16.09.2023, 23:27 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.09.2023, 00:48 przez Brenna Longbottom.)
- Pokonał Grindewalda. Jest jedynym, którego Voldemort zawsze się bał. Kiedy używa magii, zdaje się, że mógłby zrobić wszystko. Nie robi tego, bo nie chce. Voldemort to po prostu śmieć, który chce przerobić ludzi na podnóżki, a przypadkiem ma talent do zaklęć. Ale nie dość, by sam w sobie mu wystarczył.
W czasach szkolnych Dumbledore był dla niej dyrektorem i zarazem swego rodzaju mityczną figurą, kimś, kto wie wszystko o wszystkich. Teraz był... nadzieją i dowódcą. Mógł zdawać się zwariowany, ale Brenna podążała za nim że ślepą wiernością, gotowa położyć głowę pod topór, gdyby tylko tego zażądał. Była w tym swego rodzaju naiwność. Niedostrzeganie, że właściwie wytresowano ją na żołnierza jeszcze jako nastolatkę, tak jak wcześniej zrobiono to z jej ojcem i wujem. Ale chyba wcale nie chciała przejrzeć na oczy. Potrzebowała tej nadziei.
- Zwalę to na karb tego, że lubisz obecną sławę, bo chyba inaczej musiałabym uznać, że jesteś kompletnie szalony - podsumowała jego stwierdzenie. Bo poważnie... być zadowolonym z czegoś takiego? Nawet ona nie była aż tak walnięta, choć pchała się w sytuację zagrożenia skacząc na główkę, nawet jeżeli nie była pewna, czy dno nie jest zbyt blisko. Nie umiala usiedzieć w miejscu, ale zdawało się, że u niego to sięga jeszcze dalej. Chyba wolała nie myślec o tym, że zasadniczo póki nikt nie ginął, sama wychodziła ze śmiechem z lasu, w którym próbowało ją coś zeżreć. - Szukałam dłoni Mavelle, odkąd nauczyłam się chodzić. Nie przeszkadza mi, że teraz jest zimna, że wszyscy jesteście, ale to, że to przeszkadza wam.
Mavelle nie mogła się ogrzać, a tęskniła do ciepła. Brenna podejrzewała, że tak samo jest z resztą. Było tak, jakby coś z nich wyrwano, jakby jakąś ich cząstka została w limbo, i ciepło nie mogło ich sięgnąć. Wkurzało ją to. A to, że ich dłonie były jak lód? Siostra, przyjaciółka, dowódca. Rodzina, przyjaciele, Zakon. Gdyby cokolwiek się tu zmieniło, gdyby patrzyła na nich inaczej, chyba nic by już w niej nie zostało.
- Miałeś prawo. Spierdoliłam tamtej nocy tyle rzeczy, że to tylko jedna z długiej listy. W dodatku gdy nie dołączyłeś i się cofnęłam, chyba dobre trzy minuty nie zdołałam rzucić żadnego zaklęcia, a wy sobie tam walczyliście. Co zabawne? Wyszło dopiero to, które uratowało tego drania i rozwaliło żywiołaka- mruknęła, a jej ton stał się beznamiętny. Żałowała teraz tego, że ten człowiek przetrwał, całym sercem i duszą. Żałowała, że od razu nie rzuciła się w ogień. Że nie ostrzegła większej ilości osób. Że powiedziała o wszystkim wujowi. Że odbiegła i że zawaliła te zaklęcia, jakby nagle była znów w Hogwarcie.
Ale nie, tego, że jej nie powiedział, nie żałowała. W tamtej chwili to już nie miało znaczenia.
- To i tak by nic nie zmieniło - powiedziała w końcu. Było za późno. O wiele za późno. - A o ile chrzanić zimno i inne pamiątki z limbo, o tyle moja partnerka mogłaby zginąć, a poza tym niekoniecznie chcę, żeby pisał o mnie Prorok tylko dlatego, że akurat wyszłam do sklepu.
Charlie na pewno nie zostawiłby Heather. Ale mieli mało czasu, a Moody była w złym stanie. Gdyby próbowali przenieść Wood, zawieja mogłaby ich pochłonąć. Być może w ostatecznym rozrachunku więc jego milczenie sprawiło, że Brenna miała na sumieniu jedną ofiarę mniej. W końcu poprosiła dziewczynę, by ta do nich dołączyła.
W czasach szkolnych Dumbledore był dla niej dyrektorem i zarazem swego rodzaju mityczną figurą, kimś, kto wie wszystko o wszystkich. Teraz był... nadzieją i dowódcą. Mógł zdawać się zwariowany, ale Brenna podążała za nim że ślepą wiernością, gotowa położyć głowę pod topór, gdyby tylko tego zażądał. Była w tym swego rodzaju naiwność. Niedostrzeganie, że właściwie wytresowano ją na żołnierza jeszcze jako nastolatkę, tak jak wcześniej zrobiono to z jej ojcem i wujem. Ale chyba wcale nie chciała przejrzeć na oczy. Potrzebowała tej nadziei.
- Zwalę to na karb tego, że lubisz obecną sławę, bo chyba inaczej musiałabym uznać, że jesteś kompletnie szalony - podsumowała jego stwierdzenie. Bo poważnie... być zadowolonym z czegoś takiego? Nawet ona nie była aż tak walnięta, choć pchała się w sytuację zagrożenia skacząc na główkę, nawet jeżeli nie była pewna, czy dno nie jest zbyt blisko. Nie umiala usiedzieć w miejscu, ale zdawało się, że u niego to sięga jeszcze dalej. Chyba wolała nie myślec o tym, że zasadniczo póki nikt nie ginął, sama wychodziła ze śmiechem z lasu, w którym próbowało ją coś zeżreć. - Szukałam dłoni Mavelle, odkąd nauczyłam się chodzić. Nie przeszkadza mi, że teraz jest zimna, że wszyscy jesteście, ale to, że to przeszkadza wam.
Mavelle nie mogła się ogrzać, a tęskniła do ciepła. Brenna podejrzewała, że tak samo jest z resztą. Było tak, jakby coś z nich wyrwano, jakby jakąś ich cząstka została w limbo, i ciepło nie mogło ich sięgnąć. Wkurzało ją to. A to, że ich dłonie były jak lód? Siostra, przyjaciółka, dowódca. Rodzina, przyjaciele, Zakon. Gdyby cokolwiek się tu zmieniło, gdyby patrzyła na nich inaczej, chyba nic by już w niej nie zostało.
- Miałeś prawo. Spierdoliłam tamtej nocy tyle rzeczy, że to tylko jedna z długiej listy. W dodatku gdy nie dołączyłeś i się cofnęłam, chyba dobre trzy minuty nie zdołałam rzucić żadnego zaklęcia, a wy sobie tam walczyliście. Co zabawne? Wyszło dopiero to, które uratowało tego drania i rozwaliło żywiołaka- mruknęła, a jej ton stał się beznamiętny. Żałowała teraz tego, że ten człowiek przetrwał, całym sercem i duszą. Żałowała, że od razu nie rzuciła się w ogień. Że nie ostrzegła większej ilości osób. Że powiedziała o wszystkim wujowi. Że odbiegła i że zawaliła te zaklęcia, jakby nagle była znów w Hogwarcie.
Ale nie, tego, że jej nie powiedział, nie żałowała. W tamtej chwili to już nie miało znaczenia.
- To i tak by nic nie zmieniło - powiedziała w końcu. Było za późno. O wiele za późno. - A o ile chrzanić zimno i inne pamiątki z limbo, o tyle moja partnerka mogłaby zginąć, a poza tym niekoniecznie chcę, żeby pisał o mnie Prorok tylko dlatego, że akurat wyszłam do sklepu.
Charlie na pewno nie zostawiłby Heather. Ale mieli mało czasu, a Moody była w złym stanie. Gdyby próbowali przenieść Wood, zawieja mogłaby ich pochłonąć. Być może w ostatecznym rozrachunku więc jego milczenie sprawiło, że Brenna miała na sumieniu jedną ofiarę mniej. W końcu poprosiła dziewczynę, by ta do nich dołączyła.
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.