Geraldine nie miała w zwyczaju opowiadać głośno o tym, z kim elity się przyjaźniła. Nie sądziła, aby było to szczególnie istotne dla innych. Grunt, że kobiety wiedziały na kogo mogą liczyć, no i ich najbliżsi mieli świadomość, że te dwie są blisko, właściwie to już chyba były, bo jedna odeszła. Było to okropnie gorzkie, nie tak sobie wyobrażała ten dzień, widziała Flo w swojej przyszłości. Same często śmiały się z tego, że są tak różne, a jednak znalazły dość grubą nić porozumienia, Bulstrode była dla niej wyjątkowo wyrozumiała, bo Yaxley miewała podobne zapędy do jej braci. Mimo tego, że mogła wydawać się ostra i oschła to dla swoich najbliższych miała bardzo dużo cierpliwości, Geraldine miała to szczęście, że była traktowana jako jedna z tych osób, dzięki czemu mogła poznać prawdziwe oblicze Florence. Ta przyjaźń jednak została jej odebrana, straciła jedną z niewielu osób, którym naprawdę ufała i miała przy sobie przez długie lata, kolejna. Nie sądziła, że na tym się skończy, miała wrażenie, że to dopiero początek. W końcu podczas spalonej nocy pokazali na co ich stać, pokazali, że mają gdzieś to, kto żyje, a kto umiera. Nie miały znaczenia ich ideały, bo gdy dochodziło do ataków, to nie patrzyli na to, w kogo uderza zaklęcie, chociaż pierdolili o tym, że świat powinien należeć do czystokrwistych. Gówno prawda. Kiedy sięgali po zaklęcia to nie miało znaczenia, nie musiała szukać daleko przykładów, Florence, Amanda, pozostawało zastanawiać się nad tym kto jeszcze? Kto będzie następny.
Musiała teraz odsunąć od siebie te myśli, skupić się na tej chwili. Nie chciała, aby Ursula widziała ją rozsypaną, starała się więc zebrać się w sobie, udawać, że jakoś się trzyma. Nie była mistrzynią chowania emocji, ale robiła wszystko, co w swojej mocy, aby nie dać poznać, jak bardzo dzisiaj w nią to uderzyło. Musiała być silna, w końcu nie tylko to się zmieniło, doszła do tego informacja, której również się nie spodziewała, a to wiele zmieniało, bo teraz już nie chodziło tylko o nią. Musiała zmienić swoje nawyki, nie mogła kierować się zemstą, nie mogła pozwolić, aby stała się jej krzywda, bo przecież miała w sobie nowe życie, nie mogła ryzykować, co powodowało, że stawała się bezsilna. Nie wiedziała, jak sobie poradzi z tą bezczynnością, nie powinna szukać morderców, ale sama świadomość, że będą oni sobie kroczyć po tym świecie niszczyła Geraldine od wewnątrz.
- Warkocze brzmią dobrze, nie miałabym nic przeciwko nim. - Starała się mówić lekkim tonem, w końcu rozmawiały o jej własnym ślubie, musiała wykazać chociaż odrobinę pozytywnego nastawienia. Nie lubiła, gdy włosy jej się plątały, nie będzie musiała przejmować się tym, że fruwają każde pasmo w swoją stronę, zresztą często właśnie nosiła swoje włosy w ten sposób, to nie byłoby dla niej nic nowego.
Yaxley wpatrywała się w zawartość szkatułki, gdy Ursula ją otworzyła. Nie mogła wyjść z podziwu, jak to możliwe, że ta kobieta była przygotowana na wszystko. Wzbudzało to jej podziw, wyciągnęła dłoń, aby dotknąć szpilki. Były delikatne, ale pasowały do tego, kim była. - Są piękne. - Nie musiała nakładać na siebie tony biżuterii i wyglądać jak świąteczne drzewko podczas Yule, Lestrange miała wyśmienity gust, i zdecydowanie zamierzała korzystać z jej porad.
- Dobrze. - Ruszyła więc w stronę fotela, usiadła na nim delikatnie, nie chciała uszkodzić sukni, którą miała na sobie. Czekała na Lestrange, która za chwilę miała się pojawić tuż za nią. Przymknęła oczy, już zaraz będzie miała to za sobą, być może znowu zamknie się w pokoju i będzie przetrawiać te wszystkie informacje, które do niej dotarły, że też Ambroise'a nie było tutaj, gdy go najbardziej potrzebowała.