22.09.2025, 03:27 ✶
razem z Brenną
Dora nigdy przesadnie nie przepadała za wizytami w Kowenie. Lubiła święta, owszem. Uczęszczała też na sabaty, nawet jeśli nie powinna, o ile te działy się pod gołym niebem. Wychodziła chyba trochę z przekonania, że Matka była obecna najbardziej w naturze i wszelkich jej aspektach, a najbliżej niej było właśnie na Polanie Ognisk albo w każdym innym dowolnym miejscu, które nie było wybetonowaną dżunglą. Brukowane ulice i wznoszone ku górze budynki, mierzące swoje wartości w szerokości, a nie wysokości, sprawiała że czuła się oddalona od jakiejkolwiek wiary. Nie było jednak innej możliwości, jak z placu na ulicy Pokątnej, udać się w kierunku niemagicznego Londynu, gdzie mieścił się Whitecroft. Czuła się tutaj jednak jeszcze gorzej niż tam, w magicznej dzielnicy - jakby bliskość instytucji kościoła i odległość od natury rozstrajały ją w wyraźny sposób.
Ściskała obiema rękoma za pasek torby, którą miała przewieszoną przez ramię, jakby w ten sposób próbując ukryć nerwowość; tutaj było przecież więcej ludzi, a przez to i więcej par oczu, które pewnie nie miały zbytnio szansy jej rozpoznać, nie ze zmienioną twarzą, ale niepokój zawsze gdzieś pozostawał teraz w środku i ciągnął się za nią. Chyba tylko przez słowa Brenny, wypowiedziane jeszcze wśród straganów, nie wyglądała zwyczajnie ponuro - obietnica odwiedzenia Hogsmeade złapała ją jakoś mocno, bo przez tą krótką wymianę zdań zaczęła się zwyczajnie zastanawiać i żałować; jak tam teraz było, dlaczego nie wpadła wcześniej na to że może warto znowu odwiedzić wioskę, no i czy w Miodowym Królestwie dalej mają jej ulubione słodkości.
Na dziedzińcu nie było może cicho, nie w ten odrzucający, wymowny sposób, ale było zdecydowanie spokojniej niż na zewnątrz. Ludzie koncentrowali się na sobie i swoich modlitwach, a także darach które przynosili i składali na wyznaczonym do tego ołtarzu. Crawley mimowolnie powiodła spojrzeniem - od stołu do sylwetki w szacie, która właśnie przemieściła się w jego stronę, aby zabrać z blatu jakiś dar i zanieść go do wnętrza świątyni.
- Jak myślisz - zaintonowała cicho, mimowolnie nachylając się w stronę Brenny. - Co potem będzie z tymi wszystkimi stroikami?
!Trauma ognia
The woods are lovely, dark and deep,
But I have promises to keep,
And miles to go before I sleep.
But I have promises to keep,
And miles to go before I sleep.