• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[13/09/1972] The gold of a dying day | Ursula, Geraldine

[13/09/1972] The gold of a dying day | Ursula, Geraldine
Żelazna Dama
Nearly all men can stand adversity, but if you want to test a man's character, give him power.
wysoka - około 180 cm, zazwyczaj dodatkowo podkreślany butami na rozsądnym obcasie / szczupła, ale nie przesadnie chuda / ciemnobrązowe, falowane włosy lekko za ramiona - zazwyczaj upięte albo elegancko wystylizowane / jasne, lodowatoniebieskie oczy / nosi ciężką, drogą biżuterię i eleganckie, szyte na miarę stroje w odcieniach granatu, szarości i brązów

Ursula Lestrange
#15
14.08.2025, 15:12  ✶  
Gdyby ktoś zapytał mnie później, czy było to moralne, odpowiedziałabym - nie. Gdyby ktoś zapytał, czy było konieczne, odpowiedziałabym - tak. W moim świecie czasem jedyne sprawiedliwe rozwiązanie to wziąć na siebie ciężar decyzji, które inni nie chcą lub nie mogą podjąć. Wiedziałam, że samowolna modyfikacja czyjejś pamięci jest przekroczeniem nie tylko uprawnień magipsychiatry, ale wszystkich możliwych reguł zawodu i życia społecznego - nadużyciem, którego normalnie bym nie dokonała, ale patrząc na jej twarz, widziałam własne przeszłe rozdarcie i nie mogłam pozwolić, by historia się powtórzyła. Wobec wizji tego, co miało nastąpić - zagrażającej jej i być może nie tylko jej - poczułam, że nie miałam wyboru. Nie byłam kobietą, która lekko oddawała kontrolę nad sytuacją, nawet odpowiadając za gości w moim domu, zwykłam trzymać wszystko pod ścisłym nadzorem, ale tym razem nie planowałam w pierwszej kolejności pisać listu do narzeczonego Geraldine. Nie dlatego, że nie mogłam - dlatego, że wiedziałam, iż taki list byłby nośnikiem niepotrzebnego ciężaru. Ambroise był niezbędny, ale nie teraz. Chciałam, by nie miała więcej stresu niż już go miała. Była to decyzja praktyczna i okrutna w jednym - lepiej prosty gest, który zamknie sprawę, niż wielki dramat, który mogłaby wywołać falę pytań, szumu i nowych ran. Znałam ten świat zbyt długo, by nie rozumieć, że najłagodniejsza przemoc jest czasem jedynym lekarstwem. Wiedziałam, że niektóre kroki, które miałam wykonać, były moralnie wątpliwe - mimo to oceniłam je jako konieczne, czasami większe dobro wymagało cięższych gestów.
- Górę upięłabym w warkocze, a spód zostawiłabym rozpuszczony. - Powiedziałam, kładąc dłonie na oparciu fotela, gdy usiadła, aprobując mój pomysł, zanim w ogóle zebrałam się do zaplatania. - Spróbuję tak zrobić. - Stanęłam za nią, czując znajomą wagę włosów między palcami i sprawnie przechodząc do rzeczy - miałyśmy przed sobą zadanie praktyczne, które wymagało wprawy bardziej niż słów. Plecenie szło mi sprawnie, robiłam to od lat, najpierw dla siebie, potem dla innych, w chwilach radości i w tych, kiedy należało ukryć lęk pod pozorem utrzymania porządnego wyglądu. Najpierw wyodrębniłam pasmo po prawej, potem po lewej, wreszcie środkowe, powtarzając tę czynność aż powstały trzy warkocze - równomierne, ciasne, ozdobne - jeden po prawej, drugi po lewej, trzeci pośrodku. Wszystkie miały zostać złączone w jeden, w który następnie miały trafić szpilki z welonem. Spód natomiast pozostał luźny, fale pod warkoczami miękko się układały.
Gdy skończyłam wspólny warkocz, odsunęłam się o krok, przyglądając się dziełu. Wyglądało tak, jak zaplanowałam. Przez moment poczułam inny rodzaj satysfakcji niż zwykle - nie z zamiatania problemu pod dywan, ale z wykonania pracy, która miała sens.
- Teraz podepnę wszystko szpilkami i założymy welon. - Powiedziałam, marszcząc minimalnie brwi. - Może poczujesz chłód, to normalne. - Nie dodałam, że wiedziałam, co robić dalej - decyzja, która tliła się we mnie od chwili, kiedy weszłam do pokoju, nie była już wyborem, lecz koniecznością. Mimo to starałam się, by moje słowa pozostały neutralne, uprzejme - tak łatwo było stracić kontrolę nad rozmową, a ja nie mogłam sobie na to pozwolić.
W długim rękawie sukni miałam wszytą kieszonkę na różdżkę - zwyczaj, który przyjęłam dawno temu i przekazywałam dalej - narzędzie, będące przedłużeniem dłoni każdego szanującego się czarodzieja, było dzięki temu zawsze pod ręką, ukryte, nie rzucające się w oczy. Nie biorąc zbędnego oddechu, wsunęłam różdżkę na tyle, na ile było konieczne, i delikatnie przyłożyłam jej końcówkę jak najbliżej włosów. Nie wypowiadałam inkantacji - zrobiłam to po cichu, niewerbalnie, rzuciłam zaklęcie tak subtelne, jak tylko potrafiłam, bo to była moja główna dziedzina magii - intencja i precyzja działały lepiej niż głośne formuły.
Zrobiłam to szybko, sprawnie, bez melodramatu - zaklęcie zadziałało - ciche, spokojne, niebezpiecznie nienarzucające się, jak muśnięcie w głębi umysłu. Wiedziałam, że to niemoralne - łamałam reguły, stosując coś, co dla wielu zakrawało o czarną magię, ale zrobiłam to, bo znałam cenę przywiązań i bałam się, że historia, którą już kiedyś przeżyłam, ma się powtórzyć. Nie miałam zamiaru jej krzywdzić. Miałam zamiar rozmyć poczucie jej wolnej woli tak, by myśli Geraldine o niezależności straciły ostrość - musiała słuchać mnie bez świadomości, że to robiła. Zanurzyłam ją w stanie, który wyglądał jak sen - jak gdyby wszystko było nierzeczywiste. Nie była to magia, której użyłabym lekkomyślnie. Zrobiłam to, bo wiedziałam, że nie było już czasu na rozważania. Nie pytałam samej siebie o moralność - tłumaczyłam ją, milcząco, większym dobrem, które musiało zostać osiągnięte.
- Chodź za mną. - Poprosiłam, odkładając szpilkę. Jej buty stuknęły o podłogę, gdy posłusznie wstała i podążyła przede mną. Krok po kroku prowadziłam ją przez znajomy, cichy korytarz mojego piętra - nawet w złych czasach dom ten był moją twierdzą i wiedziałam, gdzie trzymać rzeczy, które mogły przydać się w nagłej potrzebie. W gabinecie ruszyłam szybkim, zdecydowanym krokiem do szuflady, z której wyjęłam szkatułkę z wahadełkiem.
- Usiądź na szezlongu. - Poleciłam, wracając do niej, aby urzeczywistnić podjętą decyzję. Przez lata praktyki w mojej pracy wiedziałam, że nie było jednego gestu, który rozwiązuje wszystko - było to kombinacją dotyku, tonu, oddechu i zaklęć z dziedziny zauroczenia rzucanych między słowami - czynów, które łączyły się w intencję. Moja intencja była silna - nie mogłam już dłużej patrzeć na nią w tym stanie. Wiedziałam, że muszę przemodelować przestrzeń jej pamięci w sposób jak najdelikatniejszy - uczynić stratę odczuwaną, lecz nie przytłaczającą - pozostawić Florence bliską, lecz nie centralną. Nie były siostrami, były raczej neutralnymi sojuszniczkami, które z czasem oddaliły się od siebie, przez wzgląd na decyzje Bulstrode, z którymi Yaxley nie była zgodna, ale były sobie przychylne. Uprzedzałam każdy zwrot narracji, każdą iskierkę, która mogłaby na nowo rozpalić żar bólu, by nie zostało miejsca na samozniszczenie. Słowa, które wypowiadałam, były miękkie i precyzyjne. Nie recytowałam formuł - mówiłam o krajobrazie wspomnień, drobnych, neutralnych faktach - tym, że Florence była kiedyś obecna, ich kontakt z czasem osłabł, i owszem, jej śmierć była stratą dla świata, lecz nie powinna już teraz stać się ośrodkiem całego życia Geraldine. Zastępowałam nagłe, jaskrawe obrazy bardziej stonowanymi, mniej drastycznymi scenami, nie kłamałam o prawdzie, jedynie przesuwałam ciężar jej uwagi. To było subtelne, jak prowadzenie jedwabnej nici, by spleść z niej nowy gobelin. Moje działania miały charakter narracji - delikatne przekształcenie, dopasowanie, niuansowanie bólu tak, by nie zacieśniał się w raniący węzeł.
Złamałam zasady, o których uczyłam studentów, ale złamałam je, bo uniemożliwienie katastrofy było moralnie ważniejsze niż bezwzględna lojalność wobec reguł. Nikt nie miał mi za to podziękować - i niech tak zostanie.
- Teraz śpij. - Wyszeptałam, gdy przypieczętowałam sugestię. - Obudzisz się dopiero, gdy tupnę nogą.
Powoli ułożyłam ją na boku na szezlongu, nie dbając o gniotącą się suknię, a następnie machnęłam różdżką. Otworzyłam okno, by wpuścić chłodne powietrze i zapobiec mdłościom, wzięłam karafkę wody i przetarłam jej czoło wilgotną szmatką - tak, jak robiłam to z pacjentami, którzy potrzebowali opieki. Na moment stanęłam nad nią i patrzyłam. Przypomniałam sobie swoje własne straty, pamięć tamtej nocy, w której wszystko posypało się jak domek z kart. Wiedziałam, że nie mogłam jej oszczędzić wszystkich ran, ale mogłam zapobiec temu, by rana ta stała się zakaźna i odcisnęła piętno na całym jej dalszym życiu. Spoglądałam na twarz Geraldine, patrząc jak rysy jej twarzy łagodnieją we śnie - jak wyzbywa się konieczności uginania się pod ciężarem, którego nie zdążyła udźwignąć. Wiedziałam też, że to, co zrobiłam, miało swoje konsekwencje - byłam magipsychiatrą, rozumiałam granice etyki. Złamałam jedną z własnych zasad, lecz zrobiłam to świadomie, ważąc ryzyko i patrząc na przewagę słusznego celu, który musiałam osiągnąć. Nie usprawiedliwiałam się - po prostu działałam tak, jak potrafiłam najlepiej, w imię czegoś, co uważałam za większe dobro niż kurczowe trzymanie się reguł. Uderzyłam obcasem o podłogę.
- Zemdlałaś. - Powiedziałam cicho i spokojnie, nachylając się nad nią, gdy rozchyliła powieki.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Geraldine Yaxley (5086), Ursula Lestrange (6019)




Wiadomości w tym wątku
[13/09/1972] The gold of a dying day | Ursula, Geraldine - przez Ursula Lestrange - 09.08.2025, 16:47
RE: [13/09/1972] The gold of a dying day | Ursula, Geraldine - przez Geraldine Yaxley - 10.08.2025, 08:33
RE: [13/09/1972] The gold of a dying day | Ursula, Geraldine - przez Ursula Lestrange - 10.08.2025, 18:43
RE: [13/09/1972] The gold of a dying day | Ursula, Geraldine - przez Geraldine Yaxley - 10.08.2025, 20:38
RE: [13/09/1972] The gold of a dying day | Ursula, Geraldine - przez Ursula Lestrange - 11.08.2025, 08:08
RE: [13/09/1972] The gold of a dying day | Ursula, Geraldine - przez Geraldine Yaxley - 11.08.2025, 22:16
RE: [13/09/1972] The gold of a dying day | Ursula, Geraldine - przez Ursula Lestrange - 12.08.2025, 11:33
RE: [13/09/1972] The gold of a dying day | Ursula, Geraldine - przez Geraldine Yaxley - 12.08.2025, 13:43
RE: [13/09/1972] The gold of a dying day | Ursula, Geraldine - przez Ursula Lestrange - 12.08.2025, 18:18
RE: [13/09/1972] The gold of a dying day | Ursula, Geraldine - przez Geraldine Yaxley - 13.08.2025, 10:27
RE: [13/09/1972] The gold of a dying day | Ursula, Geraldine - przez Ursula Lestrange - 13.08.2025, 13:43
RE: [13/09/1972] The gold of a dying day | Ursula, Geraldine - przez Geraldine Yaxley - 13.08.2025, 14:27
RE: [13/09/1972] The gold of a dying day | Ursula, Geraldine - przez Ursula Lestrange - 13.08.2025, 15:40
RE: [13/09/1972] The gold of a dying day | Ursula, Geraldine - przez Geraldine Yaxley - 14.08.2025, 08:51
RE: [13/09/1972] The gold of a dying day | Ursula, Geraldine - przez Ursula Lestrange - 14.08.2025, 15:12
RE: [13/09/1972] The gold of a dying day | Ursula, Geraldine - przez Geraldine Yaxley - 15.08.2025, 22:19
RE: [13/09/1972] The gold of a dying day | Ursula, Geraldine - przez Ursula Lestrange - 16.08.2025, 14:09
RE: [13/09/1972] The gold of a dying day | Ursula, Geraldine - przez Geraldine Yaxley - 16.08.2025, 22:23
RE: [13/09/1972] The gold of a dying day | Ursula, Geraldine - przez Ursula Lestrange - 17.08.2025, 14:55

  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa