- A jak... - Odpowiedziała mu jeszcze, próbowała się nie zaśmiać, bo chyba nie wyczuł w jej głosie tej nutki ironii, może to i lepiej, bo chyba stwierdził, że działała bardzo szybko, ledwie znaleźli sobie nowe zainteresowanie, a ona już miała zorganizowaną prenumeratę, tak jasne... nawet Bletchley nie była w stanie załatwić tego tak szybko. Nie zamierzała jednak w żaden sposób wyprowadzać go z błędu, może i nawet tak było nieco zabawniej, niech sobie myśli, że jest tak świetnie zorganizowana i zaangażowana. Nie, żeby kiedykolwiek myślała o czymś podobnym, wróżby zdecydowanie nie były czymś, co mogło ją zainteresować na dłużej.
- Oczywiście, że to zależy, zapewne też wszystkie drogi prowadzą do kuchni. - Dom był ogromny, na pewno można było znaleźć się w interesującym ich pomieszczeniu pokonując różne ścieżki. Póki co jeszcze trochę bała się wypuszczać na dłuższe wyprawy, pierwszego poranka w tym miejscu przecież się zgubiła - wyszło jej to na dobre, nie mogła stwierdzić, że nie, bo w końcu odnalazła coś innego, jednak nie sądziła, aby taki fart mógł się powtórzyć. Teraz mogła się wypuścić w mrok, bo miała przy sobie osobę, która była u siebie. Podejrzewała, że Ambroise znał większość tajnych przejść w tym domu.
- Nie wydaje mi się. - Nie dlatego, że była nierozgarnięta, ale jej pobyt w tym miejscu powoli zmierzał ku końcowi, więc raczej nie będzie miała szansy dłużej eksplorować okolicy. Nie spodziewała się kolejnych zaproszeń, bo przecież jej wizyta w Exmoor była spowodowana tym, że miała im pomóc w pewnej sprawie. To by było na tyle. Turnus się kończył, i ona miała stąd zniknąć, całkiem proste równanie. Nie żałowała tego, że się tutaj pojawiła, był to naprawdę dobry czas, nie spodziewała się, że przyniesie jej tyle radości, ale w końcu trzeba będzie wrócić do rzeczywistości i normalnego życia.
Ambroise ruszył przodem, dreptała za nim, nigdzie się nie spiesząc, otworzył jej drzwi, więc wyszła pierwsza na korytarz. Przystanęła jednak ledwie kilka kroków po tym, jak minęła próg. Cóż, było ciemno, musiała się skupić, aby przypomnieć sobie w którą stronę miała iść, nie ułatwiał tego fakt, że była dość mocno ujarana, w prawej dłoni trzymała wahadełko, bo przecież to ono było prowodyrem ich ruszenia się z miejsca. Tyle, że chyba przestało działać. Nie drgało już, energia która je wypełniała wyparowała, czy coś.
- Jeśli ma to coś dać... - No to machnęła, dwa razy, tak jak powiedział. Do przodu i do tyłu, to by było na tyle. - Tam? - Uniosła podbródek do góry, by pokazać o którą stronę jej chodziło, nie miała pewności, że jest ona dobra, ale trudno, Greengrass nie powinien jej wyprowadzić w maliny.
Confusion in her eyes that says it all
She's lost control