16.08.2025, 14:09 ✶
Otwarcie oczu Geraldine było ciche i powolne, jakby przemieszczała się z jednego świata do drugiego. Reagowała, była obecna, a to wystarczyło, bym wiedziała, że moja interwencja osiągnęła zamierzony skutek. Wiedziałam, że zrobiłam, co trzeba było, i że rezultat przyniósł jej ulgę. Nie okazałam jednak dramatycznej radości ani triumfu - nie było ku temu powodu, zamiast tego przyjęłam postawę spokojną, rzeczową - taką, jaka pasowała do roli, którą zawsze sobie narzucałam, tej kobiety, która nie popada w panikę, a jednocześnie nie lekceważy powagi sytuacji. Usiadłam naprzeciwko niej, zostawiając odrobinę przestrzeni, bo było to ważne, by nie naruszać granicy, którą i ona sama mogła chcieć zachować.
- Ktoś powinien cię zbadać. - Powiedziałam w końcu, mówiąc rzeczowo, bez dramatyzmu. Wypowiedziałam te słowa łagodnie, aby nie dolewać oleju do jej niepokoju, ale też stanowczo, by nie zostawić miejsca na wątpliwości. Po tym, co przeszliśmy podczas pożarów w Londynie, ludzie ogólnie czuli się gorzej - to nie były drobne sprawy, nie wolno było lekceważyć oznak osłabienia, zawrotów, nudności czy omdleń, więc mogłam jej to zasugerować, nawet jeśli oficjalnie nic nie wiedziałam o jej stanie i wyłącznie wmawiałam jej omdlenie. Nie wspomniałam jawnie, że liczyłam na jej szczerość - miałam nadzieję, iż sama poda mi prawdę o tym, co się dzieje. Nie chciałam stawiać jej w roli, w której poczułaby się osaczona. W naszym środowisku takie rzeczy i tak nie pozostawały tajne długo, lepiej było, by informacje przekazane były od razu i przez kogoś, kto chciał panować nad swoim życiem, nie przez plotkarzy.
- Po tym, co się stało podczas pożarów w Londynie... - Rzekłam, tonem, który nie dopuszczał sprzeciwów. - Nie można bagatelizować żadnych objawów, nawet tych pozornie drobnych. Czy chcesz, abym cię zbadała teraz, czy wolisz poczekać na Ambroise'a? - W moim głosie nie było dramatyzmu, ale nie kryłam, że w tej sprawie zamierzam wezwać go do domu. To miało być działanie ochronne, nie kontrolujące. Nie dlatego, że chciałam naruszyć jej prywatność, lecz dlatego, że nawet po hipnozie - zwłaszcza po niej - sytuacja mogła wymagać obecności osoby bliskiej i odpowiedzialnej. - W każdym razie nie zataję tego przed nim. - Przyzwyczajona byłam do jasnych zasad - w sprawach tak skomplikowanych jak ta, która miała miejsce, decyzje powinny być podejmowane przejrzyście, a najbliższa rodzina miała prawo wiedzieć o wydarzeniach mających wpływ na stan zdrowia bliskich. Powinien wrócić do Exmoor, nawet jeśli doskonale się bawił na popijawie w Londynie - były rzeczy ważne i ważniejsze. Zamilkłam na moment, obserwując jej reakcję. Wiedziałam, że to nie była błaha decyzja - wezwanie przyszłego męża kładło na stole więcej niż same medyczne aspekty - nie ukrywałam przed nią tego faktu.
- Ktoś powinien cię zbadać. - Powiedziałam w końcu, mówiąc rzeczowo, bez dramatyzmu. Wypowiedziałam te słowa łagodnie, aby nie dolewać oleju do jej niepokoju, ale też stanowczo, by nie zostawić miejsca na wątpliwości. Po tym, co przeszliśmy podczas pożarów w Londynie, ludzie ogólnie czuli się gorzej - to nie były drobne sprawy, nie wolno było lekceważyć oznak osłabienia, zawrotów, nudności czy omdleń, więc mogłam jej to zasugerować, nawet jeśli oficjalnie nic nie wiedziałam o jej stanie i wyłącznie wmawiałam jej omdlenie. Nie wspomniałam jawnie, że liczyłam na jej szczerość - miałam nadzieję, iż sama poda mi prawdę o tym, co się dzieje. Nie chciałam stawiać jej w roli, w której poczułaby się osaczona. W naszym środowisku takie rzeczy i tak nie pozostawały tajne długo, lepiej było, by informacje przekazane były od razu i przez kogoś, kto chciał panować nad swoim życiem, nie przez plotkarzy.
- Po tym, co się stało podczas pożarów w Londynie... - Rzekłam, tonem, który nie dopuszczał sprzeciwów. - Nie można bagatelizować żadnych objawów, nawet tych pozornie drobnych. Czy chcesz, abym cię zbadała teraz, czy wolisz poczekać na Ambroise'a? - W moim głosie nie było dramatyzmu, ale nie kryłam, że w tej sprawie zamierzam wezwać go do domu. To miało być działanie ochronne, nie kontrolujące. Nie dlatego, że chciałam naruszyć jej prywatność, lecz dlatego, że nawet po hipnozie - zwłaszcza po niej - sytuacja mogła wymagać obecności osoby bliskiej i odpowiedzialnej. - W każdym razie nie zataję tego przed nim. - Przyzwyczajona byłam do jasnych zasad - w sprawach tak skomplikowanych jak ta, która miała miejsce, decyzje powinny być podejmowane przejrzyście, a najbliższa rodzina miała prawo wiedzieć o wydarzeniach mających wpływ na stan zdrowia bliskich. Powinien wrócić do Exmoor, nawet jeśli doskonale się bawił na popijawie w Londynie - były rzeczy ważne i ważniejsze. Zamilkłam na moment, obserwując jej reakcję. Wiedziałam, że to nie była błaha decyzja - wezwanie przyszłego męża kładło na stole więcej niż same medyczne aspekty - nie ukrywałam przed nią tego faktu.