07.09.2024, 12:45 ✶
Nie umiałaby wyobrazić sobie Alastora z Eden. Nie umiałaby wyobrazić sobie też Millie i Eden razem. Przynajmniej nie do dziś: dopiero pojawienie Lestrange na plaży uświadomiło Brennie, że najwyraźniej ta jest bliżej z rodzeństwem Moody niż dotąd mogłoby się wydawać. Pod pewnymi względami wyobraźnia Brenny była więc chyba ograniczona, a może raczej – samoistnie nie wpadały do niej pewne pomysły, które zdawały się zbyt dzikie, aby były prawdziwe… ale życie pisywało różne dziwne scenariusze. Elementem jednego z nich była przecież właśnie Brenna kładąca Eden do jednego z łóżek w Warowni.
– No to w takim razie mógł zwiastować twoje nadejście – odparła pogodnie, choć zerknęła na nią z ukosa, gdy ta wspomniała, że Malfoyowie mogliby tego braku głowy nie zauważyć. Oj, zauważyliby, pomyślała, choćby dlatego, że Eden by wtedy podejrzanie milczała i nie mówiła niczego złośliwego, ale chociaż Brenna może taką złośliwostkę rzuciłaby do kogoś innego czy do samej Eden w innych okolicznościach… to nie zamierzała wciągać w słowne przepychanki gościa, który był podpity, wyraźnie zmęczony i chyba w nastroju do przyznawania się do rzeczy, których mógłby później żałować. Nie zaskakiwało Brenny może, że Malfoyowie niekoniecznie byli pełni wzajemnej miłości, podejrzewał to chyba każdy, ale światu zazwyczaj prezentowali bardzo zgrany front – może nie wiedzeni uczuciami, ale myślą o dobrze familii, jednej z najbardziej wpływowych w Anglii.
Patrząc na Eden w tej chwili, zaczynała mieć wrażenie, że ta równie mocno uprzywilejowanie z tego wynikające kochała, jak nienawidziła.
Brenna miała prawie nadzieję, że Eden nie będzie tej rozmowy pamiętać. Coś czuła, że na trzeźwo będzie bardzo niezadowolona z jej przebiegu.
– Miałam nadzieję na owacje na stojąco – stwierdziła jedynie, tak może z odrobiną kpiny, ale raczej żartobliwej niż faktycznie skierowanej przeciwko komukolwiek. – Zaproszę cię na następne piżamowe przyjęcie, musisz przyjść: nie możesz przegapić okazji do skrytykowania tylu piżam – rzuciła na odchodne nim wyszła z pokoju.
Wróciła faktycznie szybko, i rzeczywiście niosła jedną piżamę Erika wyciągniętą świeżo z prania – cóż, Erik to jakoś przeżyje – choć znalazła i jej koszula nocna, po prostu bardzo prosta w kroju i zasadniczo leżąca w szafie już od dawna, nieużywana. Brenna ułożyła je obie obok Eden, a potem jeszcze ustawiła na stoliku nocnym szklankę z wodą. Miała z kacem bardzo niewielkie doświadczenia, ale pamiętała, jak te kilka lat temu, po zakończeniu Hogwartu, obudziła się w Wieży Astronomicznej i byłaby gotowa dać sto galeonów za butelkę wody.
– Dobrych snów, Eden – rzuciła jeszcze, ruszając do wyjścia i cicho zamykając za sobą drzwi.
– No to w takim razie mógł zwiastować twoje nadejście – odparła pogodnie, choć zerknęła na nią z ukosa, gdy ta wspomniała, że Malfoyowie mogliby tego braku głowy nie zauważyć. Oj, zauważyliby, pomyślała, choćby dlatego, że Eden by wtedy podejrzanie milczała i nie mówiła niczego złośliwego, ale chociaż Brenna może taką złośliwostkę rzuciłaby do kogoś innego czy do samej Eden w innych okolicznościach… to nie zamierzała wciągać w słowne przepychanki gościa, który był podpity, wyraźnie zmęczony i chyba w nastroju do przyznawania się do rzeczy, których mógłby później żałować. Nie zaskakiwało Brenny może, że Malfoyowie niekoniecznie byli pełni wzajemnej miłości, podejrzewał to chyba każdy, ale światu zazwyczaj prezentowali bardzo zgrany front – może nie wiedzeni uczuciami, ale myślą o dobrze familii, jednej z najbardziej wpływowych w Anglii.
Patrząc na Eden w tej chwili, zaczynała mieć wrażenie, że ta równie mocno uprzywilejowanie z tego wynikające kochała, jak nienawidziła.
Brenna miała prawie nadzieję, że Eden nie będzie tej rozmowy pamiętać. Coś czuła, że na trzeźwo będzie bardzo niezadowolona z jej przebiegu.
– Miałam nadzieję na owacje na stojąco – stwierdziła jedynie, tak może z odrobiną kpiny, ale raczej żartobliwej niż faktycznie skierowanej przeciwko komukolwiek. – Zaproszę cię na następne piżamowe przyjęcie, musisz przyjść: nie możesz przegapić okazji do skrytykowania tylu piżam – rzuciła na odchodne nim wyszła z pokoju.
Wróciła faktycznie szybko, i rzeczywiście niosła jedną piżamę Erika wyciągniętą świeżo z prania – cóż, Erik to jakoś przeżyje – choć znalazła i jej koszula nocna, po prostu bardzo prosta w kroju i zasadniczo leżąca w szafie już od dawna, nieużywana. Brenna ułożyła je obie obok Eden, a potem jeszcze ustawiła na stoliku nocnym szklankę z wodą. Miała z kacem bardzo niewielkie doświadczenia, ale pamiętała, jak te kilka lat temu, po zakończeniu Hogwartu, obudziła się w Wieży Astronomicznej i byłaby gotowa dać sto galeonów za butelkę wody.
– Dobrych snów, Eden – rzuciła jeszcze, ruszając do wyjścia i cicho zamykając za sobą drzwi.
Koniec sesji
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.