- Tak bardzo cię przepraszam - szepnęła, gdy spróbował się podnieść. Nie była w stanie powstrzymać łez nawet wtedy, gdy dotknął jej policzka i posłał jej delikatny uśmiech. - To moja wina. Powinniśmy byli trzymać się razem.
Szybko poszło - od powinności i pomagania innym zaczęła obwiniać swoich nowych przyjaciół i siebie o to, co się stało. Ile czasu jej to zajęło: pół nocy? Jakoś tak. Wtuliła się w Tristana, z początku nie dostrzegając, że jego noga wciąż była uwięziona pod kamieniem. Nie przeszkadzało jej to, że śmierdział. Nie przeszkadzało jej nic - ważne było to, że żył. Żył i chyba nic poważniejszego mu się nie stało. Gdy tylko poczuła na sobie ciepło jego ciała, rozkleiła się do reszty.
- Miałam cię szukać, ale w Londynie... Na Pokątnej... Widziałam Millie i musiałam mu pomóc... - tłumaczyła się, chociaż jej słowa były zagłuszone przez głośne łkanie. Chciała się wytłumaczyć, czemu nie przyszła wcześniej, ale słowa nie chciały płynąć. - Przepraszam cię. Już nigdy cię nie zostawię.
Powiedziała, starając się otrzeć łzy. Widziała, że pokazywał gdzieś, więc spojrzała w tamtym kierunku. Różdżka, tak... Dopiero teraz spostrzegła również, że jego noga wciąż była uwięziona. Sięgnęła po różdżkę Warda i wręczyła mu ją: na szczęście nie była połamana.
- Ja... Mogę spróbować to zdjąć, ale nie wiem... - była roztrzęsiona, już kilka zaklęć tej nocy jej nie wyszło. I wszystkie jak na złość nie wychodziły gdy miała wyciągać ludzi spod gruzów. Nie chciała, by Ward skończył jak tamten mężczyzna, którego próbowały uratować z Millie - gdyby nie pojawienie się Basiliusa, zginąłby od ich wysiłków.