07.02.2024, 23:02 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.02.2024, 23:20 przez Brenna Longbottom.)
Krzyk Mavelle dobiegł uszu Brenny w tej samej chwili, w której wyczołgiwała się z ciemności, a gdzieś za nią wciąż coś trzaskało.
- Świetnie! Zaraz do ciebie przyjdę! Daj mi tu moment z tymi truskawkami! - zawołała głośno, na ślepo zatrzaskując za sobą drzwi piwnicy. Machnęła różdżką, i z ulgą stwierdziła, że tym razem lumos podziałało, a potem zakasłała, raz i drugi, bo gdzieś w międzyczasie odrobina proszku albo kurzu dostała się do gardła. Brenna oparła się o ścianę i wciągnęła powietrze, starając się złapać oddech i uspokoić nerwy.
Spotkanie z dementorem - boginem, a potem ten cholerny proszek, to było dość, aby na te sześćdziesiąt sekund wystawić jej nerwy na pewną próbę.
Ale tylko sześćdziesiąt sekund. Nie mogła sobie pozwolić na więcej.
Dźwignęła się powoli na nogi i niezdecydowana zerknęła ku piwnicy. Po chwili namysłu otworzyła je za pomocą zaklęcia, a potem machnęła różdżką, wypowiadając najpierw jedno, potem drugie, wreszcie trzecie zaklęcie. Nie podziałało ani rozproszenie, ani transmutacja, za to strumień powietrza zdołał wygarnąć proszek i wreszcie sprawił, że ciemność, spowijająca piwnicę ciasnym kokonem, znikła. Brenna podeszła do szafki, by ściągnąć jeden ze słoików, a potem - wzdychając w duchu nad tym marnotrawstwem - pozbyła się ze środka konfitury truskawkowej i umieściła w środku ten proszek.
Spojrzenie Detektyw przesunęło się po półkach i okolicy, ale nie widziała już nic podejrzanego, nie było też żadnych dziwnych trzasków. Za to zauważyła załamaną deskę: być może to te dźwięki słyszała, gdy ogarnęła ją nieprzenikniona ciemność. Niemniej trzeba będzie potem przeszukać tutaj wszystko, i upewnić się, że nie zostały inne, nieprzyjemne pamiątki. Nie można było winić za nie Fawley, ale kolejny mugol nie powinien na nie wpaść...
- Znalazłam magiczny proszek - powiedziała, kiedy wbiegła już z powrotem na parter, niosąc ze sobą słoik. Przemilczała opowieść o spotkaniu z boginem, bo po co drążyć temat i denerwować Mavelle, skoro bogina już nie było, a w raporcie Brenna mogła zbyć to jednym zdaniem. - Fawley kilku rzeczy nie zabrała... bahanki? - spytała zaskoczona, gdy spróbowała zajrzeć do donicy i odkryła, co takiego dorwała Bones.
Rozpoznała je tylko dlatego, że ledwo dwa dni temu zaatakowały ją i Norę.
W dodatku pamiętała, co panna Figg o nich mówiła.
– Żadna cię nie ugryzła? – spytała z niepokojem, unosząc wzrok na Mavelle i przyglądając się jej uważnie. Szczególnie twarzy, dłoniom oraz nieosłoniętej szyi, które mogły stać się celem ataku. – Te cholerstwa są podobno paskudnie jadowite. Ale to wyjaśniałoby jego obrażenia, niby drobne, i to że mugolscy patolodzy nie potrafili powiedzieć, jak to się stało, że umarł…
- Świetnie! Zaraz do ciebie przyjdę! Daj mi tu moment z tymi truskawkami! - zawołała głośno, na ślepo zatrzaskując za sobą drzwi piwnicy. Machnęła różdżką, i z ulgą stwierdziła, że tym razem lumos podziałało, a potem zakasłała, raz i drugi, bo gdzieś w międzyczasie odrobina proszku albo kurzu dostała się do gardła. Brenna oparła się o ścianę i wciągnęła powietrze, starając się złapać oddech i uspokoić nerwy.
Spotkanie z dementorem - boginem, a potem ten cholerny proszek, to było dość, aby na te sześćdziesiąt sekund wystawić jej nerwy na pewną próbę.
Ale tylko sześćdziesiąt sekund. Nie mogła sobie pozwolić na więcej.
Dźwignęła się powoli na nogi i niezdecydowana zerknęła ku piwnicy. Po chwili namysłu otworzyła je za pomocą zaklęcia, a potem machnęła różdżką, wypowiadając najpierw jedno, potem drugie, wreszcie trzecie zaklęcie. Nie podziałało ani rozproszenie, ani transmutacja, za to strumień powietrza zdołał wygarnąć proszek i wreszcie sprawił, że ciemność, spowijająca piwnicę ciasnym kokonem, znikła. Brenna podeszła do szafki, by ściągnąć jeden ze słoików, a potem - wzdychając w duchu nad tym marnotrawstwem - pozbyła się ze środka konfitury truskawkowej i umieściła w środku ten proszek.
Spojrzenie Detektyw przesunęło się po półkach i okolicy, ale nie widziała już nic podejrzanego, nie było też żadnych dziwnych trzasków. Za to zauważyła załamaną deskę: być może to te dźwięki słyszała, gdy ogarnęła ją nieprzenikniona ciemność. Niemniej trzeba będzie potem przeszukać tutaj wszystko, i upewnić się, że nie zostały inne, nieprzyjemne pamiątki. Nie można było winić za nie Fawley, ale kolejny mugol nie powinien na nie wpaść...
- Znalazłam magiczny proszek - powiedziała, kiedy wbiegła już z powrotem na parter, niosąc ze sobą słoik. Przemilczała opowieść o spotkaniu z boginem, bo po co drążyć temat i denerwować Mavelle, skoro bogina już nie było, a w raporcie Brenna mogła zbyć to jednym zdaniem. - Fawley kilku rzeczy nie zabrała... bahanki? - spytała zaskoczona, gdy spróbowała zajrzeć do donicy i odkryła, co takiego dorwała Bones.
Rozpoznała je tylko dlatego, że ledwo dwa dni temu zaatakowały ją i Norę.
W dodatku pamiętała, co panna Figg o nich mówiła.
– Żadna cię nie ugryzła? – spytała z niepokojem, unosząc wzrok na Mavelle i przyglądając się jej uważnie. Szczególnie twarzy, dłoniom oraz nieosłoniętej szyi, które mogły stać się celem ataku. – Te cholerstwa są podobno paskudnie jadowite. Ale to wyjaśniałoby jego obrażenia, niby drobne, i to że mugolscy patolodzy nie potrafili powiedzieć, jak to się stało, że umarł…
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.