• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 … 14 Dalej »
[01.1971] Między słowami

[01.1971] Między słowami
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#11
07.09.2024, 12:42  ✶  
- Będę jak księżniczka, tylko zamiast w w wieży to uwięziony w piwnicy. Tylko nie zapomnijcie mnie karmić - odpowiedział rozbawiony wizją, którą przedstawiła przed nim. Zostanie więźniem w piwnicy do czasu, aż się ponownie zatęskni za jego obecnością, dość osobliwe rozwiązanie sprawy.

Popatrzył na kobietę, która do nich dołączyła bez zaproszenia. Czy przesadził? Być może i tak, ale nie zmieniał ot tego, że nie zamierzał przepraszać za swoje słowa. Kobieta nie ułatwiała wywarcia pierwszego dobrego wrażenia swoim zachowaniem, już nie chodziło o kapelusz, ten stworzył najmniejszy problem, przecież to nie był pierwszy raz, kiedy widział coś takiego.
- Nie, nie wydaje mi się - stwierdził wzruszając ramionami i przeniósł spojrzenie na Brennę, która rzuciła propozycję z przeniesieniem się do innego stolika.
- Tak, zdecydowanie będzie tam wygodniej - powiedział i podniósł się chwytając za oba talerze, aby przenieść je do nowego miejsca. Najlepszą metodą teraz była zmiana miejsca i ignorowanie kobiety, czyż nie? Dodatkowo poruszyła temat klątw, więc powinna być gotowa na to, że jak tylko siądą to zasypie ją milionem informacji. - Ostatnio spotkałem się z dość ciekawą klątwą w Libanie, był tam czarnoksiężnik, który zaklął swoje drzwi i jeżeli ktoś w nie zapukał przed południem to musiał spędzić dzień w postaci kury - stwierdził rozbawiony, była to co prawdy niegroźna klątwa, do czasu kiedy rzeczone drzwi nie stały się wejściem do publicznego miejsca. - Było trochę roboty z mugolami, którzy przypadkiem na nie natrafili - zachichotał przypominając sobie jak łapali kury, bo jedne przemieniony mugol wkradł się do pobliskiego kurnika i sprawił, że wszystkie ptaki z niego uciekły i się rozbiegły po okolicy. Podczas przenoszenia się towarzyszyły im szepty i spojrzenia reszty klientów tego miejsca.
Stawiając talerze na ich nowym stoliku odsunął krzesło dla Brenny i siebie, rozumiał jej intencję dlatego musieli usiąść tak, aby nieznajoma musiałaby wisieć nad nimi niczym sep, gdyby nadal chciała ich niepokoić.
- Chcesz najpierw usłyszeć o tych niebezpiecznych czy tych zabawnych? - zapytał rozsiadając się wygodnie na nowym miejscu.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#12
08.09.2024, 11:36  ✶  
Naprawdę nie chciała, żeby powrót Thomasa wyglądał w ten sposób. Wpadał w sam środek wojny, która pukała do drzwi jego i jego rodziny. I nawet w cholernej knajpie nie mogli zjeść spokojnie, podczas pierwszego od dawna spotkania, bo wprawdzie tym razem fanatycy czystej krwi nie robili akurat problemów, za to ktoś ewidentnie wychylony w drugą stronę, nie chciał dać im spokoju.
Brenna była za mało zorientowana w historii mugolskiej, by słyszeć o komunizmie i tym, do czego ten doprowadził, ale najwyraźniej tutaj mieli zagorzałą komunistkę.
– Możecie uciekać przede mną, ale nie przed prawdą – oburzyła się kobieta z sępem i chwyciła jeszcze przy tym Brennę za rękę. Ta jednak wywinęła się z uścisku sprawnie, i nawet zwalczyła bardzo nieładną ochotę wywalenia zawartości przenoszonego talerza prosto na kapelusz nieznajomej. Powiedziała sobie w duchu, że jest Detektywem Brygady: nie może rzucać ludziom na głowy jedzenia. Nie mogła uciekać się do przemocy, póki tamta nie zaatakuje w bardziej oczywisty sposób. A poza tym to były naprawdę dobre naleśniki. Szkoda było ich marnować.
– Przepraszam? Czy skoro pani nie zamawia, nie znaczy to przypadkiem, że nie jest klientką lokalu? – rzuciła do obsługi, zanim usiadła na krześle. Nie chodziło nawet o nich, ale sądząc po minie kelnerki, kobieta przychodziła tutaj regularnie. – I nikt go za to tam nie aresztował? – zdziwiła się, wracając do rozmowy jak gdyby nigdy nic, ustawiając i talerz, i krzesło tak, by druga kobieta nie mogła się do nich dosiąść. – Przecież te kury… może ja sobie źle wyobrażam Liban, ale ktoś… mógł no, spróbować taką zjeść – powiedziała, wzdrygając się lekko. Sama w sobie klątwa była niby z gatunku tych niegroźnych i miała odstraszać przed budzeniem gospodarza, ale niegroźne żarty czasem kończyły się tragicznie. W Departamencie, w którym Brenna pracowała, naprawdę szybko się tego uczyła.
– Jakiś rok temu dostałam ciekawą klątwą, sprowadzającą pecha – podjęła, nie zwracając już uwagi na kobietę z sępem, która postąpiła za nimi, ale chyba zdała sobie sprawę z tego, że nie, dosiąść się nie dosiądzie. – Zwaliło się na mnie drzewo, prawie wpadłam do studni, rozsypała mi się pod ręką furtka, w Mungu pielęgniarka lewitująca pudła straciła nad nimi panowanie na schodach, ktoś źle rzucił zaklęcie i nad moją głową pojawiła się burzowa chmura… - opowiadała, ot drobna ciekawostka dla klątwołamacza. Rozkroiła naleśnika i wpakowała sobie kawałek do ust, zanim odezwała się znowu. – Zacznijmy od zabawnych. Lubię zabawne rzeczy.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#13
08.09.2024, 14:01  ✶  
Każda ze stron miała swoje ekstremalne jednostki, z dwojga złego, dobrze było, że trafili na kogoś relatywnie niegroźnego niż popleczników Ciemnego Pana. Na szczęście też nie widział interakcji jaka wydarzyła się między Brenną i kobietą, może nie uciekłby się do przemocy, albo dość dobitnie by wyraził swoje zdanie poprzez pomaganie kobiecie w opuszczeniu lokalu. Jednak jej obecność tylko utwierdziła go w tym, że dobrze zrobił wracając.
Zerknął jeszcze czy kobieta nie chce dalej ich niepokoić i kontynuował.
- Myślę, że bardzo by chcieli, ale był tak stary, że zanim sprawa wyszła na jaw, to zmarło mu się i nie wiedzieli jak zdjąć te klątwę - z sztućcami w dłoniach popatrzył na Brennę uważnie. - Na szczęście obyło się bez strat w ludziach, ale był blisko, jedna z kur już szła pod topór gdy się przemieniła z powrotem w człowieka - nie wspominając o traumie jednej i drugiej osoby, na szczęście przemienił się zanim stracił głowę, bo wtedy byłoby o wiele gorzej. I faktycznie klątwa zdawała się być formą żartu, jednak lokalni przedstawiciele prawa mieli z nią sporo problemu, wyśledzenie wszystkich przemienionych mugoli i wymazanie ich pamięci nastręczyło im sporo problemów.
Całą uwagę skupiał teraz na swojej rozmówczyni, uparcie ignorując kobietę z sępem na głowie, dopóki nie dochodziło do rękoczynów czy gróźb to zamierzał ignorować całą jej obecność, żeby nie karmić chorego zachowania dodatkową pożywką - zabrał się więc za jedzenie. Faktycznie naleśniki były dobre - użyli dobrego mięsa i nie żałowali sera, mimo, że delektowanie się nimi zostało nieco zakłócone wcześniejszym najściem nieznajomej to teraz mogli wrócić do rozmowy i jedzenia.
- Uhh, to brzmi jak dość popularna klątwa stosowana do zabezpieczania kurhanów przed złodziejami na Kaukazie - oczywiście, że zaczął analizować to co mu powiedziała poznał jej też dość paskudną formę, która była już mniej "zabawna", a o takie klątwy na razie nie prosiła. - A czemu mówisz o niej dopiero teraz? Wiesz, że wystarczyło napisać, pewnie wróciłbym świstoklikiem szybciej niż sowa po takiej podróży - rzucił żartobliwie i próbował sobie przypomnieć gdzie znajdował się rok temu. Gdzieś pomiędzy Peru a Egiptem właśnie, ale to nie przeszkadzałoby mu rzucić wszystkiego i wrócić do Anglii, gdyby dowiedział się, że ktoś z jego bliskich potrzebuje pomocy i on jest niemal najlepszą osobą do jej udzielenia. - Na szczęście widzę pozbyliście się jej, chyba, że nie i to dlatego to wszystko - wykonał delikatny ruch głową w stronę poprzedniego stolika, choć to był bardziej żart. Wątpił, żeby pozostawiła na sobie klątwę na tak długo.
- Myślę, że możesz nie mieć tyle czasu, żeby usłyszeć o wszystkich, ale to dobrze, będzie co ciekawego opowiadać na kolejnych spotkaniach - rzucił żartem i chwilę zastanowił się od czego zacząć, w międzyczasie pochłonął połowę swojego naleśnika, był tak dobry, ze nie mógł się powstrzymać, przed kolejnymi kęsami.
- W Libanie był pewien rzemieślnik, który sławił się w wykonywaniu niesamowitej jakości butów, niemal cały kraj zjeżdżał się do niego, żeby mieć choć jedną parę sygnowaną jego znakiem. O dziwo to nie jest historia o zazdrosnym konkurencie, bo szkolił każdego kto do niego przyszedł po porady. - nabrał nieco tchu, bo zaczynał już wpadać w tryb, ze mówi aż braknie mu oddechu. - Jednak niektórzy próbowali się wycwanić i nie dość, że próbowali go oszukać na zapłacie to jeszcze korzystali z różnych taktyk na przebranie się. Raz dowiedział się o skąpej parze, która wykorzystywała swoje bogactwo i niemal siłą za bezcen odkupowała buty od biedniejszych mieszkańców kraju - uśmiechnął się perfidnie, bo zbliżali się do puenty. - Dlatego też rzucił klątwę na dwie pary butów, które wysłał im w prezencie. Nic nie podejrzewając ubrali je dość szybko, żeby w nich się pokazać. Wtedy się zaczęło - aż zachichotał. - Okazało się, ze mężczyzna musi chodzić na rękach, bo buty nie chciały dotykać ziemi. A kobieta, gdy tylko próbowała usiąść zaczynała tańczyć, nie mogła zaznać odpoczynku. Nie muszę chyba mówić, ze z racji swej niepopularności musieli ściągać klątwołamacza z zagranicy, co trochę trwało. Spędzili w tym stanie przeszło trzy miesiące. - zakończył opowieść ewidentnie rozbawiony. Mieli i tak szczęście, że tak krótko.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#14
09.09.2024, 16:18  ✶  
– Hm… w takim wypadku… zdementowałabym po prostu drzwi i w sumie nie wiem, co bym z nimi zrobiła, ale coś bym wymyśliła – stwierdziła Brenna, która miała chyba w sobie trochę tej bezczelności, z jaką przed wiekami Alexander przeciął węzeł Gordyjski, zamiast próbować go rozplątać. Może miało to coś wspólnego z krwią Gryffindora. Rozwiązanie tej sytuacji wydawało się jej absolutnie oczywiste, chociaż do licha, utwierdzała się tylko w przekonaniu, że problemy Anglii były niczym wobec tych w niektórych krajach – mimo wszystko sądziła, że zorientowaliby się szybciej niż po kilku czy kilkunastu latach, gdyby gdzieś mugoli zamieniono w kury…
Chociaż prawdopodobnie już niedługo miała dojść do zupełnie innych wniosków względem zorientowania Ministerstwa Magii i nawet własnego. Właściwie to zalążki takich już tkwiły w jej głowie, ale ot pierwszym odruchem na taką historię była myśl „nie no, u nas by się to nie zdarzyło”.
Zerknęła ukradkiem na sępią kobietę, i pokręciła głową, widząc, że obsługa nic nie zrobiła, a ta dosiadła się do innego stolika. Gdyby nie to, że była tutaj z Thomasem, pewnie Brenna by nie wytrzymała i ją wyprowadziła, podciągając to pod jakiś paragraf – wiedziała najlepiej, że interpretacja prawa bywa dość płynna.
Baba przeszkadzała innym, a w świecie czarów ktoś prędzej czy później nie wytrzyma i potraktuje ją jakimś zaklęciem, a potem trzeba będzie sprzątać ten bałagan.
– Tommy, byłeś w innym kraju, zanim sowa by do ciebie dotarła, to ja byłabym martwa – powiedziała jednak zamiast tego znad swojego naleśnika, zaskakująco beztrosko jak na takie stwierdzenie. Ale z perspektywy czasu to zdawało się już raczej zabawne niż przerażające, a Brenna zawsze była raczej wesołą dziewczyną. W tej robocie potrzeba było trochę pogody ducha, jeżeli nie chciało się stać zgorzkniałym gliną rozwodnikiem, z problemami alkoholowymi, krążącym po Londynie w długim płaszczu, niezależnie od pogody… A może znowu ponosiła ją wyobraźnia. – To było coś autorskiego, a nawet jakbym się upierała, że nie chcę do Munga, to koledzy odeskortowaliby mnie tam przemocą po tym, jak się wyrwał jeden aresztowany i omal mnie nie dźgnął nożem do papieru… Nie że się im bardzo opierałam, bo jednak no wolałam móc wchodzić po schodach bez pewności, że się na nich potknę albo załamie się poręcz, albo coś takiego. Poza tym eee… to tak trochę przeznaczenie – parsknęła, odkrajając sobie kolejne kawałki naleśnika. Przeznaczenie albo przekleństwo, ale uznała, że oszczędzi Thomasowi wszystkich szczegółów.
Uniosła na niego spojrzenie ciemnych oczu, wysłuchując opowieści. Nie przerywała: lubiła mówić, ale lubiła i słuchać, i tak naprawdę często jej gadanina miała na celu zachęcenie do gadania drugiej strony. Brenna lubiła historie, a ta konkretna brzmiała w jej uszach trochę jak baśń. Nie znała uwarunkowań lokalnych, nie znała dzieł rzemieślnika, nie pojmowała więc za bardzo, dlaczego ta skąpa para po prostu nie zamówiła ich więcej i po jaką cholerę komuś używane buty – cóż, patrzenie kogoś, kto mógłby kupić sobie bardzo wiele par, gdyby tak zechciał… Ale i starała się nie popadać w te swoje zwykłe analizy, a zamiast tego potraktować to właśnie jak opowieść z dalekiego świata.
– Miał wyobraźnię – podsumowała, kiedy przełknęła kolejny kęs naleśnika. – Kiedyś do BUM zgłosił się jeden facet, że szwagier dał mu w prezencie buty, które próbowały mu zjeść stopy. To było parę lat temu, więc jeszcze brałam takie sprawy, i o bogowie, co to była za rodzina, jak pojawiliśmy się przesłuchać tego szwagra, bo jednak faktycznie te buty okropnie poszarpały nogi tego gościa, to doszło tam do tak wielkiej awantury, że ostatecznie musieliśmy aresztować całą rodzinę, bo wszyscy złapali za różdżki, nikt nie chciał się uspokoić, a ja oberwałam dwoma zaklęciami, zanim udało się drani obezwładnić.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#15
10.09.2024, 11:29  ✶  
Zaśmiał się, głośno i serdecznie z tego co powiedział, nie wyśmiewał jej, ale po prostu rozbawiła go swoim niewinnym podejściem do tematu.
- Znalazła sposób jak rozwiązać problemy z przeklętymi przedmiotami, przeczytaj artykuł - zachichotał kręcąc głową. - Chciałbym, żeby to było tak proste czasami - doprawdy, gdyby klątwy dało się rozwiązać tak prostymi czynami to powinen zacząć obawiać si o swoją pracę. Na szczęście było to nieco bardziej skomplikowane, co chroniło miejsce pracy Thomasa na dłuższy czas. Zastanawiało go czy w sytuacji w jakiej powoli znajduje się Anglia czasem nie przydadzą się jego zdolności, nie tylko, żeby móc zabezpieczać dom rodzinny, ale właśnie przysłużyć się również i inaczej. Może nie był mistrzem pojedynków, bardziej nowicjuszem - to jednak potrafił posługiwać się różdżką (w swojej ocenie całkiem nieźle) i co najważniejsze nie bał się ryzyka - śmierci w oczy patrzył przez ostatnie lata bardzo często. Co prawda nie było to podczas pojedynku z innym magiem, ale to już szczegóły.
Słuchaj no, teraz wypominamy tobie, że nie ufasz moim zdolnością, a nie to, że byłem na drugiej półkuli - powiedział z udawanym oburzeniem, bo przecież nie miał do niej żadnych pretensji, po prostu czasami troska o bliskich przemawiała wcześniej niż logiczne argumenty.
Zerknął w bok na Sępiradło, jak ochrzcił nieznajomą mu kobietę, pasowało do niej, bo niczym sęp czyhała na swoje ofiary i atakowała je gdy były bezbronne i nie mogły się bronić. Ale skoro obsługą postanowiła ją ignorować i odczepiła się od nich, to nie zamierzał więcej poświęcać jej uwagi, teraz byłą problemem innych ludzi. Może i nie lubił zrzucać problemów na innych, ale tak naprawdę od początku nie byłą ona ich ciężarem, doczepiał się niczym rzep do psiego ogona, więc mogła iść dalej psuć dzień innym ludziom.
- Mogę sobie wyobrazić, jak na początku próbowałaś przekonać wszystkich, że wszystko jest porządku - pokręcił głową z dezaprobatą, ale rad był, że miała takich a nie innych kolegów i była cała i zdrowa teraz. - Te autorskie są interesujące, bo nigdy nie ma dwóch takich samych klątw, potrafią sprawić niezłą zagwozdkę i napsuć sporo krwi, co bardziej zawzięci potrafią jednocześnie wplatać klątwę w klątwę i podczas zdejmowania dostaje się rykoszetem - tu już przemawiało przez niego doświadczenie, takie rzeczy nie były chlebem powszednim, jednak napotkał i takie klątwy, te jednak były makabryczne i wymierzone w bezpośrednie nie ranienie celu, dlatego lepiej je pominąć.
Uniósł brwi w górę na opowieść, jak od butów próbujących zjeść stopy przeszło do ciskania zaklęciami w stróżów prawa. - Wykazali się niezwykłym geniuszem porywając się na was - kwestię oberwania zaklęciami pozostawił bez komentarza, bo przecież nie mógł zachowywać się jak nadwrażliwiec, to było oczywiste, że w swojej pracy Brenna natrafi na takie sytuację, dopóki nie działo się jej potem nic poważnego - ostatnie czego potrzebowała to tyrady o uważanie na siebie, szczególnie w stosunku do sprawy sprzed kilku lat. Doprawdy nie zdawał sobie, jak bardzo mu brakowało takich spotkań i rozmów, kiedy był poza Anglią. Fakt, poznawał nowych ludzi, jednak rzadko kiedy te same twarze przewijały się przez wykopaliska, na których pracował - z kilkoma chlubnymi wyjątkami. Ale to nie było to samo, rozmowy z kimś, z kim wiąże cię coś więcej niż praca dawały pewną formę relaksu i rozluźnienia.
- W grobowcu kapłanki Bastet była sprytnie ukryta klątwa, którą niezwykle trudno było wyczuć i złamać. A sprawiała, że człowiek był śledzony przez koty i gdy zdjął buty to mu do nich sikały, wtedy właśnie z taką wprawą opanowałem chołoczyścia - naprawdę, teraz mógł rzucać to zaklęcie nawet w półśnie, bo zdarzało mu się je rzucać po kilka razy w ciągu jednego dnia, zanim rozwikłali zagadkę tej klątwy. - Ogólnie to był dość mocno zabezpieczony grobowiec. Była tam jeszcze pułapka, która zmieniała w kota i klątwa, która sprawiała, że człowiek zamiast słów wydawał z siebie miauczenie niczym kot. Wyobrażasz sobie co by się stało, gdyby jedyny klątwołamacz w okolicy wpadł w taką klątwę? Nie mógłby się jej sam pozbyć swoim, no chyba, że trzeba by było ją wymiauczeć - zachichotał i przerwał, żeby dokończyć swój posiłek. Po zjedzeniu odsunął od siebie talerz.
- Prawda jest taka, że raczej większość klątw jest nakładana z zamiarem wyrządzenia krzywdy lub nawet zabicia w przypadku aktywowania. Zwłaszcza jeśli były umieszczane w grobowcach, jak ta z grobowca Tutenchamona, na którą wpadli mugole - cóż taki już urok samych klątw, były nakładane jako zabezpieczenia przed plądrowaniem, trudno było się spodziewać, że wszystkie będą miały zabawne efekty, zdecydowana większość działała jednak w makabryczny sposób.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#16
10.09.2024, 13:58  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 10.09.2024, 14:04 przez Brenna Longbottom.)  
– No drzwi dalej byłyby przeklęte, ale nikt by w nie nie pukał przed południem – wyjaśniła Brenna swoją logikę, dalej pałaszując naleśnika. Że to nie zdjęłoby klątwy to mogła odgadnąć, ale jakby umieścić drzwi gdzieś, gdzie w nie nikt nie zapuka aż do dwunastej… – Nie odwracaj kota ogonem – powiedziała i dźgnęła go lekko palcem w ramię. – Wiem, że jesteś bardzo dobrym klątwołamaczem.
Ale był na drugim końcu globu, no i moc piątków trzynastego wiodła ją gdzieś indziej. Poza tym Thomas był raczej nastawiony właśnie na zdejmowanie przekleństw z drzwi czy z przedmiotów znalezionych w amazońskiej dżungli, natomiast ona czasem potrzebowała uzdrowiciela – bo niestety w parze z klątwami nieraz szły także różne obrażenia i inne nieprzyjemne skutki zaklęć, do których już trzeba by uzdrowiciela… Ale tak ogółem, to Brenna uważała, że ma sporo szczęścia, bo uzdrowicielkę i – już – wkrótce – klątwołamaczkę miała pod jednym dachem (i nie miała pojęcia, że zmieni się to już w kolejnym roku), przyjaźniła się z Thomasem, a i w te piątki zawsze napataczał się Basilius.
– Hej, wcale nie. To znaczy, najpierw nie wpadłam na to, że to klątwa, a naprawdę nic mi się nie stało, uniknęłam tego drzewa, studni, nie dźgnął mnie tym nożem i tak dalej… ale jak nam dyżurny uzdrowiciel powiedział, że klątwa i że do Munga, to się nie kłóciłam. Czasem zachowuję się, jakbym miała więcej niż siedem lat, słowo – parsknęła Brenna, przewracając przy tym oczyma. Bywała rozgadana, bywało, że opowiadała naprawdę straszliwe głupoty, i że w ogóle pajacowała, i pewnie mając gorączkę zapewniałaby, że tutaj jest tylko tak ciepło (na szczęście rzadko chorowała), ale jednak jak klątwa mogła ją zabić albo skrzywdzić kogoś obok, to grzecznie szła do klątwołamacza.
Po prostu nie chciała brać L4 na kolejny dzień, bo skoro ją już zdjęto, to niby po co, tak?
– Swoją drogą, oberwałam nią w Little Hangleton. Czasem mam wrażenie, że całe to miasteczko jest przeklęte, jakąś taką wymyślną klątwą, że nawet żaden klątwołamacz nie może za bardzo jej złamać czy diagnozować – dodała, i zamilkła, przeżuwając resztę naleśnika. – Cieszę się, że Basilius nie oberwał rykoszetem. Ale omal nie spadła na mnie lampa, jak zdejmował klątwę. A jeden jego eliksir zaczął nagle kipieć.
Brenna od tamtej pory nabrała zwyczaju sprawdzania w piątki trzynastego, czy lampy się nie urwą, a krzesło, na którym planuje usiąść, nie zapadnie.
Zamarła na moment, omal nie zakrztusiła się ostatnim kawałkiem naleśnika, kiedy Thomas wspomniał o tych butach i wbiła w niego bardzo uważne spojrzenie ciemnych oczu. Wiedziała niby, że nie wszystkie klątwy są śmiertelne, ale to… to brzmiało jak genialne, straszne i zarazem absolutnie niemożliwe.
– Poważnie? – spytała, tak trochę podejrzliwie. – Nie wkręcasz mnie z tym?
Odruchowo opuściła wzrok na jego buty, chociaż wątpiła, aby to były te same, na które zaczaiły się koty, przywabione klątwą Bastet.
– O, twoja siostra umie robić takie ciastka. To znaczy nie zamieniające w kota, ale sprawiające, że przez jakiś czas stoisz i miauczysz – powiedziała Brenna, uśmiechając się do niego. – Może zainspirowała się do nich starożytnymi klątwami kapłanek Bast. A o Tutetchamonie to nawet ja słyszałam, podobno wybiła wszystkich, którzy tam weszli, czytałam o tym w jakiejś mugolskiej książce…
Chciała chyba powiedzieć coś jeszcze, ale… kobieta z sępem wstała nagle od sąsiedniego stolika, i ruszyła w ich stronę. Znowu. Brenna uniosła oczy ku sufitowi, westchnęła, a potem opuściła wzrok najpierw na swój talerz, a potem Thomasa. Zdążyli praktycznie zjeść, a chociaż chętnie posiedziałaby sobie jeszcze tutaj przy filiżance ciepłej herbaty, to uznała, że woli jednak spacer na mrozie niż ponowne wykłady na temat tego, że ludzie powinni być równi.
Powinni.
Ale nigdy nie będą.
Brenna nie była aż taką idealistką, by tego nie wiedzieć: wolała się więc skupiać w tej chwili na tym, aby zadbać o to, by nikt z powodu statusu krwi czarodzieja nie mordował. A jeżeli Pani Księżyca da, i uda się z tym uporać, to zacząć się starać bardziej o równe szanse dla uboższych dzieciaków i dla mugolskich pracowników. Gadanina tutaj jednak nic w tym na pewno nie pomoże.
– Co ty na to, żeby się przejść po parku? – zaproponowała Brenna, wyciągając z kieszeni portfel i rzucając zapłatę na stół. – Tam nie ma żadnych sępów – dodała, wstając i pociągnęła go do wyjścia.

Koniec sesji


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (3848), Thomas Figg (4160)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa