08.10.2025, 18:55 ✶
Teoretycznie, czysto teoretycznie, rzeczy niemożliwe nie istniały - to była ładna maksyma, która dodatkowo wybrzmiewała dosadniej w świecie, w którym obie żyły. W świecie nasyconym magią. Ta jedna posiadała jakieś swoje granice, a każdy umysł chyba podświadomie walczył o to, by zachować jakieś okruchy zdrowego rozsądku i racjonalnego myślenia, a Everlight musiała być w tym momencie właśnie taka. Bo rola sekretarki w biurze aurorów nie ograniczała się tylko do nudnego przewracania papierów. W tych wszystkich informacji kłębiących się w głowie, musiała wybrać te najwłaściwsze i przekazać je dalej - wydać instrukcje i wskazać dalsze plany działania, a także które protokoły były wcielane w życie. Dzięki temu ujmowała zmartwień takiej Harper.
Nawet przez myśl nie mogło jej przejść, że ten tajemniczy śnieg - już sam w sobie podejrzany i ciężki do uwierzenia, był tak naprawdę popiołem. Bo kto widział kiedykolwiek nad wyspami popiół? Tego typu zjawiska można było chyba uświadczyć w okolicy wulkanów, a tych tutaj nie było za wiele. Właściwie to było ich zero. Musiałoby dojść do kataklizmu na skalę światową, że przywiało tutaj jakieś związane z nimi opady.
- Najpierw pojawiły się doniesienia o ciemnych chmurach i opadach. Potem rozpoczęły się pożary - powiedziała powoli, zakreślając odrobinę niechętnie ten ciąg przyczynowo skutkowy. Gdyby to były pozostałości po spalonych rzeczach to byłoby to prostsze. - Mam nadzieję, że się mylisz, ale przesadny optymizm nie jest chyba niczym, co nam teraz pomoże - westchnęła, uśmiechając się słabo.
- Powodzenia - rzuciła, podnosząc ku górze zaciśniętą w szczęśliwym geście dłoń, dając znać Victorii, że akurat tego miała zamiar życzyć w opór i jej, i wszystkim funkcjonariuszom, którzy znajdą się tego wieczora na służbie. Ona teraz musiała martwić się o coś zupełnie innego - o informacje zwrotne od tych, którzy ruszali w teren. Co do panującej sytuacji lub co gorsza, odnośnie rannych i ciężkich, podbramkowych sytuacji które należało przekazać dalej, najlepiej do pogotowia. Widząc jak Lestrange zbiera się do wyjścia i jak brygadziści łapią się z aurorami, sam wróciła do swojego biurka, wracając do pracy.
Nawet przez myśl nie mogło jej przejść, że ten tajemniczy śnieg - już sam w sobie podejrzany i ciężki do uwierzenia, był tak naprawdę popiołem. Bo kto widział kiedykolwiek nad wyspami popiół? Tego typu zjawiska można było chyba uświadczyć w okolicy wulkanów, a tych tutaj nie było za wiele. Właściwie to było ich zero. Musiałoby dojść do kataklizmu na skalę światową, że przywiało tutaj jakieś związane z nimi opady.
- Najpierw pojawiły się doniesienia o ciemnych chmurach i opadach. Potem rozpoczęły się pożary - powiedziała powoli, zakreślając odrobinę niechętnie ten ciąg przyczynowo skutkowy. Gdyby to były pozostałości po spalonych rzeczach to byłoby to prostsze. - Mam nadzieję, że się mylisz, ale przesadny optymizm nie jest chyba niczym, co nam teraz pomoże - westchnęła, uśmiechając się słabo.
- Powodzenia - rzuciła, podnosząc ku górze zaciśniętą w szczęśliwym geście dłoń, dając znać Victorii, że akurat tego miała zamiar życzyć w opór i jej, i wszystkim funkcjonariuszom, którzy znajdą się tego wieczora na służbie. Ona teraz musiała martwić się o coś zupełnie innego - o informacje zwrotne od tych, którzy ruszali w teren. Co do panującej sytuacji lub co gorsza, odnośnie rannych i ciężkich, podbramkowych sytuacji które należało przekazać dalej, najlepiej do pogotowia. Widząc jak Lestrange zbiera się do wyjścia i jak brygadziści łapią się z aurorami, sam wróciła do swojego biurka, wracając do pracy.
Koniec sesji