• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 … 3 4 5 6 7 … 10 Dalej »
[25.08.72, Devon] Sometimes I'm not who you want me to be

[25.08.72, Devon] Sometimes I'm not who you want me to be
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#11
21.07.2024, 01:56  ✶  
- Naprawdę? Musisz pytać? Anthony z Biorgiani zdaje się nie spuszczać oczu nie ze mnie, a z Ciebie, moja droga. Najwyraźniej wpadłaś mu w oko i teraz zastanawia się, czemu miejsce jego przyjaciela zostało oddane Tobie. Chętnie bym się z nim zamienił, żeby mógł poczynić awanse, bo definitywnie na tym mu właśnie zależy - skrzywił się, nawet nie zamierzając odnosić się do Ludovici, czy chociażby na nią patrzeć, bo czego nie widział to nie mogło mu zaszkodzić. Może jego ignorancja do do jej osoby będzie właściwym posunięciem i rozzłoszczona panna jednak nie obleje go dzisiaj winem.

Te wszystkie gry, odstawiane przez możnych na dworach, zawsze go męczyły. Może dlatego właśnie interesowały go tak bardzo te sztućce, wciskając się do głowy jakby specjalnie, jako najprostszy detal na którym można było się skoncentrować.
- Wężowy Pan - powtórzył za nią, trochę kwaśnym tonem. - Myślisz, że królowa wydałaby swoją drogą córkę za kogoś, kto faktycznie ma z nim jakieś powiązania? - to miano zawsze brzmiało dla niego trochę jak żart. Czarnoksiężnik wybrał sobie przezwisko, jakby był co najwyżej niezdrowym pasjonatem węży, a nie szukającym sławy, chwały i szacunku mężczyzną. Ale pogoń za majątkiem panicza Malfoya, Atreus już bardzo dobrze był w stanie zrozumieć. Taki kasztelan musiał mieć co jeść, podobnie jak cała zgraja służby napędzająca ten zamek. Coś musiało też karmić żołnierzy, zapewniać im bronie, zbroje, konie... - Jabłka wydają się małą ceną za wszystko, co twoja królowa będzie mogła kupić za jego złoto - podsumował, może odrobinę bezdusznie i pusto, bo hodowane w tych sadach owoce były jednym z największych skarbów królestwa i pilnie strzeżone. Podobno przepełnione magiczną mocą, były w stanie zachowywać ciała tych, którzy je spożywali, w jak najlepszej formie. Podobno, bo Atreus nigdy nie zgłębiał ich tajemnicy. Nie walczył przecież z magicznymi jabłonkami, a z potworami.

- Mam dwoje oczu, Bren. Całkiem sprawnych i potrafię ich używać - podsumował, nieco burkliwie, bo wyczuwał w jej słowach jakąś podprogową wiadomość, że akurat jej serca nie był w stanie przejrzeć. Może było w tym prawdy. Sporo prawdy. - Przeznaczenie, które mnie tu przyprowadziło, ma niewiele wspólnego z ratowaniem królewny przed wolą królowej. Więcej, zmusza mnie do podporządkowania się tym planom. Dobrze wiesz, jak nienawidzę sprzeciwiać się losowi - uśmiechnął się do niej krótko. Nie miał zamiaru bezsensownie mieszać się w coś, co było nieuniknione. Jeśli księżniczka Nora nie poślubi Lucjusza, to zaraz znajdzie się ktoś ze skarbcem podobnych rozmiarów, kto zajmie jego miejsce.

Goście pokusili się o pełne aprobaty szepty, kiedy herold zaprezentował im parę, która niedługo miała zawrzeć związek małżeński. Księżniczka, zdaniem Atreusa, wyglądała zwyczajnie żałośnie, przyjmując swój los z pokorą, a Lucjusz wyraźnie pysznił się na swoim miejscu, prostując elegancko i uśmiechając z zadowoleniem. Ale cokolwiek było zaplanowane dalej, zostało przerwane przez chrzęst stali i ciężkie kroki w hali, gdzie zasiadali biesiadnicy. Nadchodząca postać miała na sobie pełną zbroję, której stal komplementowana była trawioną w wosku skórą, zdobioną misternymi motywami roślinnymi. Przybysz pozostawał anonimowy, bo na głowie miał krągły, stylizowany na dzikie zwierzę hełm. Zbliżył się do stołu, stając w bezruchu naprzeciwko królowej.
- Dostojna królowo, szlachetni panowie. Wybaczcie, że zakłócam uroczystą ucztę. Jestem Niedźwiedź z Erlenwaldu. - królowa powitała go krótko. - Pozwólcie pani, że wyłożę swoją sprawę. Lat temu wiele, przyszło mi na znaleźć twego męża w potrzebie, kiedy podczas łowów uległ wypadkowi. Zginąłby niezawodnie, gdyby nie moja pomoc, którą mu okazałem - królowa podziękowała mu za ten szlachetny czyn, wciąż jednak czujna, wyraźnie nie spodziewając się tego gościa. Atreus śledził go uważnym, nagle o wiele bardziej czujnym spojrzeniem, zastanawiając się który nóż był w obiadowym zestawie najbardziej poręczny.
- Twój mąż, królowo, w zamian za pomoc obiecał mi nagrodę. Wtedy, poprosiłem, by król oddał mi to, co w domu zostawił, o czym nie wie i czego się nie spodziewa. I król zaprzysiągł, ze tak się stanie - po sali rozległ się szmer zaniepokojenia, ale dało się w nim wyczuć również nuty zaciekawienia. Dla niektórych to przedstawienie było najlepszym, co mogło się wydarzyć. - Księżniczka Nora, mocą królewskiej przysięgi, od dnia swoich narodzin należy do mnie, a dzisiaj się o nią upominam!


Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#12
21.07.2024, 16:19  ✶  
– Powiedziałabym, że mordował wzrokiem ciebie – stwierdziła, dość obojętnie, nie odwracając spojrzenia ku dziedzicowi Borgiani, może dlatego, że nie chciała, by się domyślił, że o nim rozmawiają. – Nie martw się o niego, potem będzie miał dość czasu, jeśli faktycznie chciałby ze mną rozmawiać, nie musisz porzucać szacownego kasztelana, by ustąpić chłopakowi miejsca – skwitowała, zbywając to machnięciem ręki. Jakby nie miało znaczenia.
Może faktycznie nie miało. Nie na dzisiejszej uczcie przynajmniej.
Gry.
Nie umiała nawet powiedzieć, czy ich nie cierpi, czy za nimi przepada – były czymś, czego po prostu musiała się nauczyć. Jeśli chciała przetrwać i, przede wszystkim, jeśli chciała, by bezpieczni byli jej bliscy. By z pleców Pięknego Erika, do którego wzdychały wszystkie damy w tym królestwie, gdy on bardzo często ochraniał nocą komnaty lorda Anthony’ego, nie wyrósł nóż. By królewna Nora bezpiecznie kiedyś zasiadła na tronie swojej matki, jako królowa, a nie marionetkowa władczyni, kukiełka w cudzych rękach. Z wielu różnych powodów, z których większość miała konkretne imiona i twarze.
Nie dziwiła się, że Atreus tego wszystkiego tak nie cierpiał.
Uśmiechnęła się tylko, nieco cierpko, na ten komentarz o oczach: jakby oczy wystarczyły, by zobaczyć aurę człowieka, nie mówiąc już o zajrzeniu do serca. Jego też niestety, nigdy do końca nie potrafiła przejrzeć – powiedziałaby, że jest człowiekiem, który zawsze chciał więcej, który chętnie kierował się ambicją i własnymi pragnieniami, ale czasem te zwodziły go na manowce, a czasem sam nie był pewien, czego właściwie pragnie. Ale ile było prawdy w tej diagnozie? Mogła być bezczelna, nawet jak na czarodziejkę, ale nie na tyle, by uzurpować sobie tutaj trafność osądu.
– Myślę, że królowa nie może ignorować swoich doradców, którym bardzo zależy, by władzę wreszcie, jak tradycja nakazuje… przejął mężczyzna – powiedziała, bardzo cicho, przez moment z bardzo kwaśnym wyrazem twarzy, a przecież i to było odpowiedzią dyplomatyczną. Nie uwzględniającą tego, że gadzi słudzy Wężowego Pana mogli pełzać i po tych korytarzach, że niejedna osoba w królestwie została kupiona złotem Malfoyów, a inna zastraszona, i że być może łatwiej było ulec tej presji, skoro i tak królewna musiała wyjść za kogoś za mąż. I skoro ten oblubieniec był przynajmniej bogaty: bogatszy od królowej nawet, i od wszystkich innych kandydatów, którzy mogliby ubiegać się o rękę dziewczyny. – Dobrze, znudziłbyś się siedząc na tronie, gdybyś dostał jej rękę i pół królestwa – skwitowała po prostu. Czyli zaiste: królowa spodziewała się kłopotów i zatrudniła go, by na nie zaradził, jakby w obawie, że jej właśni rycerze mogą nie sprostać wyzwaniu. Nie było to zaskakujące, bo i spodziewała się, że sprowadzały go tu nie żadne przeznaczenie, a pieniądze i własny interes. Nie potępiała tego, zwłaszcza, że nie udawał przynajmniej, że jest inaczej.
Przecież ona też była na tym zamku ze względu na własne interesy, nawet jeżeli te pojmowała we własny sposób.

- Erlenwald - wymamrotał kasztelan u boku Atreusa, na tyle głośno, że ten mógł usłyszeć jego mamrotania. - Herbu głowy niedźwiedzia, otoczonej pnączami, na tle jasnozielonym.
Szepty narastały z każdą chwilą, zarówno z powodu niecodzienności żądania, jak i pochodzenia przybysza. Jak w ich królestwie rozkwitały zaczarowane jabłonie, tak Erlenwald był krainą magicznych lasów i mówiących drzew.
- I ośmielasz się stać tutaj, domagać, bym oddała córkę przybłędzie?!
- Wieczystej przysięgi nie wolno złamać, królowo. Nie zabierze już życia króla, ale jej niedotrzymanie wciąż może sprowadzić nieszczęście na królewnę Norę.
Znów zaszemrało w sali: niejeden zdawał sobie sprawę z powagi wieczystej przysięgi, nawet jeżeli niektórzy wkładali jej magiczną moc pomiędzy bajki.
Brenna słuchała każdego słowa, które padało, ale nie patrzyła na człowieka w zbroi, nie patrzyła nawet na królową. Wodziła wzrokiem po biesiadnikach: szukając w ich twarzach zaskoczenia, ciekawości albo... ich braku. Och, królowa spodziewała się czegoś, bez wątpienia, i oto dlaczego sprowadziła tu Atreusa. Lucjusz? Nie zdawał się ani trochę zaskoczony, podobnie jak Albus i Morpheus. Ten pierwszy zawsze wszystko wiedział, ten drugi, być może, znalazł odpowiedź gdzieś w gwiazdach. On z pewnością wierzył w przeznaczenie.
I Brenna pomyślała, że Niedźwiedź nie przeszedłby bez walki obok wszystkich zamkowych wart: że Alastor musiał go przepuścić.
A Nora wciąż stała z opuszczoną głową, nieruchoma jak posąg. Ani na moment nie podniosła głowy.
- Zdjąć mu ten hełm - rozkazał nagle Lucjusz, i czterech jego rycerzy, siedzących na samych brzegach stołu, poderwano się na polecenie. Niedźwiedź wydał z siebie dźwięk przypominającym warkot: powalił pierwszego napastnika ciosem mocarnej pięści, odepchnął drugiego, tak że poleciał na trzeciego z rycerzy. Czwarty zdołał jednak dopaść przybysza, o chociaż i on nie umknął przed uderzeniem, wcześniej zdarł hełm z głowy mężczyzny, a w sali rozległy się okrzyki przestrachu i zaskoczenia. Bo pod hełmem nie kryło się ludzkie oblicze, a zwierzęca głowa.
- Potwór chce porwać moje dziecko! Zgaście jego życie! Panie z Czwororogu, czyń swoją powinność!



Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#13
21.07.2024, 21:01  ✶  
- Nie ma nic ciekawego w posiadaniu wszystkiego - zgodził się z nią cicho. Los wybrał jego życie za niego, ale nigdy nie miał o to większego żalu, uznając to za dobrą kartę, którą z rozkoszą pokazywał w rozkładach, kiedy grał z innymi w życie. Szybko nauczył się, że wygodne życie nie było dla niego. Spokój i stabilność zdawały się drażnić, uderzając w jakiś niewłaściwy ton, zazwyczaj zwiastujący niebezpieczeństwo. Urodził się po to, żeby walczyć, a wysokie zamkowe mury, połowa królestwa i mdła księżniczka nie spełniały jego potrzeby kuszenia losu.

Z pewną rezerwą przyglądał się scenie, która odgrywała się na sali. Coś wisiało w powietrzu, powoli gęstniejąc. Medalion na jego szyi zadrgał, potwierdzając tylko niepokój, który nowy pan na Czteroragu (Czterogogu? Czterogu?) odczuwał. Nie była to magia siedzącej obok niego czarodziejki, bo przecież znajdowali się na tyle blisko siebie, że z łatwością to w niej znalazłby jej źródło.

Fascynujące to było, jak kasztelan gorliwie wywiązywał się ze swojej roli, w tym momencie za najważniejsze uznając przedstawienie herbu niespodziewanego gościa. Atreus spojrzał na niego, trochę jak na wariata, a potem przemknął spojrzeniem po wszystkich zebranych, na sam koniec zatrzymując spojrzenie na Brennie. Uniósł lekko brwi, znacząco. Przecież musiała czuć to samo co on.

- Zaraza - mruknął, słysząc głos królowej. Bardzo chciał jej pokazać wymownie te wszystkie sztućce, że wciąż się zastanawia który nóż będzie odpowiedni, bo ktoś tutaj nie pozwolił nikomu wnieść broni na salę, ale powstrzymał się w ostatnim momencie, zamiast tego podnosząc z miejsca.

Wziął nóż do masła.

- Królowo, szanowni panowie, nie sądzę by rozlew krwi był tutaj niezbędny - królowa ewidentnie się z nim nie zgadzała, marszcząc teraz brwi gniewnie. - Wszyscy słyszeli jak obecny tu Niedźwiedź powołał się na obietnicę złożoną przez króla. A przysięgi takie, według licznych legend i opowieści, potrafią mieć niezwykłą moc. Myślę, że takie opowieści znane są doskonale zasiadającym tutaj panom. Taka przysięga jest w stanie stworzyć potężną, nierozerwalną więź przeznaczenia pomiędzy żądającym przysięgi a obiektem tejże, dzieckiem-niespodzianką. Ale tego, że królewna jest ci przeznaczona, trzeba będzie dowieść.

Niedźwiedź poruszył się niespokojnie, podobnie z resztą jak goście zasiadający przy stołach. Królowa natomiast, zastygła na swoim miejscu, wciąż miotała w wojownika piorunami z oczu, wyraźnie coraz bardziej rozgniewana.
- Testujesz moją cierpliwość, Atreusie. Daję ci ostatnią szansę, byś zabił tego potwora. Więcej nie powtórzę...

Nawet jeszcze nie zacząłem jej testować, przeszło mu przez myśl, gdy westchnął tylko w odpowiedzi na jej słowa.
- Na ten moment, nie masz do królewny żadnych praw. Strzeże ją odwieczne prawo i zwyczaj, zapewniające by przysięga spełniła się tylko wtedy, gdy potwierdzi je siła przeznaczenia. Zdobędziesz prawo do królewny, gdy ona sama zgodzi się odejść z tobą. Tak stanowi Prawo Niespodzianki. To jej zgoda potwierdzi, że urodziła się w cieniu przeznaczenia. - odwrócił się, już nie spoglądając na Niedźwiedzia, a na królewnę i na nią też wskazując dłonią.


Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#14
21.07.2024, 22:18  ✶  
– Większość ludzi zasiadających na tronie przekonuje się boleśnie, że nie daje on wszystkiego. I jak sądzę, musi być straszliwie niewygodny – stwierdziła w pewnym zamyśleniu. Och, nie chciałaby za nic takiej władzy: nie tyleż ze względu na nudę, podobnie jak on, co odpowiedzialność, tysiąc jeden spraw, o których trzeba myśleć, i że nie wolno ci było popełniać błędów. Z powodu ograniczeń, kiedy Brenna naprawdę lubiła być wolna – i tak pętało ją zbyt wiele łańcuchów.

To nie była łatwa sytuacja. Była cholernie trudna i cholernie łatwo mogła zamienić się w krwawą jatkę, nawet i bez mieczy, bo spora część obecnych tu mężczyzn umiała walczyć na pięści, ona potrafiła czarować, a i skoro ich Niedźwiedź przybył z magicznego lasu, można było założyć, że jest czarnoksiężnikiem. A jednak to, że Atreus wstał trzymając w dłoni nóż do masła, zdało się jej tak absurdalne, że aż przysłoniła usta, bardzo bliska wybuchnięcia absolutnie niestosownym do tej sytuacji śmiechem.
Nie że wątpiła w to, że byłby w stanie kogoś tym nożem zabić. Przeciwnie. Postawiłaby każde pieniądze na to, że dałby sobie radę. Prawdopodobnie nawet z niedźwiedziem.

Zaraz jednak jej dłoń powędrowała w dół, splotła ręce na kolanach. Słuchała nieruchoma, niby posąg, ale w jej postawie czaiła się pewna sztywność, a układ dłoni wcale nie był przypadkowy: palce wyginały się już w gest, i wystarczyło tylko nasycić go mocą. I siedziała teraz zapatrzona w prawdopodobne źródło tych zakłóceń, które wyczuwał Atreus: królewnę. To słodkie dziewczątko, z wiecznie opuszczonymi oczyma, stojące u boku Lucjusza, dziewczątko, którego nikt nie podejrzewałby o nic niewłaściwego, o nic gwałtownego, ani nawet o to, że magii w nim więcej niż do rozpalenia świec w lichtarzu i zobaczenia wizji dnia jutrzejszego w odbiciu w wodzie. Choć słuchała każdego słowa i gdy królowa wspomniała o testowaniu cierpliwości, przeszło jej przez głowę mniej więcej to samo, co jemu.
Władczyni naprawdę nie wiedziała, kogo tutaj sprowadziła i jak bardzo potrafił wystawić cudzą cierpliwość na próbę.
– Odpowiedź jest oczywista – prychnął Lucjusz na przemowę Atreusa: przemowę, którą część gości przyjęła szmerem aprobaty, choć nieśmiałym, bo wszyscy lubili bajania o losie, i niejeden znał moc wieczystej przysięgi, i historie, jak ci, co stanęli jej na drodze, źle skończyli, to i nikt nie chciał narazić się tak jawnie władczyni. – Dziewczyna jest moja.
Wyciągnął ku niej rękę, ale Nora nie ujęła jego dłoni: uniosła wreszcie głowę, spojrzenie wbiła w nowoprzybyłego, w niedźwiedzią, straszliwą głowę, jakby w całej sali widziała tylko jego.
– On jest moim przeznaczeniem – powiedziała, głośno, tak głośno, że ten głos zdawał się odbijać po sali echem, jak wzmocniony magicznym zaklęciem.
– Noro! – zawołała królowa, pochylając się, jakby ta deklaracja córki zbijała ją z nóg.
– Ależ urocze – wysyczał Lucjusz, a potem szarpnął królewnę i przyciągnął ku sobie. W jego dłoni znikąd pojawiło się ostrze: Brenna nie widziała go dobrze z takiej odległości, ale była pewna, że skoro zmaterializowało się z powietrza, rękojeść oplatał wąż, oręż zaklęty przez Wężowego Pana. – Zabić go.
Zapłacę potem za to, pomyślała Brenna, niemalże obojętnie, podrywając się z krzesła i posyłając zaklęciem jednego z rycerzy Malfoya, którzy znów rzucili się ku Niedźwiedziowi, prosto ku oknu – cóż, może nie był to Atreus, ale naprawdę miała ochotę kogoś przez nie dziś wyeksmitować do jeziora.
Medalion wibrował.
Magia narastała: dziwnie potężna jak na to, że na razie nie objawiła się w żaden sposób...



Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#15
22.07.2024, 00:01  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.07.2024, 03:29 przez Atreus Bulstrode.)  
Atreus wykrzywił twarz w brzydkim grymasie, kiedy głos zabrał Lucjusz, wyraźnie przekonany o swojej racji. No i o tym, że był w stanie cokolwiek zdziałać wobec przeznaczenia, którego mechanizm już dawno rozpędził się i teraz parł do przodu nieustępliwie.
- Kto pytał? - warknął wojownik, spoglądając na sługę Wężowego Pana tak, jakby dopiero teraz go zauważył. To zawsze drażniło ludzi, szczególnie tych wysoko urodzonych, kiedy uświadamiali sobie że nawet w takiej chwili kogoś absolutnie nie obchodzili.
- Księżniczka wyraziła się swoje zdanie, panie Malfoy - syknął, prostując się nieco, ale szczerze nie chodziło tutaj o zdanie samej królewny, a zachowanie znajdującego się obok niej szlachcica.

Nawet ktoś taki jak on, które ciało sztucznie zostało doprowadzone do poziomu przewyższające normalne ludzkie odruchy, nie był na tyle szybki żeby zareagować zanim Lucjusz przyciągnął do siebie Norę, przystawiając jej nóż do gardła. Nóż, co warto nadmienić, który nie należał do zestawu wyłożonego przez służbę, co tylko bardziej zirytowało Atreusa.

Jeśli część zebranych tutaj panów wcześniej się wahała, to taki obrót spraw stanowił idealny moment zapalny, by wszystko trafił szlag, a napięcie wybuchło. Do walki rzucili się nie tylko rycerze Malfoya, ale również szlachta, chociaż jej ruchy były o wiele bardziej chaotyczne. Część wykorzystała moment, żeby wymierzyć swoją własną sprawiedliwość odwiecznym wrogom. Mości Louvain właśnie przestawiał Philipowi nos, kiedy Brenna zaklęciem posłała jednego z rycerzy przez okno. Lord Anthony też zareagował, ale nawet jeśli Atreus miał wrażenie że początkowo rzuci się na niego, bo posłał mu groźne spojrzenie, tak zaraz wraził między płyty zbroi ostrze jednemu ze strażników, który próbował zainterweniować w sprawie zaklęć rzucanych przez czarodziejkę.

A mówił jej, że chłop patrzył na nią, nie na niego.

Drzwi do sali otwarły się gwałtownie, kiedy na dziejący się w środku harmider została wezwana dodatkowa straż królowej, halabardami próbując kontrolować dziejącą się dookoła bitkę. Atreus natomiast, wskoczył na stół, wybierając tym samym najkrótszą drogę i przemknął po nim w stronę Niedźwiedzia, atakowanego przez rycerzy z herbem skarpetki na zielonym tle. Zeskoczył z ławy i robiąc efekciarskie salto wylądował za plecami jednego z nich, tnąc nożem do masła w prześwit zbroi pod pachą, albo raczej chamsko wrażając tam ostrze. Mężczyzna wrzasnął i puścił broń, zataczając się ku tyłowi.

Ale w tym wszystkim nie dało nie zauważyć się i nie wyczuć, że powietrze wypełniające halę wciąż gęstniało. Snuło się niczym mgła, miejscami pozostawiając sinawe plamy, których nie dostrzegał nikt inny z zebranych oprócz niego i chyba czarodziejki. Atreus zakręcił mieczem, myląc fintą kolejnego przeciwnika, by końcem ostrza razić go w policzek i tym samym również odstraszając od hardo broniącego się Niedźwiedzia, który opancerzoną pięścią gotów był uderzać tych, którzy odważyli się na niego rzucić.

Na gizarmy jednak, na ilość ich i zasięg, mogli powiedzieć mniej. Kiedy jeden ze strażników zaczepił hakami o zbroję Niedźwiedzia, reszcie poszło już o wiele łatwiej. To samo szło, jeśli chodziło o wrażenie ostrza między płyty przy nadarzającej się okazji. Potwór zawył, sieknięty, a jego ryk zmieszał się z krzykiem księżniczki.

Cokolwiek wcześniej gęstniało w powietrzu, teraz jakby się ścięło gwałtownie, kiedy Nora uderzyła w wysokie tony. Medalion Atreusa już nie drżał, a miotał się na łańcuszku, rwąc pod koszulą. Wojownik zdążył jeszcze paść płasko na ziemię, krzycząc do Brenny żeby zrobiła to samo, a potem magia wybuchła.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#16
22.07.2024, 00:45  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.07.2024, 00:45 przez Brenna Longbottom.)  
Uczty lubiły przeradzać się w chaos, ale trzeba przyznać, że ten, jaki rozpętał się tutaj, zaskakiwał nawet Brennę, a widziała przecież niejedno w swoim długim życiu – nie wspominając o tym, że gościom ledwo zaczęto serwować wina, a jednak zwykle do scen tego typu dochodziło koło północy. Zdołała wprawdzie kolejnym zaklęciem wyszarpnąć sztylet z ręki Lucjusza, mężczyzna wciąż jednak trzymał Norę w ciasnym uścisku, i nie mogła posłać w niego żadnego czaru, by nie zaryzykować trafienia podopiecznej. Chwilę później przyszło jej zresztą wymierzyć kopniak w pewne bardzo strategiczne miejsce kolejnemu panu, co zapragnął ją powstrzymać, może z czystej niechęci, a może z poparcia dla Malfoyów.

Tuż obok Lucjusza tłukły się zapamiętale Avelina i Imogonem, bo jedna potrąciła drugą, gdy podrywały się zza stołu, a pan Augustus, jeden z pomniejszych szlachciców, usiłował je rozdzielić, nie dbając zupełnie o królewnę. Królowa rzuciła się na ratunek córce, na drodze stanął jej jednak brat Lucjusza, a wtedy z kolei tego obalił za pomocą chwyconego ze stołu półmiska Morpheus. Erik poderwał się, ale niepewny był wyraźnie co robić, i pewnie oberwałby jakimś zabłąkanym talerzem, gdyby lord Anthony nie wciągnął go pod stół. Millie, córka Morpheusa, śmiała się szaleńczo, a Jaskier, jakby nigdy nic, zaczął wygrywać jakąś melodię. Bliźnięta Eden i Elliott postanowiły opuścić salę w tym samym momencie i nastąpiła lekka przepychanka, bo wprawdzie ominęli jakimś cudem walczących, może dlatego, że siedzieli blisko wyjścia, ale każde chciało jako pierwsze wyjść przez drzwi.
Kasztelan wpełzł pod stół.
Lady Geraldine biła po równo wszystkich, którzy znaleźli się obok niej, pewnie ot tak, dla czystej uciechy, skoro już wybuchło zamieszanie.
Największa kotłowanina trwała oczywiście tam, gdzie walczyli Niedźwiedź i Atreus, ale Brenna i na nią przestała zwracać uwagę, gdy smugi magii zbierały się coraz bardziej i bardziej.
– Nora, nie! – zawołała, za późno było już jednak: i chyba żaden okrzyk, żadne napomnienie, nie mogłoby powstrzymać królewny. Nie potrzebowała nawet okrzyku Atreusa, rzuciła się w dół, ale i to mogło nie wystarczyć, gdy w powietrzu zaczną latać ciężkie stoły.
– Saaaaaaaaaam!!! – zawyła spadkobeirczyni tronu, i ten krzyk narastał i narastał, jeszcze potężniejszy niż poprzednie słowa, gdy mówiła, że on jest jej przeznaczeniem. Lucjusza Malfoya zmiotło dosłownie, a jego wrzask utonął w magicznie wzmocnionym krzyku królewny. Nikt nie rzucił się na pomoc znamienitemu panu, bo Avelina i Imogen też potoczyły się w róg sali, Augustusa zarzuciło na najbliższą kolumnę, królowa wylądowała na własnym tronie, który pękł z trzaskiem. Fale uderzeniowa przewracała stoły, obalała czcigodnych gości, rzucała nimi o ściany. Niektórzy tracili przytomność od razu, inni chwytali się za uszy, próbowali odpełzać.
Wokół Atreusa roztrącało rycerzy, atakujących wcześniej jego i Niedźwiedzia.
Nic nie tknęło jednak samego przybysza, ku któremu ruszyła Nora, centrum magicznej złocistej mocy.

Tak sobie rzucę, czy i jak mocno mnie zmiecie
Rzut 1d100 - 45




Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#17
22.07.2024, 03:29  ✶  
Najbardziej abstrakcyjna w tym całym tłumie, który wybuchł emocjami, folgując raczej swoim własnym zachciankom niż rozkazom królowej czy Lucjusza, była chyba siostra rycerza Oriona, Florence, która wciąż siedziała na swoim miejscu z wyrazem twarzy pełnym rozczarowania. Przynajmniej kiedy dopadł do niej rycerz Patrick, chwytając ją za dłoń i szepcząc do niej coś gorliwie. Nad gwar, rozlewający się po sali tronowej, wzniósł się w pewnym momencie nieco nerwowy okrzyk jakiegoś mężczyzny, który rozpaczliwie pytał jaka dzisiaj była data. Ze stołu też zleciał w pewnym momencie młody panicz Cameron, który najwyraźniej znalazł się na nim wiedziony jakimś odruchem serca, gotowy zaciekle bronić swojej narzeczonej. Ale ta teraz, stała nad nim, odganiając jakiegoś szlachcica nogą od krzesła.

Ale potem wszystko trafił szlag. Atreusa przeciągnęło po podłodze, chociaż wcześniejsza reakcja uchroniła go chociaż od brutalnego zwalenia z nóg i polecenia na ścianę. Jeden ze stołów zwiało tak, że ustawił się bokiem, tworząc swoistą zaporę przed latającymi bażantami i dzikami. Pan na Czwororogu zobaczył kątem oka, jak w efekcie jeden ze służących, Jim, ledwo co odzyskał stabilność, ukląkł przy ścianie, wznosząc dłonie do modlitwy, jakby ta miała teraz ułaskawić szalejące moce. Louvain i Philip potoczyli się razem, wciąż trzymając za fraki, ale kiedy obok nich wylądował zdmuchnięty ze stołu świecznik, ten pierwszy zaraz za niego złapał, okładając drugiego po głowie. Inna służąca, imieniem Maeve, wciąż jeszcze na brzuchu i pod ścianą, wykorzystywała zaistniałą sytuację, wkładając sobie rozrzucone srebrne sztućce do kieszeni. Zarówno dowódca królewskiej straży, Alastor, jak i jego podwładny Thomas, trzymali się natomiast rozwartych na oścież drzwi do sali, które poddawały się mocy z trzaskiem. Wcześniej stoicka Florence przy fali uderzeniowej została zmieciona pod ścianę, ale zaraz na ratunek przybył jej Patrick, osłaniając własnym ciałem przed chaosem.

Wszystko w ogóle trzaskało, bo cokolwiek kryło się do tej pory w Norze, wydawało się siłą wręcz pierwotną, zdolną przy odrobinie czasu roztrzaskać cały zamek. Atreus miał wrażenie, że kamień składający się na mury i podłogi wibruje niepokojąco, czy drży nawet, jakby zaraz miał się wyrwać z miejsca.
- Nora! - krzyknęła teraz królowa, ale księżniczka nie zwracała na nią uwagi, z oczami utkwionymi w Niedźwiedziu wciąż podążając w jego stronę. Sam atak magii uwolnił go od wcześniej wczepionych w niego ludzi, ale jego też odstawił pod ścianę, gdzie siedział, trzymając się za broczący krwią bok.

Atreus uniósł się na nogi, ledwo bo ledwo i wciąż niemal przy samej ziemi, odpełzając za pobliski stół, bo ostatnie czego teraz chciał, to znaleźć się na drodze dziewczyny. Rozejrzał się, spojrzeniem szukając czarodziejki, a kiedy tylko odnalazł, dopadł do niej, kryjąc się za barykadą z zablokowanych na kolumnie beczek, krzeseł czy innych elementów wystroju hali.
- Nic ci nie jest? - zapytał, łapiąc ją za ręce. Jak zwykle, jego były nienaturalnie wręcz zimne. - Możemy ją... no wiesz? Rozbroić?

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#18
22.07.2024, 16:59  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.07.2024, 17:36 przez Brenna Longbottom.)  
Brenna zdążyła zanurkować na tyle wcześnie, aby nie zmiotło jej i nie cisnęło o ściany, choć podmuch i tak zmierzwił jej włosy i przesunął po podłodze – może i dobrze, bo dzięki temu nie walnęła jej jedna z części przewracającego się stołu. Zdążyła jeszcze zobaczyć z poziomu podłogi, że akurat ten moment lord Anthony wybrał sobie na obcałowywanie pod stołem jej brata, zapewne w przekonaniu, że obaj zaraz zginą – ale nawet na tę scenę czarodziejka nie zwróciła wielkiej uwagi, zbyt skupiona na tym, aby najpierw nie dać się wymieść, a potem na wirze, narastającym wokół Nory i jej ukochanego.
Oboje unieśli się w powietrze, a trąba powietrzna, błyskająca błękitem, wprawiała już w ruch powietrze w całej sali. Fruwały półmiski i sztućce – Maeve zdołała złapać jeden w locie, zanim poczołgała się ku kolumnie, by opleść ją obiema rękami, fruwały potrawy, waza z misą omal nie trafiła szlachcica Vakela, który kulił się w jednym z kątów, mamrocąc coś o tym, że powinien był to przewidzieć. Specjalista od duchów i egzorcyzmów Sebastian, rzucony w ich stronę, przeczołgał się obok Brenny i Atreusa, najwyraźniej zdecydowany szukać kryjówki gdziekolwiek, byle nie obok nich, krzycząc coś o tym, że to na pewno jej wina, ale jego głos zaraz utonął w wyciu wiatru. Jakiś zabłąkany kurczak, co wiatr go poderwał z jednego z talerzy, walnął go w bok.
– Nie da się jej powstrzymać! Dziewczyna jest źródłem! A mówiłam, że trzeba poczekać z cholernymi ślubami, aż nauczy się to kontrolować! I nawet nie próbuj jej zabić, czysta moc rozerwie cię na strzępy! – zawołała, chcąc przekrzyczeć świst rozszalałego żywiołu, odruchowo mocniej zaciskając palce na jego ręce.
Oczywiście, gdyby jednak czysta moc nie rozerwała go na strzępy, bardzo prawdopodobne, że zrobiłaby to królowa. Tymczasem jednak Brenna odwróciła się i wolną dłonią posłała magiczną energię prosto ku ścianie, za plecami królowej, zawalając jej część. Wiatr wprawdzie porwał niemal natychmiast kamienie, pył rozszedł się po sali, ale przynajmniej powstała droga ucieczki, do której mogli spróbować doczołgać się goście, mający szczęście znaleźć się dostatecznie blisko. Przede wszystkim królowa i osłaniający ją wciąż Albus.
Chociaż Brenna wcale nie była pewna, czy to cokolwiek da. Obawiała się, że to, co narasta w tym wirze zaraz pęknie i wtedy cały zamek zacznie się walić, a ona wprawdzie mogła dokonać pięknej teleportacji nad pobliskie jezioro, mogła jednak wyrzucić w ten sposób trzy, może cztery osoby.
– Cala! Na litość pani księżyca, DAJ IM SWOJĄ ZGODĘ! – wrzasnęła, kiedy nad ich głowami przefrunęło krzesło. Z wciąż uczepioną go kurczowo jakąś drobną dziewczyną.
– Daję ci ją!!! – zawołała królowa, którą z resztek tronu właśnie usiłowali uwolnić Morpheus i Albus. – Jest twoja! Jest twój!
I fala magicznej energii rozeszła się znów po pomieszczeniu, tym razem jednak nie była niszcząca.
Moc królewny zaczęła opadać.



Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#19
22.07.2024, 22:27  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.07.2024, 22:27 przez Atreus Bulstrode.)  
- Przecież jej nie zabiję - syknął oburzony tymi obrzydliwymi oszczerstwami. - Tylko tak wiesz... zgasiłbym jej światło. Niepermanentnie - zmarszczył brwi, niby to naburmuszony. Jego pracą było zabijanie potworów, ale rozszalała królewna nie wpisywała się w te kategorie. Nawet jeśli zamek dygotał właśnie w posadach od uderzeń mocy, która od niej emanowała. Nawet jeśli razem z pieczonymi kurczakami latały tutaj sztućce, gotowe wbić się jakiemuś szlachcicowi w oko. Albo gorzej.
Chciał jej trochę jeszcze przygadać, ze najwyraźniej świetna z niej nauczycielka, skoro jej podopieczna świetnie radzi sobie w zaistniałej sytuacji i ewidentnie na chłodno podejmuje kolejne decyzje, dysponując taką mocą, ale darował sobie chyba spodziewając się, że następną osobą która wyleci przez okno może być on sam.

Potem Brenna krzyknęła, ponaglając królową do podjęcia chyba jednej słusznej decyzji w tej sytuacji, a kiedy to się stało, wreszcie zapanował spokój. Magia przestała wibrować i wprawiać w ruch wszystko, co tylko dało się przestawić, dzięki czemu ludzie przestali być miotani jak szmaciane laleczki i mogli wreszcie chociażby usiąść. Rycerz Patrick chyba właśnie oświadczał się Florence, pełen ulgi że tej nic nie było pomimo upadku. Strażnicy wreszcie stanęli pewniej na nogach, bo wcześniej praktycznie wisieli na drzwiach, których się trzymali. Jacyś bardziej odważni próbowali podnieść porzuconą broń, ale ich bardziej rozważni koledzy ich powstrzymali.

- Oh, Sam! - Nora wreszcie znalazła się przy ukochanym i rzuciła mu na szyję. Ten stęknął, wyraźnie odczuwając rozcięty bok, ale mimo wszystko na jego twarzy widniał jakiś zmęczony odcień radości. Tak, twarzy. Futro i pysk zniknęły, ujawniając przystojnego blondyna o błękitnych oczach.

Powoli i stopniowo, zauważało to coraz więcej osób i szmer zaskoczenia potoczył się po sali. Atreus natomiast tylko wzruszył ramionami, teraz już stojac i zdążywszy pomóc wstać również czarodziejce.
- Klątwa. No kto by pomyślał - rzucił z przekąsem, zerkając na Brennę.
- Ale jak to - rzucił ktoś z gości, stojący nieco bliżej księżniczki i jej wybranka.
- Przeznaczenie się wypełniło - odpowiedział wojownik, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#20
22.07.2024, 23:45  ✶  
– Wtedy moc wybuchnie.
Jedynym skutecznym sposobem byłoby właśnie usunięcie królewny – ale nawet gdyby Brenna pogodziła się z tą myślą, że musi uśmiercić ukochaną podopieczną, wiedziała, że prawdopodobnie nie udałoby się do niej choćby zbliżyć. Żadna magia, żadna stal, nie mogła przebić się przez moc uwolnioną przez rozszalałe źródło, a osoba podejmująca się takiego wyzwania, jeśli jakimś cudem zdołałaby osiągnąć sukces, zginęłaby pół sekundy później.
Może i za takie uwagi wywaliłaby Atreusa przez okno, a może jedynie teleportowała go do jeziora – mało przyjemne, ale i miałby niespodziewany profit, to znaczy przeżyłby to, co działo się w tej sali, gdy wiele wskazywało na to, że nie wszyscy będą mieli takie szczęście.
Może teleportowałaby go nawet gdyby jej nie wkurwił.
Nie musiała jednak. Przedmioty, fruwające po sali, zaczęły opadać. Świst ucichł i dało się słyszeć czyjeś łkanie, a także jęk Basiliusa, powtarzającego, że dziś na pewno jest trzynasty. Thomas, który puścił wreszcie drzwi, podszedł pomóc wstać lady Geraldine, a ta odruchowo dała mu w mordę – po czym zamarła, z bardzo głupią miną, gdy zdała sobie sprawę z tego, kogo uderzyła i chwilę potem rzuciła się go cucić.
Brenna przyjęła pomóc we wstaniu, dźwignęła się na nogi, a potem, wciąż jeszcze trzymając go za rękę, jakby zapomniała ją puścić, trochę oszołomiona, rozejrzała się po zrujnowanym pomieszczeniu. Odruchowo podniosła dłoń do włosów, próbując strząsnąć z nich pył. Jej wzrok złagodniał, kiedy zwróciła spojrzenie w stronę Sama i Nory.
– Chyba jednak czeka nas wesele, chociaż na pewno nie uda się wyprawić go w tej sali – powiedziała z westchnieniem, zanim oderwała wzrok od królewny i jej ukochanego, przyszłego księcia małżonka zapewne. Och, ależ wkurzą się niektórzy możni, i ależ wnerwiony byłby pan Lucjusz… gdyby nie rozsmarowało go na najbliższej kolumnie, a Maeve po podniesieniu się z ziemi nie przeszukiwała teraz ukradkiem jego kieszeni. – Dziękuję – mruknęła, utkwiwszy spojrzenie ciemnych oczu w twarzy Atreusa. Nie musiał pomagać Niedźwiedziowi: nie powinien tego robić. Ale gdyby go tam nie było, i miecz sięgnąłby ciała przybysza, Nora zapewne zniszczyłaby tutaj wszystko i wszystkich, w ataku rozpaczy i szału, niemożliwego do powstrzymania.
Jaskier zaś wskoczył na stół, jak gdyby nigdy nic, szarpnął struny lutni.
Znów rozległa się pieśń.



Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (5498), Atreus Bulstrode (5033), Pan Losu (105)


Strony (3): « Wstecz 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa