• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
lato, 24 sierpnia 1972 // projekt hobbitonu

lato, 24 sierpnia 1972 // projekt hobbitonu
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#21
07.01.2025, 07:53  ✶  
Podobno nie istniało coś takiego jak złe pytania. Stwierdzenie miało zniechęcać nieprzyjemnych rodziców do karcenia dzieci za ciekawość świata, ale czy miało zastosowanie do dorosłych facetów nie mogących znieść tego, że ktoś kogo trzymali w swoich paluszkach zdawał się wymykać myślami gdzieś w bok, nawet po tym jak zabito mu konia?

- Mhmm - nie śmiał wcinać mu się teraz w słowo, więc jedynie mruknął w lekkim proteście, ale kiedy znów zadarł głowę w górę zdał sobie sprawę z tego, że to znów się działo. Dmuchnął we włosy na swoim czole, ale gówno mu to dało, bo pomijając fakt przepocenia ich w obrębie czoła, ręka Laurenta bawiąca się nimi nadała im kształt, którego nie pozbędzie się do kąpieli.

Sposób w jaki odpowiedział wcale Crowa nie ostudził. Pewnie dlatego, że spoglądał na niego przez pryzmat swoich oczu - jego Fontaine wysłała na niemal pewną śmierć niezliczoną ilość razy, a i tak rozważał powrót niejednokrotnie, póki sobie nie przypomniał bijącego od niej teraz chłodu. Ta gra nie była szczera. Albo nie mógł uwierzyć w jej szczerość. Drążyłby to dalej. Dopytał. Potrafił już jednak wyłapać moment, w którym wybrankowie jego serca wpadali w ataki paniki i naprawdę nie potrzebował teraz powtórki z czerwca. Podciągnął się do góry, dając z siebie wszystko żeby zamaskować niechęć do odklejenia się od dolnych rejonów jego ciała, ułożył głowę na poduszce obok niego i to jego pociągnął do siebie. Jeżeli Prewett nie chciał współpracować, oczywiście tego nie zrobił, zamiast tego przesunął tam sobie jego rękę, ale generalnie działał tak, żeby ułożyć jego głowę bokiem na własnej klatce piersiowej.

Wielki tatuaż z jej imieniem został zakryty przez jasną czuprynę. Niedługo to samo miało stać się dzięki kolejnej porcji tuszu pod skórą. Jedna z macek potwora miała owijać się wokół, zagarniając ten organ dla siebie. Romantyzowany przez poetów organ dający życie.

- Słyszysz to? - Zapytał, zaczesując mu włoski za ucho i naciągając kołdrę na jego plecy. Musiał to słyszeć, bo on sam słyszał to dudnienie we własnych uszach. - W taki sposób bije serce twojego starego zazdrośnika kiedy czuje, że coś ci się dzieje. Ten dźwięk jest jeszcze śliczniejszy kiedy jesteś szczęśliwy. - Pogłaskał go, uklepując mu włoski coraz bardziej. - Wiem, że mam na ciele podpis, który widzę codziennie patrząc w dół, ale gdyby ktoś mnie zapytał do kogo należy moje serce, powiedziałbym, że do ciebie. - Gdyby jeszcze inne tematy przychodziły mu z taką łatwością z jaką przychodziło mu kokietowanie, może nawet zaprojektowałby w tym domu pokój dla siebie bez konieczności pokazywania mu tego palcem.

Podniósł się lekko, ale tylko po to, żeby chwycić go za nogę i podciągnąć ją do góry, zginając w kolanie. Ułożył ją sobie na kroczu, pokazując mu tym samym jak twardy był znowu od samego lizania go po udach. I nie zrobił z tym absolutnie nic więcej. Chciał go tylko rozproszyć. Wyciągnąć go ze wspomnienia o krzywdzie w objęcia teraźniejszości - a teraźniejszość była przecież taka, że to jego decyzje miały największe znaczenie. Mógłby teraz kontynuować tę grę i zadać równie beznadziejne pytanie. Mógł zadecydować, że idą spać. Zarządzić czas kąpieli. Odepchnąć go od siebie i powiedzieć, że dureń z niego i zboczeniec. Nie było tutaj przestrzeni na cokolwiek, czego sobie nie życzył. Ktoś inny pewnie by na niego teraz chuchał i dmuchał, a na widok sposobu rozwiązywania takich problemów przez Crowa z trudem powstrzymał odruch wymiotny, a jednak on nie zmieniłby w tym nic. Z jakiegoś powodu nie wierzył w to, że traumy przepracowywało się mówiąc o nich głośno. Jego zdaniem trzeba było iść do przodu. Budować swoje nowe życie mimo ich obecności.

Księżyc to podobno bogini Matka. Jeżeli nie miał racji i śmierć nie była ostatecznym końcem, a bogowie istnieli, musiała być wniebowzięta, że chłopak którego znalazł sobie na śmietniku obiecał mu ją ukraść. Zwątpiłaby za to w przyrównanie jej do życia ze zwyczajnym potworem.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#22
07.01.2025, 13:47  ✶  

Istniały złe pytania i istniały złe odpowiedzi. Te oba się gdzieś tutaj spotkały na jednej płaszczyźnie. Z jednej strony to nie było kłamstwo - w momencie, kiedy to mówił, był święcie przekonany o tym, że właśnie tak jest. Tylko że moment, w którym to mówił, był całkowicie niepoprawny na udzielanie odpowiedzi osobie, przed którą nie chcesz unikać, udawać. Wychodzenie ze strefu komfortu, w której możesz sobie pozwolić na bycie nieuczesanym, kiedy ktoś jest w pobliżu było dla niego badaniem nowego gruntu. I zawsze wtedy zerkał na Flynna (choć starał się to robić całkiem ukradkiem), żeby się upewnić, że w tym nie ma niczego złego. W jedzeniu nie przy stole też nie było niczego złego. Okazywało się, że tak można żyć z kimś, nie tylko będąc samemu, kiedy jedynym świadkiem był Duma, Diva i Migotek. Ostatnimi czasy i Fuego, który witał go o poranku na tarasie.

Drgnął ze strachu, kiedy w tym poplątaniu pojawił się dotyk. Nawet przez moment w jego oczach dało się dopatrzeć ten strach - nieobecność w tu i teraz, a obecność między potworami przeszłości. Ciepła, szorstka dłoń. Ta sama, z której obecności się cieszył - z każdej eksploracji zakątków jego ciała. Nie odsunął się i nie uciekł - dał się przyciągnąć. Tak jego głowa spotkała się z bijącym sercem na piersi Flynna. I w tym też nie było niczego niepoprawnego. W słabości. Tak by się wydawało, bo jego głowa właśnie uprawiała gonitwę z samą sobą. To żałosne - nie powinien nawet minimalnie tak reagować.

To był jedyny tatuaż, którego nie lubił - ten na jego klatce piersiowej z tym imieniem. Nawet nie dlatego, że był tak zazdrosny o Fontaine i bardzo nieśmiało zastanawiał się (ale nie miał odwagi zadać tego pytania), czy któryś z tych tatuaży opisuje jego. Jest jakimś wspomnieniem o nim. Bo w sumie czemu niby miałby taki mieć? Nie było wtedy nic szczególnego między nimi, prawda? Byli po prostu... przypadkowo napotkanymi ludźmi przy tej samej kobiecie.

Znowu zrobiło się bezpiecznie i ciepło. Nie był tylko pewien, czy szybciej aktualnie biło to jego nędznie słabe serce, czy to, które wydawało się całą kuźnią, w której piece hutnicze trzaskały na swoich pełnych obrotach. Lubił ten dźwięk. Uspakajał go tak samo jak szum morza. Pokiwał więc twierdząco głową. Słyszę. Czy można komuś wyrwać serce i schować je do pudełeczka? I zabrać też oczy - bo Laurent chciał te oczy zachować dla siebie. Czy można to wszystko zrobić i pozwolić, by człowiek nadal żył? Wtedy nie biłoby szybko z podniecenia dla kogoś innego, a oczy nie widziałyby podniecających tyłków innych ludzi. A Dante... co było z nim nie tak, że nie potrafił go równomiernie nienawidzić?

Flynn ze swoim skillem był super efektywny. Myśl ześlizgnęła się dalej, no bo przecież chyba cały dzień dawania głowy by go nie zaspokoił. A może jednak? Przesunął stopą wzdłuż jego nogi i z powrotem. Trochę czekając. Ale... nic się nie działo. Nic nie nadchodziło. Sięgnął po jego dłoń i splótł ich palce ze sobą, żeby przyciągnąć je do siebie bliżej. Świat pełen przemocy nagle był światem, w której przemoc nie była jednokierunkowa. I nie była wycelowana w niego.

- To pytanie było złe, bo uważam je za tendencyjne. Takie, które nie ma dobrej odpowiedzi. - Odezwał się w końcu. - To jak pytanie o to, czy jeśli twoja bajka będzie mogła stać się twoim życiem to czy skorzystasz z możliwości. - Pytanie, które rani wszystkich dookoła, którego - jego zdaniem - nie powinno się zadawać i na nie odpowiadać. - Ale bajki nie istnieją, a ja bardzo chcę coś z tobą... zbudować. - I wcale nie chodziło o pieprzony dom. - Nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale nigdy dotąd nie nazwałem nikogo partnerem. - A pewnie robiąc listę osób, z którymi się spotykali, mogliby ze sobą konkurować. Potrzebowaliby długiego pergaminu. - Choć to wszystko dzieje się dla mnie szalenie za szybko. - To ten hazard. A postawił na wyjątkowo dzikiego konia. Psa? Szczura. - Nie chciałbym tego porzucać. Ciebie porzucać. Więc... gdyby Dante magicznie się zmienił... - Laurent nawet się leciutko uśmiechnął. - Zdradzę ci kolejny sekret. - Uniósł głowę, żeby spojrzeć w twarz Flynnowi. - Lubię zazdrośników. Nie lubię przemocy, ale byłem przeszczęśliwy, kiedy ktoś złamał dla mnie nos mężczyzny, który mnie skrzywdził. Nie lubię przemocy, ale to podniecające myśleć, że ktoś będzie o ciebie walczył. - Taki jego... kolejny mały, brudny sekrecik, o którym nie mówił głośno. Położył głowę znowu. - Więc gdyby tak się stało... to chciałbym go pokokietować, żebyś z zazdrości złamał mu nos. Bo chciałbym mieć pewność, że dokonałem dobrego wyboru. - Jakby to jednak wyglądało na tym etapie? Tyle zmiennych i niepewnych... ale to, co powiedział, było prawdą - to wcale nie tak, że wybór byłby oczywisty. Prosty. Nawet pomimo tego, co powiedział. Ale tego też by nie powiedział nikomu innemu poza Flynnem. A nawet mówienie o tym do niego kosztowało go wiele wysiłku. - A jeśli pytasz, czy tak po prostu bym cię porzucił... nie, Flynn. Tego się nie robi ludziom. A na pewno nie tym, którzy stali się dla ciebie tacy dobrzy. - Wtulił się w niego mocniej - tylko w nodze zachował umiar, ale wcale jej nie cofnął. - Skoro dajesz mi swoje serce to zabiorę je ze sobą choćby w zębach do morza.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#23
07.01.2025, 21:53  ✶  
Kolejne ciche mruknięcie, kiedy był dotykany, jednocześnie wciąż nie zrobił nic sugerującego, że to było konieczne. Zwyczajnie go do siebie przytulał, zaznaczając swoją obecność dotykiem przesuwającym się z włosów na kark. Okrężne ruchy palców, momentami delikatnie naciskające na spięte mięśnie. Swobodne. Słodkie. Niepasujące do wulgarnego języka, jakim zwrócił się do niego po dłuższym okresie ciszy.

- Koło cipy mi lata to, że to pytanie było „tendencyjne” - przyznał bez ogródek. - Zadałem je bo mnie to irytowało. - A on przecież chciał szczerości, tak? - To, że poszedłeś do jakiegoś jego fagasa i nawet mi nie powiedziałeś. Wiem, że nie możesz tego przede mną ukryć, bo się zamienisz w garść jebanego popiołu, więc prędzej czy później byś mi o tym powiedział, ale... Dobra zamykam już ryj na ten temat.

Ale to nie było wszystko. Kurwa, ten tekst o lubieniu zazdrośników. Niby nic na to nie odpowiedział, dał temu tylko przepłynąć przez swoje ciało i zdawał sobie sprawę z tego, że trzymając na nim nogę Laurent czuł wyraźnie jak coś się w nim obudziło. Tylko, że wcale nie na myśl o przestawieniu komuś nosa w imię jego zadowolenia. Wręcz przeciwnie - na myśl, że to jemu mógłby utrzeć jakoś nosa, ale... No właśnie. Nie było szans, że to teraz zrobi.

Prędzej go wycałuje i to też zrobił - chociaż i tym razem użył do tego słów, a nie warg poszukujących szczęścia po jego nagim ciele.

- Nie mam już dwudziestu lat. Wiem co lubię, a co mnie wkurwia. Wiem z kim chcę być, a z kim nie chcę. Nie muszę z nikim eksperymentować. Mówisz mi, że to jest za szybko, ale gdybym nie robił nic szybko i się nie wpierdolił w twoje życie z butami, to możliwe, że byłbyś kurwa martwy na dnie tego swojego oceanu. - Wiedział jednak, że był jednym z powodów duszącego poczucia smutku, więc może to też nie był za dobry argument... - Nie chcę spać w aucie pod twoim domem i zapraszać cię powoli na jakieś losowe randki, wydłużając to wszystko w nieskończoność, skoro mi już na samym początku powiedziałeś, że cierpisz i potrzebujesz ratunku. - I zauważył jak dużo typów się obok Laurenta kręciło, ale to przecież wygodnie było przemilczeć. Kiepska by to wtedy była manipulacja. - Wiem, że facetom w moim wieku zaczyna odpierdalać, zostawiają żony i zaczynają uganiać się za jakimiś małolatami, ale to też mi koło pizdy lata. Chcę o ciebie dbać, a nie zabierać cię na spotkania na jakimś wypiździewiu i udawać, że jesteśmy kuzynami, żebyś się potem godzinami zastanawiał czy traktuję cię poważnie. Chcę żebyś tu sobie leżał i się czuł bezpieczny. - Przesunął wolną dłonią po swojej twarzy. Wolną, bo drugą miał przecież zajętą trzymaniem go przy sobie, jakby miał zaraz uciec gdzieś w bok po zorientowaniu się, że Crow pożerał go coraz bardziej. Bo to przecież było takie oczywiste - być razem, mówić sobie wszystko, znać swoje plany dnia, przekazywać mu każdą myśl żeby mógł cię uważnie obserwować i czuć się bezpiecznie z decyzją wybrania akurat ciebie. Minęły już przecież dwa tygodnie. A jak mu to wytkniesz - że to są dwa tygodnie, a nie dwa lata - to się na ciebie spojrzy pełnymi iskier oczyma i powie coś w stylu: tak mi tu dobrze z tobą, że to jakby były dwa lata. I będzie to kolejna z wielu półprawd - bo naprawdę dobrze mu tu było i robił to wszystko żeby cię zatrzymać dla siebie, ale ha - zbyt wiele w tym było chłodnej kalkulacji, żeby go tu posądzić o niewinność.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#24
08.01.2025, 00:32  ✶  

Tak... denerwowało go to. Zdenerwowało go już poprzednim razem. Właściwie to... z perspektywy czasu to zachowanie wydawało się irracjonalne. Nie było podyktowane jakimiś wielkimi pokładami logiki, ale czy było też w pełni podyktowane emocjami? Ufasz mu? Jego percepcja na zachowanie Flynna nie była pełna. Nie ufał temu, że pozwoliłby mu iść samemu. A gdyby pozwolił - że ta rozmowa przebiegłaby tak samo. Zależało mu na tym. Na pleceniu nici. Powolutku. Był w tym dobry - w przekonywaniu do siebie ludzi. Chciał do siebie przekonać Kierana, chociaż wiedział, że to będzie wymagało większego wysiłku. Rozumiał to. Flynn by na to pozwolił? A może właśnie byłoby o wiele lepiej, gdyby mu powiedział, bo wtedy sam by się tak nie bał. Wiedząc, że Flynn jest blisko, że wie. Może, może, może...

- Masz rację. Powinienem był ci powiedzieć. - Laurent niekoniecznie sam przeklinał i niekoniecznie lubił, kiedy rzucanie mięsem na prawo i lewo zaczynało być wplatane w co drugie słowo, ale wulgarność... do pewnego stopnia był do niej przyzwyczajony. Aż za bardzo. - Mów dalej, jeśli potrzebujesz. - Wcale nie chciał, żeby się zamykał na ten temat. Czy wylanie z siebie frustracji zresztą nie działało lepiej? Bo po samym sobie uważał, że działało. Tylko że on jakoś nie potrafił tej złości z siebie wyduszać. Zresztą - złości... miewał problem z wyduszaniem z siebie w pełni nawet tych pozytywnych emocji. Ale to zauważył właściwie całkiem niedawno.

Nie mógł tego zobaczyć, ale uśmiechnął się lekko kolejny raz. Była logika w tym, co mówił Flynn, a logika do Laurenta potrafiła szybko przemówić. Logiczne zachowania. Mające spójny sens, spójną całość. O wiele bardziej go to przekonywało niż szaleńcza miłość - bo przecież to była część bajek. A to, o czym właśnie słuchał, było otaczającą go rzeczywistością i problemami, z jakimi mierzyli się ludzie. Mówił o byciu martwym na dnie oceanu, a blondyn pomyślał o tym, czy to po prostu nie był wyścig z innymi, żeby mieć prawo tutaj leżeć. Albo przypadek. Przypadek? Nie... inaczej nie przychodziłby tutaj, czując, że należy do Alexandra, a potem nie ciął się w jego wannie. Tak, był dużą częścią tych wylanych łez i drogi na dno tej śmierci. Szokująco dużą - bo był przelaniem czary goryczy, której Laurent już nie zniósł. I nagle Śmierć wydała się mieć piękniejsze ramiona od Życia. Tylko przez chwilę.

To była błyskawiczna decyzja podjęta... w przeciągu jakiego czasu? Po tym, kiedy wyrzucił go Alexander, inaczej jakby to wyglądało? Dalej tak samo, jak wtedy. Więc po prostu jakaś druga opcja, a miał jeszcze trzecią. I nie chciał być żebrzącym kundlem o miłość, a nie chciał też nie żebrać - i zostać znowu samemu. Gdzie to się w ogóle zaczęło i jak? Głupi pierścionek i te wszystkie teksty Flynna. Była w nim doza wierności, bo przecież walczył o powroty do cyrku i zarzekał się, że Alexa nie opuści. A ten trzeci? Ciągle jakoś zręcznie omijany - Laurentowi to nie umykało. Albo pogubił się już między zeznaniami, ale nie wydawało mu się. To wszystko wydawało się nienormalne. Że nie potrafili poznawać się i pleść znajomości normalnie, bez manipulacji. Czemu? Bo byli aż tak brzydcy wewnątrz?

- Szkoda. - Ale nie można mieć wszystkiego, więc został malutki ułamek dygotania i mówienia wielkich słów, w której Laurent wcale do końca nie wierzył. W tę wielką miłość, partnerstwo. Bo nie mógł w to uwierzyć, dopóki nie znał człowieka, z którym się wiązał. Tak, było w tym wariactwo i sam to widział, bo jednocześnie chciał, żeby było dokładnie tak, jak jest - żeby spał tutaj, z nim, żeby miał swoje pokoje i... żeby to wszystko właśnie tak się działo. Wizje przyszłości nakładał na teraźniejszość, bo one już były. - Może bez tej części spania w samochodzie i... udawaniu kuzynów. - Tego nie było akurat szkoda. A to drugie było wręcz dziwne. Uniósł się i obrócił, żeby ucałować miejsce, gdzie przed momentem opierała się jego głowa. Serce, nad którym napis "Fontaine" przeczył słowom wypowiedzianym. Albo tylko naigrywał się z postawionej reguły. Ucałował kolejny fragment, przesunął językiem po napiętym mięśniu. - Chcesz dalej grać? - Przekręcił się tak, żeby wsunąć się między jego nogi. Wędrując ustami coraz niżej. Zerknął na jego twarz, przesuwając dłonią po wrażliwej skórze wewnętrznego uda.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#25
08.01.2025, 01:49  ✶  
- Nie.

Nie uciszył się bez powodu. Zwrócił jego uwagę na problem jaki widział w tej sytuacji i zrobił to bardzo dobitnie - nie widział sensu w ciągnięciu tego bardziej, bo każde kolejne słowo padające z jego ust będzie coraz paskudniejsze. Nazwał tego całego Kierana kimś nieszkodliwym - a później cierpiał tydzień i chodził taki wymięty, stracił coś co kochał i mierzył się z kolejnymi groźbami. Okej - agresja nie była dla Crowa preferowanym sposobem rozwiązywania problemów, ale była jednym z nich właśnie z powodu istnienia takich osób jak ten cholerny Avery. Nie będzie bił dzieciaków kradnących panienkom różdżki, ale jeśli ktoś schodził na Ścieżki, jeśli ktoś pracował dla kogoś z tych podłych, oślizgłych liderów podziemi, to podobnie jak on wiedział, że może zginąć w ich sprawie. I zabijał w ich sprawie. Ułatwiając podpalenie tej cholernej stajni facet wydał na siebie wyrok tego, że się przy nim nie powstrzyma - powstrzymałby się za to przy wampirze, skoro Laurent przyznał się do wodzenia go za nos.

Wywrócił oczami na to „szkoda”. Wcale nie było szkoda, a nawet jeżeli - nie będzie przychodził codziennie i czekał na to, czy tym razem motyl go wybierze i na nim usiądzie - zamiast tego natrętnie położy się obok jego ulubionych kwiatów.

- Szkoda, czyli nie podoba ci się to co dla ciebie robię? - Zapytał dziwacznym tonem, z lekkim stęknięciem wkradającym się pomiędzy słowa, bo nie dało się nie reagować na to, co Laurent robił. Wiele by oddał za to, żeby ta dłoń przesunęła się po czymś innym niż udo. Nie pomyślał szczególnie intensywnie nad tymi randkami - bo byli już umówieni w przynajmniej trzy miejsca. Piorun te plany strzelił, to fakt, ale wciąż mógł pokazać mu, że potrafił ładnie adorować go mimo skoczenia w czasie o rok.

Czy chciał jeszcze grać? Chyba nie. Słowo chcę już nie pasowało, kiedy ktoś robił to z twoim ciałem, a teraz była jego kolej na odpowiedź. Pytanie jakie zostałoby mu zadane mogło być jednym z tych, które chodziły Laurentowi po głowie od jakiegoś czasu, ale bał się zapytać, albo czymś przerażająco lekkim jak na ich wcześniejsze rozmowy. Obie opcje robiły coś nieprzyjemnego z jego głową. Przygryzł wargę, na sekundę odrywając od niego spojrzenie, żeby spojrzeć w sufit, ale szybko wrócił do tego widoku.

- Mogę... - Miał wrażenie, że skończenie teraz było gorsze, niż pozostanie przy tym co zostało tutaj powiedziane. „Tendencyjne” pytanie, do zadania którego czaił się od samego początku. Nie dało się jednak ukryć jego energii uciekającej znów w dół, zaróżawiającej policzki. - I zarezerwuj sobie czas na randkę.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#26
08.01.2025, 17:50  ✶  

Okazuje się, że to natręctwo było bardzo skutecznym sposobem, bo jakoś Laurentowi wypadli z głowy inni faceci. Wypadły mu z głowy niuanse o potrzebie chodzenia do kogoś, o tej beznadziei przygody jednej nocy, o nieszczęściu jednorazowych przygód. Flynn wpierdolił się z butami i z naburmuszoną miną przyglądał mu się spomiędzy kwiatków. Szczury podobno potrafiły dostać się wszędzie, podobno były mistrzami przetrwania, podobno nie istniały dla nich przeszkody, przez które w końcu nie przedrą się swoimi zębami. Pytanie nie brzmiało więc czy osiągną swój cel a kiedy. W przypadku Flynna nawet "kiedy" stawało się małym słoiczkiem z miodem stojącym obok całego ula obciekającego nim. Jak. Po prostu jak on tego dokonał..?

- Podoba. - Ciche, krótkie słowo zatonęło między kolejnymi pocałunkami, kiedy zszedł do jego bioder. - Baaardzo... - Przesunął dłoń dokładnie tam, gdzie wędrowały myśli Flynna. - ... podoba - Przyglądał się jego twarzy spod roztrzepanych kosmyków jasnych włosów. Doprawdy - ten człowiek zaczynał mu się jawić jako niespożyta energia - i skąd ona się brała? Co go tak mocno napędzało? Wizje o tym człowieku, który odpływał do narkotyków i cierpiał z powodu własnego pożądania rozpływała się, jakby była tylko złym snem. Rozmazywała na płaszczyźnie tego, jak mógł go obserwować każdego dnia. Miał takie poczucie, że coś się udało. Że w tym okropnym chaosie coś wyszło dobrze, komuś się udało pomóc, coś można było uratować. Kogoś można było uratować. Być może to dalej ten alkohol przez niego przemawiał, to rozluźnienie i ta możliwość nadmiernie szybkiego przeskakiwania między tymi wszystkimi myślami. A może nic się nie udało i to właśnie, co działo się teraz, było złym snem, bo przyjdzie się z niego bardzo brutalnie obudzić i będzie miał równie brutalne zakończenie. - A gdzie mnie zabierzesz..? - Zapytał słodkim głosikiem. I usta zabłądziły w końcu za dłonią. - Opowiadaj. - Której to opowieści wcale mu nie ułatwił, czarując swoim dotykiem, językiem i wargami. I zadawał głupie pytanka, tylko po to, żeby go zmusić do mówienia, do sprawdzania jego skupienia i słuchania, jakie głupoty jest w stanie mu opowiadać. A czy będą kwiaty? A świeca? Czy zapalisz mi dwie świece za każdą zgaszoną? Przyniesiesz księżyc, który obiecałeś? Każde drażnienie się musiało mieć jednak swoje wyczucie, a Laurent bacznie obserwował każde drgnięcie i wsłuchiwał się w każde stęknięcie. Zabrał go na szczyt drugi raz - tym razem swoimi ustami, nawet kiedy łzy stawały w kącikach oczu. Był grzecznym chłopcem - połknął wszystko.

Przylepiony teraz bokiem twarzy do jego nogi spoglądał na niego trzepocząc rzęsami jak najbardziej niewinna istota na tym świecie, nieskażona żadną myślą o przemocy i seksie.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#27
09.01.2025, 00:20  ✶  
Nie istniał sposób na to, żeby zatrzymać go przy sobie na siłę. Nie był Fontaine polegającą na jego umiejętnościach. Nie był Alexandrem, którego umysł nigdy nie wydostał się poza Fantasmagorię. Nie był Cainem zamkniętym w śnieżnej kuli przeżywania tych samych momentów w nieskończoność, aż jego umysł nie wysiądzie już kompletnie. Laurent był obywatelem świata, mogącym dobierać sobie znajomości z różnych środowisk i budować swoje życie według swojego widzimisię. Posiadanie go obok było cholernie dobrym komplementem - bo to faktycznie było, jakby motyl wybrał cię do tego, żeby na tobie usiąść, ale motyle odlatywały. Nawet jeżeli leżałeś na ich ulubionych kwiatach i trwałeś w bezruchu jak przy kocie leżącym blisko na pościeli, to i tak mogło się nie udać. No bo dlaczego motyl mający tak krótkie życie miałby z tobą zostać?

Nic w jego życiu nigdy nie było pewnikiem, ale Prewett wzbudzał w nim wyjątkowo gęste pokłady złych myśli - szczególnie przez to, że chociaż wyszarpał tu sobie pewne zapewnienia i sam zapiał coś o bliskości, bezpieczeństwie, mówieniu sobie o rzeczach, to ich życia były... Osobne. Denerwowało go to już przy Alexandrze, chociaż podobno mieli być partnerami na dobre i na złe, podsycił to jeszcze mocniej całkowicie zamknięty na to Bletchley - wieczne udawanie, że byli współlokatorami, kuzynami, znajomymi. Przed każdym, przed kim faktycznie dało się ukryć prawdę o własnej naturze. Tak łatwo było pomijać go w obiegu informacji. Traktować go jako coś do ukrycia. Trwało to już tyle lat, że w gruncie rzeczy do tego przywykł i przestało mu to tak przeszkadzać - dopiero przy hipokryzji pojawiała się jakaś iskra buntu gaszona logicznymi argumentami i faktem, że sprowadzał na ludzi wystarczająco dużo kłopotów. I nagle pojawia się obok ktoś mówiący ci wprost, że chciałby trzymać się za tobą w miejscu publicznym. Tak po prostu. I ten ktoś mógł zniknąć, bo się znudzi, bo go zabierze jego bajka z przeszłości, bo zmieni zdanie, bo się sparzy od chujostwa, jakie ze sobą przynosisz, gdziekolwiek się pojawisz.

To jest tak dużo rzeczy, o których można myśleć i się zamartwiać. Godziny, dni, tygodnie - tak wiele czasu mógłby spędzić na obawianiu się, leżeniu na drzewach i wzdychaniu głęboko. Bo co jak będzie jak wcześniej? Ale nie, głupku - powinieneś skupić się na przyszłości, a nie przeszłości, co nie? Niestety przyszłość niosła masę znaków zapytania i nie musiały kryć się pod nimi dobre rzeczy. Przyszłość wzbudzała w nim olbrzymie lęki o nadchodzącym nieszczęściu. Tam czaiły się opowieści o starciach, o kłótniach, o rozstaniach, o zdradach, o cierpieniu, o śmierci. Przykre fakty o tym, kim był kiedy nie miał kogo kochać. Absolutnym wrakiem. Gdyby nie miłość, gdyby nie ludzie dbający o siebie nawzajem, jego partnerzy opiekujący się nim na różnych etapach życia, on i Waughy już dawno gniliby w więzieniu, albo zwyczajnie zginąłby od odłamka na losowych protestach.

Ale była taka rzecz, która sprawiała, że przestawał się tym przejmować. Dotyk. On i generalnie bliskość, do jakiej dążył za wszelką cenę, w każdej możliwej sytuacji - nie trzeba było dużo, żeby sprowadzić go na ziemię - ale żeby to zrobić, trzeba było najpierw wynieść go do nieba.

Krótka historia: o kinie obwoźnym, ale nie takim, jakie można sobie wyobrazić. Takie kino jak w stanach lata temu - znane z Hollywoodzkich filmów, miało pojawić się pod koniec sierpnia w Anglii. Siedzenie w ciemnym aucie, kiedy na wielkim ekranie puszczali film. Jedzenie cholernie drogich przekąsek z okolicznego baru. Masa ludzi wokół, ale wszyscy skupieni na sobie - w ciasnej przestrzeni blaszanej puszki, w jakiej byli zamknięci. Crowa nie dziwiło, że tego typu kino nigdy nie przyjęło się u nich na dobre i można było spotkać je tylko podczas imprez okolicznościowych i festiwali - bo Brytyjczycy nie mieli tak dużych samochodów. Ale to jest jakieś przeżycie. Takie, po którym można przejechać się gdzieś dalej i obściskiwać się przy gwiazdach. Przespacerować się po mieście. Wynająć pokój w motelu i obserwować minę recepcjonisty.

Weź to teraz przekaż komuś, kto grał w twoją własną grę lepiej niż ty sam. Kogo bawi to jak się plączesz, chociaż tak bardzo próbujesz mówić normalnie, bo znasz zasady - jeżeli będziesz skupiony na mówieniu zbyt dobrze, to druga strona zrobi coś, co wyniesie cię na wyżyny rozkoszy. Wait and see z tymi kwiatami, z tymi świeczkami, z tym księżycem, bo niczego konkretnego nie dało się z tej chwili wycisnąć niż to, że facet musiał naprawdę lubić oglądać wszystko to, co działo się dalej. Całkowicie skupiony na dźwięku przełykania, wydał z siebie niemalże to samo, charakterystyczne stęknięcie jak wtedy, kiedy szczytował.

Kilka głębokich wdechów i chaotycznych wydechów. Ciężko mu się było po tym pozbierać - bo to przecież było idealne w każdym aspekcie, w każdym calu swojej obrzydliwości i płynącej za tym przyjemności. Ręka, którą przeczesywał jego włosy opadła w dół. Szorstki kciuk wytarł wpierw jedną z łez, później wilgotny kącik ust.

Laurent był absolutnie, niezaprzeczalnie, najpiękniejszym człowiekiem, jakiego widział.

- Chodź tu, ślicznotko - wyciągnął do niego ręce, chcąc powrotu tej blond czupryny na swoje ramię, żeby mógł znów podciągnąć jego nogę do góry i bawić się bielizną. Na chwilkę. Nie pogardziłby, gdyby ta chwilka trwała dłużej, ale nie był zachłanny. Gdzieś pomiędzy przemknęło mu to, że musiał teraz wymyślić coś nowego, bo musiał go zaskakiwać. Ale zastanowi się nad tym jutro.

Jutro...

Zegar tykał, a on nie mówił nic.

Wreszcie czuł się dobrze z ciszą. Cisza nagle nie była znacząca. Znów stała się bezpieczna. Zamknął oczy, kompletnie zapominając o zadaniu jakiegoś pytania. Wyglądał na zwyczajnie... spełnionego. Gdzieś tam w tle czaił się ciężar nie do końca przyjemnej rozmowy, ale na moment głowa Crowa zrobiła się pusta.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#28
09.01.2025, 02:38  ✶  

Wszystko to, czego doświadczał z Flynnem, nosiło znamię braku normalności.

Na przykład to, że tak chętnie wspiął się po nim z powrotem i znów złożył głowę na jego klatce piersiowej. Bo skoro już zaoferował to serce - mógł sobie je zawłaszczyć, prawda? Albo może cofnijmy się - dokładnie do momentu, w którym w ogóle zszedł w dół po jego ciele. Do chęci sprawienia mu przyjemności, chociaż rozmawiali tutaj o tym, że Flynnowi zdarzy się w przyszłości kogoś zdradzić i o Dante. Albo..? Wcześniej. Przesuwaj ten zegar wstecz, tu i teraz nie mamy tyle czasu. Tylko jak..? Serce nie chciało bić wstecz - chciało pchać krew tylko do przodu. Ten moment zatrzymania się przy makiecie - śmiesznym domku zrobionym z równie śmiesznych elementów. Tyle pracy i tyle skumulowanych problemów wokół. Tylu ludzi gotowych mu pomóc, a z każdej tej pomocy korzystał chętnie. Śmierć, która powinna nim bardziej wstrząsnąć. Właśnie - wstrząsnąć. Śmierć tego abraksana, tamtych ludzi na statku, tamtych niewinnych w Windermere. Tak wiele śmierci przed jego oczami - a on leżał tu, wsłuchiwał się w rytm serca i kontemplował życie. Cieszył się tym, że to serducho nadal telepało się tak mocno i pod jego uchem zaczynało się uspakajać. A przecież nie było niczego złego w tej małej radości. Nie powinien czuć się bandytom tylko dlatego, że... żył. Ponieważ pozwalał sobie na beztroski uśmiech w czasach zatroskania. Jakoś potrafił siebie do tego teraz przekonać.

Zamknął oczy. Dla Flynna było cicho, ale Laurent ciągle słyszał dzwon. Tremble o miłości. Obietnice spokoju. Teraz to on sięgnął po tę kołdrę, która już przesuwała się tyle razy, że nie wiedział, w którą stronę powinna być obrócona. Teraz to on ich nakrył - i ciszy nie przerywał. Bo cichło serce Flynna, a wraz z tym uspakajał się do reszty jego własny oddech. Podobało mu się to. Zapadał się w tym na tyle, że darował sobie żarcik, że przecież teraz jego pora na pytanie - bo Laurent zadał ich całkiem sporo i na każde doczekał się odpowiedzi... jakiejś. Bo ta historia zatonęła między puchem nieba mylonym z pościelą ich otaczającą. Tak bardzo mu się to podobało, że nie chciał nawet się odezwać w sprawie tego domu. Tego, co miał w głowie - że ta przestrzeń pokoi niepotrzebnych może zostać inaczej zagospodarowana... na przykład miejscem do jego ćwiczeń. Myślał o głupotach takich, jak jego ulubiony kolor, albo który z tych kwiatów w ogrodzie podoba mu się najbardziej. Gdzie by się położył, żeby motyl nie odleciał, którego nie chciał łapać w palce, by nie zniszczyć jego skrzydeł. I jak go zatrzymać, jeśli tak łatwo można go zranić? Jak mieć i jednocześnie puszczać? Oto sztuka, którą niewielu osiągnęło.

- Będziemy spać..? - Odezwał się po naprawdę długim czasie leżenia. Czuł się tak błogo ciężki, kiedy na nim leżał. Tak ciepło. Tylko mały dyskomfort w głowie mówił, że jest dzień, powinien wstać, umyć się, poprosić Migotka o uporządkowanie sypialni i... działać. Dalej działać. Te myśli pewnie w końcu przybiorą na sile, ale na razie mógł zapytać o to - czy tu zasną. Bo w tej chwili mógłby zasnąć - tylko po obudzeniu się byłby z siebie niezadowolony. - A możemy spać w wannie..? - Pogłaskał go po boku.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#29
09.01.2025, 15:19  ✶  
Wszystko miało swój koniec. Każda relacja. Każda miłość. Każda chwila. Wszystko, czego doświadczał, miało jakiś koniec - miało go zarówno cierpienie jak i przyjemność. Nie lubił ciężkich tematów zmuszających go do zastanawiania się nad ludzką naturą, moralnością i tym, gdzie miał miejsce w tym wszystkim on - wrak człowieka, przywdziewający przy Laurencie jakiekolwiek piękne kolory tylko przyjąć potrafił - żeby ten koniec odraczać, tak długo jak się da. Najlepiej w nieskończoność - ale pragnienie nieskończoności było zachłanne.

Dziesiątki zmartwień na barkach, kłujące uczucie pod lewym żebrem, zastanawianie się nad sensem własnej egzystencji w okowach papierosowego dymu i mroku. I to wszystko tak przytłaczało, obdzierało z resztek i tak chuja wartego szczęścia. Seks, o którym mówił - ten, którego się wstydził, do którego momentami zmuszał swoich poprzednich partnerów, rozładowywał napięcie zbierające się w plecach, ale nie udawało mu się całkowicie wyczyścić mu głowy. Nie dało się tak funkcjonować, kiedy trzeszczenie w uszach wracało, a powietrze wokół było gęste tak, jakby dało się ciąć je nożem, jakby zaciskało się na szyi jak pręty klatki, jakby... Wszystko, co zrobił dla uczucia ulgi, spełzało na niczym, bo ta ulga była chwilowym złudzeniem. Bo ktoś zaraz wróci do pracy, pójdzie się umyć, a on znowu zostanie sam. Na końcu zawsze zostawał z tym wszystkim sam, odsunięci od całości obrazu, poza tym wszystkim.

I nagle, jak gdyby nigdy nic, ktoś się go pytał co będą robili dalej. Pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak nowe to było - pytanie o jego preferencje. Dla innych to zawsze było takie oczywiste. Pójdą się umyć, albo każą mu się umyć. Wrócą do swoich spraw, albo zaczną się do nich przygotowywać. A on sobie poszuka w tym miejsca sam, albo pójdzie robić... coś. Coś, co Fleamont, Flynn, Crow lub Edge robili w wolnym czasie. Bywali tego ciekawi, ale ostatecznie wszystko ograniczało się do (słusznego!) stwierdzenia, że jeżeli zostanie z nimi, to będzie odciągał ich od ważnych zajęć, a i jeżeli nie puszczą go czasami wolno, to zgnije jak kwiatek przelany wodą.

Nie cieszył się ich tą małą wymianą zdań, ale też się nią nie zadręczał. Ona po prostu... była. Stała się, a teraz trwała w tej rzeczywistości, od której na moment uciekł w kierunku spokoju jako fakt dokonany. Myśli wracały do niego później.

Miał spierzchnięte wargi. Nawet nie chciał wyobrażać sobie tego, jak czuje się teraz Prewett. Tym, co sprowadziło go na ziemię i przypomniało, że na zadane pytania się odpowiadało, stał się narastający dyskomfort. Coś się skończyło. Tyłek, na który się tak zagapił, musiał już obeschnąć. Alkohol przestał działać tak, jak powinien. Pragnienie napicia się wody narastało z każdą sekundą. Wpadające wcześniej przez okno, sierpniowe słońce skryło się jakiś czas temu za chmurami, tworząc tę przedziwną, nieprzyjemną atmosferę parności.

- Nie chcę siedzieć w wannie.

Nie chciał też spać.

Znów chwycił go za podbródek, żeby zadrzeć jego twarz do góry i cmoknąć go w usta, ale to nie był pocałunek tak przyjemny jak wcześniej. Wypełzł spod niego, odkładając mu głowę na zmiętą już poduszkę i bardzo niechętnie (co było wyraźnie widać) wstał z łóżka, żeby nalać im wody. Sam wypił ją duszkiem jeszcze w kuchni, żeby nalać mu pełną szklankę i przynieść do sypialni. Nie ubrał się, niekoniecznie też przejmował się nagością, całkowicie przekonany o tym, że po hałasie z sypialni ktokolwiek przebywający w okolicy już dawno uciekł, lub przygotował się na ucieczkę wzrokiem w bok.

Przysiadł na krawędzi łóżka, wciąż nie mogąc wewnętrznie pogodzić się z faktem, że ten koniec nadchodził wielkimi krokami i nie brał jeńców. Przeciągał go więc w nieskończoność - tak długo jak tylko mógł. Nie istniało dla niego zmęczenie tematem - tym co widział, nie była przesada, tylko możliwość ściągnięcia z niego tych wszystkich wstążek zębami i przejechanie językiem wszędzie tam, gdzie za moment będzie płynąć po nim zimna, kontrastująca z tym ciepłem woda obywająca go z potu, śliny i... no właśnie. Był jeszcze szept, delikatny i miękki, cichy w taki sposób, w jaki potrafił mówić chyba tylko on. Szept człowieka delektującego się tym, że Laurent był go pełny. Dosłownie i w przenośni. Nie istniał już żaden zakamarek tego ciała, do którego nie dotarły dzisiaj jego dłoń lub język. Wścibsko obejrzał sobie każdy fragment ofiarowanej mu duszy i nie wahał się przed wbiciem w nią swoich zębów. W ciało wbić zębów nie mógł, przynajmniej nie tak, żeby pozostawić po sobie ślad. Ale mógł pozostawić po sobie dwie sine malinki, tuż przy linii ubrania, tak żeby mógł zasłonić je kołnierzem, ale żeby wyraźnie pamiętał.

Kiedy znów siedzieli przy tym samym stole, nie stała już na nim szklanka z alkoholem. Nie było odwracania twarzy, uciekającego spojrzenia. Były płócienne spodnie kradzione z jego szafy, wzięte przez Crowa bez zadawania żadnego pytania. Uczucie chłodu po oczyszczającym prysznicu. Palce wbijające się w jego kark, naciskające na mięśnie, żeby wymasować i rozprostować jego plecy i szyję, kiedy próbował pochylać się nad projektami. Do tego pytanie:

- Co chcesz na obiad?

Znów tak ciche, że niemal nikło przy śpiewach ptaków krzyczących na drzewie, docierających do środka przez uchylone drzwi tarasowe.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#30
09.01.2025, 17:00  ✶  

Wydawało mu się, że czas zatrzymał się w miejscu. I było to zupełnie uwalniające. Nie zupełnie nowe - w chwilach, kiedy po wszystkim na moment można było sobie poleżeć, porozmawiać, tak jakby to mogła być codzienność. Nowe było za to doznanie, w którym nie zostanie to ucięte krótkim wracam do domu. Dom. Co miałby powiedzieć Flynn będąc gdziekolwiek indziej? Że wraca do domu? Przez to całe zamieszanie dopiero teraz do niego dotarło, że nie zorganizował mu tutaj żadnej przestrzeni - a przecież powinien. Jak powinien go zapytać o mnóstwo innych rzeczy... i jak powinien to wszystko zacząć spisywać, inaczej zapomni. Te tytuły... jak one leciały? Fizyka. Kopanie piłki w barze (co nadal brzmiało absurdalnie). Ponoć istnieli ludzie z pamięcią doskonałą, ale on był daleki od tego - szczególnie, że mnóstwo myśli krążyło pod kopułą jego włosów.

Wydawało mu się, że Flynn wyślizgiwał się z jego objęć. I nie chodziło nawet o to, że się podniósł, że przełożył go na poduszkę. Nie chciał spać, nie chciał kąpieli. Wydawał się niczego nie chcieć, gdy obserwował jak się podnosił. Skąd to poczucie..? Pewnie kolejne głupie złudzenie. A co jeśli nie..? Gdy tak zamarł na krańcu tego łóżka, jakby brakowało mu sił na wstanie, przesunął się do niego, objął go od tyłu ramionami i ucałował go w łopatkę. Wcale nie chciał go zatrzymywać - niech idzie, dokądkolwiek miał tylko potrzebę. Niech idzie. Umyć się - samemu - albo... wyjść nago na taras i zejść na plażę. Stąd i tak nie było niczego widać od strony stajni. Tutaj i tak nie mógł ich nikt usłyszeć, dopóki specjalnie nie wybrałby się, żeby odwiedzić Laurenta Prewetta.

To cmoknięcie w ustach było jak potwierdzenie, że wcale mu się nie wymyka. Niby nie... tylko gdzie są teraz myśli Flynna? I czemu coś, co powinno kończyć się szczęściem po spełnieniu zamienia się w jakiś nostalgiczny smutek? Jeszcze nie rozumiał, ale był pewien, że wystarczy cierpliwość i trochę obserwacji... a w końcu zadanie odpowiednich pytań, tylko może nie teraz. Nie kiedy z wdzięcznością, cichym "dziękuję" na wargach odebrał wodę. Z wielką chęcią opłukał swoją gardziel i zwilżył wargi. I może to tylko to - może nic się nie działo. Chęć napicia się i przyniesienia tej ulgi swojemu kochankowi, chwila rozprostowania nóg i powrót do codzienności w ciszy. Może to część jakiegoś rytuału, a może kolejna fala ponurych myśli, które plątały się pod tymi loczkami. Może to wszystko, a może nic.

Jeśli to "nic" to przystało się cieszyć. Jeśli "wszystko" - cóż, Laurent wchłaniał właśnie każdą sekundę przeprowadzonych rozmów, tego, jak się toczyły i tego, jakie reakcje przynosiły. Oto Flynn mówił - tak sam od siebie. Nie takim słowotokiem jak wtedy po veritaserum, ale mówił. Całkiem normalnie, całkiem poważnie, bez zająknięć, odwracania wzroku, niepewności. Dopisał to do swojej instrukcji obsługi Flynna - rzecz całkiem niezaskakującą, bo u sporej ilości mężczyzn się sprawdzała. Rozmawiaj z nimi po seksie, albo przed nim jeśli chcesz ich do czegoś nakłonić - będą znacznie podatniejsi na wszystko, co zechcesz im wcisnąć.

Naprawdę doceniał tę ciszę i ten błogi spokój. Doceniał to do tego stopnia, że nawet jego ciekawość nie wygrywała z tym, by zadawać te swoje miliony pytań. To spokojne ubranie się, szybki prysznic, by się orzeźwić i umyć - koniecznie umyć. Świeżość pościeli, do której miał ochotę wtulić głowę i spać... ale nie. Już wiedział, co chciał robić, jeśli skończy to, co miał do zrobienia. I sen się do tego nie zaliczał.

Nie rozłożył się w swoim biurze - wyniósł wszystko do jadalni. Powód? Bardzo prosty - ten sam mężczyzna, którego przyjemny dotyk sprawiał właśnie, że się uśmiechał, nawet jeśli trochę bezmyślnie spoglądał na papiery leżące przed nim. W biruze było za mało miejsca - żeby chociaż usiąść razem. (...) za obopólną zgodą stron. Umowa obejmuje udostępnienie gruntów użytkowych Najemcy wraz z dniem (...). Coś tam, coś tam... najchętniej postawiłby tutaj parafkę i zostawił to w cholerę. Przesunął dłonią dokument, spoglądając na plan terenu. Zwykła łąka - nie było się czym zachwycać i przejmować. Ale ta łąka miała służyć abraksanom, a nawet i bez tego wystarczył jeden zły podpis, żeby potem narobić sobie kolejnych problemów - tym razem prawniczych. Zupełnie niepotrzebnych. Tylko co zrobić? Skoro myślał o rzeczach zupełnie innych niż jakieś łąki, dzierżawy i abraksany. Innych - prócz tego jednego rumaka, którego ciało zostało spopielone, a pył - rzucony do morza. I wcale go nie obchodziło, że to nie był żaden tutejszy zwyczaj grzebania. Dawało mu to spokój. A w tamtej chwili to było dla niego, jakże egoistycznie, najważniejsze - albo byłoby egoistyczne, gdyby nie brał pod uwagę właścicieli. Chyba kupili jego romantyzm tego wydarzenia. O ile w pogrzebach mogło być cokolwiek romantycznego.

- Cieszę się, że pytasz. - Ciebie już miałem. Odłożył pióro do kałamarza - i tak mu niczemu nie służyło. No może poza tym, że dwie kartki przekreślił wzdłuż, robiąc przy tym minę wskazującą zdegustowanie, że ktoś mu coś takiego podesłał. Obrócił się na krześle w jego kierunku i oparł palce na jego dłoni. - I tak muszę udać się do Londynu, żeby zajrzeć do mecenasa... chciałbyś iść ze mną na obiad? - W szafie Laurenta znajdowało się trochę ciemniejszych rzeczy. Czerń? Malutka dawka - głównie w spodniach, bo tworzyły wtedy wspaniały kontrast dla koszuli. Ale był ciemny brąz, granat. - Zajrzelibyśmy do krawca... po jakieś rzeczy dla ciebie. Jakie chcesz, oczywiście. - Zaznaczył to, żeby nie sądził, że tu będzie problem z jego specyficznym stylem, ze skórą. Po prostu wiedział, że nie mogą iść do domu mody Rosier, bo inaczej chyba powiesiliby na drzwiach jego twarz z dopiskiem "zakaz wstępu". Miał takie jakieś przeczucie. - Szafa w pokoju gościnnym jest pusta. Pewnie przyda Ci się biurko i szafka na książki, skoro tak lubisz czytać... - Obrócił się z powrotem do stołu i wyciągnął swój dziennik - Flynn mógł go już widzieć nie raz. Laurent nosił go prawie zawsze - bo notował tam wszystko, co potrzebował, co przychodziło mu nagle do głowy z pomysłów, żeby nie zapomnieć, to tam coś liczył, to tam przy wertowaniu mógł dojrzeć pierwsze próby rysowania konstelacji i ozdobników stron zeszytu, który teraz należał do Flynna. - Przepraszam, że nie pomyślałem o tym wcześniej. Straszny ze mnie egocentryk. - Albo jego całkowite zaprzeczenie - po prostu każdy się czasem zapominał. Aktualnie na kartce powstawała lista rzeczy do przygotowania do zagospodarowania pokoju.

Kto by pomyślał, że jedno pytanie o obiad może wywołać taką falę.

Cóż... w przypadku Laurenta - to była norma. Wystarczyło często pociągnąć w nim jedną dźwignię.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: The Edge (10558), Laurent Prewett (11210)


Strony (4): « Wstecz 1 2 3 4 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa