Gerry nie miała problemu ze stawianiem granic. Była otwarta, na tyle, na ile chciała, nie miała zamiaru dzielić się z praktycznie obcym dla niej Peregrinusem szczegółami o których wiedzieli nieliczni. Zresztą gdyby spróbował spytać o to Millie, to pewnie też niczego by się nie dowiedział, bo Geraldine nawet jej o tym nie wspominała. Zważając na to, w jakim stanie przyjaciółka znajdowała się po Beltane wolała jej oszczędzić swoich problemów. Mało komu opowiadała o tym, co ją męczyło. Wolała pozostać z tym wszystkim sama, niżeli zawracać głowę swoim najbliższym, i tak musiała się przełamać i poprosić kilka osób o pomoc, co mocno uderzyło w jej dumę. Nie znosiła tego robić.
- Myślę, że obejdzie się bez tego. - Nie chciała, żeby jej wróżył. Wolała żyć w niewiedzy, szczególnie, że zaczynała wierzyć w te umiejętności wróżbitów, które jeszcze niedawno wydawały jej się być zupełnie bezsensowne. Zdecydowanie łatwiej jej się żyło nie mając świadomości, jak może wyglądać jej przyszłość. Tak było prościej, nie musiała zastanawiać się nad tym, czy wróżby mają sens, i czy w ogóle jest się czefgo brać. Po tym, co powiedziała jej Florence i tak nie sypiała najlepiej, wolała sobie oszczędzić kolejnych rewelacji.
- Przykro mi, że nie byłam w stanie ci pomóc, znaczy nie do końca tak, jak tego oczekiwałeś. - Rzuciła jeszcze nim się podniosła. - Mam nadzieję, że niedługo już ta sprawa całkowicie się wyjaśni i obiecuję ci, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby Thoran nigdy więcej się wam nie naprzykrzał. - Dodała jeszcze nim odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku drzwi. Nie było sensu, aby dłużej tu siedziała. Wiedziała mniej więcej, co się wydarzyło i to jej wystarczało, przynajmniej w tej chwili.