23.09.2024, 21:49 ✶
Charlie nie spodziewał się, że dziewczyna poprosi go, a może nawet między słowami wymusi, by zaprosił ją gdzieś po pracy! Musiał jednak przyznać, że było to miłe i nieco podbudowało jego ego. Scylla nie tylko przyszła do niego z ciasteczkami w ramach przekupstwa, ale i poprosiła o więcej czasu razem. To było... miłe. Tak, zdecydowanie miłe. Nawet nie dopuszczał do siebie myśli, że mógł coś źle odczytać, nawet jeśli Scylla zdawała się być skonfundowana. Charles nie dał się oszukać i wiedział, że była to gra. Znał kobiety już dość dobrze, by przejrzeć przez ich sztuczki!
- Nie sądziłaś? Dlaczego nie? - Zagadnął, a jego uśmiech zmienił się nieco. Nie zamierzał dalej być przymilny, skoro ona tak z nim pogrywała. - Szybko podjęłaś decyzję! Jestem przekonany, że nie przyniesiesz mi wstydu, to niemożliwe. To może zaczniemy od kawy, a później zobaczymy? - Zaproponował. Jeśli spotkanie w kawiarni się nie uda, rozmowa nie będzie się kleiła, a dzień będzie się dłużył, jasnym okaże się, że nie są sobie przeznaczeni. Jeśli jednak spotkanie przebiegnie w przyjemnej atmosferze, będą mogli przeciągnąć je do wieczornego rozluźnienia przy drinku. Przez moment kusiło go, by pić w bardziej kameralnym miejscu, skoro obawiała się pić w plenerze, ale w porę ugryzł się w język. Będzie jeszcze czas na zapraszanie jej do nie-swojego mieszkania.
Charles złapał za tłuczek i na nowo zaczął mielić liście w moździerzu. Co prawda przyjemnie się rozmawiało, ale miał jeszcze pracę do skończenia.
- Czekaj... dlaczego podpisujesz książki mistrza? - Zdziwił się, stukając przypadkowo nieco mocniej i głośniej w ściankę naczynia. - Nie musisz pomagać, nie przeszkadza mi, jeśli na mnie patrzysz. Ale jeśli chcesz, możesz pomóc mi z ziołami? Jeśli nie masz nic przeciwko, to w koszyku, tuż za tobą, jest dziurawiec. Te żółte kwiatki. - Wyjaśnił, gdyby dziewczyna nie była zbyt obyta z roślinami. Koszyka ze wskazanym zielem nie można było pomylić z niczym innym - Mogłabyś oddzielić kwiaty od reszty? - Poprosił, opuszczając wzrok na swój moździerz, do którego dorzucił zaraz więcej liści. - Tylko nie ściskaj ich za bardzo, bo mogą barwić skórę na czerwono.
Pomoc przydałaby się, a ta praca nie była zbyt wymagająca. Nie czuł się winny, gdy Scylla sama poprosiła, by znalazł jej zajęcie. Skupił się na nowo na ucieraniu estragonu na jak najdrobniejszy proszek. Spostrzegł, że część z liści mogłaby jeszcze poleżeć do całkowitego ususzenia, lecz było już zbyt późno. Wilgoć dostała się do jego robótki.
Słysząc o siurkoświeczkach, niemal wypuścił tłuczek po raz kolejny.
- Siurko…? - Powtórzył, nie dowierzając. - To najsłodsza nazwa, jaką ktokolwiek użył wobec tych świeczek. Ludzie zwykle używają wulgaryzmów. - Skrzywił się odrobinę. Nawet jego własny ojciec miał wulgarną nazwę dla jego wyrobów. Przez moment, jak jakaś zła, wstrętna mara, przed oczami stanęła mu scena, gdy ojciec krzyczy, że ma wypierdalać. Charlie postarał się zrobić wszystko, by wyprzeć ten obraz z głowy. To nie był czas, by wspominać tak przykre zdarzenia. Scylla się roześmiała. Wszystko było dobrze w tym słonecznym, ciepłym laboratorium pani Annaleigh. - Dobrze wiedzieć, że takie świeczki cię nie urażają. To tylko całkiem naturalny kształt. - Wzruszył ramionami. - Masz rację, dużo osób uważa te świeczki za ciekawe i dostałem dość sporo zamówień. Zrobiłem nawet takie małe, urocze. - Uśmiechnął się na nowo, pokazując między palcami przerwę na trzy cale. - Niektórzy uważają je za całkiem słodkie. Pokażę ci, jeśli chcesz? - Zaproponował, bo choć nie miał ich przy sobie, przecież mógł przynieść. - Mają oczka i małe stópki.
Scylla wydawała się naprawdę bardzo sympatyczna, chociaż nieco niecodzienna. Charlie czuł się nawet swobodnie w jej towarzystwie, co musiało być dobrym znakiem.
- Jeśli mogłabyś przewidzieć coś zawczasu i temu zapobiec... czy nie znaczyłoby to, że wróżba, czy też wizja, na niewiele się zdała i była w gruncie rzeczy błędna? - Zapytał, zastanawiając się jednocześnie na głos. - Twoją rolą jest przepowiadanie wydarzeń, nie zapobieganie im. Skoro po fakcie wszystko wydawało się oczywiste, czy nie znaczy to, że wizja była bardzo trafiona? - Spróbował ją pocieszyć. Sam nigdy nie miał talentu do wróżbiarstwa i nie znał się na nim zbytnio. Nie potrafił powiedzieć, jakim uczuciem było wiedzieć, ale nic nie zrobić. - Przewidziałaś nasz powrót do Londynu? Albo nasze spotkanie? - Zagaił. - Mam nadzieję, że temu nie miałaś chęci zapobiec? Wróciliśmy, bo mój tata chce pomagać swojemu bratu, mojemu wujkowi. A ja i moje rodzeństwo nie chcieliśmy zostawać sami w Norwegii.
- Nie sądziłaś? Dlaczego nie? - Zagadnął, a jego uśmiech zmienił się nieco. Nie zamierzał dalej być przymilny, skoro ona tak z nim pogrywała. - Szybko podjęłaś decyzję! Jestem przekonany, że nie przyniesiesz mi wstydu, to niemożliwe. To może zaczniemy od kawy, a później zobaczymy? - Zaproponował. Jeśli spotkanie w kawiarni się nie uda, rozmowa nie będzie się kleiła, a dzień będzie się dłużył, jasnym okaże się, że nie są sobie przeznaczeni. Jeśli jednak spotkanie przebiegnie w przyjemnej atmosferze, będą mogli przeciągnąć je do wieczornego rozluźnienia przy drinku. Przez moment kusiło go, by pić w bardziej kameralnym miejscu, skoro obawiała się pić w plenerze, ale w porę ugryzł się w język. Będzie jeszcze czas na zapraszanie jej do nie-swojego mieszkania.
Charles złapał za tłuczek i na nowo zaczął mielić liście w moździerzu. Co prawda przyjemnie się rozmawiało, ale miał jeszcze pracę do skończenia.
- Czekaj... dlaczego podpisujesz książki mistrza? - Zdziwił się, stukając przypadkowo nieco mocniej i głośniej w ściankę naczynia. - Nie musisz pomagać, nie przeszkadza mi, jeśli na mnie patrzysz. Ale jeśli chcesz, możesz pomóc mi z ziołami? Jeśli nie masz nic przeciwko, to w koszyku, tuż za tobą, jest dziurawiec. Te żółte kwiatki. - Wyjaśnił, gdyby dziewczyna nie była zbyt obyta z roślinami. Koszyka ze wskazanym zielem nie można było pomylić z niczym innym - Mogłabyś oddzielić kwiaty od reszty? - Poprosił, opuszczając wzrok na swój moździerz, do którego dorzucił zaraz więcej liści. - Tylko nie ściskaj ich za bardzo, bo mogą barwić skórę na czerwono.
Pomoc przydałaby się, a ta praca nie była zbyt wymagająca. Nie czuł się winny, gdy Scylla sama poprosiła, by znalazł jej zajęcie. Skupił się na nowo na ucieraniu estragonu na jak najdrobniejszy proszek. Spostrzegł, że część z liści mogłaby jeszcze poleżeć do całkowitego ususzenia, lecz było już zbyt późno. Wilgoć dostała się do jego robótki.
Słysząc o siurkoświeczkach, niemal wypuścił tłuczek po raz kolejny.
- Siurko…? - Powtórzył, nie dowierzając. - To najsłodsza nazwa, jaką ktokolwiek użył wobec tych świeczek. Ludzie zwykle używają wulgaryzmów. - Skrzywił się odrobinę. Nawet jego własny ojciec miał wulgarną nazwę dla jego wyrobów. Przez moment, jak jakaś zła, wstrętna mara, przed oczami stanęła mu scena, gdy ojciec krzyczy, że ma wypierdalać. Charlie postarał się zrobić wszystko, by wyprzeć ten obraz z głowy. To nie był czas, by wspominać tak przykre zdarzenia. Scylla się roześmiała. Wszystko było dobrze w tym słonecznym, ciepłym laboratorium pani Annaleigh. - Dobrze wiedzieć, że takie świeczki cię nie urażają. To tylko całkiem naturalny kształt. - Wzruszył ramionami. - Masz rację, dużo osób uważa te świeczki za ciekawe i dostałem dość sporo zamówień. Zrobiłem nawet takie małe, urocze. - Uśmiechnął się na nowo, pokazując między palcami przerwę na trzy cale. - Niektórzy uważają je za całkiem słodkie. Pokażę ci, jeśli chcesz? - Zaproponował, bo choć nie miał ich przy sobie, przecież mógł przynieść. - Mają oczka i małe stópki.
Scylla wydawała się naprawdę bardzo sympatyczna, chociaż nieco niecodzienna. Charlie czuł się nawet swobodnie w jej towarzystwie, co musiało być dobrym znakiem.
- Jeśli mogłabyś przewidzieć coś zawczasu i temu zapobiec... czy nie znaczyłoby to, że wróżba, czy też wizja, na niewiele się zdała i była w gruncie rzeczy błędna? - Zapytał, zastanawiając się jednocześnie na głos. - Twoją rolą jest przepowiadanie wydarzeń, nie zapobieganie im. Skoro po fakcie wszystko wydawało się oczywiste, czy nie znaczy to, że wizja była bardzo trafiona? - Spróbował ją pocieszyć. Sam nigdy nie miał talentu do wróżbiarstwa i nie znał się na nim zbytnio. Nie potrafił powiedzieć, jakim uczuciem było wiedzieć, ale nic nie zrobić. - Przewidziałaś nasz powrót do Londynu? Albo nasze spotkanie? - Zagaił. - Mam nadzieję, że temu nie miałaś chęci zapobiec? Wróciliśmy, bo mój tata chce pomagać swojemu bratu, mojemu wujkowi. A ja i moje rodzeństwo nie chcieliśmy zostawać sami w Norwegii.