Prychnął pod nosem, a chociaż wypicie nieco większej ilości mocnego alkoholu w jej towarzystwie nagle zdało się bardzo kuszącą wizją, nie odpowiedział ani słowem na tę propozycję; jeszcze nie, dopóki nie dokończyli tej rozmowy, która mogła być kontynuowana t y l k o tu i teraz.
Skromna jak dawniej. Dawniej Logan lubił i, świadomie bardziej lub mniej, wybierał sobie kobiety zdające sobie sprawę ze swojej urody, potrafiące się nią posługiwać niczym precyzyjnym narzędziem, za to brzydził się pruderią i przesadną skromnością. Do teraz się to nie zmieniło. Nudził się nieśmiałością, nie zamierzał też marnować swojego czasu i nerwów na utwierdzaniu jakiejkolwiek kobiety w przekonaniu o własnej wartości. Cenił ludzi — w tym kobiety, z którymi sypiał — zdecydowanych i wiedzących czego pragną od życia.
Jedyną reakcją było więc mimowolne drgnięcie powieki; nawet nie grymas, a tym bardziej żaden dźwięk. Obserwował i czekał, nie starając się w żaden sposób Astorii pospieszać. Patrzył, kiedy zdawała się odpłynąć myślami gdzieś daleko, do miejsca, w które Logan nie miał dostępu i mógł tylko się zastanawiać jak to miejsce wygląda. Dla własnej korzyści — nagle zabicie Williama wydawało się brzmieć bardzo korzystne — wolałby, żeby ów miejsce gdzieś głęboko w jej świadomości było mroczne, zimne i puste.
Odpowiedź, która wkrótce padła zdała się te nadzieje spełnić. Coś nieprzyjemnego, jakaś niezrozumiała satysfakcja, której nie zamierzał się przyglądać, poruszyła się na dnie jego żołądka na dźwięk retorycznego pytania Astorii.
Desperacja drugiego człowieka była czymś, na czym żerowały osoby pokroju Logana Borgina.
— Lepiej się o to nie zakładaj — odpowiedział tak cicho, że być może Astoria w ogóle nie dosłyszała tych słów. Cena w rzeczywistości miała być wysoka, ale jemu nigdy nie chodziło wyłącznie o pieniądze.
Obserwowanie jej wzburzenia obudziło chore pożądanie, które go zaskoczyło. Brutalnie stłumił je w samym zarodku i przez chwilę milczał.
— Wolność u niego będzie kosztowało cię zniewoleniem u m n i e . W jakimś sensie. — Pozwolił tym słowom wybrzmieć z pełną mocą, dał kobiecie chwilę na oswojenie się z ich sensem, a następnie kontynuował: — Poza kwotą potrzebną do załatwienia odpowiednich okoliczności przykrego wypadku i zwykłego procentu dla mnie, będziesz mi winna jedną przysługę — wyjaśnił, niespiesznie dobierając słowa. Mówił z ostrożnością, której próżno było z jego ust doszukać się na co dzień. Ale ta sprawa wymagała delikatności, uwagi, czułości. — W chwili, którą wybiorę i w sprawie, na której będzie mi zależało. Niezależnie od ceny. Bez daty ważności.
Jakże niewielkim poświęceniem mogło się to wydawać w zamian za pozbycie się kajdan; w zamian za życie innego człowieka. Jak niewinnie takie wymaganie mogło to zabrzmieć w uszach kogoś naiwnego, patrzącego na świat wciąż jeszcze czystym, niewinnym spojrzeniem. Ale Astoria nie należała do tego grona, musiała więc zrozumieć jego wagę. Odtąd, choć fizycznie wyzwolona spod wpływu swojego męża-tyrana, choć wolna niczym ptak, miałaby żyć w oczekiwaniu i w niepewności, z drapiącą świadomość myślą, że w każdej chwili ktoś może stanąć w progu jej drzwi i zażądać czegoś więcej niż pieniądze. Powoli, dzień po dniu poddawać się naporowi takiego napięcia.
Logan zaciągnął się jeszcze raz mocno papierosem, po czym nonszalanckim pstryknięciem palcami wyrzucił go gdzieś na bok, nie poświęcając niedopałkowi nawet krzywego spojrzenia i nie trudząc się dogaszeniem go podeszwą buta.
— Zastanów się dobrze czy jesteś gotowa zapłacić taką cenę — dodał już swobodniej i opuścił spojrzenie o kilka cali, zawieszając je na ustach Astorii. — Przynajmniej nie sznur ani kajdany. I nie porcelanowa figurka. Tym nigdy nie będziesz w moich rękach.
Przedziwnie to brzmiało, zważywszy na fakt, że jeszcze trzy godziny temu kompletnie nie pamiętał o istnieniu kogoś takiego jak Astoria Trelawney; o dawnym, szkolnym obiekcie zainteresowań i pierwszej kochance.
Ostatecznie jednak, cytując jej dumne słowa…
Może tak miało być.
— Znam miejsce, w którym nawet o tej porze wciąż podadzą nam zbyt dużo ognistej. I nikt nie będzie zwracał na nas uwagi — odpowiedział, a jego usta wygięły się w krzywym grymasie ironicznego uśmiechu.
just wanna bury them