02.10.2025, 14:38 ✶
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz - stwierdziła, przez moment kontemplując sufit, kiedy wspomniał, że tylko się jej wydaje, że nie wiedzą. – To brzmi chyba jak coś, z czym wiele osób mogłoby się zgodzić – uznała.
Tak naprawdę nie była pewna, czy faktycznie miał na nią zły wpływ. Nie wyciągał z niej wcale tego co najgorsze, nie zrobiła niczego, na co nie miałaby ochoty, a pewne rzeczy tkwiły w Brennie zawsze, nawet jeżeli niektórzy ich nie zauważali na pierwszy rzut oka. Nie była też pewna, czy ona miała zły wpływ na niego, pomijając, że być może właśnie dała pretekst do nałogu, ale kto by się tym przejmował. Za to na pewno znalazłoby się parę osób, które radośnie przynajmniej jednemu z tych stwierdzeń przy przytaknęły.
– Ostro się targujesz. Zwłaszcza że przecież możesz się tam teleportować, więc to się nie liczy, ale niech będzie, że jedna czwarta – oświadczyła z teatralnym westchnieniem, jakby cokolwiek traciła albo faktycznie zamierzała potem go ścigać i domagać się części wygranej, gdyby dziś w kasynie dopisało mu szczęście. – Wiesz… chodził w Mrocznych Szatach, miał Mroczny Sztylet i Mroczną Talię tarota, no i tę przeklętą jak sto demonów lampkę, a ma na imię Matthew? Czy koledzy wołali go Matty? To tak strasznie psuje wrażenie. Czy potraktowałbyś poważnie wróżbitę i nekromantę, który mówi, że nazywa się Matty? – spytała, a potem wyciągnęła rękę, by dźgnąć go lekko w ramię. – Zaraz, zaraz, coś sugerujesz, hm? N a p r a w d ę prosisz się o nieprzyjemny wypadek – powiedziała, z odrobiną rozbawienia, niezbyt urażona sugestią, że w sumie to nie jest normalna. Chociaż miała wrażenie, że jeśli często sugerował to kobietom, to prędzej czy później nie będzie trzeba tych klątw nekromanty Matthewa, żeby spotkała go drobna lub niedrobna katastrofa. - Nie będę ci przeszkadzać, bo chyba pora, żebyś schował to do archiwum, skoro masz zaraz zbierać się do tego kasyna - rzuciła jeszcze, zanim się cofnęła, by wrócić z powrotem do biurka, bo trochę zaległych papierów czekało na ogarnięcie...
Tak naprawdę nie była pewna, czy faktycznie miał na nią zły wpływ. Nie wyciągał z niej wcale tego co najgorsze, nie zrobiła niczego, na co nie miałaby ochoty, a pewne rzeczy tkwiły w Brennie zawsze, nawet jeżeli niektórzy ich nie zauważali na pierwszy rzut oka. Nie była też pewna, czy ona miała zły wpływ na niego, pomijając, że być może właśnie dała pretekst do nałogu, ale kto by się tym przejmował. Za to na pewno znalazłoby się parę osób, które radośnie przynajmniej jednemu z tych stwierdzeń przy przytaknęły.
– Ostro się targujesz. Zwłaszcza że przecież możesz się tam teleportować, więc to się nie liczy, ale niech będzie, że jedna czwarta – oświadczyła z teatralnym westchnieniem, jakby cokolwiek traciła albo faktycznie zamierzała potem go ścigać i domagać się części wygranej, gdyby dziś w kasynie dopisało mu szczęście. – Wiesz… chodził w Mrocznych Szatach, miał Mroczny Sztylet i Mroczną Talię tarota, no i tę przeklętą jak sto demonów lampkę, a ma na imię Matthew? Czy koledzy wołali go Matty? To tak strasznie psuje wrażenie. Czy potraktowałbyś poważnie wróżbitę i nekromantę, który mówi, że nazywa się Matty? – spytała, a potem wyciągnęła rękę, by dźgnąć go lekko w ramię. – Zaraz, zaraz, coś sugerujesz, hm? N a p r a w d ę prosisz się o nieprzyjemny wypadek – powiedziała, z odrobiną rozbawienia, niezbyt urażona sugestią, że w sumie to nie jest normalna. Chociaż miała wrażenie, że jeśli często sugerował to kobietom, to prędzej czy później nie będzie trzeba tych klątw nekromanty Matthewa, żeby spotkała go drobna lub niedrobna katastrofa. - Nie będę ci przeszkadzać, bo chyba pora, żebyś schował to do archiwum, skoro masz zaraz zbierać się do tego kasyna - rzuciła jeszcze, zanim się cofnęła, by wrócić z powrotem do biurka, bo trochę zaległych papierów czekało na ogarnięcie...
Koniec sesji
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.