- Widzę, że tobie nic nie jest, mówisz że z Dumą wszystko w porządku… Dziwisz się, że pragnie cię chronić, skoro obcy wdarli się do rezerwatu? Zabezpieczyłeś go odpowiednio po tym wszystkim? - zapytała w końcu cicho, uprzednio zmuszając dłoń, by ta wróciła na swoje miejsce na stoliku. Zbladła widocznie, bo przecież ani nie wiedziała, co się u niego działo, ani jak bardzo to był poważny ruch ze strony Śmierciożerców, z którymi przecież już mieli styczność. - Z tego co wiem, takie sprawy mogą się ciągnąć latami, jeśli ich nie złapano. A nawet jeśli złapano… Potrafią milczeć.
Powtarzała plotki, które gdzieś wyczytała i zasłyszała w pubie czy kawiarni, ale szczerze w nie wierzyła. Bo gdyby Śmierciożercy byli paplami, to przecież ten ich cały Pan dawno gniłby w Azkabanie.
- Nie zmieniaj tematu na mnie - prychnęła zarazem, gdy Laurent zapytał o wyprowadzkę. - Śmierciożercy, Mung, nieumarli… Zacznę myśleć, że jestem ci potrzebna do tego, byś przestał pakować się w kłopoty.
Zażartowała oczywiście, bo jeśli chodzi o kłopoty, to ona była pierwsza, by w nie wdepnąć. I to tak samo poważne, chociaż nie w takiej ilości, co u Prewetta. Olivia przetarła dłonią twarz, ostrożnie i lekko, odruchowo, żeby zebrać myśli.
- Ktoś rzucił na ciebie klątwę? Czy po prostu podświadomie szukasz guza? - najpierw Avelina, teraz Laurent… Olivia westchnęła ciężko. Zaczynała doceniać spokojne życie, które prowadziła. Spokojne i szczęśliwe. - Cieszę się, że mimo tego wszystkiego wydajesz się być zdrowy. Obiecaj, że będziesz bardziej o siebie dbał, dobrze? Albo przynajmniej bardziej myślał zanim znowu wejdziesz na statek.
Uśmiech rudej był lekki i nieco spięty, ale Laurent zrzucił na nią prawdziwą bombę informacji, której się nie spodziewała w tym momencie. Głupio jej było teraz chwalić się tak przyziemnymi rzeczami, jak wyprowadzka. Niby mówiło się, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia i dla Olivii to był duży krok, ogromny wręcz, ale w porównaniu do tego wszystkiego to była kropelka w morzu.
- Jeśli w końcu uwolnię się od rodziców, to będziesz jedną z pierwszych osób, którą zaproszę - Olivia uśmiechnęła się delikatnie, opuszczając rozluźnione barki. Lubiła uśmiechniętego Laurenta, ale nie była głupia i rozumiała, że życie nie składało się tylko z dobrych momentów. Chciała być obok nawet podczas tych złych chwil. - I tak, wyprowadzam się. Jeszcze nie wiem kiedy, ale najpewniej pod koniec lata? Chcę razem z przyjaciółką otworzyć własny sklep i razem z nią zamieszkać, żeby wiesz. Było taniej i trochę raźniej. Nie uciekam z Londynu, tu mam rodzinę i… Innych bliskich.
Lekko się zarumieniła i uciekła wzrokiem z powrotem do filiżanki. Te wszystkie plany z Aveliną były jak najbardziej aktualne, chociaż podejrzewała że może to się skończyć tragedią, patrząc na ich ostatnie perypetie. Rymowane cukierki, kaktusy na głowie, jakiś żonaty typ, wampir, duch dziewczynki która przywołuje wspomnienia… Zupełnie jakby we dwie z Paxton przyciągały takie sytuacje. Czy Horyzontalna to wytrzyma, gdy zamieszkają pod jednym dachem?