19.08.2025, 17:12 ✶
02.09.1972
Odkąd Ozzy obudził się rano nie bardzo wiedział co ze sobą zrobić. Krzątał się po domu, doglądał roślinek, zarówno tych w domu, jak i w ogrodzie, trochę nawet posprzątał swoją skrytkę znajdującą się w piwnicy na tyłach ogrodu, ale dzień niesłychanie mu się dłużył. Dzisiaj miał się pojawić w swoim barze dopiero w okolicach dwudziestej lub nawet później, a wskazówki zegara poruszały się wyjątkowo wolno. W pewnym momencie zorientował się, że jeśli tak dalej pójdzie i jeśli wciąż będzie zerkał co pięć minut na zegarek, to w końcu tu oszaleje, więc przebrał się w coś bardziej wyjściowego (przylegające do ciała czarne jeansy, kwiecistą czerwono-czarną koszulę, jasną kurtkę i trampki), zgarnął jakieś czekoladki (które kiedyś kupił albo dostał, sam już nie był pewien skąd je miał) i zabrał jeszcze parę najpotrzebniejszych rzeczy, które zawsze miał przy sobie, po czym wyruszył do domu swojego przyjaciela. Jako że nigdy nie miał problemu z życiem wśród mugoli (choć może nie był też specjalistą od mugoloznawstwa) to nie były mu obce mugolskie środki transportu (w końcu mieszkał od lat w mugolskiej części Londynu), więc tym razem postawił na metro. Kilka minut później był już na odpowiedniej dzielnicy, bez większego skrępowania naciskając klamkę i wchodząc do domu swojego ukochanego przyjaciela.
- ¡Buenas, buenas, estrella brillante! - zawołał od wejścia, a jego głos poniósł się po całym domu Blacka, wyćwiczony śpiewaniem i przygotowany do tego, by kiedy Lupin tego chciał brzmieć donośnie i dobrze słyszalnie. - Przyniosłem czekoladki! - zawołał jeszcze, już po angielsku, jakby tym kuszeniem czekoladkami chciał go wywabić nawet z najciemniejszej nory. Odłożył opakowanie na stół i powędrował do kuchni, żeby wziąć sobie (i Blackowi oczywiście też) schłodzone piwo.
@dacre black