• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 9 Dalej »
[26.08.1972 (popołudnie)] Guess Who's Coming to Dinner

[26.08.1972 (popołudnie)] Guess Who's Coming to Dinner
Sztafaż
Przeciętnie wysoka (125 cm), jak na swój wiek siedmiolatka o prostych blond włosach za ramiona i niebieskich oczach. Jej włosy są zazwyczaj rozpuszczone, a ubrania kolorowe. Często można ją spotkać w towarzystwie swojego srebrno-białego maine coona Karla. Ona wygląda sympatycznie. Kot już nie za bardzo.

Mabel Figg
#11
12.10.2024, 14:09  ✶  
Kilka rzeczy zadziało się jednocześnie (chociaż chaos nie był chyba, aż tak wielki jak się Mabel spodziewała), a potem... A potem trzeba było się uporać z następstwami tej całej sytuacji.
– Nie musicie się o nic martwić – powiedział Karl, przeciągając się leniwie, jakby właśnie nie podpadł przynajmniej kilku osób z tego pomieszczenia. Kocur rozejrzał się po wszystkich, a w jego oczach błysnęło czyste samozadowolenie. – Noro, możesz rozmawiać ze mną do woli, wiesz że ja zawsze jestem chętny na stymulujące dyskusje, proszę cię tylko, abyś nie używała argumentów ad personam, ani ad cattus. Mam też nadzieję, że nikt z was nie potraktował moich czynów jako jedynie prostackiego żartu. Musicie wiedzieć, że wzięliście właśnie udział w pierwszym etapie jednego z moich eksperymentów społecznych. Widzicie... chciałem bowiem zobaczyć, czy w momencie w którym nie ma tak naprawdę żadnych oznak pożaru, a Mabel dosłownie chwilę wcześniej zeszła na dół zupełnie spokojna, wasze... organy myślowe i tak zasugerują się moimi krzykami, a wasze ciała zostaną przejęte przez instynkty. I ja wiem, że pewnie myślicie sobie teraz, że eksperyment ten miał kilka niedomówień – spokojnie, mogę was zapewnić, że to tylko jedno z początkowych stadium badania waszych funkcji kognitywnych, więc pod koniec wszystko stanie się jasne. A teraz przepraszam, ale muszę porozmawiać z moim czeladnikiem o prostocie i pewnej ordynarności zostawiania kłaczków na łóżku. Mabel, kochanie, jakby coś się działo, to proszę wołaj mnie i tak, będziesz mogła mi potem pomóc wypełniać raporty błyszczącym długopisem. – Z tymi słowami, kot oddalił się do innego pomieszczenia, zostawiając ludzi samych.
Mabel zerknęła na dorosłych. Czy było jej głupio, że pomogła przyjacielowi w tym eksperymencie? Zapytana może i powiedziałaby tak, ale tak ogólnie to ani trochę.
– Mamo? – spytała marszcząc brwi. – Zrobiłaś coś głupiego? Ty? – To było dziwne. Z jej perspektywy dorośli raczej nie robili głupich rzeczy, a przynajmniej nie aż tak głupich, aby mówić o tym na głos, jednak zanim mama zdążyła odpowiedzieć, młoda Figg podeszła do pana Sama i złapała go na rękę na pocieszenie.
– Jeśli pan chce, może pan wziąć nasze nazwisko – zasugerowała. – I w sumie to od kiedy pan umie też latać?
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#12
12.10.2024, 19:51  ✶  
— Chyba potrzebuję urlopu. Od wszystkiego i wszystkich — odparł, uśmiechając się krzywo do Thomasa. — Ostatnio dużo się dzieje, jak sam zresztą dobrze wiesz.

Nie musiał wspominać na głos o tym, że ledwie przed paroma dniami uratował Anthony'ego Shafiqa z rąk porywaczy. Nie musiał też nawiązywać do wydarzeń na przeklętej wyspie, na którą posłano ich z misją Zakonu Feniksa. Wystarczyło po prostu napomknąć o Księżycowym Stawie, przy którego remoncie pomagał młody Figg. W końcu oboje polowali razem na poltergeista i próbowali rozwikłać zagadkę domku znajdującego się nieopodal posiadłości.

W sumie i tak nie powinien narzekać, ledwo wróciłem z przymusowego urlopu, skomentował bezgłośnie Erik, przypominając sobie po raz kolejny o naganie nadanej mu przez Bonesa. Dalej uważał, że była nieco bezcelowa. Owszem, może trochę przesadził, posyłając Geraldine samą do pieczary błotoryja-giganta, ale skoro miał okazję poprosić o wsparcie profesjonalistkę, to czemu miałby tego nie robić? Stwór zagrażał Little Hangleton, więc pozbycie się w krótkim czasie było wręcz wskazane. A tutaj nagle okazywało się, że takie postępowanie było nieregulaminowe i wręcz niewskazane.

Co zaś tyczyło się pożaru... Sprawy potoczyły się na tyle szybko, że Erik nie zdołał nawet dotrzeć na miejsce zdarzenia. Utknął więc gdzieś pomiędzy Brenną a Norę, z dłońmi uniesionymi na wysokość ramion, jakby miał zaraz oddać się w ręce najbliższego stróża prawa. Rozejrzał się skonfundowany na prawo i lewo, jednak zmieszanie szybko przeistoczyło się w minimalne rozbawienie, gdy młodsza z Longbottomów zaczęła opierdzielać kocura od góry do dołu.

— Słyszałem, że wizyty u mugolskich weterynarzy są wyjątkowo przerażające dla kotów — dorzucił od siebie, starając się zachować kamienną twarz.

Erik przysiadł na wolnym miejscu, gdy Nora przyznała się, że popełniła jakąś głupotę. Ugh, jak to dobrze, że na tym etapie byli już wolni od łączącego ich do niedawna rytuału miłości z Beltane. Zdecydowanie nie chciał nadmiernie przeżywać tego, co nabroiła jego przyjaciółka. Zwłaszcza jeśli nią to w jakikolwiek sposób wstrząsnęła. Zaalarmowało go jednak to, że kobieta wspomniała o tym, że potrzebuje przede wszystkim pomocy jego siostry.

— Jeszcze trochę i poczuję się niepotrzebny — skomentował z nutką sarkazmu, starając się ukryć zmartwienie w oczach.

Naprawdę nie chciał się zaraz dowiedzieć, że Nora od kilku miesięcy chowa w piwnicy czarnoksiężnika lub jakiegoś przypadkowo pojmanego Śmierciożercę. Wprawdzie pomogłoby to sprawie Zakonu Feniksa, ale na Merlina, ile by było problemów z transportem takiego delikwenta do zabezpieczonej lokacji.


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#13
13.10.2024, 12:29  ✶  
- Ja? Posiłki? Częściej? Jesteś pewna, ze twoja kuchnia to wytrzyma? - odpowiedział patrząc na siostrę ale zaraz odwrócił się ku Mabel. - To co księżniczko, od jutra będziemy gotować razem? - zapytał najmłodszej przedstawicielki rodu Figgów. Wspólne gotowanie mogło być nie lada przygodą!

- Skandynawskie wrzosowiska są cudowne wczesną jesienią, naprawdę polecam je odwiedzić, bo zapierają dech w piersiach i czasami można zobaczyć tam smoki - odpowiedział Erikowi na jego słowa o urlopie i zerknął na niego zmartwiony

Drgnął na pytanie Brenny o rewelacje - czy były? Wbrew pozorom było ich trochę, jednak wyjątkowo paląc, a druga? Druga nie wiem czy Nora i Sam chcieli już teraz dzielić się tą rewelacją. Choć po prawdzie to nie było czego ukrywać, fakt, że to McGonagall jest ojcem Mabel był na pewno mniej szokujący niż to, ze z Woodym wczoraj porwali dziecko od jego biologicznego ojca. Nie ważne jakie nimi kierowały pobudki, to jednak fakt był faktem i nazwać tego inaczej niż porwaniem nie mogli. Przed dwoma dniami to on wyrzucał siostrze wszystko co leżało mu na sercu szukając w niej oparcia i pomocy, a dzisiaj rano było na odwrót. Popatrzył na rodzeństwo Longbottomów i Sama - czy oni mieli w jak wielką jaskinie zamieszkaną przez chaos i stres się pchali? McGonagall chyba niekoniecznie, nie znał go za bardzo, jednak pozostała dwójka...
- Eleonoro, daj im najpierw zjeść, bo dostaną zgagi! - zwrócił się do siostry z udawanym oburzeniem, ale fakt faktem, że zbytnie odwlekanie tematu też nie było im na rękę. Zalegalizowanie tego co zrobili wczoraj nie mogło zbyt długo czekać. Chociaż nie miał za grosz pojęcia jak i czy cokolwiek takiego mogłoby zostać wyjaśnione i ustosunkowane prawnie, nawet z pomocą Brenny i Erika.
- Ktoś powiedział tuńczyk? - Pazur zajrzał do pomieszczenia, ale widząc, że Thomas znajduje się w środku czmychnął czym prędzej z przeciągłym miauknięciem.
- Mówisz? Muszę zapamiętać i jak Pazur będzie wyjątkowo nieznośny to go tam zabrać chyba - podziękował Erikowi za jakże cudowny pomysł, może stary kocur się czegoś nauczy po takiej wizycie. Chociaż z drugiej strony z gadającym kotem do mogolskiego weterynarza? Musiałby go jakoś uciszyć najpierw.
Do uszu Thomasa dobiegły słowa Sam na temat tortu i dobrze, że nic akurat nie trzymał w rękach, bo by to upuścił. - Nie kupiłem nic na deser - jęknął totalnie zapominając w czyim domu się znajdują. Przecież u Nory zawsze znajdzie się coś słodkiego. Zerknął na siostrę z nadzieją w oczach. - Powiedz proszę, że coś masz w zanadrzu - lecenie teraz do jakiejś cukierni było jak przynoszenie własnego drzewa do lasu, ale jak będzie potrzeba to po coś poleci przecież. Absulotnie nie miał pojęcia jakim cudem Brenna odnajduje się roli gospodyni tych wszystkich przyjęć, miał wrażenie, ze prosty obiad go przerasta jeśli chodzi o organizację.

Zatrzymał się na chwilę i popatrzył na Sama i Mabel czując przyjemne ciepło w sercu. Mała chyba też nie wiedziała, że to jest jej ojciec, cóż nie powinno to popsuć ich relacji, tylko jeszcze bardziej ją wzmocnić.
- Mabel ma rację, chętnie cię powitamy w rodzinie i przyjmiemy jak swojego - zwrócił się do Sama potwierdzając słowa dziewczynki. Wydawało mu się, że w postaci McGonagalla widział to co sam ukrywał w sobie, może tylko mu się wydawało? Nawet jeśli to była tylko jego ułuda, to i tak zamierzał mu ułatwić "wejście" do rodziny.

- No to się zdecyduj, potrzebujesz urlopu czy chcesz działać - zaśmiał się cicho po słowach Eriką i gestem zaprosił wszystkich do stołu. Siadajcie, nie możemy pozwolić, żeby wystygło jedzenie z pełnymi brzuchami się lepiej rozmawia- teraz już zwrócił się do wszystkich.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#14
15.10.2024, 10:27  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.10.2024, 10:28 przez Brenna Longbottom.)  
– „Pierwszym etapie” i „jednego z”? – podchwyciła Brenna kluczowe słowa z całej tej przemowy Karla, zwiastujące kolejne tego typu sytuacje. Kot odszedł, nie zdążyła więc już poinformować, że na udział w eksperymentach społecznych nie wyraża zgody, a poza tym żeby Karl pamiętał, że jak tak rzuci trzy czy cztery razy, to za piątym, gdy faktycznie coś się stanie, nikt mu nie uwierzy. – Ten kot wszystkich wykończy, tak sobie myślę.
Przesunęła spojrzeniem pomiędzy Samem i Norą, trochę chyba skonsternowana, skoro tutaj zrobienie coś głupiego, i potrzeba pomocy, a tutaj tylko o jakichś dokumentach… Jeżeli chodziło o uregulowanie sytuacji prawnej Samuela, to może wymagało trochę pielgrzymek po korytarzach Ministerstwa Magii, ale nie było niczym głupim ani nawet szczególnie problematycznym.
– W porządku, co dokładnie się dzieje? – spytała, odsuwając sobie jedno z krzeseł i siadając za stołem. Na razie jeszcze nie jakoś zaniepokojona, bo gdyby problem był tak poważny, to pewnie ściągnęliby ją tutaj wcześniej, prawda? Przysunęła też sobie kawałek pizzy. Słów brata odnośnie potrzeby urlopu nie skomentowała, chociaż je usłyszała i odnotowała: od dawna widziała, że „coś” jest nie tak, i cóż, najwyraźniej skoro Erik potrzebował urlopu od wszystkich i wszystkiego, najlepiej będzie jakiś czas niczym nie zawracać mu głowy. Do Mabel, oferującej ich nazwisko Samowi, uśmiechnęła się na moment ciepło, chociaż zaraz wróciła spojrzeniem do Nory.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#15
16.10.2024, 08:13  ✶  

Dużo się działo. To fakt. Sam był ptakiem, po chwili znowu zmienił się w człowieka i stał tuż za nią. Dobrze, to by oznaczało, że poczuł się pewniej. Nadal nie do końca była w stanie wyczuć te momenty, kiedy było na tyle źle, że postanawiał się zmieniać. Zapewne kiedyś się tego nauczy i będzie w stanie przewidywać jego typowe zachowania. Istotne jednak, że wrócił do nich.

Ścisnęła delikatnie jego dłoń, aby wiedział, że ma jej wsparcie, chciała mu zwyczajnie dodać otuchy i może faktycznie nie była szczególnie wysoka, ale stojąc przed nim skutecznie oddzielała go od reszty.

- Eliksiry to moja działka. - Tak, będzie musiała uzupełnić spiżarnię, bo trochę ich jej ostatnio powychodziło, musiała mieć pewność, że będzie mieć pod ręką odpowiednie mikstury, bo nigdy nie wiadomo, kiedy i co będzie mogło się przydać.

Zamrugała szybko dwa razy. Nie do końca o to jej chodziło. Wspólne nazwisko nie było jej aktualnie największym i palącym problemem. Jasne, też było istotne, ale znajdowało się na dalszym miejscu listy panny Figg. - Tak, nazwisko, to samo, trzeba będzie to załatwić. - Potwierdziła jeszcze, aczkolwiek nie skupiała się na tym zbyt szczegółowo.

- Karl, prosiłabym cię, abyś ograniczył swoje eksperymenty społeczne do minimum, szczególnie w moim domu. - Jej głos zabrzmiał dosyć szorstko, ale nie miała jeszcze czasu na to, żeby martwić się pomysłami tego szalonego kota. Musiała jakoś zapanować nad tym całym bałaganem, który wydawał się jej być coraz większy. Wdech, wydech. Będzie dobrze.

Skrzywiła się nieco, kiedy Mabel się odezwała. Nie wiedziała, czy powinna się jej z tego tłumaczyć, w ogóle nie sądziła, że wypadałoby, aby usłyszała o tym, co miała do powiedzenia. - Trochę tak, a trochę nie... - To była chyba dobra mina do złej gry, tak.

Przeniosła spojrzenie na brata, i machnęła jakby przecząco głową. Nie miała pojęcia, jak ma to z siebie wykrzesać, ale musiała to zrobić. Może najlepiej szybko? Posłala Thomasowi złośliwe spojrzenie, kiedy nazwał ją pełnym imieniem, tak się nie będą bawić. - Nie. - Chciała to mieć za sobą, przeniosła spojrzenie na Longbottomównę, ponownie.
- Brenna,
taksięskładażezThomasemwczorajukradliśmydzieckoischowaliśmyjeunaszejbabci.
- Powiedziała to bardzo szybko, na jednym wdechu. W końcu odetchnęła z ulgą, miała to za sobą. Pominęła w tym role wujka, bo nie chciała, żeby oberwał przez nich rykoszetem.

- Po co miałbyś kupować coś na deser? - Spojrzała jeszcze na brata nieco rozczarowanym wzrokiem, to jakby miał zamiar przynosić drzewa do lasu, czy coś.

przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#16
16.10.2024, 09:23  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.10.2024, 09:24 przez Samuel McGonagall.)  
Patrzył w śliczną dziecięcą twarz i jak zawsze od razu widział w Mabel małą Norę. Jasne włosy, zawadiacki uśmiech, ciekawość i determinacja, którą tak bardzo kochał w pannie Figg. Siła walki, wola życia. Ale teraz pierwszy raz, tu na kuchennej podłodze, zaczął dostrzegać też inne cechy. Jego cechy. Teraz, w końcu, kiedy wiedział, kiedy Nora wyjawiła mu swój sekret, mógł dostrzec błękit oczu, kształt rąk, kto wie, może z czasem smykałkę do transmutacji.

– Jeśli będziesz chciała nauczę Cię tego tak, jak mnie nauczyła moja mama...– powiedział skupiony w całości na Mabel, bo to o nią chodziło tego dnia. O nich. Kiedyś jego rodzina liczyła sobie tylko trzy osoby i bardzo chciał, żeby znów tak było. Wtedy nie otaczały ich cztery ściany i londyński gwar, a ciepłe, zielone objęcie Kniei. Mieli mały dom, ale im to wystarczyło w zupełności, żeby być szczęśliwymi. A Samuel tak bardzo wierzył, że mógłby mieć to samo. Wrócić do szczęśliwych lat w bezpiecznej przestrzeni.

Oczywiście, Samuel, mały Samuel nie widział toksyczności swojego gniazda. Nie dostrzegał tego, że zaradna matka, która była ich jedynym łącznikiem ze światem, jest apodyktyczna i dominująca, pilnująca i determinująca każdy aspekt ich życia. Nie zauważył tego, że uległy ojciec pozbawiony honoru i swojego dziedzictwa zgadza się posłusznie na wszystko, co tylko zdecyduje jego małżonka, żyjąc i gasnąć w miejscu, do którego nie należało jego serce. Mały Samuel widział swoje gniazdo i tylko swoje, mając porównanie głównie z rodzinami innych gatunków. Mały Samuel kochał to miejsce i wierzył, że to co otrzymuje w zamian też jest miłością. Nawet taką, na którą bardzo trzeba było się postarać, żeby zasłużyć.

Nie chciał nazwiska od nich, nie potrzebował go, ale wiedział, że wchodząc do stada, trzeba przejąć jego zapach. Jego zwyczaje. Nie mógł znieść swojej obecności w mieście, a już w ogóle nie potrafił bez tony eliksirów zmrużyć oka w Londynie. Ilość odmiennych woni, uliczne życie, to, że cały czas wszędzie było jasno... Ale może kiedyś się nauczy. Może kiedyś zmusi się, żeby dobrze się tu czuć, bez konieczności wychodzenia nocą przez kominek Fiu do miejsca, które pachniało znajomo, swojsko i bezpiecznie. Gdzie było ciemno jak w jamie, i choć dla jednych to było straszne, to dla niego, och dla niego tak bardzo normalne. A może to on był nienormalny? Może to on musiał się w końcu ucywilizować?

McGonagall, to było nazwisko jego dziadka. Piękne i dumne, książka, którą napisał dziadek była mu przez lata lekturą do poduszki, znał jej fragmenty na wyrywki. Domyślał się, że jego ojciec również jakoś musi mieć na nazwisko i nawet raz o to zapytał, ale bardzo, bardzo tego później pożałował, bo mama nie była zadowolona z tej rozmowy i nie odzywała się potem do błagającego o przebaczenie ojca przez tydzień, jakby to była jego wina, że Samuel w ogóle zapytał. Później na rybach, kiedy byli sami, kiedy mieli czas bez czujnego oka mamy (choć kto wie, czy nie obserwowała ich jako ptak z gałęzi, Samowi zawsze wydawało się, że czuje jej wzrok na karku), wtedy ojciec delikatnie nakłuł swój opuszek palca pokazując mu czarną krew i powiedział wtedy:
Nie wszystko co czarne jest złe mały Sagitae. Pamiętaj, jeśli kiedyś nas zabraknie. Niedługo potem przestali chodzić na ryby, bo ojciec zachorował i musiał być w domu, ale Sam w tajemnicy przed mamą (jeśli można było mieć przed nią jakiekolwiek tajemnice) często nakłuwał sobie opuszek, zastanawiając się, czy i jego krew też kiedyś będzie czarna. To były smutne wspomnienia, ale mężczyzna jeszcze sobie nie zdawał sprawy, jak bardzo. Im więcej czasu spędzał wśród ludzi, tym bardziej chciał im o tym kiedyś opowiedzieć, to wiele więcej z życia, które nigdy nikogo nie interesowało. Chciałby nauczyć Mabel przemiany w wybrane przez nią zwierzę, nauczyć opieki nad hipogryfami, teraz skoro był dorosły, skoro był jej ojcem. Chciał wynagrodzić jej tak jak Norze wszystkie lata, kiedy nie był przy nich, bo fakt, że nie wiedział o jej istnieniu w żaden sposób go nie usprawiedliwiał. A tak bardzo chciał zabrać ją na ryby, jak zabierał go tata, chciał ją zabrać na ryby i liczyć na to, że nie zachoruje. Że nie umrze w przededniu jej osiemnastych urodzin.

Patrzył teraz na Mabel, na śliczną jasnowłosą psotnicę i zastanawiał się jak ubrać to w słowa. Jak jej powiedzieć. Jak wyznać prawdę zaklętą w ośmiu rubinach lśniących na palcu jego narzeczonej.
– Proszę, nie mów do mnie Pan – powiedział przez zaciśnięte gardło, rozluźniając chwyt, by nie ścisnąć drobnych ramion wzrastającej dopiero istoty, która dopiero miała rozwinąć przed nimi pełen potencjał. – Mów mi Samuel, Sam, a najlepiej, naj...najbardziej bym chciał, żebyś mówiła mi inaczej, bo... bo wiesz, bo ja.... ja i Twoja mama znaliśmy się dawno, dawno temu, jak Ciebie... – umilkł na moment, bo rozmowy się działy nad jego głową, wszędzie było pełno ludzi, ale on przecież nie mógł czekać, nie mógł czekać więcej, ani momentu dłużej skoro już i tak stracił osiem lat bycia rodziną, skoro nie widział jej pierwszych kroków, nie słyszał pierwszego śmiechu, skoro przez jej gardło nie przeszło słowo "tata" w innym kontekście, niż pytanie dlaczego go nie ma. Oczy zeszkliły mu się mocno, gdy zaciął się, nie wiedział jak dalej wybrnąć, a musiał być dorosły, musiał być dla niej, mimo klątwy, mimo własnych niedostatków i ograniczeń.

A potem świat pękł na dwoje. Finalnie okazało się, że znów coś źle zrozumiał. Że najwidoczniej nie taki był plan, żeby dzisiaj powiedzieć Mabel. Widocznie pomylił się, że mieli świętować w stadzie przyjęcie nowego członka rodziny, skoro wczoraj na plaży oświadczył jej się na prawdę, prawdziwym pierścionkiem, a nie nitką z rękawa. Widocznie nie chodziło o niego, a o porwane młode kogoś innego.Dzieci i ryby głosu nie mają tak mówiła mu mama. Nie był dzieckiem, nie umiał transmutować się w rybę, ale znów coś źle zrozumiał, znów się zapomniał, znów zakłócił porządek ustalony przez kogoś mądrzejszego. Nie powinien się w ogóle odzywać. Tak było bezpieczniej.

Zabrał ręce od Mabel, czując pętlę galopujących myśli zaciskających mu się na gardle. To nie jest jego dom. To nie są jego wybory. Może kiedy będzie miał to samo nazwisko. Może nigdy.

– Przepraszam, boję się, że klątwa uderzy, ostatnio gorzej sobie z nią radzę. Pójdę obok, nie chce... nie chce zrobić Wam krzywdy – powiedział, wraz z ostatnim słowem znów zamieniając się w ptaka i wyfruwając przez drzwi do pokoju obok. Był zbędny w tej ważnej rozmowie, a mógł tylko zaszkodzić tym, jak kiepsko radził sobie z magią kształtowania. Nie zamierzał ich narażać.
Sztafaż
Przeciętnie wysoka (125 cm), jak na swój wiek siedmiolatka o prostych blond włosach za ramiona i niebieskich oczach. Jej włosy są zazwyczaj rozpuszczone, a ubrania kolorowe. Często można ją spotkać w towarzystwie swojego srebrno-białego maine coona Karla. Ona wygląda sympatycznie. Kot już nie za bardzo.

Mabel Figg
#17
20.10.2024, 19:08  ✶  
– Naprawdę? – oczy Mabel rozbłysły, bo na wszystkie Matki i Merliny, jakże fajnie by było móc zmieniać się w jakieś zwierzątko. – Mogłabym latać? Albo też być niedźwiedziem?
Niestety nie dowiedziała się, jak pan Sam, lub właśnie nie pan Sam, chciał, aby na niego mówiła, ani co miał z tym wspólnego fakt, że znali się od dawna, bo mama powiedziała właśnie... Bardzo ciekawą rzecz, tak że Mabel w pierwszej chwili była pewna, że się przesłyszała.
Mama zrobiła co?
Mama porwała kogo?
Mama i wujek porwali jakieś inne dziecko?
I było ono właśnie u babci???
Młoda Figg zamrugała kilka razy bardzo nie rozumiejąc co się właśnie działo i bardzo, ale to bardzo pożałowała, że pan Sam nagle wyszedł, bo miała dziwne wrażenie, że on też tego nie do końca rozumiał, a jednak miłej było nie rozumieć czegoś w dwójkę.
Mama i wujek porwali jakieś dziecko.
Kiedy była w tłumie ludzi, mocniej trzymała rękę dorosłych, tak aby nie zgubiła się, lub nikt jej właśnie nie zabrał. Od małego była uczona, aby nie iść nigdy za obcymi, aby nigdy nie ufać, gdy ktoś przedstawiał się jako przyjaciel mamy, lub oferował słodycze. Kiedyś w przedszkolu opowiadali sobie straszne historie, które im się przytrafiły. Mabel nie miała żadnej takiej historii, więc wymyśliła własną o tym, że jej wujka Morpheusa porwali kiedyś źli czarnoksiężnicy i zanurzyli w kociołku z magicznym wywarem i dlatego teraz był nieco dziwny, chociaż kochany, miał te swoje wizje i nie mógł jeść drożdzówek, ale w sumie potem było jej głupio, zwłaszcza, że naprawdę nastraszyła kilka dzieci, bo porwania były czymś strasznym. Czymś złym. Czymś na co należało uważać. Czymś co było ścigane przez takie osoby, jak ciocia Brenna i wujek Erik. Czemu więc mama i wujek zrobiliby coś takiego? Były dobre rodzaje porwań? Musiały być, bo przecież oni nigdy nie zrobiliby nic złego.
– Karl... – zawołała kota nieco niepewnym głosem. – Chyba chętnie tego posłuchasz.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#18
24.10.2024, 00:15  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.12.2024, 18:26 przez Erik Longbottom.)  
Wypuścił powoli powietrze z ust, rozważając słowa wypowiedziane przez Thomasa. Czy na pewno powinien się skupiać tylko na jednym aspekcie? W tych czasach wielozadaniowość była nadzwyczaj przydatną umiejętnością, więc może i jemu powinna się udzielić? Zwłaszcza przez pracę w Brygadzie Uderzeniowej, skomentował bezgłośnie Erik, nabierając powietrza w usta i nadymając dolną wargę, jakby w jakiś sposób miało mu to dać więcej czasu na zastanowienie się nad omawianym akurat tematem.

— Nie mogę po prostu przełączać się z jednego trybu na drugi? — Uniósł wymownie brwi na komentarz Figga. — Może na początku byłoby trudno, ale w końcu opanowałbym do perfekcji sztukę ignorowania pewnych rzeczy, tylko po to, aby zainteresować się nimi pięć minut później. Wprawdzie nie byłoby to zbyt efektywne, gdyby nagle się okazało, że ta zignorowana sprawa nagle okazuje się kwestią równej wadze bezpieczeństwa krajowego, ale całkiem możliwe, że... — Rozchylił usta, jakby chciał kontynuować, jednak w ostatniej chwili się rozmyślił. — Dobra, nieważne. Chyba muszę po prostu napełnić żołądek waszymi specjałami.

Longbottom rozsiadł się na wolnym miejscu, gotów w każdej chwili zabrać się za pałaszowanie przygotowanego przez brata swojej najlepszej przyjaciółki posiłku. Rzadko kiedy miał próbować tworów Thomasa, toteż nawet cieszył się, że ponownie ma ku temu okazję. Poza tym zwykły obiad i tak dość mocno różnił się od tego, co wcinał, kiedy wpadał z wizytą do klubokawiarni. Kiedy wpadał tutaj z innymi Brygadzistami podczas patrolu lub prywatnie, to zazwyczaj łapał tylko kubek herbaty i jakieś ciacho na drogę, nie chcąc zmuszać blondyki do tego, aby brała się za poważne gotowanie, tylko dlatego, że wpadł z wizytą.

Jego uwagę dosyć szybko pochłonęła jednak wymiana zdań między Mabel i Samuelem. Uśmiechnął się pod nosem. Może jego sugestie faktycznie zaowocowały pozytywną zmianą, skoro czarodziej z Kniei Godryka był już stałym gościem w mieszkaniu Figgów? Zwłaszcza, że tak dobrze wpasował się w rolę opiekuna młodej czarownicy. Jak z obrazka. Tym bardziej zaskoczyła go poruszona sprawa, bo nagle poinformowano jego i Brennę o tym, że Figgowie porwali dziecko. Erik odłożył widelec na stół.

— Ukradłaś komuś dziecko? — Jego rysy twarzy od razu się wyostrzyły, a oczy zabłyszczały poważnie, gdy przez głowę mężczyzny przelała się fala najróżniejszych scenariuszy. Z czego ten najgorszy sugerował, że Figg zamordowała przy okazji kogoś z zimną krwią, a Samuel i Thomas pomogli jej pozbyć się dowodów. Pokręcił stanowczo głową, odsuwając od siebie tę myśl. Norę było stać na wiele, jeśli się ją sprowokowało, ale chyba nie była zdolna do tego, aby pozbawić kogoś życia. Nie. Na pewno nie. — Ty?

Nie oderwał wzroku od twarzy blondynki, nawet gdy Samuel postanowił wycofać się z konwersacji i opuścić pomieszczenie. Bywały takie dni, że żałował, że nie znał Samuela tak dobrze jak innych. Nie łączyła ich wieloletnia, a ledwie kilkutygodniowa znajomość, a to poniekąd utrudniało nawiązanie odpowiednio silnej więzi. Dopiero się poznawali i nie znali wszystkich swoich dziwactw, możliwych reakcji na pewne incydenty. To chyba był jeden z tych przypadków. Pytanie tylko, czy była w tym towarzystwie chociaż jedna osoba, która byłaby w stanie zdecydowanie powstrzymać mężczyznę z Kniei Godryka przed tym, aby ewakuować się do innej części mieszkania Nory? I nawet jeśli by spróbowała, to czy wyszłaby z tego starcia zwycięsko?


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#19
26.10.2024, 12:24  ✶  
Miał wrażenie, że stężenie informacji, jakie się tutaj zebrały  to będzie istne pandemonium jak już wszystkie informacje ujrzą światło dzienne. A w tym wszystkim stał on. Chyba jako jedyny poza Norą wiedzący o wszystkim, przy czym Nora zaczęła już aktywnie informować resztę. Chyba zamiast herbaty przydałoby się coś mocniejszego na takie rewelacje. śledzenie tak wielu rozmów było dość obciążające, ale jeszcze sobie radził, choć czasami gubił niektóre słowa wypowiadane przez innych.

Skupił się teraz na Eriku i jego wywodzie marszcząc przy tym brwi. - Dlatego tak ważne jest, żeby od czasu do czasu zaznać odpoczynku, szczególnie kiedy tak wiele się dzieje wokół. Świat nie zawali się jeśli weźmiesz dzień wolnego, a z nowymi siłami - poklepał mężczyznę po ramieniu, zdecydowanie powinien nabrać tchu i spowolnić, skoro miewał takie a nie inne myśli. Tylko nie mogli przecież jechać wszyscy jak tu stali, do odpowiedniego odpoczynku powinien jechać z jedną dwoma osobami, ale kim? Najlepiej żeby sam wybrał. Po ostatniej rozmowie z Norą pewnie wybrałby ją, ale teraz? Po rewelacjach z rana to chyba nie był taki dobry pomysł. Dbanie o innych to naprawdę skomplikowany proceder.
Hipokryta usłyszał ten zwykle szyderczy, tak teraz rozbawiony głos w głowie, który zignorował, w tym całym rozgardiaszu nie miał po prostu czasu na swoje demony.

Zamrugał, kiedy siostra wyrzuciła z siebie słowa tak szybko, że niemal nie zrozumiał, co mówiła. Gdyby nie był z nią wtedy i wiedział o czym chce powiedzieć to zapewne by poprosił o wytłumaczenia powoli, ale tak. - Nie zapominaj, że był z nami jeszcze Woody - dorzucił jeszcze niewinnie swoje trzy knuty, jakby to, ze był z nimi ich przyszywany wujek cokolwiek ratowało.
Wziął sobie kawałek pizzy i westchnął. Jakoś tak przestał być głodny, ale trzeba sprawiać pozory, że zachowuje się zdrowo? Chyba tak. Wziął jeden kęs i zabrał się za opowiadanie. Zawahał się chwilę, ale machnął ręką, niech mała Mabel posłucha jakie to przygody ma jej matka z nim.
- Tam od razu ukradła, zabrała go w lepsze miejsce, a raczej zabraliśmy - ciężko byłoby ukrywać swój współudział w tym przedsięzieciu, zresztą nawet nie zamierzał.
- Podczas przygotowywania imprezy na plaży spotkaliśmy kobietę proszącą o pomoc, bo pewien rybak jej coś ukradł. Potem okazało się, że to selkie, a on ukradł jej skórę i uwięził przy sobie. Tylko był po prostu starym pijakiem, więc wykradliśmy mu skórę i ona uciekła zostawiając za sobą to dziecko. Więc postanowiliśmy je zabrać w nieco bezpieczne i przyjazne miejsce niż porzucić go samotnie z ojcem pijakiem - wzruszył ramionami na koniec opowieści, bo to było dość naturalne, nie mogli porzucać kogoś w potrzebie. Prawda? No prawda, ale pozostała teraz kwestia legalności ich działania, czyli to o czym nie pomyśleli przed działaniem.

Zmarszczył brwi, bo dobrze słyszał co powiedział Sam, słowo klucz "klątwa" sprawiło, że zbystrzał niczym kot, który właśnie zauważył ptaka w swoim zasięgu. Powiódł jednak za nim spojrzeniem, bo zdał sobie sprawę jak mało wie o swoim przyszłym szwagrze i ojcu Mabel. A tak dalej być nie powinno, skoro Samuel stawał się rodziną to nie mógł być obcy. Ale wiedział, że proces poznawania ludzi nie jest krótki i prosty. Ktoś powinien za nim iść? Zostawić go spokoju jak prosił? Nie znał McGonagalla na tyle, żeby móc ocenić, gdyby tylko wiedział, że wybrał on pomieszczenie gdzie znajdował się Pazur to  nie zastanawiałby się ani chwili.

***

Kapitan Pazur w najlepsze mył sobie futerko. Właśnie rozwalił się na plecach i wylizywał sobie brzuszek, kiedy usłyszał jak ktoś wchodzi do pomieszczenia. Podniósł koci łeb z wciąć wyciągniętym językiem. I wnet zauważył, że to ten dziwnie pachnący człowiek, jego obecność przypominała Kapitanowi wędrówki przez norweskie lasy, może to przez ten unoszący się za nim zapach Kniei, który wyłapywał koci nos?
- Nie powinieneś być czasem tam z nimi? - zapytał Sama jak gdyby nigdy nic.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#20
28.10.2024, 17:42  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.10.2024, 17:42 przez Brenna Longbottom.)  
Brenna słuchała jednym uchem rozmowy Sama z Mabel, bardziej skupiona raczej na tym, co ważnego miała do powiedzenia Nora… chociaż wyprostowała się nieco, gdy kolejne słowa księcia z Kniei zaczęły prowadzić do pewnego wniosku, który od dawna oscylował gdzieś na obrzeżach myśli Brenny. Bo jakby nie było – wiedziała o ich związku, umiała liczyć, a na co dzień pracowała w policji.
A potem zamarła z kawałkiem pizzy uniesionym do ust, gdy najpierw Nora wspomniała o tym, że tak jakby ukradli dziecko, a Sam znów przytłoczony najwyraźniej (kradzieżą dziecka? Rozmową z Mabel?), wyleciał przez okno. Powstrzymał tym samym Brennę przed zapytaniem „Zaraz, że co?”
Przymknęła oczy na dosłownie dwie sekundy, podczas których rozważyć zdążyła kilka dostępnych opcji i wybrać tę, która zdawała się jej najrozsądniejsza i pozwalała zająć się oboma powstałymi problemami na raz… prawdopodobnie. Ale alternatywy wydawały się słabe, a ta trójka chyba powinna przez chwilę być sama. Później odłożyła pizzę na talerz.
– W porządku, proponuję, żeby Thomas opowiedział teraz, dlaczego zabraliście do Lizzie dziecko, a tymczasem Nora i Mabel poszły porozmawiać z Samem. Co wy na to? – spytała, bardzo spokojnie, jakby nie działo się nic nadzwyczajnego. Nie wpadała w panikę ani w złość: nie miała w zwyczaju panikować, a poza tym w tej chwili należało jakoś tę sytuację… opanować. I poznać fakty. Nie wyciągało się wniosków, zanim nie poznało się wszystkich faktów, a nie wierzyła, że Thomas i Nora ot tak ukradliby sobie przypadkowego dzieciaka. Coś musiało się stać.
Kolejne słowa Figga rzuciły nieco światła na tę sprawę, ale wcale nie czyniły sytuacji latwiejszą. Brenna przesunęła palcami pomiędzy włosami, przetwarzając informacje i próbując poskładać, ck z tym właściwie zrobić.
- Thomas, jak długo tam byliście? Chciałbyś, aby ktoś zabrał nagle Mabel, bo zobaczył cię z piwem? Co jeśli to dziecko ma babcię, dziadka, ciotkę? Czy on w ogóle chciał iść z wami, skoro to półselkie? - A nawet jeśli nie miał, i mężczyzna była pijakiem, zabranie chłopca ot tak wciąż było porwaniem. Ściganym przez Brygadę Uderzeniową, czyli przez nią i Erika. Jeśli rybak pił i bił małego, to nie tak, że Brenna by tego porwania nie popierała, ale przecież Figgowie nie byli w stanie tego ukrywać. Kogoś zainteresuje dziecko, które znikąd pojawiło się w ich domu. Ktoś mógł zgłosić zaginięcie, jeżeli nawet nie ojciec, to inni członkowie rodziny. - W porządku, zrobimy tak. Spotkaliście dziecko samo na plaży, więc wzięliście je ze sobą i powiadomiliście Brygadę. – Zresztą… w gruncie rzeczy właśnie tak było. - Skoczę do Biura. Sprawdzimy jego ojca i zobaczymy, co zrobimy z tym dalej.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (1799), Erik Longbottom (1518), Nora Figg (1905), Thomas Figg (2777), Samuel McGonagall (1833), Mabel Figg (1294)


Strony (3): « Wstecz 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa