21.07.2024, 01:56 ✶
- Naprawdę? Musisz pytać? Anthony z Biorgiani zdaje się nie spuszczać oczu nie ze mnie, a z Ciebie, moja droga. Najwyraźniej wpadłaś mu w oko i teraz zastanawia się, czemu miejsce jego przyjaciela zostało oddane Tobie. Chętnie bym się z nim zamienił, żeby mógł poczynić awanse, bo definitywnie na tym mu właśnie zależy - skrzywił się, nawet nie zamierzając odnosić się do Ludovici, czy chociażby na nią patrzeć, bo czego nie widział to nie mogło mu zaszkodzić. Może jego ignorancja do do jej osoby będzie właściwym posunięciem i rozzłoszczona panna jednak nie obleje go dzisiaj winem.
Te wszystkie gry, odstawiane przez możnych na dworach, zawsze go męczyły. Może dlatego właśnie interesowały go tak bardzo te sztućce, wciskając się do głowy jakby specjalnie, jako najprostszy detal na którym można było się skoncentrować.
- Wężowy Pan - powtórzył za nią, trochę kwaśnym tonem. - Myślisz, że królowa wydałaby swoją drogą córkę za kogoś, kto faktycznie ma z nim jakieś powiązania? - to miano zawsze brzmiało dla niego trochę jak żart. Czarnoksiężnik wybrał sobie przezwisko, jakby był co najwyżej niezdrowym pasjonatem węży, a nie szukającym sławy, chwały i szacunku mężczyzną. Ale pogoń za majątkiem panicza Malfoya, Atreus już bardzo dobrze był w stanie zrozumieć. Taki kasztelan musiał mieć co jeść, podobnie jak cała zgraja służby napędzająca ten zamek. Coś musiało też karmić żołnierzy, zapewniać im bronie, zbroje, konie... - Jabłka wydają się małą ceną za wszystko, co twoja królowa będzie mogła kupić za jego złoto - podsumował, może odrobinę bezdusznie i pusto, bo hodowane w tych sadach owoce były jednym z największych skarbów królestwa i pilnie strzeżone. Podobno przepełnione magiczną mocą, były w stanie zachowywać ciała tych, którzy je spożywali, w jak najlepszej formie. Podobno, bo Atreus nigdy nie zgłębiał ich tajemnicy. Nie walczył przecież z magicznymi jabłonkami, a z potworami.
- Mam dwoje oczu, Bren. Całkiem sprawnych i potrafię ich używać - podsumował, nieco burkliwie, bo wyczuwał w jej słowach jakąś podprogową wiadomość, że akurat jej serca nie był w stanie przejrzeć. Może było w tym prawdy. Sporo prawdy. - Przeznaczenie, które mnie tu przyprowadziło, ma niewiele wspólnego z ratowaniem królewny przed wolą królowej. Więcej, zmusza mnie do podporządkowania się tym planom. Dobrze wiesz, jak nienawidzę sprzeciwiać się losowi - uśmiechnął się do niej krótko. Nie miał zamiaru bezsensownie mieszać się w coś, co było nieuniknione. Jeśli księżniczka Nora nie poślubi Lucjusza, to zaraz znajdzie się ktoś ze skarbcem podobnych rozmiarów, kto zajmie jego miejsce.
Goście pokusili się o pełne aprobaty szepty, kiedy herold zaprezentował im parę, która niedługo miała zawrzeć związek małżeński. Księżniczka, zdaniem Atreusa, wyglądała zwyczajnie żałośnie, przyjmując swój los z pokorą, a Lucjusz wyraźnie pysznił się na swoim miejscu, prostując elegancko i uśmiechając z zadowoleniem. Ale cokolwiek było zaplanowane dalej, zostało przerwane przez chrzęst stali i ciężkie kroki w hali, gdzie zasiadali biesiadnicy. Nadchodząca postać miała na sobie pełną zbroję, której stal komplementowana była trawioną w wosku skórą, zdobioną misternymi motywami roślinnymi. Przybysz pozostawał anonimowy, bo na głowie miał krągły, stylizowany na dzikie zwierzę hełm. Zbliżył się do stołu, stając w bezruchu naprzeciwko królowej.
- Dostojna królowo, szlachetni panowie. Wybaczcie, że zakłócam uroczystą ucztę. Jestem Niedźwiedź z Erlenwaldu. - królowa powitała go krótko. - Pozwólcie pani, że wyłożę swoją sprawę. Lat temu wiele, przyszło mi na znaleźć twego męża w potrzebie, kiedy podczas łowów uległ wypadkowi. Zginąłby niezawodnie, gdyby nie moja pomoc, którą mu okazałem - królowa podziękowała mu za ten szlachetny czyn, wciąż jednak czujna, wyraźnie nie spodziewając się tego gościa. Atreus śledził go uważnym, nagle o wiele bardziej czujnym spojrzeniem, zastanawiając się który nóż był w obiadowym zestawie najbardziej poręczny.
- Twój mąż, królowo, w zamian za pomoc obiecał mi nagrodę. Wtedy, poprosiłem, by król oddał mi to, co w domu zostawił, o czym nie wie i czego się nie spodziewa. I król zaprzysiągł, ze tak się stanie - po sali rozległ się szmer zaniepokojenia, ale dało się w nim wyczuć również nuty zaciekawienia. Dla niektórych to przedstawienie było najlepszym, co mogło się wydarzyć. - Księżniczka Nora, mocą królewskiej przysięgi, od dnia swoich narodzin należy do mnie, a dzisiaj się o nią upominam!
Te wszystkie gry, odstawiane przez możnych na dworach, zawsze go męczyły. Może dlatego właśnie interesowały go tak bardzo te sztućce, wciskając się do głowy jakby specjalnie, jako najprostszy detal na którym można było się skoncentrować.
- Wężowy Pan - powtórzył za nią, trochę kwaśnym tonem. - Myślisz, że królowa wydałaby swoją drogą córkę za kogoś, kto faktycznie ma z nim jakieś powiązania? - to miano zawsze brzmiało dla niego trochę jak żart. Czarnoksiężnik wybrał sobie przezwisko, jakby był co najwyżej niezdrowym pasjonatem węży, a nie szukającym sławy, chwały i szacunku mężczyzną. Ale pogoń za majątkiem panicza Malfoya, Atreus już bardzo dobrze był w stanie zrozumieć. Taki kasztelan musiał mieć co jeść, podobnie jak cała zgraja służby napędzająca ten zamek. Coś musiało też karmić żołnierzy, zapewniać im bronie, zbroje, konie... - Jabłka wydają się małą ceną za wszystko, co twoja królowa będzie mogła kupić za jego złoto - podsumował, może odrobinę bezdusznie i pusto, bo hodowane w tych sadach owoce były jednym z największych skarbów królestwa i pilnie strzeżone. Podobno przepełnione magiczną mocą, były w stanie zachowywać ciała tych, którzy je spożywali, w jak najlepszej formie. Podobno, bo Atreus nigdy nie zgłębiał ich tajemnicy. Nie walczył przecież z magicznymi jabłonkami, a z potworami.
- Mam dwoje oczu, Bren. Całkiem sprawnych i potrafię ich używać - podsumował, nieco burkliwie, bo wyczuwał w jej słowach jakąś podprogową wiadomość, że akurat jej serca nie był w stanie przejrzeć. Może było w tym prawdy. Sporo prawdy. - Przeznaczenie, które mnie tu przyprowadziło, ma niewiele wspólnego z ratowaniem królewny przed wolą królowej. Więcej, zmusza mnie do podporządkowania się tym planom. Dobrze wiesz, jak nienawidzę sprzeciwiać się losowi - uśmiechnął się do niej krótko. Nie miał zamiaru bezsensownie mieszać się w coś, co było nieuniknione. Jeśli księżniczka Nora nie poślubi Lucjusza, to zaraz znajdzie się ktoś ze skarbcem podobnych rozmiarów, kto zajmie jego miejsce.
Goście pokusili się o pełne aprobaty szepty, kiedy herold zaprezentował im parę, która niedługo miała zawrzeć związek małżeński. Księżniczka, zdaniem Atreusa, wyglądała zwyczajnie żałośnie, przyjmując swój los z pokorą, a Lucjusz wyraźnie pysznił się na swoim miejscu, prostując elegancko i uśmiechając z zadowoleniem. Ale cokolwiek było zaplanowane dalej, zostało przerwane przez chrzęst stali i ciężkie kroki w hali, gdzie zasiadali biesiadnicy. Nadchodząca postać miała na sobie pełną zbroję, której stal komplementowana była trawioną w wosku skórą, zdobioną misternymi motywami roślinnymi. Przybysz pozostawał anonimowy, bo na głowie miał krągły, stylizowany na dzikie zwierzę hełm. Zbliżył się do stołu, stając w bezruchu naprzeciwko królowej.
- Dostojna królowo, szlachetni panowie. Wybaczcie, że zakłócam uroczystą ucztę. Jestem Niedźwiedź z Erlenwaldu. - królowa powitała go krótko. - Pozwólcie pani, że wyłożę swoją sprawę. Lat temu wiele, przyszło mi na znaleźć twego męża w potrzebie, kiedy podczas łowów uległ wypadkowi. Zginąłby niezawodnie, gdyby nie moja pomoc, którą mu okazałem - królowa podziękowała mu za ten szlachetny czyn, wciąż jednak czujna, wyraźnie nie spodziewając się tego gościa. Atreus śledził go uważnym, nagle o wiele bardziej czujnym spojrzeniem, zastanawiając się który nóż był w obiadowym zestawie najbardziej poręczny.
- Twój mąż, królowo, w zamian za pomoc obiecał mi nagrodę. Wtedy, poprosiłem, by król oddał mi to, co w domu zostawił, o czym nie wie i czego się nie spodziewa. I król zaprzysiągł, ze tak się stanie - po sali rozległ się szmer zaniepokojenia, ale dało się w nim wyczuć również nuty zaciekawienia. Dla niektórych to przedstawienie było najlepszym, co mogło się wydarzyć. - Księżniczka Nora, mocą królewskiej przysięgi, od dnia swoich narodzin należy do mnie, a dzisiaj się o nią upominam!