• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 … 10 Dalej »
[23.08.1972] The scent of tarragon. Charles and Scylla

[23.08.1972] The scent of tarragon. Charles and Scylla
sommerfugl
Although the butterfly and the caterpillar are completely different, they are one and the same.
173cm wzrostu, smukła sylwetka, nieco zbyt blada cera, której jasny odcień potęgowany jest tylko przez ciemne włosy i oczy. Nie nosi zarostu, ubiera się zwykle elegancko. W słowach często przebija się jego skandynawski akcent.

Charles Mulciber
#11
23.09.2024, 21:49  ✶  
Charlie nie spodziewał się, że dziewczyna poprosi go,  a może nawet między słowami wymusi, by zaprosił ją gdzieś po pracy! Musiał jednak przyznać, że było to miłe i nieco podbudowało jego ego. Scylla nie tylko przyszła do niego z ciasteczkami w ramach przekupstwa, ale i poprosiła o więcej czasu razem. To było... miłe. Tak, zdecydowanie miłe. Nawet nie dopuszczał do siebie myśli, że mógł coś źle odczytać, nawet jeśli Scylla zdawała się być skonfundowana. Charles nie dał się oszukać i wiedział, że była to gra. Znał kobiety już dość dobrze, by przejrzeć przez ich sztuczki!

- Nie sądziłaś? Dlaczego nie? - Zagadnął, a jego uśmiech zmienił się nieco. Nie zamierzał dalej być przymilny, skoro ona tak z nim pogrywała. - Szybko podjęłaś decyzję! Jestem przekonany, że nie przyniesiesz mi wstydu, to niemożliwe. To może zaczniemy od kawy, a później zobaczymy? - Zaproponował. Jeśli spotkanie w kawiarni się nie uda, rozmowa nie będzie się kleiła, a dzień będzie się dłużył, jasnym okaże się, że nie są sobie przeznaczeni. Jeśli jednak spotkanie przebiegnie w przyjemnej atmosferze, będą mogli przeciągnąć je do wieczornego rozluźnienia przy drinku. Przez moment kusiło go, by pić w bardziej kameralnym miejscu, skoro obawiała się pić w plenerze, ale w porę ugryzł się w język. Będzie jeszcze czas na zapraszanie jej do nie-swojego mieszkania.

Charles złapał za tłuczek i na nowo zaczął mielić liście w moździerzu. Co prawda przyjemnie się rozmawiało, ale miał jeszcze pracę do skończenia.

- Czekaj... dlaczego podpisujesz książki mistrza? - Zdziwił się, stukając przypadkowo nieco mocniej i głośniej w ściankę naczynia. - Nie musisz pomagać, nie przeszkadza mi, jeśli na mnie patrzysz. Ale jeśli chcesz, możesz pomóc mi z ziołami? Jeśli nie masz nic przeciwko, to w koszyku, tuż za tobą, jest dziurawiec. Te żółte kwiatki. - Wyjaśnił, gdyby dziewczyna nie była zbyt obyta z roślinami. Koszyka ze wskazanym zielem nie można było pomylić z niczym innym - Mogłabyś oddzielić kwiaty od reszty? - Poprosił, opuszczając wzrok na swój moździerz, do którego dorzucił zaraz więcej liści. - Tylko nie ściskaj ich za bardzo, bo mogą barwić skórę na czerwono.

Pomoc przydałaby się, a ta praca nie była zbyt wymagająca. Nie czuł się winny, gdy Scylla sama poprosiła, by znalazł jej zajęcie. Skupił się na nowo na ucieraniu estragonu na jak najdrobniejszy proszek. Spostrzegł, że część z liści mogłaby jeszcze poleżeć do całkowitego ususzenia, lecz było już zbyt późno. Wilgoć dostała się do jego robótki.

Słysząc o siurkoświeczkach, niemal wypuścił tłuczek po raz kolejny.

- Siurko…? - Powtórzył, nie dowierzając. - To najsłodsza nazwa, jaką ktokolwiek użył wobec tych świeczek. Ludzie zwykle używają wulgaryzmów. - Skrzywił się odrobinę. Nawet jego własny ojciec miał wulgarną nazwę dla jego wyrobów. Przez moment, jak jakaś zła, wstrętna mara, przed oczami stanęła mu scena, gdy ojciec krzyczy, że ma wypierdalać. Charlie postarał się zrobić wszystko, by wyprzeć ten obraz z głowy. To nie był czas, by wspominać tak przykre zdarzenia. Scylla się roześmiała. Wszystko było dobrze w tym słonecznym, ciepłym laboratorium pani Annaleigh. - Dobrze wiedzieć, że takie świeczki cię nie urażają. To tylko całkiem naturalny kształt. - Wzruszył ramionami. - Masz rację, dużo osób uważa te świeczki za ciekawe i dostałem dość sporo zamówień. Zrobiłem nawet takie małe, urocze. - Uśmiechnął się na nowo, pokazując między palcami przerwę na trzy cale. - Niektórzy uważają je za całkiem słodkie. Pokażę ci, jeśli chcesz? - Zaproponował, bo choć nie miał ich przy sobie, przecież mógł przynieść. - Mają oczka i małe stópki.

Scylla wydawała się naprawdę bardzo sympatyczna, chociaż nieco niecodzienna. Charlie czuł się nawet swobodnie w jej towarzystwie, co musiało być dobrym znakiem.

- Jeśli mogłabyś przewidzieć coś zawczasu i temu zapobiec... czy nie znaczyłoby to, że wróżba, czy też wizja, na niewiele się zdała i była w gruncie rzeczy błędna? - Zapytał, zastanawiając się jednocześnie na głos. - Twoją rolą jest przepowiadanie wydarzeń, nie zapobieganie im. Skoro po fakcie wszystko wydawało się oczywiste, czy nie znaczy to, że wizja była bardzo trafiona? - Spróbował ją pocieszyć. Sam nigdy nie miał talentu do wróżbiarstwa i nie znał się na nim zbytnio. Nie potrafił powiedzieć, jakim uczuciem było wiedzieć, ale nic nie zrobić. - Przewidziałaś nasz powrót do Londynu? Albo nasze spotkanie? - Zagaił. - Mam nadzieję, że temu nie miałaś chęci zapobiec? Wróciliśmy, bo mój tata chce pomagać swojemu bratu, mojemu wujkowi. A ja i moje rodzeństwo nie chcieliśmy zostawać sami w Norwegii.
nefelibata
oh, how can we atone
for the secrets
we've been shown?
Specyficzna, nieco dziwna, filigranowa panienka z jeszcze ciekawszą fryzurą - z przodu, po obu stronach twarzy, dwa dłuższe pasma opadają na wysokość obojczyków, natomiast reszta brązowych włosów sięga nieco dalej niż broda. Mierzy niewiele ponad metr sześćdziesiąt, co najwyżej parę centymetrów, czym bardzo kontrastuje z resztą rodzeństwa. Posiada duże sarnie oczy, patrzące na świat z naiwnością dziecka - tak jakby wzrok uciekał gdzieś dalej, hen poza horyzont. Ubiera się dziewczęco, próbuje być elegancka, ale żyje skromnie - zwykle można spotkać ją we wszelakich sweterkach, spódnicach i sukienkach w kratę, które utrzymuje w palecie wszelakich odcieni brązu i beżu. Uwielbia motywy nawiązujące do natury, nadruki z kwiatkami, grzybami i liśćmi.

Scylla Greyback
#12
25.09.2024, 01:14  ✶  
To prawda, wyglądała na skonfundowaną - nawet przyglądała się Charliemu chwilę, jakby badała, czy nie wpuszcza jej w maliny. Miała wrażenie, że osiągnęła cel zbyt łatwo. Ponadto jeszcze parę sekund temu nawet nie wiedziała, że jakiś cel w ogóle ma. Czuła się nieswojo, że nawiązywanie znajomości szło tak płynnie, że tak po prostu przystał na jej propozycję.
Nie mogła jednak się doszukać podstępu w osobie Mulcibera. Spostrzegła natomiast zaczerwienione uszy i te pozornie nonszalancką pozę, kiedy oparł się o stół. Niespadający uśmiech z jego twarzy i spojrzenie, które nigdzie nie próbowało uciec.
Czyżby myślał, że go intencjonalnie podrywa? Może to i dobrze, może powinna. Rzadko zdarzało się, że tak szybko nawiązywała z kimś wspólny język, więc chyba to był ten moment, o którym wspominała jej starsza siostra - gdzie należało kuć żelazo, póki gorące.

- Znasz mnie od pięciu minut - oświadczyła, choć nieco naciągała, mówiąc, że ją zna. Bardziej wiedział o jej istnieniu od tych pięciu minut, bo do poznania jej porządnie brakowało mu wiele traumatycznych składowych jej historii. - Biorąc pod uwagę twój entuzjazm, musiałeś zakochać się od pierwszego wejrzenia - wjechała z niepokazywaną wcześniej pewnością siebie, uśmiechając się szelmowsko pod nosem. Próbowała się nie roześmiać, bo zdawała sobie sprawę, jak tandetnie to brzmi. Ale głupie zagrywki też mogły być formą zalotów, prawda?
Nie wytrzymała w końcu i zaśmiała się cicho pod nosem. Zasłoniła na moment usta wierzchem palców, powstrzymując kwitnący wbrew woli uśmieszek. Chyba była nieco dumna z tego, co powiedziała.
- Tak, możemy zacząć od kawy. Kiedy masz czas? - Zapytała, chcąc zacementować ich plany w czasie. Lubiła znać swoją przyszłość, a już szczególnie ceniła sobie, kiedy nie musiała jej przepowiadać i na oślep interpretować.

Zmarszczyła brwi, jakby nie rozumiała sensu zadanego pytania. Czemu podpisywała książki? Czy to nie oczywiste?
- Bo mnie o to poproszono? - Odpowiedziała zgodnie z prawdą, ale zabrzmiała, jakby sama nie była pewna, czy to dobra odpowiedź. Czy podpisywanie tych książek było czymś dziwnym?
Szybko jednak zapomniała o nieswoim podejrzeniu, kiedy Charles poprosił ją o podanie mu dziurawca. Zdążyła nauczyć się, że gdy ludzie zaczynają zdanie od "jeśli chcesz...", tak naprawdę wcale nie dają ci wyboru na podstawie twojego chcenia lub niechcenia. Liczą wtedy na wyświadczenie im przysługi, a jeśli chodziło o tę, to Scylla naprawdę nie miała nic przeciwko.
- Wiem, czym jest dziurawiec - dała znać, wyławiając wspomnianą roślinę z kosza. - Mój tata jest wytwórcą eliksirów, pomagałam mu z nimi, gdy byłam młodsza. - Z pozoru wyznanie było niewinne - ot, córka pomagająca ojcu w rodzinnym biznesie. Całość jednak była owiana o wiele gorszą sławą, okryta cięższym całunem nieprzyjemnej przyszłości. Wspomnienia przesmyknęły się przed oczami Scylli, na moment wyrywając ją ze świata żywych. Straciła skupienie i za mocno ścisnęła kwiat dziurawca, który splamił jej palce na czerwono.
Po chwili odwróciła się z powrotem do Charliego, pokazując mu umorusaną czerwienią dłoń.
- Szczerze mówiąc, lubię, kiedy to robią - oznajmiła, ni stąd, ni zowąd uśmiechając się promieniście. - Wyglądam teraz, jakbym kogoś tymi rękoma zabiła. -

Żartowała. Musiała żartować.

- Nie jestem fanką wulgaryzmów. Nie lubię sposobu, w jaki leżą na języku - wyjawiła, krzywiąc się na myśl o uczuciu. Nie umiała tego wyjaśnić, ale wypowiadanie niektórych słów wprawiało ją w dyskomfort. Nie znosiła sposobu, w jaki opuszczały usta.
Uniosła brwi, słysząc o słodkiej wersji siurkoświeczek. Greyback wydawała się być zaintrygowana.
- A więc pogwałcasz anatomię w imię sztuki? - Zadała specyficzne pytanie, odnosząc się do... przyrodzeń z kończynami. - Podoba mi się to. Z chęcią je obejrzę - pokiwała głową na potwierdzenie swoich słów, a potem zaśmiała się radośnie. Chyba nadal trzymał się jej żartobliwy ton.

- Właśnie to jest to, czego jeszcze nie rozumiem - zaczęła, siadając przy stole obok Charliego i kontynuując oddzielanie kwiatów. Tym razem ostrożnie. - Po co dane jest mi znać przyszłość, jeśli mam nie mieć na nią żadnego wpływu? Czy to kpina losu? Stawianie mnie za szkłem, bym w niemocy obserwowała dziejące się za nim ludzkie krzywdy? - Zabrzmiała dramatycznie, ale nie wydawała się na przygnębioną. Wyglądała tak, jakby zadawała to pytanie z naturalną ciekawością badacza. Po prostu chciała wiedzieć, nie zależało jej szczególnie na kwestionowaniu tego, jeśli okazałoby się to prawdą.
- Nie chciałabym zapobiegać miłym rzeczom - odparła, uśmiechając się jednym kącikiem ust. - Nie widziałam wcześniej dotąd naszego spotkania, jeśli cię to ciekawi. Według mnie to dobrze, dzięki temu nie ruszasz samotnie w nieznane. - Nie zależało jej na znaniu każdego akceptu swojej przyszłości. Cieszyła się, że większość pozostawała ukryta, dzięki temu mogła teraz razem z Mulciberem być jednakowo ciekawa tego, jak potoczy się ich relacja.
- Chodzi o pomoc w tym sklepie na Nokturnie? Mam stamtąd kilka świeczek. - Przypomniała sobie, że przecież kupiła tam parę rzeczy na bezsenność, z którą zmagała się odkąd pamiętała. Niestety nie pomagały za bardzo, choć wina raczej nie była w samych świeczkach. Scylla zwyczajnie zapominała je zapalić.


i poklękli spóźnieni u niedoli swej proga
by się modlić o wszystko, lecz nie było już Boga
sommerfugl
Although the butterfly and the caterpillar are completely different, they are one and the same.
173cm wzrostu, smukła sylwetka, nieco zbyt blada cera, której jasny odcień potęgowany jest tylko przez ciemne włosy i oczy. Nie nosi zarostu, ubiera się zwykle elegancko. W słowach często przebija się jego skandynawski akcent.

Charles Mulciber
#13
02.10.2024, 18:42  ✶  
Oboje byli zdziwieni przebiegiem tej rozmowy - Charlie nie spodziewał się, że dziewczyna tak szybko posunie się do zaproponowania spędzenia czasu razem, zaś Scylla mogła nie przypuszczać, że Mulciber tak łatwo połknie haczyk? Niczego nie tracił, mógł tylko zyskać, nawet jeśli będzie to tylko niemiłe doświadczenie.

- Może też jestem wróżkiem? - Po raz kolejny posłużył się błędną nazwą, tym razem być może celowo. - I wiem o tobie więcej, niż się spodziewasz? A może naprawdę to miłość od pierwszego wejrzenia... - Uśmiechnął się nieco szerzej, dając się wciągnąć w tę wymianę zdań. Zwykle był bardziej uprzejmy, ułożony, lecz tym razem to Scylla zaczynała tego typu tematy, więc nie czuł, że powinien się hamować. To było odświeżające, chociaż też nieco zawstydzające, więc skupił wzrok na swojej robótce z ucieraniem liści, by nie pokazać rumianych policzków. - To chyba nie byłoby niestosowne, prawda? Mam na myśli, twoje odbicie w lustrze nie może kłamać, wiesz, co widzę.

Zawtórował jej śmiechem. Jego dzień był dobry, ale od pojawienia się Scylki, stał się jeszcze lepszy. Kto mógł podejrzewać, że przypadkowa dziewczyna pod wodzą Vakela może tak rozjaśnić popołudnie?

- Jestem wolny przez większość późnych popołudni, ale jeśli trzeba, poproszę panią doktor o dzień wolny. Na pewno się zgodzi. - Zapewnił, choć nie był tego do końca pewny. Był nowym pracownikiem, Annaleigh mogła nie patrzeć przychylnym okiem na branie wolnego, bo dziewczyna. Tym bardziej, że była to podopieczna jej męża. Zacznie się od spotkań, a potem będzie nieobecny tygodniami, bo zaręczyny, śluby, miesiące miodowe i w końcu tacierzyńskie! Nie tylko kobiety były pod tym względem problematyczne. - Albo w weekend. Będę pracował w weekendy, ale nie wszystkie. Ta sobota, może? - Zaproponował w końcu konkretną datę. - Mogę wysłać ci sowę, gdzie się spotkamy?

A więc miało do tego dojść! Spotkanie sam na sam z dziewczyną, które miało pójść lepiej niż przypadkowa akcja ratunkowa z funkcjonariuszką BUMu w Brighton, lepiej niż nieudany taniec na Pokątnej z Olivią (jak mogła tak się zachować?!), lepiej niż skakanie z klifu z przypadkową wróżbitką... A teraz kolejna widząca przyszłości! Miał do nich szczęście, czy umyślnie szukały go na przyszłych ścieżkach swojego życia? Z tego przejęcia nadchodzącą randką nie odpowiedział na stwierdzeni odnośnie podpisywania książek. Musiał napisać do Scarlett, zapytać ją o odpowiednie miejsce na spotkanie. Zdecydowanie! Ona będzie wiedzieć!

- A więc znasz się też na ziołach? A potrafisz robić swieczki? Mogę cię nauczyć, jeśli nie. Jest kilka rożnych technik. - Zdradził, ale na razie nie wchodził w szczegóły. Nie miał pojęcia, że Scylla może nie mieć na myśli niewinnego warzenia eliksiru pieprzowego na katar, a coś o wiele po ważniejszego. Nie wydawała się przecież przesiąknięta złem.

Zostawił tłuczek, czy zobaczył czerwień na dłoni Scylli. Bez zastanowienia złapał za czystą ścierkę, która leżała tuż obok na stole, by następne ująć drobną dłoń dziewczęcia w swoją i próbować zetrzeć barwnik. Nie było to łatwe.

- To nie zejdzie tak szybko. - Zmartwił się. Nie było to nic groźnego, powstrzymał się też od brzydkiego "a nie mówiłem". Nie było na to miejsca, gdy tarł bawełną dłoń. - Myślisz, że tak łatwo zabić kogoś gołymi rękoma? Ludzka skóra jest zbyt wytrzymała, żeby po prostu ją łatwo rozerwać. Wiem, co mówię. W Durmstrangu walka była na porządku dziennym. - I nie były to dobre wspomnienia, bo szybko nauczył się, że jego ciało nie jest stworzone do przemocy fizycznej. Odziedziczona po Malfoyach subtelność nie miała miejsca w niemal wojskowym wychowaniu Durmstrangu. Zmarszczył czoło, nie chcąc pamiętać, ile razy dostał w zęby. Cud, że jeszcze miał wszystkie. - Jeśli chcesz kogoś skrzywdzić, celuj w oczy. Ale nie próbuj tego na mnie, dobrze? - Uśmiechnął się półgębkiem. - Nawet ktoś twojej postury i z takimi drobnymi paluszkami może zrobić krzywdę.

Zrobił, ile mógł, ale nie przestał lekko, delikatnie wycierać jej dłoni. Całkiem przyjemnie się ją trzymało.

- Nie pasowałyby do ciebie przekleństwa. [ /b] - Zgodził się. - [b] A takie ugrzecznione peniski, mam wrażenie, podobają się ludziom bardziej. Nie każdy jest w stanie zaakceptować anatomię w tak surowej formie.

Sprawa przyszłości była jednak zastanawiająca i Charles nie wiedział, czy ma dość rozumu, by rozgryźć problem Scylli. To, co mówiła, miało dużo sensu.

- Czy to, że znasz przyszłość, że dostrzegasz jej fragmenty i przekazujesz je zainteresowanym, już w jakiś sposób nie wpływa na to, co będzie, jak oni to odbiorą? - Poddał wątpliwości. - Wyobraź sobie kamień rzucony w wodę. Zaburzy nurt rzeki, ale nie będzie miał wpływu na to, gdzie woda popłynie. Czy nie tak jest z twoimi wizjami? Możesz zmienić tok wydarzeń, może to nie mieć znaczenia dla ogółu świata, ale dla tej jednej osoby, w odpowiednim miejscu i czasie, zmienia wszystko. Powiedz mi, jesli plotę bez sensu. - Pokręcił głową, niepewny swoich metafor. - Ale wyobraź sobie, gdybym wiedział, że cię tu spotkam, może ubrałbym się inaczej? Przygotował zawczasu coś miłego w rewanżu za ciastka? - Podsunął, dając jej przykład nieco bliższy rzeczywistości. - A jeśli będziesz potrzebowała świeczek, przyjdź prosto do mnie. Chociaż... Zaraz, ty znasz Nokturn?
nefelibata
oh, how can we atone
for the secrets
we've been shown?
Specyficzna, nieco dziwna, filigranowa panienka z jeszcze ciekawszą fryzurą - z przodu, po obu stronach twarzy, dwa dłuższe pasma opadają na wysokość obojczyków, natomiast reszta brązowych włosów sięga nieco dalej niż broda. Mierzy niewiele ponad metr sześćdziesiąt, co najwyżej parę centymetrów, czym bardzo kontrastuje z resztą rodzeństwa. Posiada duże sarnie oczy, patrzące na świat z naiwnością dziecka - tak jakby wzrok uciekał gdzieś dalej, hen poza horyzont. Ubiera się dziewczęco, próbuje być elegancka, ale żyje skromnie - zwykle można spotkać ją we wszelakich sweterkach, spódnicach i sukienkach w kratę, które utrzymuje w palecie wszelakich odcieni brązu i beżu. Uwielbia motywy nawiązujące do natury, nadruki z kwiatkami, grzybami i liśćmi.

Scylla Greyback
#14
06.10.2024, 16:28  ✶  
Rozpostarła oczy jeszcze szerzej, usłyszawszy insynuację Charlesa, jakoby mógł wiedzieć o niej więcej; spojrzała na niego niby to pytająco, niby w zdziwieniu, bo chyba nie do końca wyłapała, że jego sugestia nosi znamiona figlarnej aluzji. To nie tak, że miała cokolwiek do ukrycia - zazwyczaj była osobą szczerą, choć ta szczerość trąciła dziecięcą naiwnością i ślepotą wobec okrutnej strony ludzkiej natury. Niemniej wolała, aby prawdy o niej ludzie dowiadywali się od niej samej - od osoby, która przeżyła te wszystkie chwile osobiście, która mogła wprost powiedzieć, jaki ma stosunek do wydarzeń ze swojej przyszłości.
Potem zapytał, czy to niestosowne; wyrwała się na moment z przemyśleń i spojrzała najpierw na twarz Mulcibera, a potem przejrzała się podświadomie w szklanych drzwiach stojącej nieopodal gablotki. Nie ujrzała nic nowego; przywitała ją ta sama twarz o sarnich oczach, które usilnie próbowały coś dostrzec, ale niczego nie rozumiały. Nigdy nie postrzegała się w kanonie piękności, raczej spodziewała się znaleźć wśród osobliwości. Ale musiała przyznać, chłopcy często patrzyli na nią tym specyficznym, maślanym wzrokiem. Może rzeczywiście na pierwszy rzut oka, jeszcze zanim spostrzeże się niecodzienne aspekty, można się w Scylli zakochać.
- Ktoś ci coś o mnie mówił? - Zapytała, wydając się na nieco zdezorientowaną. Zrobiła się nieco rumiana od komplementu, bo w końcu i on do niej dotarł, ale nie mogła się nim w pełni nacieszyć, bo z tyłu głowy wciąż siedziało jej zmartwienie ewentualnymi plotkami. Była naiwna, ale nie dała się nabrać na to, że Charlie miałby być wróżkiem, więc jeśli wiedział coś więcej niż to, co zdążył usłyszeć i dostrzec przez ostatnie kilka minut, musiał usłyszeć to od osób trzecich.

- Sobota brzmi dobrze, niedziela też - potwierdziła, a następnie skinęła głową na propozycję dotyczącą sowy. Nie miała nic przeciwko, aby Charles wybrał miejsce. Prawdę mówiąc, było jej to na rękę - sama rzadko wychodziła z domu w celach rekreacyjnych, więc miała średni pogląd na to, do jakich kawiarni mogliby się udać.

Scylla też musiała przyznać, że nieco zaczęły jej się pocić ręce, gdy realność wyjścia na miasto z chłopakiem, sam na sam, powoli docierała do jej świadomości. Nie była pewna, czy to z ekscytacji, czy z nerwów - może była to mieszanka jednego i drugiego, ale w tym momencie bardzo się cieszyła, że mogła dłonie czymś zająć i chętniej zajęła się obdzieraniem dziurawca z kwiatków. Uśmiechnęła się też przy tym sama do siebie, mimowolnie, choć ani razu nie podniosła wzroku na chłopaka. Nie była w stanie. Może powinna zapytać Asenę o zdanie? Może jej doradzi, co robić, aby się kompletnie przed nim tego dnia nie zbłaźnić?

- Nie potrafię robić świeczek, choć domyślam się, jak powstają. Możesz mnie nauczyć, ale wtedy zabierzesz mi pretekst do proszenia cię o przysługę. Otóż, przyznam ci się, że miałam zamiar w niedalekiej przyszłości poprosić cię o wykonanie dla mnie świecy na bezsenność. - Uśmiechnęła się tak, jakby wyjawiła mu co najmniej sekret o planach wywinięcia mu żartu, a przecież wcale tak nie było. Niemniej była nieco rozbawiona i zawstydzona jednocześnie faktem, że miała niecne plany zaczepiania go nie tylko dzisiaj.

Spojrzała na Charliego z konsternacją, kiedy nagle złapał jej dłonie i zaczął je wycierać. Poczuła nagłą potrzebę, aby te dłonie wyrwać, ale był to jedynie instynkt, absolutnie nie była to niechęć wobec chłopaka. Nagły dotyk w pierwszej chwili wprawił ją w dyskomfort, ale im dłużej trwał, tym przyjemniejszy się robił. Z całej siły powstrzymała się od zabrania rąk, bo nie chciała go wystraszyć. Wiedziała, że odebrałby to negatywnie i pewnie chciałby ją przepraszać, a to nie jego była wina.

- Wiem, nie przejmuj się tym - odpowiedziała cichutko, nadal nieco skołowana ich bliskością. - Nie zabiłam nikogo gołymi rękoma, choć widziałam dłonie pokryte krwią. - Wzrok Scylli odpłynął na moment, jakby znowu miała przed oczyma skrawki umykającej przyszłości. Komentarz dotyczący lekcji w Durmstrangu dotarł do niej niczym stłumiony głos sponad tafli wody, ominął jej świadomość, która w tym momencie odebrała go jako niepotrzebny szum. - Nie chciałabym cię skrzywdzić. Muszę przyznać, że brzydzi mnie brutalny aspekt przemocy - oznajmiła, wyrywając się z transu. To prawda, brzydziła się krwawą, brudną przemocą. Ale nie była w stanie powiedzieć, że odrzucała ją w zupełności. W końcu dorastała w świecie, który nią przesiąknął.

- Nie pleciesz bez sensu - zaśmiała się cicho. - Jest dużo racji w tym, co mówisz. Po prostu zastanawia mnie, czemu jest tak, że choć widzę więcej, to rozumiem jeszcze mniej. Im więcej wiem, tym bardziej sobie uświadamiam, jak wiele jeszcze nie wiem. I to mnie troszeczkę dobija, wiesz? - Głos miała spokojny, kojący wręcz, nie wskazywał na żaden smutek. Co najwyżej frustrację, że trzecie oko tak komplikuje postrzeganie świata.

- Tak, znam Nokturn. Moja rodzina stamtąd pochodzi. - Nie miała zamiaru tego ukrywać, bo prędzej czy później Charlie dowiedziałby się i tak. Po prostu nie wspomniała, że w zasadzie pochodzi z głębin tej dzielnicy, ze Ścieżek, kryjących się pod ziemią. To był szczegół, którego wolała przy pierwszym spotkaniu nie poruszać. - To źle? -


i poklękli spóźnieni u niedoli swej proga
by się modlić o wszystko, lecz nie było już Boga
sommerfugl
Although the butterfly and the caterpillar are completely different, they are one and the same.
173cm wzrostu, smukła sylwetka, nieco zbyt blada cera, której jasny odcień potęgowany jest tylko przez ciemne włosy i oczy. Nie nosi zarostu, ubiera się zwykle elegancko. W słowach często przebija się jego skandynawski akcent.

Charles Mulciber
#15
08.10.2024, 22:25  ✶  
Scylla miała urok, który zrobił wrażenie na Charliem. Choć początkowo uznał go za dziwactwo, może coś nie tyle niespodziewanego, co odmiennego, to szybko odkrył, że jeśli Scylla naprawdę była wariatką, to całkiem niegroźną. Była jak małe stworzonko, może nieco oryginalniejsze od szczeniaczków czy kociąt, ale wciąż urocze na swój sposób.

Jako kobieta, również była bardzo ładna.

Wiele brakowało, by poznał jej osobowość, ale zamierzał spróbować. Skoro los dał mu taką możliwość, a dziewczę samo pchało się w jego ramiona (w metaforycznym znaczeniu!), byłby głupcem, gdyby odmówił, nawet jeśli to nie był najlepszy czas na damsko-męskie spotkania.

- Nie, nie. Nikt niczego nie mówił. Żartowałem. - Wyjaśnił, spostrzegając, że Scylla zdenerwowała się nieco. Nie na tym mu zależało. - Dowiem się o tobie więcej w sobotę? - Dodał, gdy ustalili już konkretny dzień. Do soboty miał jeszcze trochę czasu. Musiał wybrać odpowiednie miejsce!! - Może być sobota? Nie doczekam do niedzieli. - Uśmiechnął się nieco szerzej. Miał się za cierpliwego człowieka, ale sugestia mogła działać tylko na jego korzyść.

Dłonie Scylli były już w lepszym stanie, lecz wciąż nosił na sobie czerwone smugi. Nie dało się jednak zrobić więcej, dlatego przeciągnął po miękkiej skórze swoją dłonią i wypuścił, nie chcąc dłużej wchodzić w jej strefę intymną. Było za wcześnie na trzymanie dłoni.

- Nawet jeśli będziesz potrafiła samodzielnie tworzyć świece, wystarczy słowo, a zrobię jakąś dla ciebie. Nawet taką na bezsenność. - Stwierdził lekko i nim powstrzymał usta, te paplały dalej. - Może mógłbym pomóc ci jakoś inaczej z bezsennością?

Gdy dotarł do niego sens pytania, a także sugestia, która mogła za nim iść, bardzo, ale to bardzo chciał zniknąć. I choć władał magią, sztuczka ta się nie udała.

- To znaczy... w jakiś inny sposób. Nie zawsze dobrze jest nadużywać świec i eliksirów? - Dodał dla ratowania sprawy, ale jego uszy zapiekły z gorąca. - Wiesz, co mam na myśli... - Westchnął ze zrezygnowaniem. W taki sposób nie zdobędzie serca żadnej dziewczyny! - Może jednak warto byłoby dać nauczkę temu, który przyprawia cię o bezsenność. - Nawiązał do krwi na dłoniach, nie chcąc dociekać, kogo krew Scylla widziała. To nie był temat na początek znajomości. Musiał odsunąć jej myśli od przykrych wspomnień, a namawianie do morderstwa nie było najlepszym sposobem. - Albo powiedz mi, kto to. Szkoliłem się na aurora, będę w stanie cię obronić. Mam nadzieję, że to nie jakiś przystojny kawaler lub celebryta?

Zakładanie, że Scylla mogła mieć problem z kimś, kto nie pozwalał jej spać, mogło być zupełnie nietrafione i Charlie spodziewał się, że było, zaś zakładanie, że dziewczyna nie śpi przez młodzieńczą miłość - jeszcze gorsze. Zakłopotał się wyraźnie, wracając do swojego zbyt wilgotnego estragonu. Ciemniejsza smuga nie dość ususzonych liści denerwowała go bardziej, niż chciałby przyznać, lecz walczył, by tego po sobie nie pokazać.

- Hm… to, co mówisz. Czy to nie jest naturalna kolej rzeczy? Kiedy zacząłem tworzyć świece z rodziną, sądziłem, że nauczyłem się wszystkiego bardzo, bardzo szybko. Dopiero po czasie zrozumiałem, ile mi jeszcze zostało, by zostać mistrzem w fachu. - Zdradził, skupiając się na proszku w moździerzu. Zbyt wilgotnym proszku. Będzie musiał zostawić go do wysuszenia! Naturalny proces działał lepiej niż magia. - To dlatego, że dopiero poznajesz granice swojej sztuki. Im dalej widzisz, tym lepiej rozumiesz, ile zostało do odkrycia. Czy nie tak się mówi? Poszerzać horyzonty. - Posłużył się wyrażeniem. - A Nokturn... Nokturn może pomóc ci odkryć fragmenty wróżbiarstwa, których nie nauczysz się tutaj. - Zasugerował. W zakładzie wuja widział wiele rzeczy, które nie zostałyby zaakceptowane w świetle prawa panującego na Pokątnej. Spodziewał się, że z resztą rzeczy jest podobnie. - To nic złego, tym bardziej, że dowodzi twojej czystej krwi. Mówiłaś, że jakie nosisz nazwisko...?
nefelibata
oh, how can we atone
for the secrets
we've been shown?
Specyficzna, nieco dziwna, filigranowa panienka z jeszcze ciekawszą fryzurą - z przodu, po obu stronach twarzy, dwa dłuższe pasma opadają na wysokość obojczyków, natomiast reszta brązowych włosów sięga nieco dalej niż broda. Mierzy niewiele ponad metr sześćdziesiąt, co najwyżej parę centymetrów, czym bardzo kontrastuje z resztą rodzeństwa. Posiada duże sarnie oczy, patrzące na świat z naiwnością dziecka - tak jakby wzrok uciekał gdzieś dalej, hen poza horyzont. Ubiera się dziewczęco, próbuje być elegancka, ale żyje skromnie - zwykle można spotkać ją we wszelakich sweterkach, spódnicach i sukienkach w kratę, które utrzymuje w palecie wszelakich odcieni brązu i beżu. Uwielbia motywy nawiązujące do natury, nadruki z kwiatkami, grzybami i liśćmi.

Scylla Greyback
#16
12.10.2024, 02:12  ✶  
Rozluźniła się błyskawicznie, słysząc, jak Charlie zaprzecza braniu udziału w plotkowaniu o niej. Zauważalnie, choć bezgłośnie, odetchnęła z ulgą, jej ramiona opadły, a twarz złagodniała. Oczywiście, że uwierzyła mu na słowo; nie miała powodu, by wątpić w jego dobre zamiary. Nie dał jej żadnego, a i sama miała taki nawyk, może naiwny, że zawsze chciała wierzyć w dobre intencje otaczających ją osób.

- Och, to dobrze. - Uśmiechnęła się przepraszająco. - Wybacz, czasem żarty przelatują mi nad głową - wyjaśniła skruszona nieco, bawiąc się przy tym własnymi palcami. Poczuła się głupio i nie wiedziała, co ze sobą począć, więc bezwiednie zaczęła przebierać nimi nerwowo. Tak samo zresztą się zaśmiała, usłyszawszy chwilę potem, że Charlie do niedzieli nie wytrzyma. Mając już przed sobą kontekst Mulcibera jako kogoś, kto jest skory do żartów, łatwiej było jej zrozumieć ten żartobliwy przekaz.
- Niech będzie sobota. Nie chciałabym, żebyś cierpiał katusze - oznajmiła, próbując utrzymać powagę, ale po jej słowach nie minęła sekunda, a Scylla wybuchła radosnym śmiechem. Nie umiała udawać, ale przynajmniej dzięki temu Charles doskonale widział, że swoją zagrywką bardzo poprawił jej humor.

Może gdyby te żarty i insynuacje nie przelatywały ze świstem nad bujającą w chmurach głową Scylli, zarumieniłaby się bardziej słysząc, że chłopak chętnie pomoże jej jakoś z bezsennością. Może gdyby miała jakiekolwiek pojęcie o świecie, w którym żyje, wiedziałaby, że podtekst był tutaj nieziemsko silny, choć ewidentnie nieintencjonalny. Prawdę powiedziawszy, była bardziej przejęta tym, że Charlie chciał tak bezinteresownie przygotować dla niej każdą świecę. I nie chciał za to pieniędzy? Z czego zamierzał żyć?

- Ale nie za darmo, prawda? Bo to żaden problem, ja mogę zapłacić - zapewniła, bo teraz jej tak szybko przeszło przez myśl, że może wziął ją za biedną, skoro pochodziła z Nokturnu. Chciała się upewnić, że Charlie nie ma planów bankructwa z jej przyczyny, bo może jeszcze tego nie wiedział, ale Scylla miała naprawdę poważne problemy ze snem i te świece zużywała w hurtowych ilościach.

A potem siedziała tam nieco zakłopotana ilością informacji i pytań, jaką ją uraczył. Uniosła brwi, słysząc, że może jej pomóc z bezsennością inaczej. Ale jak? Zaśpiewa jej kołysankę? Rodzeństwo próbowało, to nie działa.
- Wiesz... - próbowała mu wejść w słowo, ale robiła to tak cicho, że ledwie sama siebie słyszała. Uniosła brwi jeszcze wyżej, słysząc, że trenował na aurora. Nie wyglądał na kogoś, kogo powołaniem była taka służba. I jeszcze skończył robiąc świece? Nie, żeby to była jakaś hańba, absolutnie nie, ale jakoś się nie łączyło jedno z drugim. A w ogóle, dlaczego miałby jej sen z powiek spędzać jakiś celebryta? Kawaler to jeszcze, bo jakiś przecież mógłby ją po nocach nachodzić i straszyć...
- Jeśli chciałbyś dać nauczkę sprawcy, musiałbyś mi wybić trzecie oko. - Doszła w końcu do głosu, bo poczuła, że musi rozjaśnić tę sytuację pełną wątpliwości. - Nie wątpię, że byś zdołał, dużo wiesz na temat atakowania oczu napastnika. Swoją drogą, to była bardzo cenna rada. Niemniej... - pozwoliła sobie na szybką dygresję, chyba głównie po to, aby ten komplement trochę osłodził mu odmowę pomocy. - Wolałabym to trzecie oko zachować, nawet jeśli męczy mnie i dręczy. Głównie dlatego, że bez niego straciłabym pracę u Mistrza Dolohova - wyjaśniła, zupełnie szczerze swoją drogą. To był obecnie jedyny powód, tak naprawdę Scylli wcale nie zależało na posiadaniu tego daru. Prawdę mówiąc, bardzo była ciekawa, jak przebiegałoby jej życie, gdyby nigdy przyszłość nie została jej ukazana.

- Niby tak, ale... - urwała, próbując ubrać w słowa to, co czuje na temat tej naturalnej kolei rzeczy. - Wiesz, to nie jest tak, że nie jestem głodna wiedzy. Owszem, jestem. Tylko obecnie wygląda to tak, że jestem bliska wyzionięcia ducha z przejedzenia. - Nie była pewna, czy użyła dobrej metafory, ale miała nadzieję, że Charlie zrozumie, że poszerzanie horyzontów wbrew własnej woli zwyczajnie przytłacza. Zwłaszcza kogoś takiego jak Scylla, kto już z normalną dawką nie mógł sobie poprawnie poradzić.

Kiedy wspomniał o dowodzie o czystej krwi i poprosił o powtórkę nazwiska, ów krew z twarzy dziewczyny zupełnie odpłynęła. Czy cała ta rozmowa przepadnie wniwecz, kiedy wyjawi mu prawdę? Może powinna skłamać? Nie, przecież nie potrafiła sensownie kłamać. Nie chciała.
- Nie... - zająknęła się, uciekając przy tym wzrokiem do czerwonych smug na własnych palcach. - Niestety nie jestem czystej krwi, choć obydwoje moich rodziców to czarodzieje. Chciałabym być, ale nie mam na to wpływu. - Wyjaśniła niezwykle cicho, nie podnosząc oczu ani na moment. - Moje nazwisko to Greyback, moja rodzina jest półkrwi. - I to najmniejszy z naszych problemów, chciało się dodać, ale powstrzymała czarne myśli w ostatniej chwili. - Przepraszam, jeśli cię zawodzę. - Wyglądała na niezwykle skruszoną, nawet z opuszczoną ze wstydu i zakłopotania twarzą. Krew była kolejną rzeczą, która budziła w niej frustracje; ani krwi, ani przyszłości nie mogła zmienić.


i poklękli spóźnieni u niedoli swej proga
by się modlić o wszystko, lecz nie było już Boga
sommerfugl
Although the butterfly and the caterpillar are completely different, they are one and the same.
173cm wzrostu, smukła sylwetka, nieco zbyt blada cera, której jasny odcień potęgowany jest tylko przez ciemne włosy i oczy. Nie nosi zarostu, ubiera się zwykle elegancko. W słowach często przebija się jego skandynawski akcent.

Charles Mulciber
#17
13.10.2024, 00:25  ✶  
Charles miał całkiem lekkie podejście do nawiązywania nowych znajomości, ale również do ogółu życia, co zdążył już pokazać również w Londynie. Jego ojciec z pewnością wolałby, by w końcu spoważniał i porzucił dziecięce zagrywki, a wraz z nimi całe poczucie humoru. I nawet jeśli Charles właśnie to planował po aferze, jaka wybuchła po Lammas, to szybko zrezygnował z tego pomysłu, gdy życie na powrót przybrało nieco kolorowsze barwy.

- Nie ma problemu. - Odpowiedział na stwierdzenie Scylli. - To ja przepraszam, może nie powinienem żartować ze wszystkiego. - Dodał, lecz nie było słychać w jego głosie prawdziwej skruchy. Skoro Scylla nie znała żartów, nie znaczyło to równocześnie, że nie znała się na żartach, co sugerował jej prześliczny śmiech w odpowiedzi na jego niemądre słowa. Charlie nie potrafił przestać się uśmiechać. - Ale jeśli nie dość ci moich żartów, to przed sobotą możesz czasem do mnie tutaj zaglądać, jeśli będziesz mieć chwilę wolnego od pracy. - Zaproponował, spodziewając się, że jeśli Greybackówna rzeczywiście zechce go odwiedzać, to będzie to znaczyło, iż nie odstraszył jej od siebie swoimi żartami nawet przed pierwszym oficjalnym wyjściem! - Nawet bez ciasteczek.

Szczęśliwie temat pomocy z bezsennością nieco rozszedł się po kościach i Charlie nie musiał przepraszać, ani nawet zbierać swoich manatków, gdyby przerażona Scylla doniosłaby Dolohovom o tym bezwstydnym napastowaniu seksualnym. Sięgnąwszy po ceramiczną miseczkę odstawioną wcześniej na bok, Charlie objął ją obiema dłońmi, by z użyciem magii podgrzać znajdującą się w niej żywicę. Olibanum, przypomniał sobie, ale odmówił łączenia tej nazwy ze wspomnieniem o wuju. W tej miłej atmosferze nie było miejsca na wspomnienia o Robercie.

- Zapłaciłaś mi już w ciasteczkach i towarzystwie. - Nie zgodził się na płatność za świeczki nasenne, bo rzeczywiście nie miał pojęcia o tym, ile Scylla ich zużywa! Przecież wystarczyło zapalić taką na parę minut, by przyszedł sen... o ile rzeczywiście nie miało się poważnych problemów z bezsennością. Ale od tego mogła być już tylko pani doktor i jej zalecenia. - Nie martw się, musimy sobie pomagać, prawda? - Uniósł na nią spojrzenie i uśmiechnął się cieplej, by nie przejmowała się takimi sprawami.

Jego uśmiech jednak nieco zrzedł, gdy usłyszał, że to nie problem z nieodwzajemnioną miłością celebryty powodował nieprzespane noce, a sprawa trzeciego oka. Westchnął lekko.

- Przepraszam, nie wiedziałem, że to wina twojego daru. - Ukorzył się momentalnie. - Jestem pewny, że mistrz pomoże ci zapanować nad tymi wizjami. Musimy być dobrej myśli, prawda? - Spróbował podnieść ją na duchu, gdy przesypywał proszek z moździerza do podtopionej żywicy. Zapach estragonu na nowo rozniósł się po pomieszczeniu, tym razem jeszcze mocniejszy, gdy olejki zawarte w zielu zwiększyły swoją temperaturę. - Nie chciałbym, żebyś wyzionęła ducha. Nie muszę ci też mówić, że pan Dolohov to wybitny specjalista. - Dodał, choć powtarzał to, co słyszał od innych, głównie Peregrinusa. - Nie wiem, czy ja mógłbym ci jakoś z tym pomóc, ale jeśli będę w stanie to proszę, daj mi znać.

Nie miał pojęcia, jak działa taki dar. Pamiętał jedynie swoje własne zmagania z młodzieńczymi emocjami i butą, jaka przypałętała się do niego w czasach szkolnych. Czasem nadmiar emocji należało wyładować na szkolnym manekinie, rzucając w niego zaklęcia ofensywne tak długo, aż nie ostało się z niego nawet jedno źdźbło słomy. Czy wróżenie działało podobne, Charlie nie wiedział, ale jeśli jego przyszłość mogła pomóc Scylli uspokoić myśli, mógł ją zaoferować w całej swej gamie.

Pojawił się pierwszy zgrzyt, gdy Scylla przyznała, że nie jest czystej krwi. Coś zakuło Charlesa w piersi, zupełnie jakby odkrył rysę na trzonku nowej miotły, jakby jego kadzidło zaczęło rozsypywać się przez jeden źle zawiązany węzeł. Skaza, choć na pierwszy rzut oka niewidoczna, przy bliższym spojrzeniu była ewidentna.

A mimo to, Charlie nie stracił rezonu.

- Nie, nie, to nie tak! - Zawołał szybko, nie chcąc zasmucać dziewczęcia. Odłożył miseczkę z żywicą. - To znaczy... przynajmniej nie jesteś z mugoli, prawda? - Postarał się uratować sytuację, nachylając się lekko do Scylli. Nie było niczego gorszego od mugolaka. - Znasz Nokturn, twoja rodzina to czarodzieje. To przecież... nic złego? Nie zawodzisz mnie, Scyllo. Hej, spójrz na mnie. - Poprosił.

Ale co powiedziałby tata, gdyby wiedział, że Charlie zbliża się do czarownicy półkrwi, a do tego zamierza zabrać ją na obiad?
nefelibata
oh, how can we atone
for the secrets
we've been shown?
Specyficzna, nieco dziwna, filigranowa panienka z jeszcze ciekawszą fryzurą - z przodu, po obu stronach twarzy, dwa dłuższe pasma opadają na wysokość obojczyków, natomiast reszta brązowych włosów sięga nieco dalej niż broda. Mierzy niewiele ponad metr sześćdziesiąt, co najwyżej parę centymetrów, czym bardzo kontrastuje z resztą rodzeństwa. Posiada duże sarnie oczy, patrzące na świat z naiwnością dziecka - tak jakby wzrok uciekał gdzieś dalej, hen poza horyzont. Ubiera się dziewczęco, próbuje być elegancka, ale żyje skromnie - zwykle można spotkać ją we wszelakich sweterkach, spódnicach i sukienkach w kratę, które utrzymuje w palecie wszelakich odcieni brązu i beżu. Uwielbia motywy nawiązujące do natury, nadruki z kwiatkami, grzybami i liśćmi.

Scylla Greyback
#18
16.10.2024, 15:00  ✶  
Scylla przyglądała się Charlesowi z delikatnym, prawie nieuchwytnym uśmiechem na ustach. Jego lekkość i beztroska, choć zupełnie różne od jej własnej natury, miały w sobie coś pociągającego. Nie czuła się urażona jego żartami ani słowami, nie uważała, że wkraczał na tereny, których nie powinni przekraczać ludzie o tak krótkiej znajomości. Wręcz przeciwnie, jego swobodny sposób bycia sprawiał, że czuła się mniej napięta, choć jednocześnie nie potrafiła w pełni się zrelaksować. Jakby coś w niej nie pozwalało na to, by całkowicie odpuścić, nawet na chwilę.

- Nie masz za co przepraszać - powiedziała cicho, niemal szeptem, wpatrując się w płomień świecy, który tańczył na krawędzi miseczki z żywicą. - Twoje żarty są… przyjemną odmianą. Z chęcią cię odwiedzę. - Uniosła na niego wzrok, a w jej jasnych oczach można było dostrzec coś na kształt niepewności, jakby była zaskoczona, że to powiedziała. Próbowała brzmieć pewnie, ale jej słowa zawisły w powietrzu z lekkim drżeniem, które zdradzało więcej, niż chciała.

Zapach rozgrzanej żywicy i estragonu wypełniał pomieszczenie, otulając ich niczym ciepły, lekko duszący płaszcz. Scylla czuła się w tej atmosferze jakby zawieszona między rzeczywistością a czymś odleglejszym, trudnym do uchwycenia. Charles, z uśmiechem na twarzy i troską w głosie, wydawał się jej prawie nierealny. Mówił o darze, o wizjach, jakby to była rzecz prosta, coś, co można okiełznać i zrozumieć. Jakby życie było takie proste.

- Dar… - powtórzyła, odchylając lekko głowę w bok, jakby chciała lepiej wsłuchać się w jego słowa, a może i swoje własne. - Tak się o tym mówi, ale… - urwała na moment, zaciskając dłonie na krawędzi stołu. - Nie zawsze potrafię nad tym zapanować. Czasem mam wrażenie, że wizje same mną kierują, a nie ja nimi. Nie dają wytchnienia. - Jej głos był spokojny, ale zdradzał nutę zagubienia, jakby nie była pewna, czy to, co mówi, ma jakikolwiek sens. - Może mistrz Dolohov rzeczywiście będzie mógł mi pomóc; jak nie on, to nie wiem kto - dodała po chwili, nieco bardziej stanowczo, choć jej oczy wciąż były nieco zamglone, jakby widziały coś, czego tu nie było.

Gdy temat zszedł na jej pochodzenie, poczuła znajomy chłód ściskający jej serce. Wstyd, który próbowała ukryć, nagle wyjrzał na powierzchnię, przypominając o sobie w najbardziej nieodpowiednim momencie. Gdy Charles zaczął coś mówić, próbując ją pocieszyć, miała wrażenie, że każda jego kolejna próba wyciągnięcia jej z tego wstydu tylko bardziej eksponuje to, czego najbardziej chciała uniknąć.

- Tak, moja rodzina to czarodzieje - powiedziała z cichym westchnieniem, unikając jego wzroku. - Prawdę mówiąc, nawet nie znam nikogo, kto w mojej rodzinie by nim nie był, ale i tak, z jakiegoś powodu, nie jesteśmy krwi czystej - dodała po chwili, próbując brzmieć lekko, jakby to była rzecz błaha. Ale jej głos zdradził więcej, niż chciała. Wciąż była niepewna, czy jego reakcja będzie rzeczywiście tak neutralna, jak próbował ją zapewnić.

Słysząc jego prośbę, którą wręcz odebrała jak dobroduszne polecenie, podniosła na niego wzrok, z nutą niepewności w spojrzeniu. Jakby szukała w jego oczach odpowiedzi, której sama nie potrafiła znaleźć. - Nie, nie jestem z mugoli, brońcie bogowie. Tak naprawdę nie chcę mieć z nimi nic do czynienia, całe życie ich latorośl sprawiała mi tylko i wyłącznie przykrość. - Te słowa przyszły jej trudniej, niż się spodziewała. Tafla słonej wody zaszkliła sarnie oczy, ale nie uformowała się w ani jedną łzę, nie zwilżyła powiek. Czuła się, jakby przyznała się do jakiejś winy, jakby było to coś, co powinna była zataić. A jednak była zbyt dumna, by kłamać. Nawet jeśli Charles, z jego przyjaznym uśmiechem i dobrymi intencjami, nie był w stanie zrozumieć ciężaru, jaki niosła.

Charles wydawał się jednak niezachwiany w swoim ciepłym, przyjaznym usposobieniu, a jego próby złagodzenia sytuacji były niemal urocze. Jego słowa, mimo że miały uspokajać, dla Scylli były jak próba oswojenia czegoś, co od zawsze było dzikie i nieokiełznane. Czuła, że chciał ją zrozumieć, ale była zbyt przyzwyczajona do ukrywania prawdziwej natury swej rodziny, by w pełni pozwolić sobie na otwartość.

- Gdyby to nie było nic złego, nie czułabym się w ten sposób - mruknęła, wyraźnie podenerwowana, a potem znowu uciekła wzrokiem gdzieś w bok. Wiedziała jednak jedno - jeśli chciałaby go odwiedzić przed sobotą, musiałaby najpierw przekonać samą siebie, że zasługuje na jego uśmiech, niezależnie od tego, co sądziła o sobie i swoim pochodzeniu.


i poklękli spóźnieni u niedoli swej proga
by się modlić o wszystko, lecz nie było już Boga
sommerfugl
Although the butterfly and the caterpillar are completely different, they are one and the same.
173cm wzrostu, smukła sylwetka, nieco zbyt blada cera, której jasny odcień potęgowany jest tylko przez ciemne włosy i oczy. Nie nosi zarostu, ubiera się zwykle elegancko. W słowach często przebija się jego skandynawski akcent.

Charles Mulciber
#19
16.10.2024, 22:23  ✶  
Charlie czuł się swobodnie przy Scylli nawet pomimo początkowej niepewności i późniejszych gaf. Dziewczyna zdawała się jednak przepuszczać każde jego potknięcie, jakby było niczym. Tego typu cierpliwość i wyrozumiałość dobrze wróżyła na przyszłość.

- Będę cię wyczekiwał. - Obiecał, na niepewność dziewczęcia odpowiadając kolejnym ciepłym uśmiechem. Nieco różnił się od swojej rodziny, bo jego uśmiech sięgał oczu, tańcząc iskierkami w ciemnym spojrzeniu, a intencje były czyste i szczere, gdy nie zdążył jeszcze być splamiony przez zło i rodzinne ciemne interesy. Poza tym, któż nie chciałby po raz kolejny spotkać takiej słodkiej dziewczyny?

Żywica mieszała się z proszkiem estragonu, uwalniając więcej aromatów. Świeży, cytrusowy zapach wypełnił zmysły z siłą, która odpychała wszystko inne. Charles nie pozwolił jednak, by woń wypchnęła z jego myśli dzisiejsze towarzystwo.

- Ten dar potrafi być przekleństwem, nie mylę się? - Podpytał. - Nie potrafię sobie tego wyobrazić, ale chciałbym zrozumieć. Te wizje... przychodzą często? Jak to jest, gdy masz wizję? - Pytał, mieszając miksturę w miseczce, nie chcąc, by ta zgęstniała nim składniki połączą się odpowiednio. - Nie musisz mi mówić, jeśli nie chcesz. Nie musimy o tym rozmawiać. - Podkreślił szybko, nie chcąc zmuszać jej do przeżywania czegoś, co może być przykre. Z drugiej strony wiedział, jak ważne czasami jest wygadanie się, nawet jeśli nie miał pojęcia, czy jest właściwą do zwierzeń osobą. Przecież w ogóle się nie znali.

I chociaż starał się uratować temat czystości krwi, podkreślając, że to nie jest tak ważne, jak w istocie było, poczuł, że poniósł klęskę, a dziewczę tylko bardziej się zestresowało. Kolejny raz poczuł ucisk w klatce, tym razem z zupełnie innych powodów. Nie powinien jej zasmucać. Kto chciałby zasmucać taką osóbkę?

- W takim razie można uznać, że jesteś czystej krwi? - Zaproponował, bo chociaż fakt, iż Greybackowie nie byli nazywani czystokrwistymi mierził go jak kamień w bucie, to nie zamierzał kłócić się z jej logiką. Szlachta czarodziejska, z której się wywodził, miała swoje zasady i rodzina Scylli musiała w jakiś sposób od nich odstawać, skoro zostali nazwani półkrwi. Charlie nie miał pojęcia, co musieli zrobić, nie znał większości czystokrwistych rodów Anglii i przeszłości. - Chociaż... nieoficjalnie. - Dodał, posyłając jej ten sam ciepły uśmiech, gdy tylko na niego spojrzała. Chciał podtrzymać ją na duchu. - Niechęć do mugoli, czy to nie typowo czystokrwiste podejście? - Dodał. Zganił sam siebie za swoje pytania, które tak zestresowały koleżankę. Musiał teraz naprawić sytuację. - Wszystko wskazuje na to, że jesteś czystokrwista.

Zostawił swoją robótkę, pozwalając żywicy stężeć, po czym podszedł bliżej Scylli. Nie dotykał jej jeszcze, wiedząc, że Angielki różnie reagowały na niespodziewany kontakt, ale zmniejszył dystans. Chciał być blisko.

- W jaki sposób się czujesz, Scyllo? - Jej wyznanie zmartwiło go wyraźnie. - Nie jesteś przecież gorsza od nikogo tutaj. Nie masz żadnego powodu do wstydu. - Przekonywał, nachylając się lekko do dziewczyny. - Nie powinienem pytać, to moja wina, że się zdenerwowałaś. Przepraszam.

Był ostrożny, gdy powoli unosił dłoń, by oprzeć ją o ramię Scylli, tuż nad jej łokciem. To było bezpieczne miejsce.
nefelibata
oh, how can we atone
for the secrets
we've been shown?
Specyficzna, nieco dziwna, filigranowa panienka z jeszcze ciekawszą fryzurą - z przodu, po obu stronach twarzy, dwa dłuższe pasma opadają na wysokość obojczyków, natomiast reszta brązowych włosów sięga nieco dalej niż broda. Mierzy niewiele ponad metr sześćdziesiąt, co najwyżej parę centymetrów, czym bardzo kontrastuje z resztą rodzeństwa. Posiada duże sarnie oczy, patrzące na świat z naiwnością dziecka - tak jakby wzrok uciekał gdzieś dalej, hen poza horyzont. Ubiera się dziewczęco, próbuje być elegancka, ale żyje skromnie - zwykle można spotkać ją we wszelakich sweterkach, spódnicach i sukienkach w kratę, które utrzymuje w palecie wszelakich odcieni brązu i beżu. Uwielbia motywy nawiązujące do natury, nadruki z kwiatkami, grzybami i liśćmi.

Scylla Greyback
#20
26.10.2024, 21:59  ✶  
Scylla poczuła, jak serce nieznacznie przyspiesza na widok ciepła w spojrzeniu Charlesa. Miał w sobie coś, czego nie mogła do końca pojąć - niezachwianą, naiwną otwartość, której nigdy wcześniej nie widziała. W jego słowach wyczuwała szczerość, lecz czytała też jego niepewność - a może nawet poczucie winy? To tylko dodawało mu uroku.

Słysząc jego pytanie o wizje, poczuła, jak gardło jej się ściska, ale po chwili przemogła się i lekko skinęła głową.
- Czasami pojawiają się bez ostrzeżenia - powiedziała cicho, jakby każde słowo było krokiem w nieznane. – Znikąd. Nic ich nie zapowiada, a ja… jestem zmuszona oglądać rzeczy, których wolałabym nigdy nie zobaczyć. - Jej głos drżał, choć starała się mówić spokojnie. Uspokoiła się nieco, widząc, że Charles nie naciskał, gotowy, by zmienić temat, jeśli miałoby ją to bardziej zaboleć. Zaimponował jej tą troskliwością. Nie wybuchał śmiechem, nie próbował bagatelizować jej obaw ani traktować ich z politowaniem - a tego się spodziewała, przywykła do tego.
- Nie zrozum mnie źle - zaczęła ponownie od swojej starej śpiewki, nauczona wieloma przykrymi doświadczeniami, kiedy właśnie tak się działo. - To nie tak, że nie chcę o tym rozmawiać. Po prostu... ciężko to ubrać w słowa. O wiele łatwiej byłoby ci to pokazać, ale nie wiem, jak miałabym to zrobić - wyjaśniwszy, uśmiechnęła się przepraszająco. Wszystko byłoby prostsze, gdyby Charlie po prostu wlazł jej do głowy i na własne oczy zobaczył, co się dzieje w jej umyśle. Nie chciała go na to skazywać, ale kiedy nie umiała daru przekuć w słowa, nie było lepszego wyjścia.

Nie potrafiła również wskazać, co splamiło krew jej rodziny ani kto spośród jej przodków był na tyle nierozważny, by zbliżyć się do mugoli lub ich potomstwa. Prawdopodobnie była to jakaś siódma woda po kisielu, praciotka, ale to wystarczyło, żeby jej grzechy teraz ciążyły na jej życiorysie, przekreślając szanse na budowanie wartościowych więzi. Charles co prawda starał się przekonać ją, że jest "honorową" czystokrwistą, lecz Scylla nie mogła pozbyć się wrażenia, że jego słowa były tylko formą uprzejmości. W końcu dziwnie by wyglądało, gdyby po zaproszeniach na obiad i żarliwym zainteresowaniu nagle wycofał się z oburzeniem i udał, że nigdy jej nie poznał.

Spojrzała na Charlesa z wdzięcznością, lecz jej serce ścisnęło się w niepewności. Mimo jego uprzejmych słów nie mogła w pełni uwierzyć, że naprawdę traktował ją jak równą. Uznanie kogoś za nieoficjalnie za czystokrwistego nie miało przecież tej samej wagi co rzeczywista czystość krwi, a niepewność tego, co kryło się w przeszłości jej rodziny, jak cień spowijała ją od lat. Czy ktokolwiek, kto znałby prawdę, mógłby faktycznie zaakceptować ją jako część tego świata?

Jednak jego ciepły uśmiech, pełen niewymuszonej troski, sprawił, że jej wątpliwości na chwilę się rozmyły. Słowa o niechęci do mugoli i ich podejściu niemal ją rozbawiły, ale uśmiechnęła się jedynie z lekką rezerwą. Gdy zmniejszył dystans, instynktownie cofnęła się nieznacznie, lecz jego życzliwość sprawiła, że szybko zapanowała nad reakcją. Wysłuchała jego pytania, serce zaczęło bić nieco szybciej. W jego obecności przeszłe grzechy zdawały się tracić swój ciężar, jakby zapach żywicy i estragonu tworzył ochronną barierę, miejsce, gdzie mogła chociaż na chwilę zdjąć maskę obojętności. Słowa Charlesa przemykały przez jej myśli, zostawiając po sobie ciepłe ślady, jakby ich znaczenie powoli zapuszczało korzenie w jej zamkniętym, chłodnym świecie. Czuła się odsłonięta, jakby nagle ktoś dostrzegł jej ukryte lęki, które przez lata były jej towarzyszem. Uśmiechnęła się nieśmiało i odezwała się wreszcie:

- To nie twoja wina, naprawdę. Być może przesadzam, czasem trudno mi uwierzyć, że ktoś mógłby traktować mnie… na równi. Chociaż czasem tego pragnę. - Spojrzała w bok, przemykając wzrokiem po stołach, by nie musieć patrzeć mu w oczy. - Ale dziękuję, Charlie. To wiele dla mnie znaczy - oznajmiła cichym, nieco niepewnym głosem. Uniosła nieśmiało palce i ostrożnie poklepała wierzch dłoni Mulcibera, która spoczywała teraz na jej drugim ramieniu, jakby chciała wyrazić swoją wdzięczność czymś więcej niż tylko słowami. Dotyk chłopaka palił, jak wszystkie gesty, do których nie nawykła, ale żar z nieprzyjemnego szybko przerodził się w pożądany; nie miała zamiaru ani drgnąć.


i poklękli spóźnieni u niedoli swej proga
by się modlić o wszystko, lecz nie było już Boga
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Charles Mulciber (6419), Scylla Greyback (7574)


Strony (3): « Wstecz 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa