Prudence mogła wydawać się dość sztywna, jednak potrafiła sobie żartować z innych, robiła to jednak tylko i wyłącznie wtedy, kiedy czuła się w miarę pewnie w danym towarzystwie. Znała Ambroisa na tyle, że raczej nie spodziewała się, że gdyby domyślił się, iż był to tylko i wyłącznie żart, to nie zrobiłby z tego ogromnej afery, w przeciwieństwie do niektórych z jego przyjaciół. Na pewno by się na nią sfochał, ale nie prowadziłoby to do żadnych większych dramatów. Zresztą, póki co nie wpadł na to, że go wkręcała. Pewnie już nigdy się tego nie dowie.
- Sorry, zapomniałam, że idziemy razem. - Upsik. Najwyraźniej jej mózg nie działał teraz najlepiej, ale powinien jej to wybaczyć, była to poniekąd jego zasługa, to on ją tutaj upalił, no może nie siłą, ale nie sięgnęłaby bo marihuanę, gdyby Greengrass nie miał jej przy sobie.
- Nie chodzi o byle spiżarnię, tylko tę konkretną, za kogo Ty mnie masz... - Jeszcze tego brakowało, żeby uznał, że boi się piwnic. Nie, to nie tak. - Po prostu już raz się prawie tutaj zgubiłam i wolałabym tego nie powtarzać. - Miała nadzieję, że ta informacja mu wystarczy, wolała się bardziej nie tłumaczyć, ale też nie chciała, żeby zakładał, że boi się podobnych pomieszczeń, bo nie do końca o to jej chodziło.
Przewróciła oczami na jego komentarz, jednak nie odpowiedziała na niego. Szła dalej, przed siebie. Chciała znaleźć się jak najszybciej w kuchni i wsadzić w końcu coś do ust, bo czuła, że jeśli tego nie zrobi to jej żołądek zaraz zacznie głośno informować o tym, że dawno nic nie jadła.
- Dobra. - W prawo, to w prawo, nie negowała tego, co mówił, tylko podążała za wskazówkami które jej dawał. Była pewna, że doskonale zna tę rezydencję.
Pojawiły się schody. Musiała się skupić, aby trafić na pierwszy z nich, wolałaby uniknąć spektakularnego potknięcia się i wylądowania na dupie na samym dole. To mogło też nieco zaboleć.
- Jasne, jeszcze ktoś by dostał zawału wpadając na kogoś niższego statusu, całkiem słuszne. - Miała swoje zdanie na temat elit, oczywiście, że ogromną tragedią byłoby to, gdyby ktoś z czystokrwistych wpadł nie daj Merlinie na jakiegoś pracownika, to by był prawdziwy skandal.
Nie zamierzała zwlekać, powoli, schodek za schodkiem schodziła w dół, w stronę kuchni, a przynajmniej tak się jej wydawało, że jest tam kuchnia, bo Ambroise był o tym przekonany, a wierzyła mu w tej chwili.
Z zewnątrz dobiegł do nich bardzo głośny dźwięk, chyba grzmot, Bletchley zatrzymała się odruchowo i głęboko odetchnęła, na całe szczęście udało jej się opanować pisk, bo to by była dopiero przesadzona reakcja.