10.09.2024, 05:03 ✶
Knajpa zatrzęsła się w posadach, a Sena popukała tylko w zastanowieniu palcem o ramię, krzyżując ręce na piersi i przyglądając się cierpliwie wszystkim poczynaniom Woody'ego. Cokolwiek zaraz miało się wydarzyć na tym zapleczu, mogło być zarówno objawieniem na skalę światową, albo kataklizmem który zmiecie połowę Nokturnu z powierzchni ziemi. Nic nowego, przerabiali to co roku. Albo nawet i częściej, bo w każde święta.
Kocioł do grzańca zawsze wyłuskiwali z piwnicy niezręczną ilość czasu przed jesienią, żeby przypadkiem przeszkadzał im we wszystkim, a z czasem robił też za kubeł za wszelkie rzeczy których nie można było wyrzucić, ale akurat przeszkadzały gdzie indziej. Potem go opróżniali, no bo nachodziła faktycznie jesień, a kiedy już na grzańca było za późno to było trochę jak z choinką na święta - stała za długo, bo nikomu nie chciało się tego rozebrać i kocioł wracał do piwnicy na jakieś trzy miesiące, zanim cykl się powtórzył.
- No jasne, u mnie w rodzinie to wieloletnia tradycja. Pieczenie chleba - zapewniła go, patrząc z zaciekawieniem na jego kucharską czapeczkę, która pewnie gdyby miała oczy, to za każdym razem stając przed lustrem, odwracałaby zażenowana wzrok. W Rejwachu były szmaty do wycierania blatu czystsze niż to co miał teraz na głowie. - Mąka, jajka, co tam jeszcze? Wiążesz supełek i chlebka. - chociaż w sumie to zastanawiała się trochę, że skoro chcieli tym wypiekaniem świętować Lammas, to nie powinna tutaj zaprosić siostry, żeby odwaliła za nich całą brudną robotę.
Prawda była taka, że nigdy nie była ambitną kucharką. Mogła co najwyżej przeczytać instrukcję Magicmixa, wrzucić wszystko do środka, a potem cieszyć się razem z Tarpaulinem, że obiad wyszedł taki p y s z n y, kiedy smakował jak miotła stojąca na deszczu od roku. Dobrali się, bo pewnie gdyby każdy inny ten magiczny wynalazek wziąłby i wystrzelił przed okno, to oni nie tyle że karmili nim siebie, to jeszcze gotowi byli truć tym gości.
Kocioł do grzańca zawsze wyłuskiwali z piwnicy niezręczną ilość czasu przed jesienią, żeby przypadkiem przeszkadzał im we wszystkim, a z czasem robił też za kubeł za wszelkie rzeczy których nie można było wyrzucić, ale akurat przeszkadzały gdzie indziej. Potem go opróżniali, no bo nachodziła faktycznie jesień, a kiedy już na grzańca było za późno to było trochę jak z choinką na święta - stała za długo, bo nikomu nie chciało się tego rozebrać i kocioł wracał do piwnicy na jakieś trzy miesiące, zanim cykl się powtórzył.
- No jasne, u mnie w rodzinie to wieloletnia tradycja. Pieczenie chleba - zapewniła go, patrząc z zaciekawieniem na jego kucharską czapeczkę, która pewnie gdyby miała oczy, to za każdym razem stając przed lustrem, odwracałaby zażenowana wzrok. W Rejwachu były szmaty do wycierania blatu czystsze niż to co miał teraz na głowie. - Mąka, jajka, co tam jeszcze? Wiążesz supełek i chlebka. - chociaż w sumie to zastanawiała się trochę, że skoro chcieli tym wypiekaniem świętować Lammas, to nie powinna tutaj zaprosić siostry, żeby odwaliła za nich całą brudną robotę.
Prawda była taka, że nigdy nie była ambitną kucharką. Mogła co najwyżej przeczytać instrukcję Magicmixa, wrzucić wszystko do środka, a potem cieszyć się razem z Tarpaulinem, że obiad wyszedł taki p y s z n y, kiedy smakował jak miotła stojąca na deszczu od roku. Dobrali się, bo pewnie gdyby każdy inny ten magiczny wynalazek wziąłby i wystrzelił przed okno, to oni nie tyle że karmili nim siebie, to jeszcze gotowi byli truć tym gości.
