• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 10 11 12 13 14
późna jesień, 1968 || Astoria&Logan

późna jesień, 1968 || Astoria&Logan
Grave Digger
fire in my blood
Smukły, wysoki mężczyzna o znudzonym spojrzeniu bladoniebieskich tęczówek, zazwyczaj taksuje obojętnie otoczenie. Nosi półdługie włosy w nieładzie, które często ii nieskutecznie przeczesuje palcami na tył głowy. Ubiera się bez zbędnego przepychu i elegancji, w wygodne czarodziejskie szaty. Na pierwszy rzut oka widać, że nie zależy mu na nienagannym wyglądzie.

Logan Borgin
#11
31.10.2022, 15:42  ✶  

Prychnął pod nosem, a chociaż wypicie nieco większej ilości mocnego alkoholu w jej towarzystwie nagle zdało się bardzo kuszącą wizją, nie odpowiedział ani słowem na tę propozycję; jeszcze nie, dopóki nie dokończyli tej rozmowy, która mogła być kontynuowana  t y l k o  tu i teraz.

Skromna jak dawniej. Dawniej Logan lubił i, świadomie bardziej lub mniej, wybierał sobie kobiety zdające sobie sprawę ze swojej urody, potrafiące się nią posługiwać niczym precyzyjnym narzędziem, za to brzydził się pruderią i przesadną skromnością. Do teraz się to nie zmieniło. Nudził się nieśmiałością, nie zamierzał też marnować swojego czasu i nerwów na utwierdzaniu jakiejkolwiek kobiety w przekonaniu o własnej wartości. Cenił ludzi — w tym kobiety, z którymi sypiał — zdecydowanych i wiedzących czego pragną od życia.

Jedyną reakcją było więc mimowolne drgnięcie powieki; nawet nie grymas, a tym bardziej żaden dźwięk. Obserwował i czekał, nie starając się w żaden sposób Astorii pospieszać. Patrzył, kiedy zdawała się odpłynąć myślami gdzieś daleko, do miejsca, w które Logan nie miał dostępu i mógł tylko się zastanawiać jak to miejsce wygląda. Dla własnej korzyści — nagle zabicie Williama wydawało się brzmieć bardzo korzystne — wolałby, żeby ów miejsce gdzieś głęboko w jej świadomości było mroczne, zimne i puste.

Odpowiedź, która wkrótce padła zdała się te nadzieje spełnić. Coś nieprzyjemnego, jakaś niezrozumiała satysfakcja, której nie zamierzał się przyglądać, poruszyła się na dnie jego żołądka na dźwięk retorycznego pytania Astorii.

Desperacja drugiego człowieka była czymś, na czym żerowały osoby pokroju Logana Borgina.

— Lepiej się o to nie zakładaj — odpowiedział tak cicho, że być może Astoria w ogóle nie dosłyszała tych słów. Cena w rzeczywistości miała być wysoka, ale jemu nigdy nie chodziło wyłącznie o pieniądze.

Obserwowanie jej wzburzenia obudziło chore pożądanie, które go zaskoczyło. Brutalnie stłumił je w samym zarodku i przez chwilę milczał.

— Wolność u niego będzie kosztowało cię zniewoleniem  u  m n i e .  W jakimś sensie. — Pozwolił tym słowom wybrzmieć z pełną mocą, dał kobiecie chwilę na oswojenie się z ich sensem, a następnie kontynuował: — Poza kwotą potrzebną do załatwienia odpowiednich okoliczności przykrego wypadku i zwykłego procentu dla mnie, będziesz mi winna jedną przysługę — wyjaśnił, niespiesznie dobierając słowa. Mówił z ostrożnością, której próżno było z jego ust doszukać się na co dzień. Ale ta sprawa wymagała delikatności, uwagi, czułości. — W chwili, którą wybiorę i w sprawie, na której będzie mi zależało. Niezależnie od ceny. Bez daty ważności.

Jakże niewielkim poświęceniem mogło się to wydawać w zamian za pozbycie się kajdan; w zamian za życie innego człowieka. Jak niewinnie takie wymaganie mogło to zabrzmieć w uszach kogoś naiwnego, patrzącego na świat wciąż jeszcze czystym, niewinnym spojrzeniem. Ale Astoria nie należała do tego grona, musiała więc zrozumieć jego wagę. Odtąd, choć fizycznie wyzwolona spod wpływu swojego męża-tyrana, choć wolna niczym ptak, miałaby żyć w oczekiwaniu i w niepewności, z drapiącą świadomość myślą, że w każdej chwili ktoś może stanąć w progu jej drzwi i zażądać czegoś więcej niż pieniądze. Powoli, dzień po dniu poddawać się naporowi takiego napięcia.

Logan zaciągnął się jeszcze raz mocno papierosem, po czym nonszalanckim pstryknięciem palcami wyrzucił go gdzieś na bok, nie poświęcając niedopałkowi nawet krzywego spojrzenia i nie trudząc się dogaszeniem go podeszwą buta.

— Zastanów się dobrze czy jesteś gotowa zapłacić taką cenę — dodał już swobodniej i opuścił spojrzenie o kilka cali, zawieszając je na ustach Astorii. — Przynajmniej nie sznur ani kajdany. I nie porcelanowa figurka. Tym nigdy nie będziesz w moich rękach.

Przedziwnie to brzmiało, zważywszy na fakt, że jeszcze trzy godziny temu kompletnie nie pamiętał o istnieniu kogoś takiego jak Astoria Trelawney; o dawnym, szkolnym obiekcie zainteresowań i pierwszej kochance.

Ostatecznie jednak, cytując jej dumne słowa…

Może tak miało być.

— Znam miejsce, w którym nawet o tej porze wciąż podadzą nam zbyt dużo ognistej. I nikt nie będzie zwracał na nas uwagi — odpowiedział, a jego usta wygięły się w krzywym grymasie ironicznego uśmiechu.



some people are such treasures that you really
just wanna bury them
Widmo

Astoria Trelawney
#12
31.10.2022, 15:52  ✶  

Coś dziwnego wkradło się między nich. Jakaś dziwna, chora gierka mieszana z ognikami flirtu podsycana wydawać by się mogło dawno wygasłym pożądaniem. Gierka śmierci i życia, doskonała forma ironii i destrukcji prowadząca nie wiadomo jak wyboistą ścieżką. Słuchała go uważnie, w międzyczasie wyrzucając papieros i przygniatając go butem. Słuchając go czuła, że robi się jej zimno i gorąco na zmianę. Nie tylko z radości, że pozbędzie się męża, ale i z wściekłości. Miała jednoczesną ochotę rzucić się na Logana i rozszarpać go na strzępy bez użycia czarów, jak i rzucić się na niego w zupełnie innym celu, lecz ten drugi zamiar wygasał z każdym jego kolejnym słowem. Nie ma przecież nic za darmo.

Więc, by osiągnąć to, czego najbardziej pragnie, musi się sprzedać. Niczym bezwstydna prostytutka w tej ciemnej ulicy ma podać samą siebie na tacy, odrzeć się z godności, nadziei, wstydu i emocji. Niby to tylko jedna przysługa, jedno małe zadanie, lecz równie dobrze mogło oznaczać wszystko. Miała więc zdjąć z szyi pęto nałożone przez bogatego szaleńca, by pozwolić zacisnąć na nim długie palce ciemnowłosego, równie nieprzewidywalnego mężczyzny. Oczekiwać ukrytego w mroku przeznaczenia, które może wyłonić się za tydzień, rok, kilkanaście lat. Wydać zgodę by w dowolnym momencie wyszedł z cienia i szarpnięciem przypomniał o zobowiązaniu. Jaśniej było oddać duszę diabłu niż przysługę Loganowi Borginowi. Książę ciemności stawiał, chociaż oczywiste warunki, a on? Robił sobie z niej niewolnicę z opcją czasowego zawieszenia, mógł chcieć posłać ją do więzienia za swoje zbrodnie, zażyczyć sobie, by pozbyła się kogoś, żądać oddania swojego ciała jakiemuś swojemu paskudnemu wspólnikowi w ramach przekonania go do kontraktu. Jednak, gdyby chodziło tylko i wyłącznie o pierwszą część Uniosła brew w górę i wciągnęła powietrze nosem, oczywiste było, że nie odgadnie, czego może chcieć, Logan nie był głupcem i zawsze mądrze rozgrywał swoje karty. Jednak był też mężczyzną, a ich obietnice należało wsadzić między Włochate serce, a Fontannę szczęśliwego losu. Każdy by powiedziałby to samo co świdrujący ją aktualnie wzrokiem. Nie uczyni z niej pokazowej figurki, ale to, co proponuje to w zasadzie to samo, tylko jednorazowe.

— Wyjść z jednej niewoli na koszt drugiej...— mruknęła bardziej do siebie niż do niego.

Oblizała wargi, ciągle zastanawiając się nad tym, co powinna powiedzieć. Kiedy zaproponował, więc owe tajemnicze miejsce uznała, że powinna podjąć tę decyzję pod wpływem alkoholu. Chociaż podjęła ją już przy wyjściu z domu, ale słowa za nic nie chciały przejść jej przez gardło, nie mogła zrobić sobie tego świadomie, ale jednocześnie wolała wybrać zawieszenie się na sznurkach Logana i bycie jednorazowym narzędziem niż bycie dalej meblem. Jeden dzień niewoli w zamian za wolność. To cena, na którą przecież była gotowa. Mogła przecież nawet umrzeć. Tylko jeden dzień więcej, nic ponadto. W tej jednej chwili kropla w czarze się przelała.


— Zgoda — szepnęła, wpatrując się w niego, wwiercając się w oczy utkwione na jej ustach, jakby chciała wypalić ślad w jego duszy, odnaleźć tam podpowiedź, lecz ludzie jak Borgin sprawnie ukrywali swoje prawdziwe zamiary. Czasem zdawać by się mogło, że dementor nie pożywi się na tej mrocznej ziemi, nie wyssie duszy, bo ciemność pochłonęła ją już na zawsze. Może to właśnie w tym mroku było coś magnetycznego, jednocześnie odstraszającego i kuszącego.

— Zabierz mnie tam — niemal rozkazała, łapiąc rękaw jego płaszcza i przysuwając się niebezpiecznie blisko jego twarzy. Bezwstydnie przeciągnęła wzrok z jego oczu na usta. — Tylko później nie miej żalu, jak już cię upiję. — Znów przeniosła wzrok na jego oczy i uśmiechnęła się jadowicie. Z jednej strony ciążyła jej ta obietnica i potrzebowała zatopić swoje wątpliwości w niebotycznej ilości alkoholu. Z drugiej jednak strony, najzwyczajniej w świecie miała ochotę się zabawić, a co stanie się w trakcie? Kto by się tym przejmował? Niech żyje tu i teraz, niech żyje wolność. Z tą myślą, delikatnie odsunęła mężczyznę od siebie. — Więc co to za speluna? Prowadź. Chyba że najpierw wolisz zawrzeć pakt. — Nie znała się na tym, papier raczej nie wchodził w grę. Przysięga wieczysta? Ona by tak zrobiła, ale przemytnik miał pewnie swoje sposoby. Chociaż o tym mogli pomyśleć następnego dnia. Teraz chciałaby zaznać przedsmaku swojej wolności.

Grave Digger
fire in my blood
Smukły, wysoki mężczyzna o znudzonym spojrzeniu bladoniebieskich tęczówek, zazwyczaj taksuje obojętnie otoczenie. Nosi półdługie włosy w nieładzie, które często ii nieskutecznie przeczesuje palcami na tył głowy. Ubiera się bez zbędnego przepychu i elegancji, w wygodne czarodziejskie szaty. Na pierwszy rzut oka widać, że nie zależy mu na nienagannym wyglądzie.

Logan Borgin
#13
31.10.2022, 15:56  ✶  

Zgoda.

Tyle mu wystarczyło — póki co. Oczywiście będą musieli przypieczętować wszystko wieczystą przysięgą, bo na co dzień Logan ledwie ufał swojej lewej ręce a co dopiero innym ludziom, ale teraz nie zamierzał się spieszyć. Chciał to zrobić powoli. Dokładnie. Sam nie wiedział czemu tak zaczęło mu na tym zależeć, ale z pewnością miało to coś wspólnego z jej bezczelnym uśmiechem i złością, która płonęła na dnie jej źrenic.

Astoria ponownie złapała go w sposób, który go drażnił, ale tym razem nie dał tego po sobie poznać. Weszli zupełnym przypadkiem — zapewne zbyt pochopnie — na nowy, inny grunt. Logan zamierzał się kontrolować. Mniej więcej.

— Pójdziemy pieszo. To w niemagicznym Londynie — oznajmił, zwalczając ochotę podniesienia dłoni i dotknięcia jej twarzy; sprawdzenia, czy skóra jest chłodna pod naporem zimnego, nocnego powietrza.

Nie cierpiał tego drugiego świata i wszystkiego, co ze sobą niósł; ich hałaśliwych urządzeń i kompletnego braku czegoś tak pięknego i naturalnego dla Logana jak magia. A także wszystkich konsekwencji tego dojmującego braku, ewidentnego wybrakowania mugoli.
[a]Martwych przedmiotów. Głuchych dźwięków.  P u s t y c h  ludzi.

Ale tam właśnie zmierzali, ponieważ w tamtej części Londynu łatwiej było się zgubić, wmieszać w tłum obcych ludzi, nieświadomych rzeczy tak oczywistych jak magia — a więc również tak subtelnych jak dziwne napięcie, które między nimi wisiało. Tam nikt nie mógł powiązać żadnego z nich z nazwiskiem, ich twarze miały być tylko ułamkiem rzeczywistości łatwym do przeoczenia, zwłaszcza jeśli użyją prostych zaklęć maskujących, które zmieniały odrobinę rysy twarzy w odczuciu ludzi, których spojrzenie miałoby na nich paść.

Nie mieli wspólnych tematów z tych oczywistych względów, że aż do dzisiejszego wieczora oboje nie pamiętali o istnieniu tego drugiego. Loganowi nie przeszkadzała cisza, która panowała między nimi podczas krótkiego spaceru wzdłuż nie pustoszejącej nawet o drugiej w nocy mugolskiej ulicy; wolał ją niż sztuczne próby jej zapełnienia. W końcu krótkim skinieniem wskazał na wiszący nad chodnikiem, brudny szyld baru i wszedł jako pierwszy po schodkach w dół, wprost do piwnicy i niewielkiego pomieszczenia tonącego w półcieniach, a także w zapachu piwa, starego oleju i czegoś jeszcze — czegoś nieszczególnie przyjemnego — a następnie gąszczem jeszcze mniejszych korytarzy aż do większej sali.

— Zajmij tamten — mruknął, krótkim skinieniem wskazując na odległy stolik.

Przy barze kupił całą butelkę whisky, zapłacił za nią z góry i odszedł w bardziej zaciszny kąt, który wybrali jako swój stolik. Był niewielki, okrągły, ledwie nadawał się dla dwóch osób. Przed spojrzeniami był osłoniony zakurzonym i wyglądającym na zwiędniętego sztucznym kwiatkiem doniczkowym, który pamiętał lepsze czasy.

Postawił szklanki bezceremonialnie z głuchym stuknięciem na blacie, nawet kątem oka nie spojrzawszy na Astorię, po czym wypełnił je do połowy; nie lubił nalewać wiele razy, a zasady savoir-vivre’u nigdy go za bardzo nie obchodziły. Wszystko to wykonał mechanicznie, jakby siedział tu sam i tylko na końcu przesunął jedną ze szklanek po stole w kierunku Astorii.

— Dlaczego za niego wyszłaś? — zapytał wreszcie, dopiero teraz posyłając jej krótkie, obojętne spojrzenie. Zrobił to, raczej z ciekawości niż potrzeby wypełnienia tej milczącej pustki, po czym uśmiechnął się paskudnie. — Liczyłaś, że go zmienisz? Że po ślubie stanie się przykładnym obywatelem?

Przypuszczał, że takie założenia o prawdziwej miłości nie pasowały do kogoś tak pragmatycznego jak ona, ale przyjemność sprawiało mu podpuszczanie kobiety. Chciał, żeby wiedziała, że z jego strony nie otrzyma ani grama współczucia; żeby przypadkiem nie zaczęła na to właśnie liczyć.



some people are such treasures that you really
just wanna bury them
Widmo

Astoria Trelawney
#14
31.10.2022, 15:58  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 31.10.2022, 16:01 przez Astoria Trelawney.)  

Niemagiczny Londyn brzmiał jak atrakcja turystyczna, w zasadzie nigdy w życiu nie była w części miasta na dłużej niż przejście kilku przecznic. W towarzystwie, w którym obracał się jej mąż, było to źle odbierane, więc jasne było, że się nie wychylała. Teraz jednak? Miała to głęboko w nosie. Tak jakby ten cichy bunt, o którym nikt nie wiedział, sprawiał jej dziką satysfakcję, wpełzając pod skórę i powodując przyjemne ciarki.

Ruszyła za mężczyzną i pozwoliła się prowadzić. Przez chwilę przyszło jej do głowy, że może prowadzi ją do męża. Całe to spotkanie mogło być zasadzką, by ją sprawdzić. Dzikie iskry szaleństwa zapaliły się w jej oczach i przez chwilę musiała wbić paznokcie we wnętrze dłoni. Czy stawała się paranoiczką jak jej matka? Powoli popadała w szaleństwo jak ta kobieta, która wydała ją na świat. Może ona też wyląduje w zamkniętym oddziale. Oczywiście, jeśli przeżyje tę noc. Czy jednak nie lepiej było w końcu umrzeć niż dać sobą miotać.

Niemagiczna część miasta miała w sobie coś ciekawego, ludzie zdawali się tacy inni, mknęli do celu bez zwracania uwagi na otoczenie, bez magii. Było w tym coś szalenie szokującego, ale i odrzucającego. Nie rozmawiali, była bardziej zajęta rozglądaniem się. Gdy wskazał jej pub, zacisnęła dłoń na różdżce ukrytej w kieszeni. W razie niebezpieczeństwa żywcem się nie podda. Nic jednak się nie stało, zajęła stolik i rozsiadła się na kanapie ze skóry, która popękała tak, że w zasadzie skóry zostało tam nie za wiele. Przez gałęzie badziewnego drzewka przyglądała się towarzyszowi. Co dokładnie robi. Z ulgą i zadowoleniem spojrzała na butelkę w jego dłoni. Później było tylko gorzej. Już chyba wolała milczeć.

Dlaczego za niego wyszłaś? Pytanie rozbrzmiało echem w jej głowie, niczym kauczukowa piłka, odbijając się od ścian innych myśli, by w końcu rozbić się niczym szkło, a każdy najmniejszy odprysk był zupełnie inną odpowiedzią na to pytanie. Czemu to zrobiła? Miała przyznać, że była zbyt słaba, bardzo naiwna, by odciąć się od rodziny? Powiedzieć, że matka sprzedała ją, zrobiła z niej bydło ofiarne? Taka była prawda. Poświęciła się, skalana w oczach matki, idealnie niedoskonała w oczach ojca, który biernie patrzył na to wszystko, pozwalając despotycznej żonie decydować o wszystkim. Patrzył tylko, jak jego córka ugina kark i w końcu z czasem nauczyła się nie obwiniać go za to. Sam też był ofiarą, długo zajęło jej zauważenie, że na nim odbija się taka sama złość. Tylko nadal pozostawał ból jego bierności, braku jakiejkolwiek większej próby obrony siebie i swojego dziecka. Wmawianie sobie, że nie miał jak jej bronić, że nie skorzystał na jej małżeństwie. Westchnęła. Pytanie przywołało wspomnienia, których nie chciała. Wolałaby je wymazać, ale miała świadomość, że ból im towarzyszący jednocześnie jest jej siłą, cegłami muru, przez który nie przepuści więcej nawet nici naiwności.

— Zmienić kogoś? Nie mów mi, że wierzysz w te bajki. — wzięła szklankę i pociągnęła spory łyk, krzywiąc się przy tym. Nie od smaku alkoholu, lecz od słów spływających na jej język.

— Nienawidzę go od samego początku. Od dnia, gdy moja matka sprosiła go na niedzielny obiadek, reklamując go jako idealnego kandydata. — Skrzywiła się na samo wspomnienie tego dnia, sztywnej atmosfery, pożądliwego spojrzenia rzucanego w jej stronę.

— Odmowa wiązała się z bólem. Niewybaczalnym bólem. — Ostatnie słowa zaakcentowała, sięgając do swetra i zawijając kawałek materiału. Jednak w ostatniej chwili tylko go poprawiła, na tyle naturalnie, że wyglądało to, jak odruch. Powstrzymała się, przed pokazaniem magicznych blizn, które zdobiły jej ciało. Mogła ukryć je czarami, na rynku było pełno specyfików, które w sekundę zlikwidowałyby pręgi na jej ciele, stać było ją na zakup najdroższych, najlepszych. Tylko po co? Czasem, gdy wkładała bardziej wyciętą sukienkę, maskowała je tymczasowym czarem, ale nie był to stały efekt. Nie miała zamiaru, jeszcze nie. Najpierw się uwolni, później pomyśli, czy chce zachować te pamiątki poprzedniego życia. Teraz od czasu do czasu zwłaszcza w nocy stawała przed lustrem, zrzucała ubranie i patrzyła na swoje ciało, przeciągała palcami po bliznach. Przywracała wspomnienia, pielęgnując nienawiść.

— Równie dobrze, mogę powiedzieć, że zrobiłam to dla pieniędzy. — Pociągnęła kolejny łyk. [b]— Nie jestem naiwną dziewczynką. Nie wierzę w zmianę człowieka. Ludzie się nie zmieniają, jedynie grają takich, jakimi chcą widzieć ich inni. — [a]Kiedyś była w niej iskra naiwności, wiary, że może ktoś zmieni jej życie, że ją uratuje. Nawet w dniu ślubu, gdy siedziała przed lustrem przeszła jej przez głowę złudna nadzieja, że może pojawi się nawet sam Logan i wyciągnie ją z tego szamba. Jednak nie było go tam. Nie było nikogo, kto by ją uratował. Jedni specjalnie, inni przez nieświadomość sytuacji. Tamtego dnia dorosła, zrozumiała, że tylko ona jedna może sama sobie pomóc.

— Poza tym, powinnam oburzyć się, że masz mnie za tak głupią. — Dodała jeszcze i pociągnęła kolejny, tym razem dużo większy łyk niż przystało damie. — A ty? Jak zwykle pewnie opędzić się nie możesz od adoratorek. Tak jak w szkole. — Parsknęła lekkim śmiechem i szklanką wskazała blondynkę siedzącą przy barze z jakimś mężczyzną, ale wyraźnie taksując wzrokiem jej towarzysza. — Widzę, że naprawdę niewiele się zmieniło.

Grave Digger
fire in my blood
Smukły, wysoki mężczyzna o znudzonym spojrzeniu bladoniebieskich tęczówek, zazwyczaj taksuje obojętnie otoczenie. Nosi półdługie włosy w nieładzie, które często ii nieskutecznie przeczesuje palcami na tył głowy. Ubiera się bez zbędnego przepychu i elegancji, w wygodne czarodziejskie szaty. Na pierwszy rzut oka widać, że nie zależy mu na nienagannym wyglądzie.

Logan Borgin
#15
31.10.2022, 15:59  ✶  

Czy tylko mu się wydawało — czy Astoria naprawdę wahała się z odpowiedzią nieco dłużej niż można było to uznać za normalne? Pytanie miało z natury zmącić spokój; specjalnie zadał je właśnie w ten sposób i przyjemnością było samo obserwowanie reakcji kobiety na nie. Ale Astoria była opanowana, a jej myśli szczelnie otulone kamiennym murem, przez który nie zdołał się przebić. Wcześniejsza furia, widoczne drżenie ciała i klatka piersiowa falująca pod wpływem wzburzonego oddechu — wszystko to rozpłynęło się i kobieta znów stała się zamkniętą księgą, z której nie dało się czytać. Nie wiedział więc w jakim kierunku pobiegły jej myśli.

Ale obserwował ją mimo to. I nie przerywał, a jego własny tok myślowy był ukryty równie skrupulatnie, jak jej.

Oczywiście ludzie nigdy się nie zmieniali — i oczywiście Logan w pełni zgadzał się w tej kwestii z Astorią. Druga szansa była niczym więcej niż tylko podaniem kolejnego naboju do pistoletu człowieka, który nie trafił w ciebie za pierwszym razem.

— Bajki i drugie szanse to domena kobiet. Chcecie wierzyć, że kogoś da się zmienić jeśli tylko wystarczająco będzie się go kochać i wspierać — odpowiedział spokojnie, nie dając po sobie poznać pogardy dla takiego postrzegania świata. Odchylił się na krześle do tyłu, po czym przystawił szklankę do ust i przechylił ją z rozmachem, wlewając sobie whisky prosto do gardła w sporej ilości. Zapiekła przyjemnie i kilka sekund później rozlała się ciepłem po żołądku. — Dlatego pytam. Pamiętam, że kiedyś byłaś ponad to i chciałem sprawdzić czy tak pozostało — dodał, wciąż mówiąc cicho i w typowo dla siebie obojętny, wyzuty z emocji sposób. Nie musiał mówić na głos, że podobało mu się to, co słyszał z jej ust. Nigdy nie przepadał za stwierdzeniem oczywistości, a Astoria była na tyle inteligentna, żeby zrozumieć to, co przekazywał między wierszami.

Logan też zrozumiał, że odpowiedź na zadane przez niego wcześniej pytanie jest dość prozaiczna: została do tego zmuszona siłą. Nie musiała dodawać nic więcej. Jeden nerwowy gest kobiety wzbudził ciekawość, ale Logan udał, że nie dostrzegł dłoni uciekającej do krawędzi długiego rękawa. Nie starał się doszukiwać gdzieś głęboko w sobie poczucia niesprawiedliwości za takie traktowanie — sam zbyt wiele razy robił zbyt podobne rzeczy innym ludziom, w tym kobietom.

Owszem, gdyby nadarzyła się ku temu okazja, chętnie by się z Astorią przespał. Zwrócił uwagę na reakcje swojego ciała, poza tym był tylko mężczyzną. Ale nie mógł zostać błędnym rycerzem opętanym żądzą zemsty na jej oprawcach z dwóch powodów: po pierwsze, nie pasowało to do niego, on się nie przywiązywał. A po drugie, ważniejsze, ona nie potrzebowała kogoś takiego.

Kolejne słowa kobiety wyrwały go z tych rozmyślań; zdał sobie sprawę, że znów przyglądał się jej wargom, pięknie wyciętym, zapewne wskazującym na upór ich posiadaczki. Podążył niespiesznym, znudzonym spojrzeniem po sali w kierunku wskazanym przez Astorię i zatrzymał je tak samo beznamiętne na obcej kobiecie. Mimo pozornego braku zainteresowania ocenił ją szybko; była ładna, ale bez wyrazu. Zapewne była tylko mugolem, podczłowiekiem, kimś niewartym uwagi. Brakowało jej czegoś, co miała Astoria — magii.

— Tak jak mówiłaś — odparł, wciąż nie odwracając nonszalanckiego spojrzenia wbitego w blondynkę siedzącą przy barze. Nie mógł nie zanotować, że Astoria powiedziała to już drugi raz; wcześniej, kiedy szła za nim tonącą w mroku aleją Horyzontalną, i teraz. — Ludzie wcale się nie zmieniają.

W jego przypadku było to minięcie się z prawdą szerokim łukiem, ale nie wytrącił Astorii z tego przekonania. Ponieważ tak było wygodnie, nie chciał się uzewnętrzniać, nigdy nie czuł potrzeby zwierzania się przed ludźmi, a w ostatnim czasie ta niechęć jeszcze się nasiliła.

Ale Logan się zmienił. Widział tę zmianę w odbiciu swoich oczu za każdym razem, kiedy stawał przed lustrem. Zmieniała go każda decyzja i każdy krok w głąb tego mroku, jaki pociągał go już od wczesnego dzieciństwa, każda bardziej fanatyczna myśl i każda iskra żądzy władzy, ambicji i chciwości.

Oderwał spojrzenie od blondynki i przeniósł je na Astorię, wypił resztę alkoholu ze szklanki i zapytał zupełnie niespodziewanie:

— Liczysz na ulgę, Trelawney? Że opłacenie mnie i zaaranżowanie wszystkiego przyniesie ci jakąś satysfakcję? — Daleki był od moralizatorstwa; pytanie to płynęło z jakiejś chorej ciekawości, a skoro Astoria była tej nocy wyjątkowo rozgadana, nie zamierzał się powstrzymywać. — Chodzi o zemstę czy o wolność?



some people are such treasures that you really
just wanna bury them
Widmo

Astoria Trelawney
#16
31.10.2022, 16:03  ✶  

Już zapomniała jak irytujący i jednocześnie pociągający potrafił być Logan. Cała ta otoczka mroku, balansowanie na granicy ironii i chamstwa jednocześnie. To wszystko sprawiało, że przyciągał spojrzenia, zwłaszcza kobiet. Naiwnie wierzących we właśnie omawianą zmianę, marzących o złym chłopcu, porzucającym dla nich swój mrok. Jednocześnie nadal siedzącym w tej plątaninie negatywnych uczuć. Z tym zatwardziałym spojrzeniem, bezczelnym uśmieszkiem dla innych, ale nie dla niej. Wybranej, jedynej. Żenada.

— Nadal jestem ponadto wszystko — odparła ponuro, pociągając kolejny łyk alkoholu. Sama tymczasem zlustrowała wzrokiem jasnowłosą. Nie jej było oceniać czy jest ładna, czy nie, ale obudziło się w Astorii coś innego, co od czasów szkoły spało ukryte na dnie jej mrocznego umysłu. Chora wręcz perwersyjna chęć upokorzenia tej kobiety. Zdeptania jej desperackich prób zwrócenia na siebie uwagi, usilnego ociekania seksapilem. Wszystko to przez drobną, wielkości igiełki zazdrość, a może zwykłą złośliwość, jaką się odznaczała. Chociaż... Zerknęła na Borgina, zlustrowała jego profil. Wyraziste brwi, mroczne spojrzenie, prosty nos, wyraźnie zarysowaną szczękę i usta. Jednym słowem przystojna twarz. Tak samo, jak w czasach szkolnych. Czy to możliwe, że jego uwaga schlebia jej na tyle, że budziła się ta mroczna część jej natury? Wtedy uważała, że wcale tak nie jest, czuła się lepsza. Teraz czasem w to wątpiła, ale nadal grała. Była wredna i wiedziała o tym doskonale, ale czy on nie był jednym z większych motorów napędowych tej cechy? To już nieważne.


Zerknęła na niego, gdy zadał pytanie. Zakręciła szklanką i popatrzyła na wir stworzony z bursztynowej cieczy. Na co właściwie liczyła? Na wolność? Czy tylko? Nie tylko i to sprawiło, że uśmiechnęła się, lecz grymas ten był mroczny, wręcz jakby uwolniony z samego dna jej duszy. Podniosła wzrok, nieco wyłączony, zamyślenie wyraźnie zarysowało się na jej twarzy. Przeciągnęła czubkiem języka w prawym kąciku ust i zaśmiała się jeszcze raz.

— Wolność to główny cel, ale nie będzie mi przeszkadzało, jeśli po drodze trochę pocierpi — przeniosła już pełne świadomości oczy na mężczyznę. Chciała, żeby jej mąż cierpiał, jak ona cierpiała. Ten ból, do tej pory pamiętała każdą pozbawioną lakieru deskę starego domu. Każdy słój roczny malujący się na drewnie. Zimno, kurz i ból. Głos matki przebijający się przez jej krzyk. Nie chciała czegoś takiego dla Williama. To było zbyt proste. Niech odpłaci za każdy zniszczony dzień, za każde stuknięcie w jej drzwi licząc na chwilę przyjemności w łożu żony, po tym, jak zabawiał się z kochanką kilka godzin wcześniej.

— Co do ulgi. Ona nie przyjdzie, nikt nie odda mi tego, co było. Zwyczajnie chcę go zniszczyć. Możesz to potraktować jako kaprys. To chyba nie sprawi, że pieniądze będą gorsze? — Teraz ona wypiła jednym haustem resztę alkoholu.

— Za to tobie chyba się to podoba co? Zarobisz, pozbędziesz się niewygodnego człowieka. —Chwyciła butelkę i nalała do szklanek podobnie jak wcześniej on. Ta sama, nie siląca się na elegancję a ilość. W zasadzie wiedziała, że najlepszą zdobyczą jest dla niego przysługa, chociaż kto tam wie? Logan miał to do siebie, że jego motywy były wręcz nie do odczytania.

Kątem oka dostrzegła, że blondynka znów przygląda się im badawczo, Astoria tylko napiła się łyka, włożyła dłoń do kieszeni i zmusiła szklankę z fikuśnym, tandetnie ozdobionym drinkiem do przewrócenia się rozlania na nieszczęśnicę, która uznała, że odpowiedzialny za to jest jej towarzysz. Obserwowała akt złości kobiety z pół uśmiechem na ustach, a następnie odprowadziła ją wzrokiem do wyjścia. Następnie wyszedł za nią mężczyzna.

— Strasznie dziwni ci ludzie — mruknęła cicho, nie kryjąc złośliwej nutki. Po ty zdjęła płaszcz, gdyż zaczęło robić się jej za ciepło od alkoholu i rozpalonego w kominku ognia. Chętnie pozbyłaby się też swetra. Z kolejnym łykiem i przyjemnym ciepłem rozchodzącym się w ciele i lekkości w umyśle, doszła do wniosku, że nie tylko swojego chętnie by się pozbyła — Dużo znasz takich miejsc? — Zagadnęła, rozglądając się z delikatną nutą ciekawości po pomieszczeniu. — Zawsze myślałam, że nie lubisz t a k i c h klimatów. — Akcentując to jedno słowo, dała mu jasno do zrozumienia, że chodziło jej o nie magiczną część miasta. Wszak rasowy ślizgon sam z siebie nie skalał się towarzystwem mugoli, nawet tak powierzchownym.

Grave Digger
fire in my blood
Smukły, wysoki mężczyzna o znudzonym spojrzeniu bladoniebieskich tęczówek, zazwyczaj taksuje obojętnie otoczenie. Nosi półdługie włosy w nieładzie, które często ii nieskutecznie przeczesuje palcami na tył głowy. Ubiera się bez zbędnego przepychu i elegancji, w wygodne czarodziejskie szaty. Na pierwszy rzut oka widać, że nie zależy mu na nienagannym wyglądzie.

Logan Borgin
#17
31.10.2022, 16:07  ✶  

Przyjemny dreszcz spłynął mu wzdłuż kręgosłupa, kiedy obojętność na twarzy Astorii znów rozproszyła się pod naporem emocji. Ten uśmiech sprawił, że Logan nie potrafił oderwać od niej wzroku; przyglądał się jej wciąż, spijając każdy grymas i długo jeszcze patrząc w kącik ust, który oblizała językiem.

Na to czekał.

Chociaż wcześniej nie zdawał sobie z tego do końca sprawy, jej reakcja i odpowiedź płynąca z ust była spełnieniem wszystkich jego oczekiwań. Widział już desperację i bezsilność — a teraz pokazała mu wreszcie coś, co wyróżniało ją na tle innych kobiet, do bólu ułożonych i podporządkowanych. Rozumiał, że Astoria nie mówi tego mimochodem ani w chwilowym szale, bo na dnie jej oczu czaiła się klarowna pewność. Taka, która musiała ewoluować miesiącami i latami; to nie była kwestia chwili. Wtedy Logan zrozumiał, że kobieta już się nie wycofa z tego postanowienia; zapewne podjęła decyzję już dawno temu, a on tylko napatoczył się jej pod nogi w odpowiednim momencie.

Egzekutor pragnienia, które żyło w niej latami.

Ciepło ekscytacji rozlało się po ciele, odbiło w dotychczas obojętnym spojrzeniu mężczyzny. To była iskra, od której rozpalił się pożar. Dostał odpowiedź w tym uśmiechu, nie skupiał się więc już tak uważnie na słowach.

— Nie. Nie sprawi — odparł krótko na jej pytanie, zgodnie z najprostszą prawdą, nagle jakby zniecierpliwiony. — Pieniądze nie bywają gorsze, są pozbawione wartości moralnej. Poza tym, to nie ma nic wspólnego z moimi upodobaniami — odparł z krzywym uśmiechem i dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że to kłamstwo. Faktycznie, myśl o wykończeniu Croucha zanim na horyzoncie jego świadomości chociaż zaświta potrzeba pozbycia się jego – wyprzedzenie go nie tylko o krok, ale cały dystans maratonu – była w jakiś sposób pobudzająca. — Skala cierpienia zależy od metody. O tym porozmawiamy… następnym razem.

Jego usta rozciągnął leniwy, ale nie sugerujący niczego dobrego uśmiech.

Kiedy za jego plecami wybuchło zamieszanie, zerknął kątem oka w stronę baru i blondynki, o której wcześniej rozmawiali. Uśmiech stał się nawet odrobinę szerszy, znalazł też odbicie w oczach Logana. Nie musiał wiele analizować — fakty łączyły się w całość dość naturalnie, a wnioski ów analizy bardzo się Loganowi podobały. Znów przeniósł spojrzenie na Astorię, tym razem ciężkie od znaczenia, którego nie ubrał w słowa.

— Skoro tobie nie przyszło na myśl, że mógłbym znaleźć się w takim miejscu, myślisz że ktoś z niepożądanych obserwatorów na to wpadnie? — Wzruszył obojętnie ramionami. Jego oczy wciąż zdradzały, że coś się zmieniło; były bardziej żywe, ich wcześniejsze zblazowanie zniknęło. — Nienawidzę ich. Ale to nie ma znaczenia. To tylko przedmioty, które pozwalają ukryć się przed niepożądanym spojrzeniem.

Mówiąc, wciąż jej się przyglądał i czekał na odpowiedni moment. Aż odstawi trzymaną w dłoni szklankę na blat stolika, pochyli się przy tym nieco do przodu, jej dłoń znajdzie się w zasięgu jego ręki. Wyglądał do tej pory na rozluźnionego, więc gwałtowny ruch musiał ją zaskoczyć, kiedy wreszcie nadarzyła się odpowiednia okazja. Złapał nadgarstek jej smukłej, eleganckiej ręki w stalowy uchwyt i szarpnął w swoją stronę, jednocześnie samemu nachylając się ponad stolikiem. W ten sposób znaleźli się na tyle blisko siebie, że wystarczył szept aby się porozumiewać — i nie mógł ich usłyszeć nikt inny, choć w sali o tej porze nie pozostał już prawie nikt, a po opuszczeniu baru przez tamtą parę nikt też się nimi specjalnie nie interesował. Poczuł wyraźnie jej zapach. Zrobił się głodny.

— Jeszcze jedno pytanie, Trelawney, skoro tak sobie tutaj szczerze rozmawiamy — wycedził słowo po słowie, niespiesznie, ale tym razem już nie obojętnie. Tym razem w jego tonie głosu brzmiało  c o ś  nie do końca określonego. — Skąd pewność, że nie pójdę prosto do twojego męża i nie zdradzę mu, że te wybrane z konta w Gringotcie pieniądze wcale nie poszły na nowe kiecki?

Może to pytanie było tylko prowokacją. Może było tylko wymówką do tego, żeby ją dotknąć, żeby fizycznie poczuć jej ciało pod palcami i zapach wody toaletowej wypełniający nozdrza.

Może.

A może nie.



some people are such treasures that you really
just wanna bury them
Widmo

Astoria Trelawney
#18
31.10.2022, 16:12  ✶  

Zaśmiała się delikatnie, niewymuszenie, lekko ironicznie. Jego słowa były aż nadto pasujące do jej planu, uznała więc, że musi mieć nieco bardziej na oku mężczyznę. Wszak, jeśli coś układa się zbyt dobrze to albo jest to naprawdę duży uśmiech losu, albo wierutne kłamstwo.

Co do jego pojawienia się w takich miejscach, fakt miał rację. Może i nie miała nosa tropiciela, skrupulatnie analizującego każdy krok człowieka, nawet mimo pewnych talentów, które przejawiała i ciężko było odgadnąć, gdzie przebywa. Jeśli zaś chodzi o jego słowa na temat mugoli, nie zdziwiła się. Zrobiłby to, gdyby było inaczej. Ona raczej się stawała obojętnością co do tego świata i jego ludzi. Czy jednak gdzieś z tyłu głowy nie kryło się współczucie, podparte szyderstwem z powodu pewnych ich braków w sztukach magicznych?

— Typowy wąż — skomentowała jego słowa i upiła kolejny łyk i odstawiła szklankę.

Zaskoczył ją gwałtowny ruch. Mocny chwyt wokół jej nadgarstka, silne pociągnięcie w jego stronę. Zszokowana w pierwszej chwili spojrzała na niego wielkimi oczami. Druga dłoń powędrowała do kieszeni i zacisnęła się na eleganckiej rękojeści. Pojawiła się tylko jedna myśl — jakim zaklęciem go ugodzić? Jednak odruch ten został zakryty przez dziwne mrowienie przebiegające po jej plecach i kumulujące się w podbrzuszu. Zapach papierosów, alkoholu i perfum mężczyzny zawirował w jej nozdrzach. Kusząca, zniewalająca zmysły mieszanka, zmuszająca do patrzenia na jego usta. Spiła z nich każde ociekające jadem słowo. Powinny wbić się w nią, niczym gwoździe, bezlitośnie przyszpilając ją do ściany bezradności, strachu i skruszenia. Jednak żadnego z nich nie było w niej. Może miała psychopatyczne zapędy po swojej matce, spaczenie wyniesione z jej wychowania, ale teraz działało to na jej korzyść. Mroczny uśmiech kolejny raz wyrysował się na jej twarzy. Nie wiedziała, na co liczył mężczyzna, ale lęku i płaczu nie zobaczy, nie kiedy już zdecydowała. Kiedy przekroczyła granicę fantazji i przeniosła ją do realnego świata.

Nieśpiesznie uniosła wzrok z jego ust na oczy i pozwoliła sobie przez chwilę utonąć w nieokiełznanym błękicie. Nie uśmiechała się już, a samo jej spojrzenie przybrało dziwny wyraz. Niczym u drapieżnika szykującego się do ataku. Oblizała dolną wargę, a następnie ją przygryzła. Nachyliła się jeszcze bardziej, niemal ocierając się swoim policzkiem o jego policzek. Czuła jak jego zarost muska jej skórę.

— Mogę ci wymienić kilka argumentów przemawiających za tym, że tego nie zrobisz Borgin. — Szepnęła, specjalnie przeciągając ostatnie sylaby, by poczuł ciepły, delikatny oddech na płatku ucha. Chciał grać, więc teraz zagra wedle swoich własnych zasad. Z boku pewnie wyglądali jak mizdrząca się do siebie parka, ale kto by o to dbał, w sumie spodobała się jej ta myśl. Nikt znajomy przecież ich nie zobaczy. Odsunęła się nieco i ponownie spojrzała na niego spod ciemnych rzęs.

— Po pierwsze. Oboje dobrze wiemy, że nie zapłaci ci więcej niż ja. — Kontynuowała swój szept. Wyjęła wolną dłoń z kieszeni i zaczęła jeździć palcem po brzegu szklanki. — Po drugie. Pójdziesz tam i co? Wydasz na siebie wyrok. Będzie czekał z zabiciem mnie, a twoją głowę poda mi na srebrnej tacy, by była to ostatnia rzecz, jaką zobaczę. Nie pozwoli ci żyć z wiedzą, że jego własna żona chce się go pozbyć. — Westchnęła. Jej mąż był jak bawiący się ofiarą kot. Cieszyło go jej cierpienie, póki mógł, dręczył. Z nią byłoby tak samo. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Barman czyścił właśnie jakieś szkło, odwrócony do nich plecami. Inny gość, ledwo siedział przy swoim stoliku, lecz on również był tłem do nich. Chyba alkohol zaczął działać i zdjął pewne ograniczenia albo to lodowate spojrzenie ją prowokowało do takich zachowań. Smukła dłoń ze szklanki, równie gwałtownie co jego wcześniej, powędrowała na jego kark, przyciągając go do niej. Teraz już jej wargi, bezwstydnie i specjalnie muskały jego ucho.

— Po trzecie. Gdybyś chciał to zrobić, nie piłbyś teraz ze mną i już dawno polazł do niego niczym wierny piesek, ale nie oszukujmy się. Nie jesteś ani wierny, ani żaden z ciebie słodki piesek. Dobrze wiesz, że u mnie uzyskasz więcej. Zdecydowanie więcej. — Ostatnie zdanie wypowiedziała jeszcze ciszej. Następnie zabrała dłoń z karku i na koniec muskając go jeszcze opuszkami palców. Niby przypadkiem, niespecjalnie, ale chyba oboje wiedzieli, że była to część tej dziwnej, chorej gierki.

Pociągnęła łyk alkoholu, nawilżyła spierzchnięte wargi. Odstawiła szklankę i położyła dłoń na jego ręce nadal trzymającej jej nadgarstek.

— Tak w ogóle szanowny panie, wolę kupić dobrą książkę i porządny alkohol niż kolejną szmatę ku uciesze publiki— kręcąc palcem kółeczka na wierzchu jego dłoni, zadała pytanie. — Może jednak to ja sobie z tobą pogrywam co? — Odbiła piłeczkę. Jednak jej ton był podszyty raczej tonem nęcącej prowokacji. Nieśpiesznie, patrząc mu głęboko w oczy, zabrała swoją dłoń z jego dłoni, lecz nie wyrwała tej, którą trzymał. Przeniosła swoją uwagę na szklankę, której zawartość zaczęła sączyć powoli z pozornym wyrazem obojętności na twarzy.

Grave Digger
fire in my blood
Smukły, wysoki mężczyzna o znudzonym spojrzeniu bladoniebieskich tęczówek, zazwyczaj taksuje obojętnie otoczenie. Nosi półdługie włosy w nieładzie, które często ii nieskutecznie przeczesuje palcami na tył głowy. Ubiera się bez zbędnego przepychu i elegancji, w wygodne czarodziejskie szaty. Na pierwszy rzut oka widać, że nie zależy mu na nienagannym wyglądzie.

Logan Borgin
#19
31.10.2022, 16:13  ✶  

— Śmiało — wycedził cicho przez zaciśnięte zęby, a może tylko wydawało mu się, że cokolwiek powiedział, kiedy Astoria nachyliła się bardziej do przodu i wyszeptała mu wprost do ucha tych kilka prowokujących słów, zakańczając je użyciem jego nazwiska, którego sylaby przeciągała niemal uwodzicielsko.

Jeśli jego celem było poczucie jej fizycznej bliskości, udało mu się perfekcyjnie. Jeśli zaś chciał sprawdzić czy zareaguje strachem na taką sugestię, poniósł całkowitą klęskę. Ale prawda jak zwykle leżała gdzieś pośrodku; nie była żadną z tych skrajności, raczej mieszanką w losowych dawkach ich obu. Jednocześnie była przyjemnym ciepłem w dole brzucha — wpływem pożądania — i rozlewającym się gorzkim smakiem na podniebieniu — wpływem porażki.

Upewnił się natomiast co do jednego: gdyby chciał zastraszyć Astorię, musiałby wysilić się o wiele bardziej. Była twarda jak stal, a w jej uśmiechu i na dnie źrenic czaiło się coś leżącego niebezpiecznie blisko szaleństwa — a Logan doskonale wiedział, że ludzie pozbawieni rozsądku i nie mający nic do stracenia są najgroźniejsi. Znali zasady gry, którą on sam prowadził od lat.

A ona, bogowie, grała nad wyraz dobrze.

Nie tylko odnalazła się w nowej sytuacji, ale jeszcze przejęła nad nią kontrolę, kiedy poczuł jej dłoń na karku, jej wargi muskające ucho, jej gładki policzek przy swoim zaroście. Jej ciepło i zapach otuliły go szczelnie w swoich objęciach i tylko słowa wypowiadane przez Astorię trzymały go jeszcze na powierzchni samokontroli. Zmrużył gniewnie oczy, kiedy się odsunęła. Zdał sobie sprawę, że na moment wstrzymał oddech. Nie zamierzał kłócić się z jej argumentami, z resztą ciężko byłoby znaleźć lukę w ich logice, poza tą jedną oczywistością, że kompletny brak zaufania do otaczającego go świata zawsze wykrzywiał nawet najbardziej logiczne wywody.

— Całe szczęście, że nie każdy zysk liczy się w złocie, prawda? — odparł tajemniczo, choć oboje już dobrze wiedzieli, że w tym wypadku to nie pieniądze grają największą rolę.

Jednocześnie Logan kurczowo trzymał się przekonania, że sentyment również nie. I nie pożądanie; nie zniżył się do tego poziomu, żeby zabić człowieka w rekompensacie za seks. Nieważne jak kusząca była to wizja i niezależnie jak kokieteryjnie przekonująca nie byłaby Astoria, on nie był człowiekiem, który dałby się uwieść; spuścić swoje emocje ze smyczy, stracić głowę na rzecz kobiety — która zawsze będzie czymś chwilowym, przemijającym i ostatecznie nieistotnym, niezależnie od tego jak mocnym pożądaniem odbije się w jego ciele — i zapomnieć o biznesie oraz ryzyku, jakim ów biznes był obarczony.

Dlatego ignorował swobodną, niespieszną pieszczotę, jaką była wędrówka jej palców po wierzchu jego dłoni. Skupiony na kontakcie wzrokowym, patrzył na nią jeszcze przez chwilę w milczeniu, kiedy Astoria opuściła wzrok na szklankę z alkoholem.

— Zdaje się, że o tym kto z kim pogrywa jeszcze się przekonamy — odpowiedział wreszcie. Oczy mu błysnęły, kiedy się uśmiechnął. — Kończ drinka, Trelawney. Złożymy wieczystą przysięgę, a tak się składa, że znam kogoś zaufanego, kto nam może pomóc.

Po tych słowach niechętnie puścił jej nadgarstek i bezceremonialnie cofnął rękę, przerywając całkowicie kontakt fizyczny między nimi. Sam wypił resztkę alkoholu ze swojej szklanki, chociaż w głowie zaczynało mu przyjemnie wirować, po czym chwycił butelkę whisky za szyjkę i nie trudząc się szukaniem zakrętki, wziął ją ze sobą, kiedy wreszcie podniósł się z miejsca.



some people are such treasures that you really
just wanna bury them
Widmo

Astoria Trelawney
#20
31.10.2022, 16:18  ✶  

Siedząc w tej obskurnej sali, powoli zaczęło do niej docierać, że nie ma już odwrotu, że to, co planuje, zaważy na całym jej życiu. Nie była to niewinna gierka, jaką toczyli za nastoletnich czasów w szkole, prowadząca wyłącznie do łóżka. Chociaż była przyjemna, właściwie odurzająca niczym opium, powodowała szum w głowie jak najlepszy absynt i pozostawiała na języku wieczny niedosyt. Jednocześnie bawiła się świetnie, to było chore. Chorobliwie satysfakcjonujące, jednocześnie prowadzące do zatracenia duszy i ciała. Alkohol pomagał, podsycił desperację, podkręcił złe wspomnienia i wybił na wierzch pragnienia i wspomnienia. Te ostatnie nie zawsze były dobre, wręcz obrzydliwe i jakby rozgrzeszające. To był fakt. W tej chwili jej własne podpite myśli próbowały ja rozgrzeszyć, wyświetlić przed oczami wszystko to, co działo się przez sześć lat jej życia. Każdy najgorszy obraz, słowa, emocje. Gotowały się w niej, mieszając się z chwilowym zatraceniem, cholernym pożądaniem i pragnieniem poczucia się jak kobieta, nie wyłącznie mebel.

Wykorzystywała Logana? Może trochę, ale przecież gdyby nie chciał, nie siedziałby tu z nią, on sam korzystał na tym tak samo, jak ona. Mimo to właśnie na nim podbijała swoją samoocenę, ładowała ego i podobało się jej, co widzi. Lekkie zdezorientowanie, Lekko zaróżowione policzki, które mogły być wyłącznie efektem alkoholu, ale gdzieś w głębi wiedziała, że tak nie jest. Nadal pamiętała, co działo się dawniej między nimi i najwyraźniej ta iskierka ukryła się gdzieś w nich przez tyle lat.

Nie była więc zadowolona z tego, że tak brutalnie wyrwał się z tych sideł. Musiała przyznać sama przed sobą, że jej kobiece ego zostało urażone. Przerwana rozgrywka, lekko strąciła ją z piedestału, ale nie pokazała tego po sobie. Uśmiechnęła się jedynie, cmokając po tym z lekką ironią.

— Jak zwykle. Obowiązki i zero przyjemności, nie dziwię się, że jesteś taki spięty. — zaśmiała się, dopiła drinka jednym łykiem. Nie pytała o tę osobę, wiedziała, że sama nie może jej zaufać. W jej świecie nigdy nie funkcjonowało coś takiego jak zaufanie. Nie była tego nauczona, bo i kogo miałaby nim obdarzyć? Matkę, która traktowała ją niczym zło konieczne? Ojca, który nigdy nie potrafił stanąć otwarcie w jej obronie? Męża? Jemu nie ufał nikt, więc ta myśl odbiła się histerycznym śmiechem w jej głowie. Loganowi? Ich relacja była dziwna, niby się przyjaźnili, ale było w niej pełno dziwnych, dwuznacznych gierek i jeśli miała sięgnąć wspomnieniami w tył, to chyba nigdy nie potrafiła mu całkiem zaufać. Nikomu nie potrafiła. Czemu więc teraz pchała się w jego sidła? Był podobny do jej męża, bezwzględny, a ona niczym zranione zwierzę szukała schronienia i uznania. Może przez wzgląd na przeszłość, widziała w nim trochę więcej człowieka niż we własnym mężu.

Gdy wychodzili, rozejrzała się jeszcze, nikt na nich nie patrzył, zupełnie jakby byli niewidzialni, obojętni dla tego świata.

— Mam tylko nadzieję, że nie zażyczysz sobie przerobienia mnie na jedną z tych swoich obrzydliwych główek. — Rzuciła, idąc za nim w ciemną uliczkę, otulając się szczelniej płaszczem. Parasol miała zawieszony na nadgarstku. Deszcz, chociaż niewielki skutecznie obniżał temperaturę, ale nie padał na tyle, by chronić się przed nim. Krocząc więc ciemną ścieżką, powoli żegnała się z dawnym życiem.

— Przy okazji mam nadzieję też, że ta osoba w żaden sposób nie doniesie do mojego męża. Nie chciałabym mieć problemów przez jakąś niewyparzoną gębę. — Mruknęła, prowokując Logana do jakiejkolwiek reakcji. Przy okazji, rzuciła okiem na butelkę, którą wyniósł z baru. Czyżby wieczór jednak się nie skończył? Chwyciła więc ją i pociągnęła łyk. Jeśli ma składać przysięgę, będzie potrzebowała odciąć się od logiki i wszelkich myśli. Tak będzie lepiej.

Logan prowadził ją dalej ciemnymi uliczkami, niedostępnymi dla obcych oczu. Każdy prawy i spokojny obywatel skrywał się o tej porze w domu, nie szukając przygód w jesiennej zawierusze. Chociaż alkohol rozgrzał ją porządnie, to nadal czuła nieprzyjemne ciarki zimna na ciele, marzyła o ciepłej kąpieli i w zasadzie raz pojawiła się myśl, by zniknąć. W sumie to też było rozwiązanie. Zabrać pieniądze i wyjechać, chociażby do Ameryki, ale tam też William miał jakieś swoje kontakty. Musiałaby ukryć się gdzieś daleko, gdzie nie zapuszcza się ludzki wzrok, a odludzia by nie zniosła.

— Daleko jeszcze? — Zapytała, przystając na chwilę. Wolała nie telepotrować się po alkoholu, ale jeśli miałaby przejść pół Londynu, żeby dostać się tam, gdzie była ta „zaufana” osoba, to już wolała leczyć się z rozszczepu czy innego ustrojstwa.

— Zaraz się przeziębię, zachoruję i umrę i tyle z twojej przysługi. — Zaśmiała się nieco ironicznie i kolejny raz otuliła szczelniej płaszczem.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Logan Borgin (6266), Astoria Trelawney (6865)


Strony (3): « Wstecz 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa