- Będziecie tonąć w kasie, na pewno lepszej pracowni nie będzie w całym Londynie. - Geraldine miała takie wspierające momenty. Z pozoru wydawała się szorstka, jednak chętnie dodawała innym otuchy, szczególnie kiedy mogło to dodać im skrzydeł. Wierzyła w to, że sukces należy od nastawienia. Wcale nie chodziło też o to, że jeśli Olivii i jej znajomej się powiedzie, to również ona zyska kolejny owocny kontakt biznesowy. Oczywiście, że cieszyło ją to, że i ona dzięki temu poszerzy grono swoich klientów, jednak nie był to główny powód do radości. Bardzo wspierała kobiety, które miały odwagę na to, aby założyć swój własny biznes. Podobało jej się to, że goniły za marzeniami, a nie zamykały się w domach rodząc dzieci. Oznaczało to, że świat się zmienia.
- Wiesz co, po prostu nie interesujesz się innymi dziedzinami. Mogę zapewnić, że świetnie radzą sobie ze zwierzyną, potrafią polować na naprawdę wyjątkowe okazy, bez magii, w naszym świecie niewielu jest takich śmiałków. - Radzili sobie jak mogli, Geraldine z ciekawością przyglądała się ich pracy, czasem korzystała z tych metod, które przyszło jej dostrzec. Nie uważała tego za żadną ujmę.
- Tak, nie mogą sobie tego ułatwić, chociaż też próbują, tworzą mechanizmy, czy przedmioty, które im pomagają, a wszystko własnymi rękoma. - Może i trwało to dłużej, ale się nie poddawali. Ten upór również ceniła.
Zaśmiała się, słysząc kolejne słowa Olivii. Sama Gerry nigdy nie doceniła smaku herbaty, no chyba, że znalazła się w niej wkładka z czegoś mocniejszego, wtedy mogła to zaakceptować. Nie rozumiała do końca idei picia tego gorącego napoju. - To ciekawe, naprawdę. - Dodała jeszcze, po czym wypiła jednym haustem zawartość swojej szklanki. - Na mnie już pora, zostajesz? - Zapytała jeszcze nim wstała z miejsca. Poczekała na odpowiedź towarzyszki po czym albo z nią, albo sama udała się do wyjścia. Przyjemny to był wieczór, jednak trzeba było wrócić do domu.