomniałeś już? - westchnęła, wyraźnie nad tym faktem bolejąc, no bo kto nie lubił odrobiny słońca? Mieszkali niestety w takim, a nie innym miejscu i trzeba było sobie z tym radzić, czy to zaklęciami, czy to porządnym płaszczem. - Już od połowie sierpnia było tak sobie. Duszno, co prawda, ale tylko na początku. Potem coraz częściej padał deszcz - westchnęła jeszcze raz, równie ciężko, jakby chciała tylko mocniej podkreślić tę nieszczęsną, hehe, psią pogodę z jaką mieli do czynienia.
- Wiesz... - zaczęła powoli, z nieco delikatniejszym uśmiechem. Może takim z odrobiną smutku w kącikach oczu. - Czuję się tu bezpiecznie. Bezpieczniej, niż wcześniej, w innych miejscach. Jestem tutaj już tak długo i... Fenris jest Fenrisem i nie ustaje w staraniach. A Maddox? Maddy jest tak samo zakochanym w ojcu synkiem, szczekającym wtedy, kiedy tata każe - wykrzywiła usta w grymasie, nie mogąc ukryć rozczarowania, ale i też zwykłego gniewu. To nie było tajemnicą, że ich młodszy brat przepadł już dawno, tańcząc dokładnie tak, jak ich ojciec sobie tego wymarzył. Był idealnym żołnierzykiem, stojącym gdzieś na przodzie Sfory i Asena czuła się z tym zwyczajnie źle. Zastanawiała się nie raz, czy gdyby została w domu, to wszystko potoczyłoby się inaczej, czy może w próbie ratowania brata i niechęci zostawienia go samego, wataha Fenrisa i jej by nie połknęła. - Skoll ma swój sklep, te Firmamenckie Tryby. Idzie sobie na tym język połamać - jęknęła nieszczęśliwa, krzywiąc się na samo brzmienie tego słowa. - A Scylka... Scylka jest w Prawach Czasu. Wiesz kto to Dolohov? No, to on tam zarządza, a ona sobie patrzy w przyszłość.
Open hand or closed fist would be fine
Blood is rare and sweet as cherry wine
Blood is rare and sweet as cherry wine