Początek czerwca okazał się być całkiem przyjemny. Pogoda dopisywała, była doskonała nie można było się przyczepić do tego, że na niebie pojawiła się choć jedna, drobna chmurka. W powietrzu było czuć zbliżające się lato, wszak astrologiczne jeszcze nie nadeszło. Zachęcało to do opuszczenia czterech ścian (tak właściwie to Geraldine bez względu na pogodę musiała eksplorować dzikie tereny, ale nie o pracę w tym momencie chodziło). Nie zamierzała marnować tego dnia na siedzenie na dupie, czuła, że ma chęć trochę poplątać się po uliczkach Londynu. Nie miała towarzystwa, chciała napisać do Gio, ale wspominał coś o jakimś wyjeździe, Mellvyn pewnie siedział w swojej piwnicy, także zdana była na siebie. Nie przeszkadzało to zbytnio pannie Yaxley. Od czasu do czasu lubiła pójść gdzieś zupełnie sama, miała wtedy możliwość przy kieliszku poznać różne, ciekawe osobowości - bo akurat za piciem samej nie przepadała. Miała wrażenie, że to powoduje, że blisko jest do przekroczenia pewnej granicy, bezpiecznej granicy, która oddzielała od nadużywania alkoholu - bo w towarzystwie przecież się nie liczy, dlatego też starała się sobie zawsze jakieś znaleźć, żeby przypadkiem nie szukać w sobie problemu; bo przecież żadnego nie miała.
Kiedy więc tak sobie spacerowała po urokliwych uliczkach jej nogi same przyprowadziły ją pod Dziurawego Kotła. Cóż za zbieg okoliczności, nie mogła uwierzyć, jak do tego doszło. (Zwierzęta ciągnie do wodopoju)
Nie mogła nie skorzystać z okazji, aby wstąpić do środka. Choć na chwilkę, ukoić pragnienie, najlepiej zimnym piwem, albo jakimś zimnym drinkiem. Należało jej się to dzisiaj jak psu buda, połowę dnia spędziła w Dolinie Godryka pomagając pewnym ludziom na zawsze pozbyć się gnomów ogrodowych. Nie było to zajęcie, którym mogłaby się pochwalić, ba nawet uważała je za nieco uwłaczające, ale ktoś to musiał zrobić, a tamto małżeństwo nie najgorzej płaciło skorzystała więc z okazji łatwego zarobku. Trwało to kilka godzin, bo te małe, parszywe stwory całkiem dzielnie walczyły, słońce wcale temu nie sprzyjało, no ale jakoś udało jej się ich pozbyć. Oby na zawsze - bo nie zamierzała przyjmować żadnych reklamacji. Czuła, że spiekła sobie uszy i ręce i twarz, nie wróżyło to nic dobrego. Cerę miała delikatną i zapewne zapłaci za ten chwilowy moment niedyspozycji cierpieniem. Taka już kolej rzeczy.
Dopaliła papierosa i wreszcie weszła do środka. Przemierzyła wzrokiem pomieszczenie, chciała zobaczyć, czy widzi gdzieś znajomą twarz. Miejsce było pełne czarodziejów, którzy pewnie jak i ona chcieli odpocząć po dniu w pracy. Nie dostrzegła nikogo znajomego, co ją trochę rozczarowało, mimo wszystko udała się w stronę lady. Nie dostrzegła za barem nikogo, także podejrzewała, że właściciel Finn pewnie dzisiaj za nim stoi. Jako, że był karłem, to raczej trudno go było zauważyć z daleka. Geraldine oparła się o drewniany blat i wychyliła trochę do przodu, żeby sprawdzić czy ma rację. Nie zawiodła się, mężczyzna polerował szkło, bardzo zawzięcie. Przywitała się całkiem grzecznie i poprosiła o gin z tonikiem. Całkiem sprawnie przygotował jej drinka, kiedy postawił przed nią szklankę uśmiechnęła się błogo, nie mogła się doczekać, aż zanurzy usta w alkoholu.