• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Niemagiczny Londyn v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[28.08.1972] Zbyt dosłowna zamiana ról | The Edge & Laurent

[28.08.1972] Zbyt dosłowna zamiana ról | The Edge & Laurent
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#21
28.01.2025, 10:59  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.01.2025, 11:00 przez Laurent Prewett.)  

Psucie jego idealnej randki to była przesada. Meble i cała reszta jakoś wypadały mu całkowicie z głowy. Trzymał tę różdżkę gotową do użycia, ale zaklęcie nie padało. dwójka ludzi próbujących sobie poradzić z poltergeistem, który przed momentem uczony był latania na opak (będąc obijanym o ściany) to już i tak nadmiar. Poltergeist odwrócił głowę, by spojrzeć na niego przez ramię i zarechotać paskudnie. Podciągnął spodnie jednym ruchem i dał susa w kierunku Flynna.

Wynurzenie się z wody było zawsze tak samo wspaniałym uczucie. Woda cię wypychała, robiłeś się lekki, bez żadnego wysiłku mogłeś utrzymywać się na jej powierzchni. Uczucie było niesamowite. Pocałunek bogów: masz, baw się! Jakby chcieli się upewnić, że może istnieć chaos nawet kreowany jego słabym... silnym ciałem. Jedyną równoważnią był niesamowity ból w okolicach nosa, pulsujący tak, że w pierwszej chwili jęknął i pochylił się, łapiąc za jego nasadę. Laurent poczuł nagłą złość. W towarzystwie klątw rzucanych przez tajkę słowami, poczuł złość tak mocno uderzającą do głowy, że rozpalała jego klatkę piersiową do czerwoności. Jego randka. JEGO randka! JEGO RANDKA!!!

- TY GNOJU! - Zawsze miał taki mocny głos? Poltergeist albo go minął, albo przeniknął przez jego ciało. Obrócił się za nim - tak szybko, że musiał przestawić nogę, bo nagle zabrakło mu stabilności. - Chodź tu, szmato! - Jednego już zrobił mu psikusa, nie zamierzał pozwolić na to, by zrobił drugiego! Tylko...

Czemu wszystko było nagle czarno białe?

Zatrzymał się w półkroku, zszokowany, kiedy poltergeist wirował pod sufitem. Tak, ktoś tutaj miał dzisiaj dobry dzień. I ten dzień nie miał być dobry ani dla niego, ani dla Flynna.

Tajka rzuciła się do ataku, klnąc dalej. Nie znał tego języka, ale był pewien, że to nie mogły być śliczne epitety rzucane do tego świata. Ale te kurwy w obcym języku nie miały znaczenia. Wszystko. Było. Szare. Czarne. Białe. Szare dłonie, czarne spodnie, szara roślina stojąca pod ścianą naprzeciwko niego. Odruchowo zszedł z drogi poltergeistowi, który miotnięty zaklęciem kobietem przeleciał w kierunku drzwi. A potem usłyszał swoje imię. I spojrzał na swoje ciało. Białe. Wyrazista niemal aż boleśnie biel na tle całej szarości.

- Flynn! - To jakby zrobił dwa kroki. A zrobił ich parę - parę szybkich susów, po których nie nastąpiło uczucie ciepła, gdzie serce już nie chciało uderzać mocniej ostrzegając, że to bardzo kiepski pomysł i żeby nawet nie próbował biec dalej. Złapał rękoma swoje własne ciało. Takie... śmiesznie lekkie, ale jednocześnie ciężkie - bo bezwładne, jak ołów, który chciał ci przelecieć przez ręce. Spodziewał się gwałtownego uderzania serca, tego charakterystycznego pisku w uszach ze strachu. Nic takiego się nie działo. Osunął się na kolana z Laurentem (?) w swoich ramionach, jakby to nie miało nigdy stanowić większego wysiłku. Ułożył jego głowę na swoich udach. - Laurent? Znaczy... Flynn? Słyszysz mnie? Flynn... - Rozchylił powieki, więc chyba widział. - Oddychaj. Spokojnie. Miarowo. - Puścił jego przedramię, orientując się, że chyba za mocno ściska na nim palce. Nie było mu... dobrze. Siedzenie w tym zastoju było... frustrujące. Poprawił trochę nogę. Rękę. Zmienił trochę pozycję. No wstań już, Flynn... Nagła jakaś niecierpliwość wkradła się do jego głowy. Może to niepokój?



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#22
28.01.2025, 22:12  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.01.2025, 22:13 przez The Edge.)  
Płakał, ale ten płacz wydawał mu się jakiś taki słabszy niż normalnie. Prawdziwy Fleamont wył, zanosił się płaczem, darł się, szarpał, drapał pazurami, wyzywał się z innymi. Wypchnięty za drzwi dobijał się do nich i obiecywał, że nigdy go w tym miejscu nie zapomną. Prawdziwy Fleamont był jak rozgrzany tygiel, z którego kipiało wszystko, co próbowano do niego wlać. Każda gorsza chwila życia odznaczała się na jego ciele bruzdą.

A teraz?

Czuł emocje, nie mógł oddychać, ale to było zupełnie inne emocje, nawet jeżeli próbowały je udawać. Nich ich dobrze nie doprawił. Ciężko mu było poderwać się w górę, bo już teraz czuł, że się to skończy tym paskudnym uczuciem w klatce piersiowej, po którym zamiast oddychać głęboko, to solidnie sapał, łapał to powietrze, jakby się topił, małymi łykami, jak... Nie umiał tego opisać nawet. Powinien być na tego poltergeista wkurwiony. Gdyby to nie był duch, gdyby był materialnym bytem, tak by go teraz zabolało, że sam zechciałby się wyegzorcyzmować, bo by nie zniósł dalszego bytowania na splamionej takim cierpieniem ziemi. A teraz? To tylko duch był jakiś taki, wkurwiający, unosił się gdzieś tam przy suficie i coś bredził. To był tylko obiad, mogli kupić sobie jedzenie w innym miejscu, a tutaj przyjdą jeszcze raz i będą się z tego śmiali. Nie przeżywał tego tak intensywnie jak zwykle. Ciało wciąż było instrumentem przyjmującym nuty i układających z tego melodię, ale ona była jakaś taka... spokojna. Niezrozumiałe to było dla takiego człowieka jak on. Przywykł do czegoś innego. Jak się wkurwił, to gniew go zwyczajnie pożerał - zapominał o wszystkim, trawił go ten gniew jak pożar suchy las. Radość to był świergot ptaków i ich wznoszenie się na wiosennym wietrze. Nie istniało nic piękniejszego. Smutek - zabijał. I powoli, kiedy Laurent zaciskał na nim swoje palce, kiedy wyzywał tego ducha, a jemu wracała do łba przytomność rozmyta przez chwilowy brak tlenu, docierały do niego logiczne wnioski. Zawsze do niego przychodziły, prędzej czy późnej, nawet jeżeli jego życiem sterowały emocje, ale teraz przyszły inaczej. Tak po prostu.

Potrafił uspokoić oddech. Ta powłoka była tak drętwa, tak sztywna, jakby miał nie dotknąć swoich palców, schylając się w dół, ale jednocześnie była tak posłuszna. Oddychał. Potrafił oddychać. Dobrze wiedział jakby to wszystko wyglądało, gdyby pozostawiono by go w jego ciele. Tak by go to rozsierdziło, że by rozpierdolił i pół Charing Cross, żeby się zemścić za rozjebaną randkę, a ból płynący z kolejnego nieudanego planu rozmyłby się dopiero wieczorem, kiedy by go otoczył ramionami i leżał tak, żeby przypomnieć sobie, że mimo wszystko wciąż byli razem. Cudem by to opanował, te rozbiegane wszędzie myśli. Ujarzmiłby to stalową wolą.

Teraz ból płynący z uczucia porażki też nie znikał. Był tam, czuł to, ale miał nad sobą kontrolę. Mógł podnieść się do siadu, nie czując w trzewiach szalonego wiru. To ciało znało emocje. Znało ich ból, ale nie był tym samym bólem, który znał on. Z jednej strony ujmowało go to w taki sposób, że się poczuł doskonały, z drugiej - czy coś nie zostało... utracone? Bo kiedy patrzył na Laurenta we własnym ciele, wcale nie czuł aż tak dzikiej ekstazy. Wiedział jednak jak ją poczuć. Heroina i ten moment nauczyłaby jak każdą chwilę rozświetlić niczym błysk pioruna w mroku.

- Słyszę cię. - Słyszał go całkiem wyraźnie, bo wszystko wokół było jakieś takie za ciche. Oparł się o niego, naciągając rękawy koszuli tak, żeby przylegały do ciała. Niewiele mu to pomogło. Spojrzał na te Tajki walczące zawzięcie. Jedna z nich przydzwoniła poltergeistowi patelnią, a on znów odbił się jak piłka od ściany i uciekł stąd ostatecznie. Dopiero wtedy podbiegły do ich dwójki i spojrzały na nich z lekkim szokiem, no bo przecież osunął się przed momentem na podłogę. Flynn przełknął ślinę i odwrócił spojrzenie na Laurenta. Brązowe oczy. Stoły też były brązowe. I podłoga. A rośliny były zielone. A czerwony to był kolor na cudzych policzkach, a niebo... Jak wyglądało niebo? Czy niebo dzisiaj było niebieskie? - Ja... pomożesz mi wstać? - Zadał całkiem przytomne pytanie, bo się czuł w tym ciele jak w klatce. On sam potrafił podnieść się na zawołanie - bez podpierania się rękoma, jak gdyby nigdy nic. Teraz - wydawało mu się, że musiałby przetoczyć się do stołu i na nim wesprzeć. - On-n nas z-zamienił ciałami. Ja ci się odwdzięczę za to, przysięgam, ale nie zostaniemy tutaj, nie możemy, bo... - zwrócił się do starszej Tajki. Bo jeżeli on tak widział rzeczywistość, to Laurent właśnie odkrył jeden z jego największych sekretów. I zaraz zacznie odkrywać kolejne.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#23
28.01.2025, 22:55  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.01.2025, 23:01 przez Laurent Prewett.)  

Nie bardzo rozumiał, co się z nim działo. Miał ochotę podnieść Flynna na nogi rękoma, potrząsnąć nim, albo w ogóle... po prostu zabrać go stąd. Z dala od tego poltergeista, na którego nie chciał patrzeć. Więc siedział do niego plecami. Miał wrażenie, że jeśli tylko na niego spojrzy to zostawi tu tego biednego Flynna w jego własnym ciele i... i co? Co właściwie zrobi? Cokolwiek. Energia tętniła w jego ciele w takiej ilości, że miał wrażenie, że drżał. Ten kurewsko smutny, szary świat, powinien być wypełniony ogniem zlewającym się z lodowatą wodą - nic nie miało w tym sensu. Tak jak jemu było niby upiornie gorąco, a jednak przychodziły fale chłodu, które produkowały gęsią skórkę na przedramionach. Oddychał. I to tak głęboko. Jego serce waliło jak dzwon. To też nie było naturalne - żadnego bólu, żadnego duszenia, to nie przychodziło. Nawet pomimo tego, że te tężejące emocje wcale nie chciały go opuścić.

Jak tylko się o niego oparł to złapał go ramionami gwałtownie. Objął go i przyciągnął do siebie.

- Przepraszam! - To powinno brzmieć jak piśnięcie... ale głosem Flynna w ogóle tak nie brzmiało. Przewiercił się znów na tych swoich nogach, czując ból płynący nie tylko od strony nosa - otumaniający, nieprzyjemny ból, który stworzył łezki w kącikach jego oczu - ale i on własnych ubrań. Jak można w tym było chodzić..? Jakość tego materiału wołała o pomstę do nieba, a ten uścisk sprawiał, że miał ochotę zacząć się drapać. - Oczywiście! - I wstał. Zbyt gwałtownie, podciągając Laurenta... Flynna?.. ze sobą w górę. Trochę nieporadnie przestawił nogi, spodziewając się, że zacznie mu się kręcić w głowie, ale z jego błędnikiem było wszystko w porządku. Stał. I trzymał... swoje własne ciało w nie-swoich ramionach. Spojrzał na tajkę i... kurwa, gdyby wzrok mógł zabijać to tajka właśnie leżałaby tutaj martwa. Napiął się okropnie, bo miał ochotę ją nakrzyczeć. Zwyzywać, drzeć się. Odetchnął głębiej, zacisnął mocno szczęki... i znowu sobie uświadomił, że chyba za mocno ściska Flynna - więc spojrzał na niego z przestrachem na moment. No bo co za kobieta niby takiego złego zrobiła? Nic. NIC! To nie jej wina, że ta randka była ruiną i że, że..!

Matko, ON nie widzi kolorów.

I niby mógł oddychać, a jednak te płuca... uch, te płuca...

Przetarł nerwowo swoje oczy, ale ta denerwująca łuska tworząca monochrom nie chciała zejść z jego oczu. Zamrugał, potarł jeszcze raz, drugi... nie możemy tutaj zostać...

- Dziękujemy za gościnę, na pewno wrócimy. - Albo i nie. Schylił się po różdżkę... i patrzył na nią ze zdziwieniem, jakby pierwszy raz różdżkę w życiu widział. A on był jedynie w szoku, że można się schylić z taką prędkością i... nic. Przecież niby widział to u wielu ludzi, a jednak doświadczał teraz zupełnie nowego poziomu magii. Rzucił okiem na stolik, zmarszczył brwi, próbując wytężyć wzrok. Czy nic nie zostawili? KURWA, NIE WAŻNE! Jak zostawią, to zostawią! Z jednej strony czuł się właśnie jak największy gbur na świecie, prowadząc Flynna do wyjścia. Gbur, bo nawet nie podziękował im, nie przeprosił, nie zaproponował pomocy w porządkowaniu tego. Chciał stąd wyjść i przestać widzieć dookoła otoczenie, które tak niemożebnie mocno teraz podnosiło mu ciśnienie. Nie potrafił się rozluźnić. Różdżkę chciał schować do kieszeni, ale nerwowe ruchy były zaświadczeniem przypomnienia sobie, że przecież nie ma swoich spodni na sobie. Więc podał ją blondynowi - żeby nie wychodzić z tym na ulicę w dłoni. W tym płonącym napięciu, które pożerało jego ciało, nawet nie czekał, żeby to Flynn otworzył drzwi. Pchnął je mocno, ale się nie otworzyły. Cóż, nie mogły. Więc szarpnął nimi. Wyszedł przodem na ulicę i wsunął palce we włosy, wyginając nieprzyjemnie ramionami i rękoma, w końcu sięgając palcami do swoich ud w mizernej próbie zrobienia coś z tym piekielnym materiałem. Ten pieprzony duch znowu to zrobił, znowu to zrobił, tym razem coś gorsz..! Gorszego? Normalnie już by się zatrzymał i złapał jakąś minimalną stabilność, ale teraz? W żadnym razie. Przeszedł ze dwa kroki w bok i z powrotem, obejmując się ramionami. Jeśli Flynn nigdy nie widział kolorów... a ta szmata poltergeist jeszcze dostanie za swoje, przecież mu nie odpuści... te kolory...



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#24
28.01.2025, 23:39  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.01.2025, 23:39 przez The Edge.)  
Było... źle. Wystarczyła jedna krótka myśl, żeby wspomaganie się używką stało się czymś bębniącym mu w uszach. Najwyraźniej uzależnienie nie miało jedynie podłoża fizycznego. To było zakorzenione w duszy. Czerwonej? Jego aura była czerwona, tak? I nawet teraz było to widać, bo kiedy Laurent zaciskał wokół niego silne ramiona, on się wcale nie wzbraniał. Przylegał do niego ciaśniej, szczelniej. Podobało mu się to, że mógł zatopić na moment twarz w jego szyi i zapomnieć, że przytula teraz własne ciało.

Ale musieli się podnieść. Zrobił to za szybko, wciąż za szybko! Zakręciło mu się w głowie? To było w ogóle możliwe? Wszystko było takie powolne. Każdy ruch potrzebował odpowiedniego wyważenia i irytowało go to tak mocno jak tylko mogło, czyli... niby silnie, a jakby wcale. Nie potrafił się już określić. To ciało było tak ciężkie przez fizyczność i jednocześnie tak swobodne w radości odczuwania - jak klatka i jak leśna ścieżka jednocześnie. I nawet widok tych załamanych kobiet nie doprowadził go do gorączki. On również przetarł oczy, ale po to, żeby zetrzeć z nich słone łzy.

- N-Naprawdę przepraszamy - powiedział, ale ich to chyba nie obchodziło. Poza tym - za co? Przecież to nie była w żadnym wypadku ich wina, że wdarł się tutaj zły duch, a i one raczej nie miały im nic za złe. Machały rękoma i żegnały się z nimi w zrozumieniu, bo właśnie zobaczyły idiotę, który pomagał im za darmo dostającego w twarz drzwiami i aniołka płaczącego z powodu diabeł wie czego na tej podłodze z egzotycznego drewna. Niech idą - chuj z nimi. Miały większy problem niż składniki za obiad, za który i tak cyrkowiec obiecał się rozliczyć.

Poszedł za nim. Bardzo koślawo, jakby stracił umiejętność stawiania kroków, a później pisnął. Światło było... Było. Po prostu było. Nie był w stanie spojrzeć w niebo, jego oczy od razu zaczęły łzawić. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że właśnie jak skończony idiota spojrzał na słońce, a na słońce się nie patrzyło. Przywykł już do tej ciemności. Do widzenia gorzej, do niedostrzegania nie tylko feerii barw, ale i problemów z ostrością wzroku, a teraz zwyczajnie nie radził sobie z tym, co działo się wokół. Mógł kontrolować to co działo się w środku, ale wciąż był przerażony i robił rzeczy absolutnie głupie - jak próba dorównania kroku Laurentowi we własnym ciele. On nie wiedział, że za każdym razem kiedy gdzieś szli, Crow musiał zrównywać krok z nim, a nie na odwrót?

Wziął od niego tę różdżkę, chociaż nawet nie wiedział, co z nią zrobić. Wsadził ją do kieszeni, nie mogąc pogodzić się z tym jak dziwne to było uczucie. Trzymanie w spodniach... patyka.

- Poczekaj, Laurent - pisnął jeszcze raz, dysząc ociężale jak stara lokomotywa - naj-najbliższy kominek jest - pokazał palcem na jakiś zaułek, z szokiem zauważając, że tabliczka z nazwą ulicy miała kolor, ledwo dostrzegalny przez łzy zalewające go już zupełnie. Jego twarz wyrażała głęboki szok i skołowanie - t-tam. - Chwycił go rękoma, opierając spocone ze stresu palce na gołych częściach boczków, tuż przy krawędzi przyciasnych biodrówek. Jednocześnie chciał być blisko i... zwyczajnie się oprzeć. Ciężko mu było iść, ale chyba jeszcze ciężej mu było stać. Aż mu dłonie zadrżały. - Moja kurtka została w wozie - załkał żałośnie, niemalże błagalnie, ale bardzo szybko zreflektował. - Jebać to, wrócę po nią później, proszę, chodźmy stąd, proszę... - Sposób, w jaki się zginał, sugerował, że coś go boli, ale nie mówił o tym co go bolało, ani się nie chwytał za tę nieszczęsną klatkę piersiową, nawet jeżeli odpowiedź musiała być dla Laurenta oczywista. Nie widział już nic. To wszystko było piękne, ale jednocześnie tak przerażające. Jak miał zaakceptować wygląd otaczającej go rzeczywistości? Trzydzieści pięć lat. Miał jakieś trzydzieści pięć lat, a to zawsze był jakiś wymysł, abstrakcja. Maskę Czerwonego Moru Edgara Allana Poe lubił przez opisy kolorów właśnie. To opisy pomieszczeń wybijały ją ponad inne jego dzieła. - Proszę, zabierz mnie do domu... Proszę... - Może jak mu ustawi w głowie jakiś cel, to przynajmniej przestaną tak panikować. W tym tempie zaraz im ktoś w mordę da, najpewniej Laurentowi właśnie, bo on sam musiał wyglądać, jakby go ktoś głęboko skrzywdził.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#25
29.01.2025, 00:26  ✶  

Zatrzymał się na moment przed samymi drzwiami, patrząc na blondyna i widząc, jak zamyka oczy, uniósł rękę, by przyłożyć ją do jego twarzy. By przysłonić świat, który... Morgano, przecież jego świat teraz pewnie eksplodował barwami. Których nie widział? Może widział. Bardzo powoli rozchylał palce, bardzo powoli cofał rękę, żeby to światło wolniej do niego docierało. Debilu, myśl! Dla niego wszystko było teraz zbyt jaskrawe, dla ciebie - zbyt ciemne. Przerażająco, strasznie ciemne. Pierwotny strach w połączeniu z tym gniewem był okropną mieszanką, która rozsadzała mu głowę.

Każdy kolejny krok był jak nowy płomień wybijający się od nóg aż do czubka głowy. Ten świat był szary. Ten świat był zupełnie szary, pozbawiony barw, pozbawiony logiki, wyciśnięty z jakiegokolwiek poczucia bezpieczeństwa. Był tu tylko małym człowieczkiem, trybikiem machiny - w dodatku całkowicie poza własnym ciałem. Bez jakiejkolwiek kontroli nad czymkolwiek. Ze światem wciskającym się w ziemie po obróceniu go i potrząśnięciu nim tak, jak trzęsie się grzechotkami.

Stanął i obejrzał się na Flynna. Zmęczonego, zdyszanego. Oto on sam w jednym z gorszych wydań. Okropnym, bo przecież nie powinien dopuszczać do tego, żeby... żeby tak się prezentować! Ale Flynn właśnie tak wyglądał. Z zepsutymi włosami, z brzydko naciągniętą koszulką, z czerwoną skórą. I on tak dyszał, a Laurent czuł... w ogóle się zmęczony nie czuł.

- Och, Flynn... och nie, przepraszam... - Czy on go dzisiaj przestanie przepraszać? Ogarnij się. Zacznij myśleć, zacznij się zastanawiać. To naprawdę wiele nie kosztuje tak? TAK?! W tym stanie wydawało się, że kosztuje miliony. Złapał go za ramiona, kiedy tak żałośnie opierał się na nim wilgotnymi dłońmi i przyjął chociaż część ciężaru ciała mu powierzanego. Memlał własny język, przełykał ślinę. Nawet posmak w ustach był... niedobry. Za dużo słodyczy herbaty, a pod tym wszystkim obrzydliwy smak nikotyny, jakby już przylepił się na stałe do podniebienia. Obrócił głowę za gestem swojego własnego ciała. Chciał nie panikować. Naprawdę chciał. To nie miało sensu - jego własne zachowanie, irracjonalność jakiegoś pędzenia, to... to nie był on! A to wszystko sprawiało, że rwało mu myśli tylko mocniej. - Dobrze... tak, zabiorę, idziemy... czy ja mam cię zanieść? Flynn, nie wyglądasz za dobrze, o słona Matko... - A czy jeśli zabierze go do domu - będzie gorzej? Czy będzie słyszeć ten ciągle wołający do siebie ocean? Czy zahipnotyzuje go ten zew? A może, może... może powinni zrobić coś mądrzejszego, odkręcić to jakoś, pójść... pójść do Florence! Ale może...

- Spokojnie, Flynn. Nie płacz. - Ujął jego twarz i otarł kciukami jego łzy. Tak śmiesznie delikatną skórę przy tym, jak nieprzyjemnie szorstkie miał ręce... miał wrażenie, że bodźce przez tą skórę są ograniczone. Jakby wszystko potrzebowało mocniejszego nacisku, dotyku, pazurów i zębów, żeby w ogóle móc to poczuć. Aż mu drżały te dłonie, kiedy starał się dotykać jak najdelikatniej własnego ciała. - Położymy cię w tym wielkim fotelu na tarasie, żebyś pooddychał świeżym powietrzem i przestanie boleć. Obiecuję. - Kiedy wszystko się uspokoi, kiedy te bodźce przestaną tak atakować... - Wszystko teraz musi być dla ciebie takie intensywne, yyygh..!

Laurent rozejrzał się niespokojnie, przebierając nieco nogami w miejscu, przesuwając rękoma po ramionach Flynna uspakajająco, szukając wzrokiem jakiejkolwiek ławki, na której mogliby chociaż na moment przysiąść, ale ta tymczasowa solucja wydała mu się nagle beznadziejna. Więc... Laurent kucnął, obracając się tyłem do Flynna - tak, żeby ten mógł mu wejść na plecy. W całym swoim życiu nie sądził, że kiedykolwiek będzie kogoś nieść na sobie. Z drugiej strony - nigdy w życiu nie sądził, że przyjdzie mu nieść własne ciało. Nieść. Iść. Miał ochotę biec, bo to powolne parcie do przodu dłużyło mu się do stopnia, w którym miał wrażenie, że osiągał prędkość żółwia. Jakby wszechświat celowo chciał się z nim drażnić i spowalniał taśmę.

- Pokieruj mnie do tego kominka... tylko nie próbuj nas teleportować. - Zerknął na mężczyznę zapobiegawczo. - Jakbym trzymał cię za mocno to mów. Nie mam... nie mam wyczucia! - A bardzo nie chciał go upuścić.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#26
29.01.2025, 01:07  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.01.2025, 01:12 przez Eutierria.)  
Nie wyglądał dobrze? W całym tym absurdzie to właśnie go dotknęło? Bo kiedy czuł się taki... słaby, taki zniewieściały (i nie chodziło tu wcale o ciało, które posiadał), Crow naprawdę nie lubił tego słyszeć. Stroił się na te wszystkie wyjścia nie po to, żeby słyszeć, jaki był paskudny, tylko żeby zbierać komplementy i choćby ukradkowe spojrzenia. To, co mówił Laurent było logiczne - pewnie twarz mu spuchła, w dodatku nie wyglądał wcale jak on, ale i tak nie chciał tego słyszeć i gdzieś miał prawdę.

- Nie mów tak - pisnął. Sam nie wierzył w to, że wydobył z siebie taki dźwięk. - I nie mów mi, że mam być spokojny, you fucking wanker. - Głos miał cichy, ale kompletnie inaczej niż normalnie. Chciał to powiedzieć głośno, tylko zabrakło mu mocy. Doświadczywszy tego, ponownie się rozkleił. Łzy, co je przed chwilą przetarł rękawem zmasakrowanej koszuli, były jedynie zapowiedzią kolejnej fali. Nie potrafił pogodzić się z tym, co widział przed sobą.

Wszystko mu się teraz podobało i nic mu się nie podobało. Wszystko było tak piękne i tak straszne, a Laurent był jednocześnie tak słodki i tak głupi, przecież on nie potrafił dźwigać ciężarów. Ciało to ciało, ale technika pozostawała techniką. Ale miałby się  z nim kłócić? Jeżeli emocje naprawdę zależały od ciała, to nie mógł zrobić tego tutaj, albo zaraz zbiegną się gapie, a oni sobie z tym nie poradzą. Już lepiej było udźwignąć faceta metr osiemdziesiąt wzrostu niż ciężar konsekwencji gdyby ktoś mu zrobił zdjęcie na pierwszą stronę Proroka Codziennego, kiedy instynktownie psuł palcami kołnierz koszuli, nie mogąc znieść tego, jak drapie go w szyję. Pijani. W poniedziałek po południu. Przy Charing Cross. Albo może naćpani? Wciąż myślał o narkotykach, wydających się teraz o wiele atrakcyjniejsze od papierosów.

Jeszcze przez dwa zakręty szokowało go to, jak łatwo przyszło mu opanować wątpliwości wzbierające się w środku. Owinął ręce wokół niego i wtulił się, ukrywając twarz w kruczoczarnych włosach, jakby miało to dodać mu choćby gram anonimowości. Jedna z dłoni poruszała się rytmicznie - ale to nie było wystukiwanie nerwowej melodii, tylko rzucanie zaklęcia mającego wspomóc go w tym karkołomnym zadaniu. Ciało Crowa zarabiało na zbyt wiele osób, żeby je zniszczyć przed wrześniowym finałem występów. Jakie to było cholernie dziwne. Próbował czerpać z tej bliskości, ale przecież nie mógł tak po prostu wyrzucić z głowy faktu, że przytulał samego siebie.

- T-to tamten sklep z antykami - szepnął mu do ucha, a później wytarł wilgotną od łez twarz w jego szyję. Swoją szyję. Jego szyję. Przejście w ten sposób przez ulicę okazało się idiotycznie trudne. Bo jeden nie widział kolorów sygnalizacji i panował tonąć w pieprzonej szarości, a drugi nie mógł kurwa uwierzyć, że te kolory były tak wyraźne i tak czytelne.

Zszedł z niego z lekkim kłopotem. Zszedł to było w ogóle złe słowo - on się zgramolił, a później nieelegancko oparł o ścianę budynku, rozpinając górny guzik koszuli.

- Dz-dziękuję - powiedział, cudem powstrzymując się przed wysmarkaniem się w rękaw. To ubranie było jak szmata do podłogi. To nie było ubranie. Ostrożnie odwrócił się tak, żeby nikt nie wyrwał mu tego, co wyciągał z kieszeni, żeby zbadać czy Laurent nosił w ogóle ze sobą proszek fiuu. I był tam faktycznie. Chwycił całą sakiewkę, schował resztę rzeczy i bardzo nieuważnie rozejrzał się wokół. Z jednej strony był ciekawy. Z drugiej - jak on miał potem żyć? - Chodź. - Rzadko mówił coś tak zdecydowanym głosem. Jakby nie dopuszczał do siebie żadnej innej możliwości, a przecież normalnie rozdzierała go na pół niepewność. Zaprowadził go pod ten kominek i ignorował spojrzenia kobiety prowadzącej tu mały biznes - chwycił jego rękę i przesypał na nią połowę tego, co było w sakiewce, przez moment napawając się panującym tu półmrokiem.

Koniec sesji


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: The Edge (7595), Laurent Prewett (7399)


Strony (3): « Wstecz 1 2 3


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa