O ile Brenna rozumiała, że Ministerstwo kryje pewne informacje, bo nie można było ich upowszechniać, i bo w samym Ministerstwie byli… ludzie niekoniecznie oddani państwu, o tyle wkurzała się coraz bardziej, gdy nikt nie chciał udzielić wiadomości w takiej sprawie, jak ta. Albo kiedy pilnie ukrywano przed samymi aurorami i Brygadzistami, dlaczego ktoś jest poszukiwany – na litość Merlina, jeżeli ktoś z nich pracował już dla Voldemorta, to świetnie wiedział, dlaczego.
– To dobrze, nie chciałabym chyba, żeby zionęły na mnie ognie. W sumie to na pewno nie chciałabym, żeby zionęły na mnie ogniem… i hm, nie jestem tak całkiem pewna, w sensie czy to że ich nie wykazały, o czymś świadczy, raczej nie obserwowałam ich zbyt uważnie – przyznała Brenna. Były tutaj od paru dni, a ona w ciągu tych paru dni wpadała do pokoju co najwyżej na chwilę, by się przespać. Karmiła jaszczurki, zerkała co robią i tyle: mogły zmieniać co jakiś czas barwy lub skórę, okazyjnie zaczynać gadać, a ona by to przegapiła. Mogły też robić coś, czego normalne jaszczurki nie robiły, a jej wydawało się to normalne, bo absolutnie się na nich nie znała. Ale mogła być względnie pewna, że ogniem nie zionęły, bo żadne rośliny wrzucone do pojemnika nie uległy zniszczeniu. – Jakieś wskazówki, co z nimi powinnam zrobić?
Mogły zostać po prostu w Warowni, Malwa by je dokarmiała, trafić do jakiegoś kolekcjonera, zostać wypuszczone, jeżeli to nie zachwiałoby ekosystemem całej Doliny albo… w sumie nie była pewna, coś mogła wymyśleć. Ale już nie miała pojęcia, czy wymagały jakiegoś specjalnego środowiska albo traktowania.
– Jasne – odparła, uśmiechając się półgębkiem na jego słowa. Czy wypoczęła? Na pewno przespała się na statku. Potem były trupy, nekromanci i lwy, ale Brenna właściwie nie narzekała, nie liczyła przecież na spokojne opalanie się nad morzem. – Większość czasu spędziłyśmy w Alexandrii, więc pustyń za bardzo nie uświadczyłam, tylko wybrzeża i Nil, ale jest tam cholernie gorąco. Po Anglii zdecydowanie pogoda mnie dobijała.
Dla niej Egipt był krainą ognia i wody: gorący, z dala od Nilu obumierający, ale rozkwitający w delcie potężnej rzeki i na morskim wybrzeżu. Nie miała okazji przemierzać pustyń i miejsc, w których ziemię wypalało przez większość roku bezlitosne słońce.
Za tą prostą deklaracją – tam jeździ tylko moja siostra – kryła się cała historia, nieraz na pewno bolesna. Laurent był synem Edwarda, ale nieślubnym: nigdy nie należącym w pełni do rodziny. Jeśli nie jeździł do Turcji, to dlatego, że nie chciała go tam macocha i jej rodzina – symbolu jej wstydu, zdrady męża, niewinnego dziecka. Jedynym winnym tutaj był Edward i, jak to zwykle bywa w takich historiach, był też jedynym, który na tej sytuacji nie stracił i nie ucierpiał.
– Pandora kiedyś mi wspominała o wycieczkach do Turcji. Ja nigdy tam nie byłam – powiedziała jednak tylko, nie próbując odnosić się do tego, co kryło się tutaj za paroma słowami. Wątpiła, by Laurent miał ochotę o tym rozmawiać. - Byłam parę razy w Europie, ale w ostatnich latach nie podróżowałam dużo.
Nie licząc tego lata i bardzo krótkich wypadów, zdecydowanie nie w celach turystycznych.