Najwyraźniej nie bał się Sionnach, bo bardziej niż na pomocy Fiery skupił się na tym, żeby zakryć usta i nos zwiniętymi w koszyk dłońmi i wykonać kilka głębszych oddechów w taki sposób. Dopiero po tym i po głośnym parsknięciu podał jej rękę, pomagając wstać.
- Ale ty mnie ostatnio wkurwiasz, ty cholerna fajtłapo - powiedział, ustawiając ją do pionu. Tak, zdawał sobie sprawę z tego, że dziewczyna już się go bała i to pewnie pogorszyło sytuację jeszcze bardziej, ale trudno, bo żadnego dobrego słowa wykrzesać z siebie nie potrafił. Właściwie, to miał ochotę krzyknąć na całe gardło, że WSZYSCY, absolutnie kurwa WSZYSCY go tutaj WKURWIALI, bo to była prawda. Oczywiście najbardziej wkurwiał go na ten moment on sam, ale chaos jego duszy został ukierunkowany w tego biednego Prewetta już jakiś czas temu, więc w tym kierunku brnął werbalnie. - A ty Laurent to już w szczególności - ciągnął, wracając do chłopaka leżącego na gruncie i najwyraźniej testującego swoje możliwości na jego dotkniętej klątwą siostrze. Po to, żeby go złapać, podciągnąć do góry i zacząć prowadzić do wozu Alexandra, skoro i tak nie było go w środku. - Siedź, ona cię nie słyszy. Możesz sobie... nie wiem, poczytać Szekspira. - Nie zamierzał dodawać tego, że w chuju miał ten koc, bo jeżeli Sionnach spod niego wybiegnie i pogryzie mugoli, to beznadziejne zaklęcia wyciszające, przez które wezwano tutaj Brygadę Uderzeniową, będą ich najmniejszym problemem.
Tak, jego zamiarem było pomóc Fiery w zamknięciu swojej siostry w klatce, a później zrugać Prewetta za to wszystko jeszcze raz, tylko tym razem siedząc naprzeciwko niego na krześle jak matka wkurwiona, że wróciłeś z imprezy sześć godzin za późno.
you think you know how crazy I am.
My mind is a hall of mirrors.