• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Niemagiczny Londyn v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[8.07.1972] Lullaby from old times | Laurent & Olivia

[8.07.1972] Lullaby from old times | Laurent & Olivia
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#11
27.03.2024, 18:57  ✶  

Jak bardzo to bolało. Dławiło wręcz oddech, zatrzymywało pracę płuc, wciskało do brzucha kilogramy koksu, którym próbowało cię zatkać. Przegrywasz z grawitacją, powinieneś znaleźć się na ziemi, a mimo to stoisz. I spoglądasz w znajome oczy. Wizja się jednak rozmywa. To nie zatrucie, to nie ułuda, to fakt. Rzeczywistość, do której cię wetknięto, chociaż chciało się zostać daleko, daleko w tyle, gdzie wszystko wydawało się łatwiejsze. Ta wizja rozmywała się, bo oczy nabiegały łzami. Wielkimi jak groch łzami, które popłynęły po jego twarzy pchnięte obezwładniającą falą goryczy. Laurent aż zachłysnął się powietrzem, a dłonie, które przed momentem trzymały pozytywkę, powędrowały do jego twarzy. Do ust, jakby chciał za nimi zakryć szloch i łapczywe, nierówne nabranie powietrza. Nie zagłuszyły tego szlochu. Szkatułka uderzyła o ziemię, a wzrok Laurenta odruchowo został na nią przeniesiony. Już nie grała, a śliczne złoto nadal skrzyło w pojedynczych promieniach słońca przeciekających przez zieloną koronę drzew.

Powierzchownie nic się jej nie stało.

Laurent wziął głębszy oddech i odwrócił się półprofilem do Olivii - nie wypadało zupełnie plecami, ale wcale nie chciał tak teraz stać przed nią w stanie roztrzęsionym. Uspokój się. Nie chciał wybuchnąć płaczem, nie chciał zanieść się tym szlochem, nie chciał stracić kontrolę nad sobą samym. Zrobiło się duszno, gorąco, policzki mu poczerwieniały z wysiłku, jakim było wstrzymywanie łez, które ocierał wyciągniętą chustką z kieszeni. Choć bardziej przykładał chustkę do powiek i pozwalał, żeby wyłapała każdą z łez, zanim się dobrze pojawi na jego policzkach.

- Uff... przepraszam... - Odetchnął znów głęboko i przycisnął pięść, w której zmiął mokrą chustkę, do piersi, żeby spojrzeć w górę, pomrugać intensywniej powiekami. Ściągnąć z nich więcej słonej, świętej wody, ściągnąć ze swoich ramion to rozkołatanie, a z ciała wyjąć ciężar. - Przypomniało mi się coś... bardzo pięknego. - Kiedy myślał o tym, żeby to bardziej opisać to nie potrafił. Bo znów wzbierała w nim ta sama fala goryczy i niemocy. Nie chciał wybuchnąć płaczem, dopiero co ledwo go powstrzymał. Przecież za dużo płakał ogółem - o wiele za dużo. Strzepnął chusteczkę i jeszcze ostatni raz przetarł powieki, obracając się w końcu przodem do Olivii. - Już mi lepiej. - Zapewnił z uśmiechem.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Córka koleżanki twojej starej
Powinni wynaleźć kamizelki ochronne na duszę, nie tylko na ciało.
Rude proste włosy, obcięte za ramiona, rozwiane. Piegowaty nos. Niebieskie oczy. Drobna, raczej szczupła, wiecznie roześmiana, rozgadana. Niska, mierząca zaledwie 160 cm wzrostu.

Olivia Quirke
#12
03.04.2024, 18:56  ✶  
Olivia zamrugała. Raz, drugi, trzeci. Ta ułuda, te wspomnienia, mgliste fragmenty przeszłości rozwiały się jak dym, gdy tylko pozytywka gruchnęła głucho o ziemię. A przecież wcale nie wydała głośnego odgłosu, jeno stłumione pac, które jednak wystarczyło do tego, by z kolejnym mrugnięciem odegnać wspomnienia. Niby piękne, ale jednocześnie przerażające i bolesne, z nastoletnich czasów, gdy tak bardzo się bała, a jednocześnie czuła się tak bardzo otoczona ludźmi i przez nich wspierana. Ambiwalentne uczucia targnęły jej sercem po raz ostatni, bo przecież nic takiego się nie stało, prawda? Przeżyła to, trafiła z Leonem do właściwego, wspólnego domu, przeżyła cały Hogwart, stawiła czoła przeciwnościom losu i przebrnęła przez całą naukę lepiej, niż zakładała. A teraz miała przed oczami Laurenta, który najwyraźniej tak jak ona, powrócił do przeszłości. Z tym, że wyglądało na to, że była bardzo bolesna.

Nie chciała go po raz kolejny stawiać w sytuacji, w której będzie zawstydzony. I chociaż jej pierwszym odruchem było rozłożenie ramion i zamknięcie jego sylwetki w mocnym, kojącym uścisku, tak zawahała się. Ale tylko przez chwilę - na tyle długą, żeby dać Prewettowi czas na to, by odgonił łzy, by słona woda wsiąkła w chusteczkę, a jego ramiona przestały drgać w tłumionym szlochu. I dopiero gdy powiedział, że było mu już lepiej, zrobiła dwa kroki w przód, wymijając leżącą na ziemi pozytywkę. Otoczyła go ramionami i przytuliła mocno, delikatnie do siebie. A raczej pozwoliła, by to ona wtuliła się w niego - nie była na tyle wysoka, by mógł się skryć w jej ramionach, lecz była na tyle ciepła, by dodać mu tym gestem chociaż odrobinę otuchy.
- Może mi kiedyś o tym opowiesz - powiedziała z uśmiechem, chociaż wiedziała, że to nigdy nie nastąpi. Wzmocniła uścisk, a jej dłoń ostrożnie powędrowała w górę i w dół jego pleców w uspokajającym geście. - Przynajmniej wiemy, że ta pozytywka jest magiczna. Bo jakie są szanse na to, że tobie "nagle" przypomniało się coś pięknego, a ja jeszcze kilka sekund temu stałam na schodach w Hogwarcie i czekałam na ceremonię przydziału?
Olivia zadarła głowę i uśmiechnęła się szeroko. Być może to nie były piękne słowa, być może nie ciągnęła Laurenta za język, by już teraz w tej chwili podzielił się z nią wspomnieniami i wyjaśnił, dlaczego po jego policzkach chwilę temu płynęły łzy, ale były szczere, proste i sprowadzające ich oboje do rzeczywistości. Stali tutaj, przy sobie, w roku 72, a nie wiele lat temu, gdy byli dużo młodsi. I tego należało się trzymać - teraźniejszości.
- Powinniśmy ją zostawić niedaleko, ale nie tak na widoku - powiedziała, odsuwając się nieznacznie. Pozytywka nie była niebezpieczna, ale nie należała do nich. Należała do jakiegoś czarodzieja lub czarownicy, więc nie mogli jej zabrać. Nie mogli jej też odłożyć na kamień, bo przecież kto inny mógł ją znaleźć. Może nie mugol, ale ktoś, kto... Być może nie miał tak pięknych wspomnień, jak oni.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#13
05.04.2024, 09:58  ✶  

To nie przeszłość była bolesna. To myśl o tym, że nie możesz do tej przeszłości wrócić czasami podcinała nam skrzydła i sprawiała, że człowiek załamywał się w punkcie, w którym stał.

Piękno wspomnień potrafiło wbijać się pod skórę zadrami. Jak róża o delikatnych płatkach, które tak czarują, więc nieopatrznie zaciskasz dłoń na jej łodydze. I mimo wszystko każdy romantyk masochistycznie pragnął zaciskać na tej łodydze palce, choć nawet niekoniecznie chciał ją zerwać dla siebie. Wystarczyła jej bliskość, je woń, to, że pozostawiali na niej swój ślad i ten kontakt nie przejdzie w zapomnienie. Może im mocniej dłoń zacisną tym bardziej wedrą się w pamięć tej róży? Nie odejdą wtedy nigdy, będą żyli wiecznie?

Był jej bardzo wdzięczny, że dała mu tę chwilę, której potrzebował. Chwilę na to, żeby ochłonąć, żeby zebrać się do jednej całości i pokazać już w spokojniejszej formie. I dopiero potem dostać uścisk - to jak dostać muśnięcie tego kochanka i być różą, która chce dla siebie chociaż jedną kropelkę krwi. Objął ją ramionami i przymknął oczy, głaszcząc ją delikatnie po plecach, jakby to ona potrzebowała pocieszenia. Potrzebowała. Potrzebowali teraz siebie wzajem, żeby być oparciem, żeby być przypomnieniem, że nie ważne, co działo się wiele lat temu - dzisiaj mieli rok 1972 i byli tutaj razem. Nie w małym pokoju na poddaszu, nie na schodach Hogwartu. Tutaj, w słonecznym Londynie, z końmi, które zaczęły skubać trawę, chociaż zdecydowanie nie powinny tego robić podczas przejażdżki. Chwilowo ta dwójka miała inne zmartwienia i inne myśli w swojej głowie.

- Cofnęłaś się do lat szkolnych? - Uśmiechnął się smętnie, chociaż wcale nie chciał, żeby tak ten uśmiech wypadł. - Było chociaż coś dobrego w tym wspomnieniu? - Coś miłego w oczekiwaniu, chociaż sam nie wspominał Hogwartu dobrze, a tym bardziej cofanie się do pierwszego dnia, kiedy miałeś zostać przydzielony do domu i zastanawiałeś się, czy to będzie dobry wybór Tiary, czy wrzuci wróbla między wrony. Z perspektywy czasu miał poczucie, że wolałby iść do jakiegokolwiek innego domu niż do Slytherinu. Ucałował czubek jej głowy. Każdy przecież potrzebował dotyku, czułości, to było ludzkie. Ta potrzeba tkwiła w nas, mogła być tylko negowana i odpychana. Jedni potrzebowali kontaktu więcej niż inni, ale Laurent... Laurent potrzebował go dużo. Bardzo dużo. Dopiero kiedy byłeś ciało przy ciele miałeś pewność, że jesteś z kimś blisko. Ta osoba była realna i emocje płynące między wami były realne. I wcale nie musiały być zabarwione romantyzmem.

- Nie. - Wyrwało mu się trochę za szybko, trochę za gwałtownie. - Nie. - Poprawił się ciszej i spokojniej, reflektując nad własną reakcją. - Zabiorę ją ze sobą. - Cofnął ręce z pleców Olivii i podszedł do pozytywki, żeby ją podnieść i obejrzeć raz jeszcze. Róża. Krew. Masochizm. Laurent naprawdę chciał wykrwawić się jeszcze trochę dla tego przedmiotu. - Myślałem, że już nie pamiętam twarzy mojej matki. Że nie pamiętam brzmienia jej głosu. Ale ta pozytywka pozwoliła mi sobie przypomnieć. - Jaki to był strach, że pamięć będzie cię zawodzić, wiedział tylko ten, kto zbyt wcześnie stracił kogoś bliskiego. Zamknął pozytywkę i przygarnął do swojej piersi, jakby była skarbem, który trzeba chronić. Nie zamierzał próbować jej nakręcać drugi raz, przynajmniej nie teraz. Ale w tym momencie, gdy spojrzał na zieloną przestrzeń wokół nich, nawet nie potrafił się zmusić do myśli, że powinien ją zostawić, bo przecież ktoś mógłby za nią tęsknić.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Córka koleżanki twojej starej
Powinni wynaleźć kamizelki ochronne na duszę, nie tylko na ciało.
Rude proste włosy, obcięte za ramiona, rozwiane. Piegowaty nos. Niebieskie oczy. Drobna, raczej szczupła, wiecznie roześmiana, rozgadana. Niska, mierząca zaledwie 160 cm wzrostu.

Olivia Quirke
#14
08.04.2024, 11:06  ✶  
Pozwoliła mu na ten uścisk i całusa w czubek głowy. Romantyzm, który był między nimi jeszcze niedawno, rozwiał się jak dym. Została sympatia, masa różnorakich, acz zdecydowanie pozytywnych emocji. I tylko na chwilę coś drgnęło w sercu Olivii. Bo przecież mieli swoją przeszłość, dość burzliwą i emocjonalną. Czy Tristan byłby zadowolony z tego, że była tak blisko z osobą, z którą łączyła ich miłość? Nawet jeśli była to miłość jednostronna. Nie wiedziała, ale domyślała się odpowiedzi. Jednocześnie nie potrafiła zrezygnować z tej przyjaźni, bo w jej głowie tym dla siebie byli: przyjaciółmi. Nie potrafiłaby wymazać przeszłości, na pewno nie bez bólu. Chciała dla Laurenta jak najlepiej, chciała być chociaż małą częścią jego życia, by być obok i w razie potrzeby służyć wsparciem, tak jak teraz.
- Głównie stres, ale też ekscytacja. Pewnie pamiętasz, jak to jest - uśmiechnęła się lekko, pozwalając mu wysmyknąć się z jej objęć. Nie chciała wchodzić w szczegóły tego wspomnienia, bo z każdą kolejną sekundą ono blakło. Nie była też pewna, czy dobrze je odebrała. Może było przesadzone? A może patrzyła na nie teraz z perspektywy czasu inaczej? Chociaż wydawało jej się, że na moment znowu stała się dzieckiem, to jednak jakaś nutka realizmu wciąż w niej tkwiła. - Ale dobrze je wspominam, w sumie to mnie ukształtowało.
Odezwała się znowu, patrząc jak Laurent zamyka pozytywkę i tuli ją do siebie. Zmarszczyła brwi w wyrazie zaskoczenia, pomieszanego z niedowierzaniem. Nigdy nie posądzałaby Prewetta o taką gwałtowność - w jej oczach był jak delikatny kwiat o białych płatkach. Może jak lilia, która unosiła się na wielkim, zielonym liściu na tafli jeziora. Spokojnie i swobodnie, w teorii płynęła z prądem, ale w praktyce była mocno przytwierdzona do dna. Mogła wędrować wokół własnej osi, pływać dookoła lecz tylko po wyznaczonym torze. Nie było tam miejsca na gwałtowne reakcje.
- Ktoś może jej szukać - powiedziała po raz kolejny. Miała łagodny ton głosu, być może trochę współczujący. - Nie jestem pewna, czy to jest dobry pomysł, Laurencie.
Podeszła ostrożnie do mężczyzny i położyła dłoń na jego dłoni. Wzrok miała poważny, tak jak prawie nigdy. Z reguły była wesoła, być może nieco bezczelna. Tym razem jednak widać było na jej twarzy troskę i powagę, która pojawiała się naprawdę rzadko.
- Zbyt częste zaglądanie do przeszłości może sprawić, że się w niej zatracisz i zapomnisz o teraźniejszości - powiedziała cicho. Jakieś tony smutku wybrzmiały w jej głosie. Sama doskonale wiedziała, jak to jest - nie móc oderwać tego sznura, który trzymał duszę i umysł w tym, co było kiedyś. Trzeba było nie tylko ogromu siły, ale i czasu, żeby w końcu go przeciąć lub zerwać. Jej się to nie do końca udało, ale była na dobrej drodze. Nie chciała, by Laurent przechodził przez to, co ona. - Naprawdę uważam, że powinniśmy ją zostawić.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#15
10.04.2024, 15:34  ✶  

Osoba, z którą spotykała się Olivia... nie, jakakolwiek osoba, która chciałaby dobrze dla swojej miłości i jednocześnie ta miłość byłaby zdrowa, nie chciałaby widzieć drugiej połówki tulącej się do "byłego". Nigdy nie byli z Olivią razem, nigdy nie mieli związku, ale to, co między nimi było, było inteensywne. Laurent nie mógłby powiedzieć, że niczego do niej nie czuł, że to był tylko seks, bo "tylko seks" mógł uskutecznić z... niemal każdym. Tak, był taki arogancki i taki pyszny pod tym względem, że rzadko kiedy myślał o kimś jako o osobie "niedostępnej". Zazwyczaj było tylko ważenie, ile energii trzeba, żeby tę osobę pojmać w swój urok. Potem była taka Olivia, która była po prostu wspaniałą osobą. Laurent kochał słoneczniki i były ulubionymi kwiatami w jego ogrodzie - Olivia sama była jak słonecznik. Uśmiechnięta, jaśniejąca, kwitnąca zimą jak i wiosną. Nie dało się być przy niej samotnym, wypełniała ciszę, zasklepiała chociaż na chwilę potrzebę ludzkiej bliskości, którą nie definiowało zbliżenie fizyczne. Teraz, kiedy się przytulili, ta potrzeba już nie znikała. Ona przy nikim chyba nie znikała. Były osoby, które ją wypełniały intensywnością emocji - podpalały lont, który płonął i wypalał się do cna.

- Pierwszy dzień w szkole... Tak, pamiętam, jak to było. - Wielkie oczekiwania, ale i wielki strach. Możesz przeżyć zawód, a może wydarzy się coś okropnego, co cię zdyskwalifikuje na starcie. Czy jedzenie będzie dobre, czy znajdziesz znajomych, czy może zostaniesz zupełnie bez nich. Czy zajęcia będą fajne, a nauczycieli polubisz? Wszystko w oczach dziecka było wielkie, kiedy ty ledwo odrastałeś od ziemi, niezależnie od płci. Zależne mogło być to jedynie do tego, z jakiego domu wyszedłeś. Laurent bardzo wysoko niósł wtedy głowę, bo przecież był jedynym synem Edwarda Prewetta. Wtedy sądził, że to coś znaczyło. Dziś wiedział, że to tylko tarcza przed osobami, które przedwcześnie i nierozważnie chciałyby mu zrobić krzywdę - tylko tyle. Albo aż tyle.

Tak, ktoś mógł jej szukać, a te słowa obudziły w nim w końcu poczucie winy. Nie chciał jej tutaj zostawiać, ale zabierać? Skoro ktoś mógł szukać? Cała kolej argumentów jechała torami, żeby zetrzeć się z blokadą mówiącą, że to nie było moralne - zabierać i przywłaszczać sobie coś, co nie należało do siebie. Przecież gdyby chciał to zapłaciłby za stworzenie takiej, na pewno by się udało... prawda? Albo i nie. Niektóre magiczne przedmioty były prawdziwymi dziełami sztuki i zrobienie ich nie było wcale takie proste. Podpisu rzemieślnika, który to dzieło wykonał, nie było.

- Co jeśli natknie się na to jakiś mugol? - O! Argument przemawiający za tym, żeby jednak ją zabrać. Laurent niemal gorączkowo takich argumentów teraz szukał, wcale nie chcąc się rozstać z tą melodią i tymi wspomnieniami, które zajaśniały w jego głowie. Wsunięta fotografia ze starych zdjęć w całkowicie nową ramkę. Tak, wspomnienia się rozpływały, coraz bardziej byli tu i teraz. Słabo mu się wręcz zrobiło, kiedy Olivia dodała jeszcze o tym, że można się w przeszłości zatracić. Oj tak, można było nawet w niej utonąć, ale przecież dobrze się trzymał czasów teraźniejszych, prawda? Bardzo dobrze się trzymam, nic mi nie będzie. W którymś punkcie powtarzasz sobie mantry, żeby przekonać do nich samego siebie. - Przechowam ją do jutra i oddam do biura brygadzistów, zgoda? - Bo to było cenne i mógł ktoś zgłosić kradzież czy zaginięcie - więc jeśli ktoś mógł ustalić, kto mógł takie cudo zgubić czy stracić to właśnie oni. - Nie chciałabyś jej posłuchać... jeszcze raz? - Stokrotki, lilie wodne, tulipany i przebiśniegi. Biel, czysta, kołysząca się między zielenią albo sunąca po tafli jeziora. Czy może jednak róża? Taka, że łatwo było zapomnieć, że też ma swoje kolce. Sam chciałby się widzieć jako różę, ale wcale się na taką nie czuł. Tylko czasem, z rzadka, kiedy budowało się w nim coś nakazującego stanąć przeciw temu światu.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Córka koleżanki twojej starej
Powinni wynaleźć kamizelki ochronne na duszę, nie tylko na ciało.
Rude proste włosy, obcięte za ramiona, rozwiane. Piegowaty nos. Niebieskie oczy. Drobna, raczej szczupła, wiecznie roześmiana, rozgadana. Niska, mierząca zaledwie 160 cm wzrostu.

Olivia Quirke
#16
11.04.2024, 10:03  ✶  
Olivia zmarszczyła brwi w zastanowieniu. Nie mogła mu odmówić racji - co jeżeli mugol zobaczy pozytywkę i postanowi ją nakręcić? Czy w ogóle by ją dostrzegł? A może by przeszedł obok niej, bo rzucono na nią zaklęcie, które uniemożliwiało dostrzeżenie magii? To chyba było najgorsze - żadne z nich nie miało bladego pojęcia, czym była ta pozytywka i jaki wpływ mogłaby mieć na niemagiczne osoby. Laurent chyba miał rację, chociaż ruda podejrzewała, że za tym altruizmem stał po prostu egoizm. Jego kolejne słowa tylko to potwierdziły. Ale czy mogła Laurenta za to winić? Wyglądało na to, że wspomnienia, które przywołała melodia pozytywki, były naprawdę piękne i niemal zapomniane. Nic dziwnego, że chciał do nich wracać wtedy, gdy miał na to ochotę. Ale...
- To jest dobry plan. To z oddaniem jej. Ale Laurent... Co jeżeli kolejne wspomnienie nie będzie takie miłe? - zapytała, patrząc z powątpiewaniem na piękny przedmiot, który mężczyzna trzymał w rękach. Był piękny niemal tak, jak on sam. I jednocześnie skrywał tak samo wiele tajemnic, jak on sam. Zarówno pozytywka, jak i Laurent, byli wielką niewiadomą, pudełkiem pełnym niespodzianek. Mimo tego, co między nimi zaszło, Olivia wciąż żywiła do niego same pozytywne uczucia. Być może były nawet silniejsze niż wcześniej, bo przecież gdyby wtedy nie wypowiedział tych bolesnych słów, dzisiaj nie znalazłaby się w tym miejscu, w którym była. Poniekąd uważała, że Laurent mocno przyczynił się do jej obecnego szczęścia. Jak mogłaby więc czuć do niego cokolwiek negatywnego? - Wiem, że cię kusi, ale... Ja też odpłynęłam, wiesz? Cofnęło mnie do przeszłości, mojej własnej. Nie będę mogła w żaden sposób zareagować i ci pomóc, jeżeli tym razem kolejne wspomnienie będzie bolesne.
Olivia przestąpiła z nogi na nogę, niepewna tego, czy powinni ponownie nakręcać pozytywkę. Odrobinę ją kusiło, kłamałaby gdyby powiedziała, że nie kusiło. Była z natury ciekawska, wścibska wręcz. I miała naturalny talent do pakowania się w kłopoty nawet wtedy, gdy ich nie szukała. Ale teraz... Teraz naprawdę starała się być dorosła i odpowiedzialna. Ale widać było po jej oczach, że sama była ciekawa, co by się teraz stało. Ach, ten błysk w oku, który Prewett doskonale znał. Wystarczy jeszcze jedno słowo, żeby ją przekonać - znał ją przecież. Widział, jak patrzyła na pozytywkę, jak błyszczały jej ślepia, jak przekrzywia lekko głowę, jak mały piesek, który patrzy na nową zabawkę.
- Ale tylko raz, dobrze? Ostatni.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#17
13.04.2024, 21:11  ✶  

Mogły mu drżeć dłonie i mógł mieć niepewne palce. Kiedy jednak padło pytanie, które poddawało znów w wątpliwość to, że miałby ten skarb zostawić tutaj, już się nie mogły trząść. Zacisnął je mocniej i całkowicie pewnie. Zawsze uważał, że to coś złego - ta walka o kontrolę, którą przenosił z jednego miejsca na drugie. Z pracy do życia codziennego, z życia codziennego do rodziny... łatwo było zupełnie nie zauważyć tego, że Laurent Prewett kochał kontrolę. Łatwo było pominąć, jak zgrabnie dyktował swoje warunki. To wszystko było miękkie, delikatne, obszyte kaszmirową nicią, bo przecież sam miał łagodny charakter. A potem spotykał się z Aydayą i ta łagodność opadała zupełnie. Nie było żadnej ugody. Było wyprowadzenie się z domu i życie na własnych warunkach, bo nie mógł żyć na warunkach swojej rodziny. Wieczne kłótnie z Edwardem, bo on chciał kontrolować jego, a Laurent nie zamierzał dać się kontrolować. Wyzywanie się od dziwek i wbijanie szpil z Aydayą, a potem hodowanie w sobie zazdrości do siostry o to, że ma to, czego on nigdy nie dostanie. Tamto "nie" było tylko rzuconym ziarnem, bo na co dzień po prostu taki nie był. Bo lubił chodzić na ugody, bo chciał, żeby każdy był szczęśliwy, tak jak chciał tego dla Olivii kiedyś, chciał i dziś. Były czasem jednak rzeczy, których chciał bardziej.

- Wtedy może bardziej docenię to, co mam dzisiaj. - Nie, nie było sensu się przerzucać argumentami, bo przecież to było poniżej godności zarówno jego, jak i jej. Nie to, żeby jakąś posiadał. Czasem wątpił, żeby miał jakąkolwiek. Odetchnął. Znalazł spokój w prostej decyzji, której przecież nie musiał w gruncie rzeczy niczym tłumaczyć. Tak, nikt nie zasłużył na to, żeby stracić to cudo. Zatrzymywanie go na zawsze byłoby niesprawiedliwe. Chciałbym się o to nie troszczyć. Ach, no przecież. Olivia sama była była ofiarą takiego "nie". Było o wiele bardziej miękkie, ale była jego ofiarą. I była świadkiem tego, jak lazurowe, ciepłe fale mogą ściemnieć, jakby szykowały się na sztorm i jakie zimne potrafią być fale, kiedy tylko postawić przed nim odpowiednią osobę. Takich osób było naprawdę mało z prostego powodu - Laurent się większości bał. Bo do tych, do których żywił aż tak negatywne uczucia zazwyczaj nie miał dostępu, albo wystarczył ich jeden gest, żeby udowodnić mu, jak beznadziejnie był bezbronny. - Dziękuję, że chcesz mnie chronić. - Wyciągnął dłoń, uśmiechnął się ciepło, ale jej nie dotknął. Przesunął palcami w powietrzu, unikając bezpośredniego kontaktu z jej policzkami i linią szczęki, bo nie wypadało. Już nie. - Przykre wspomnienie z przeszłości nie jest złe, bo pozwala ci docenić, jak wiele masz w teraźniejszości. Pomyślałaś tak o tym? - Naprawdę tak uważał. Owszem, było bolesne, nie do każdego chciałeś wracać - powrót wspomnieniami na Głębokie Ścieżki wcale nie był przyjemny, ale udowodnił mu, że żyje. I że zrobił wiele złych rzeczy, żeby przetrwać i stać teraz tutaj. Ocalał. - Gorsze są te dobre. Pokazują tego, czego już niczym nie zastąpisz i nigdy nie będziesz mieć. - Bo tamte chwile z poddasza już nie wrócą, nie ważne, jak bardzo będzie się starał. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, kiedy zobaczył tę ciekawość. - Ach, oto jest moja Olivka... - Moja ciekawska, zawsze gotowa na przygody przyjaciółka. Przekręcił więc pozytywkę, otwierając ją.


To była zima - miejsce, gdzie zawędrował, pokryte było śniegiem. Brudna uliczka przy boku Pokątnej, gdzie chciał zbierać śnieg, ale tak bardzo się ślizgał, że musiał się podtrzymywać dłońmi. Mur też był zimny. Dopiero dłoń matki była ciepła, kiedy znalazła jego dłoń, żeby poprowadzić go do drzwi prowadzących na klatkę schodową. Weszli do domu, gdzie umęczona kobieta odłożyła przy małym piecyku kosz z drewnem i zaczęła ściągać z jego szyi szalik i czapkę.

- Nie możesz śpiewać innym dzieciom, Laurencie. - Tłumaczyła cierpliwie. Nie miała siły się uśmiechać, albo nie chciała? Wyglądała na bardzo zmartwioną, może złą? Miała brzydki, czerwony policzek. Ślad po uderzeniu dłonią. Wyciągnął więc sam dłonie do jej policzków, przyłożył chłodną dłoń do jej skóry, a potem palcami podciągnął jej usta, żeby się uśmiechnęła. Kobieta na moment zamarła, a potem uśmiechnęła się naprawdę, spoglądając na swojego syna z czułością. - Obiecaj mi, że już nie będziesz.

- Czemu?

- Powinieneś zachować te piosenki dla kogoś wyjątkowego.


Odetchnął. Różnica temperatur we wspomnieniu, tak żywym i realnym, była wręcz porażająca. Aż dziwił się, że nie miał rozgrzanych policzków, tak samo uszczypniętych jak wtedy. Zupełnie tego nie pamiętał. Miał prawdo. Przecież to było tyle tal temu.

- Zobaczyłem coś innego, choć również wspomnienie z bardzo wczesnego dzieciństwa. - Zamknął pozytywkę. Wystarczy. Zdecydowanie wystarczy, to nie mogło być w pełni bezpieczne. - Chyba już dość... jedziemy?



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Córka koleżanki twojej starej
Powinni wynaleźć kamizelki ochronne na duszę, nie tylko na ciało.
Rude proste włosy, obcięte za ramiona, rozwiane. Piegowaty nos. Niebieskie oczy. Drobna, raczej szczupła, wiecznie roześmiana, rozgadana. Niska, mierząca zaledwie 160 cm wzrostu.

Olivia Quirke
#18
16.04.2024, 17:51  ✶  
Olivia nie postrzegała się jako ofiara - już nie. Ciąg wydarzeń, splatany z bolesną przeszłością i radosną teraźniejszością sprawił, że udało jej się przezwyciężyć to wzburzone morze i wystawić głowę ponad fale, by chwycić łapczywie powietrze. Udało jej się nie tylko złapać oddech, ale i tak wygiąć ciało, by utrzymać się na powierzchni, a nawet wykonywać pierwsze nieśmiałe gesty rękami i nogami, by zacząć sunąć do brzegu i pokonywać przeszkody, jakimi były spienione, morskie bałwany. Być może gdyby Laurent spotkał się z nią wcześniej, gdy rany się jeszcze nie zabliźniły, zachowywałaby się inaczej - bardziej płochliwie, bardziej jak ofiara. Ale nie teraz - teraz była silna, udało jej się zerwać ten sznur i w końcu odnaleźć siebie, a przynajmniej tak sądziła. Nie szukała jego dotyku tak, jak kiedyś - gdy palce musnęły powietrze, tylko pokręciła głową z uśmiechem. Wiedziała doskonale, że czułe gesty i w ogóle dotyk były oznaką troski ze strony Laurenta. Ona też porozumiewała się dotykiem, chociaż niektórym pewnie ciężko byłoby w to uwierzyć, bo przecież Olivia Quirke gadała jak najęta. Ale taka była prawda - przytulenie, złapanie za rękę, pocałunek w czubek głowy czy czoło. Jednak nawet ona wiedziała, że pewnych rzeczy po prostu już nie wypada. Poza tym to nie jego dotyku pragnęła - i owszem, była gotowa go złapać, przytulić i zamknąć w objęciach, gdyby tego potrzebował, lecz najwyraźniej sama doskonale znała wyznaczone przez siebie i niego samego granice, skoro nie podeszła bliżej i nie wtuliła policzka w jego dłoń.
- Tak, myślałam o tym w ten sposób. Wszystko jednak zależy od wspomnienia - powiedziała w końcu, przygryzając wnętrze policzka. Laurent miał rację, lecz przecież i ona nie kłamała w swoich domniemaniach. Łatwo było się zatracić w przyjemnej przeszłości, ale równie łatwo było spaść na samo dno dzięki bolesnym wspomnieniom. Ona miała jedno takie jedno, które trzymała ukryte, i za nic nie chciałaby przeżywać tego po raz kolejny. Czy Laurent również miał takie wspomnienia? Olivia uważnie studiowała delikatną twarz mężczyzny. Na pewno miał - musiał mieć. Każdy miał takie wspomnienie, o którym chciał zapomnieć i które potrafiło sprawić, że rany otwierały się na nowo i zaczynały krwawić i ropieć.

Gdy skomentował jej ciekawość, tylko przewróciła oczami, ale uśmiechnęła się. Znał ją dość dobrze - pewnie wiedział, jak wielką bitwę toczyła w głowie. Być albo nie być, zabrać czy zostawić. Ukraść czy zgłosić. Nakręcić pozytywkę czy schować ją przed światem. Wiadomym było, że w przypadku Olivii rozsądek rzadko kiedy bierze górę, więc ruda tylko rozłożyła ręce w geście mówiącym i co się czepiasz?. A potem wbiła wzrok w dłonie Prewetta, sprawnie nakręcające pozytywkę po raz drugi.

Nagle znalazła się w szklarni. Znowu była w Hogwarcie, ale była starsza niż w ostatnim wspomnieniu. Dłonie opatulały skórzane, grube rękawice, a jej ręce poruszały się niemal mechanicznie, gdy rozkopywała ziemię, by następnie ostrożnie przesadzić roślinę do nowej doniczki.

Nagle donica pękła, a kolejny kamień zatrzymał się tuż przed jej twarzą. Olivia odskoczyła, niemal się wywracając. Gdyby nie dużo młodszy od niej ślizgon, zapewne dostałaby kamieniem w głowę. Powiedział coś do niej, a ona mu odpowiedziała. Czuła ten niepokój podczas rozmowy, czuła oblepiający wzrok i widziała kpiący uśmiech. Nie była w stanie sobie jednak przypomnieć tego, o czym rozmawiali. Coś o przyjęciu i quidditchu. A potem słyszała tylko jedno. Szlama. Szlama, szlama, szlama. Czuła złość i to nie dlatego, że była czystej krwi. Czuła złość, bo te słowa były obraźliwe dla osób, które kochała całym sercem. Wtedy i teraz. Czuła, jak gniew i nienawiść rozsadzają ją od środka, a palce mimowolnie wędrują do kieszeni szaty po różdżkę, ale młody ślizgon zniknął.

Zniknął tak samo, jak szklarnia i donica, jak zielarski stół.


Olivia zamrugała, wciąż czując ogromną złość i jeszcze większy dyskomfort. Mimowolnie wykrzywiła twarz w brzydkim grymasie - i nawet odwróciła od Laurenta głowę, żeby tego nie dostrzegł, ale chyba zrobiła to zbyt późno.
- Mówiłam - powiedziała tylko, sięgając po kolejnego papierosa. Miała ograniczać, ale wyglądała tak, jakby zobaczyła ducha. Odrobinę też trzęsły się jej ręce. - Zapalę i możemy jechać dalej. Chyba że chcesz wracać?
Nie miała zamiaru dzielić się z Laurentem tym wspomnieniem. Bo co by to dało? "Kiedyś ktoś błędnie nazwał mnie szlamą, a ja nie lubię gdy ktoś segreguje ludzi ze względu na krew, rasę, wygląd czy cokolwiek innego"? Przecież mógł się domyślić, że z tej całej zgrai czystokrwistych Olivii było bliżej do Longbottomów niż kogokolwiek innego, jeżeli chodzi o poglądy. To było oczywiste - była zbyt dobra i zbyt naiwna, by było inaczej. W jej sercu nie było miejsca na nienawiść tego typu.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#19
17.04.2024, 16:19  ✶  

Brudne, złe, przykre chwile potrafiły mieszać się ze wszystkim, co najlepsze. Po takich chwilach, kiedy łapało cię już znużenie, rozczarowanie, usłyszenie "a nie mówiłam" było ostatnim, co chciało się słyszeć. Głównie dlatego, że przecież to była prawda. Tak, było mówione, tak, powinieneś wiedzieć lepiej, tak - z magią nie było zabaw, tym bardziej kiedy dotyczyła ona przedmiotów, których pochodzenie było niepewne. Bo skąd właściwie wzięła się pozytywka mogli tu gdybać i przypuszczać. Teraz była w ich rękach - bardzo dosłownie w rękach Laurenta, ale nie on jeden podejmował samotne decyzje apropo jej użytkowania... prawda? Gdyby Olivia nie chciała nie nakręciłby jej. Ciekawość zabiła kota, ciekawość była też bolączką Olivii Quirke. Palenie papierosów w takich chwili wydawało się być wręcz zadziwiająco na miejscu. Jeśli to nie jest prawdziwe? Czy to aby na pewno były wspomnienia? A może to tylko jakaś wizja wyjęta z głowy, pokazywanie tego, czego byś chciał, albo w przeciwieństwie - czego właśnie byś nie chciał. Tworzenie skrajnie różnych poziomów dzieciństwa bazując na wspomnieniach, jakie masz.

Nie był zły, nie był zawiedziony ani rozczarowany. Przykro mu się zrobiło widząc reakcję Olivii i nie zamierzał nawet pytać. Zamknął pozytywkę. Ostatni raz i ten ostatni raz był błędem. Schował ją do torby przy klapie siodła i chciał ją przytulić ten ostatni raz, zanim wsiądą na konie, ale z papierosem to nie był dobry pomysł. Olivia chyba sama potrzebowała teraz chwili dla siebie - potrzebował i on. W ciszy nie było niczego złego, tak samo jak w zatrzymaniu chwili, nawet jeśli nie była ona najłatwiejsza. Z Quirke mógł te chwile zatrzymywać. To naprawdę nie był problem. Problem, problem, problem... piętrzące się stosy na naszym chodniku, który sami sobie brukowaliśmy. Jedni robili pedantycznie prostą kostkę, inni wykładali ją paroma kamykami i udawali, że to kogokolwiek w pełni zadowoli. Ci ostatni brukowali ją dla siebie, bo przecież nie miało znaczenia, jak na ciebie spojrzą i czego będą od ciebie wymagali. Ważne, żeby tobie wygodnie się po tej drodze wędrowało. Olivia należała do takich osób, z którymi (i przy których) problemy się rozwiązywało, a nie spisywało na stałe i wylewało nad nimi słone łzy. Na pewno on sam poczuwał się do roli takiej osoby. Nie mógł sprawić jej zawodu - nie mógł też sprawić zawodu samemu sobie.

- Przejażdżka dobrze nam zrobi, nie sądzisz? - Uśmiechnął się do niej ciepło i przesunął palcami po jej włosach w czułym geście, zanim zaproponował jej pomoc w dosiadania konia. Sam wskoczył na swojego. - Trochę powietrza na twarzy potrafi porwać ze sobą wiele smutków. - I zostawić za sobą wiele problemów. Więc rozwiążmy je czasami właśnie tak - gonitwą na końskim grzbiecie, czystym pędem, satysfakcją, że możemy zrobić to razem i żaden z demonów nie wplącze się w nasze włosy.


Koniec sesji


○ • ○
his voice could calm the oceans.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Laurent Prewett (6185), Olivia Quirke (5023)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa