• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie Hogsmeade [03.06.72] Co królowa rozkaże

[03.06.72] Co królowa rozkaże
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
25.10.2023, 18:04  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.01.2024, 20:50 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic III

- ...a tutaj jest sklep Zonka, jeśli będziesz chciała, królowo, możemy wejść do niego wracając i kupić ci coś ładnego. Kiedy byłam w Hogwarcie, kupowałam tutaj cukrowe pióra na tony - powiedziała Brenna, wskazując jeden z szyldów i uśmiechając się mimowolnie do własnych wspomnień.
Ledwo wyszły z punktu Fiuu w Hogsmeade, i teraz wędrowały przez wioskę, kierując się ku ścieżce, wiodącej poza nią. Mijały śmieszne domki, o kamiennych dachach, muzykanta, grającego pod jednym z budynków, kota, który spoglądał na nie wielkimi, żółtymi oczyma, nim odbiegł gdzieś w swoich kocich sprawach. Mabel uwielbiała spacery i kwiaty, Bren zdecydowała więc zabrać małą na łąkę - małej pewnie brakowało tego teraz, gdy utknęła w Londynie, Nora będzie miała parę godzin dla siebie, a Brenna... cóż. Stęskniła się za małą. Nie wspominając już o tym, że dręczyły ją wyrzuty sumienia, bo ostatnio poświęcała jej za mało czasu.
Normalnie wzięłaby ją gdzieś do Doliny Godryka, ale teraz w Kniei czaiła się niematerialna, ale wciąż niebezpieczna groza. Brenna mogła wchodzić do lasu i ryzykować siebie, nigdy jednak nie zaryzykowałaby Mabel. Hogsmeade i łąki w pobliżu - oczywiście nie w samym Zakazanym Lesie, nie wprowadziłaby do Zakazanego ośmiolatki - zdawały się dobrym wyborem. Zwłaszcza, że wracając mogła kupić dla małej jakiś prezent w jednym z okolicznych sklepów (Nora znowu będzie potem narzekała, że nadmiernie ją rozpieszczają, Brenna przyzna jej rację, a później Mabel znowu spojrzy na nią wielkimi oczyma i ta oczywiście kupi jej wszystko, co ta tylko pokaże paluszkiem) i uzupełnić zapasy czekolady oraz czekoladowych żab z Miodowego Królestwa.
Tutaj wszystko zdawało się takie spokojne i dalekie od Londynu, od Doliny Godryka, od toczącej się wojny. Ułuda, mara, złudzenie, ale miło było mu ulec choćby na chwilę.
Prowadziła chrześnicę za rękę, a przez drugie ramię przewiesiła torbę z kocem, smakołykami i zabawkami, na wypadek, gdyby mała Figg się znudziła. Czerwona, luźna spódnica plątała się wokół nóg. Chociaż słońce jasno świeciło, cienka koszula Brenny miała długi rękaw - przy odrobinie szczęścia będzie mogła zrezygnować z niego za dwa, trzy tygodnie, gdy maści ostatecznie usuną blizny. Stłumiła ziewnięcie, przysłaniając usta dłonią i pomyślała z pewną czułością o termosie pełnym kawy, który wrzuciła do torby.
– Idę o zakład, że rozpoznasz dużo więcej roślin niż ja, gdy dotrzemy na miejsce – dodała, oglądając się za dwoma nastolatkami, przemykającymi boczną uliczką. Kąciki ust drgnęły jej lekko, bo miała dziwne wrażenie, że dziś tych uczniów nie powinno tutaj być, ale kim była, aby powstrzymywać młodzież dostatecznie sprytną, aby wymknąć się z murów szkoły?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#2
26.10.2023, 08:27  ✶  
Sunflower
Fair warning
I'm gonna love you if you come my way

♪♫
[Obrazek: 3e4b77c921d9fd41deef380cb6c9e4e3797cb99c.png]

Mabel miała taką swoją grę, w którą grała odkąd przeprowadziły się do Londynu. Idąc po chodniku, mówiła sobie w głowie nazwę rośliny, a potem stawiała stopy co tyle kocich łbów ile było zgłosek w danym słowie.
Stokrotka.
Raz, dwa, trzy. Krok.
Róża.
Raz, dwa. Krok.
Sałata.
Raz, dwa, trzy. Krok.
Jak się okazało, gra działała też całkiem nieźle w Hogsmeade, kiedy szła z ciocią na spacer.

Kiedy Brenna stanęła w drzwiach cukierni, pytając czy może ją zabrać na spacer, Nora długo nie musiała się zastanawiać nad odpowiedzią, tym bardziej, że Mabel w kilka chwil była już spakowana i maśliła do matki oczy. Dziewczynka nie musiała nawet wiedzieć dokąd idą, byle dalej od wielkiego, zatłoczonego, pełnego spalin i turystów miasta. Fakt, że wybierały się akurat do całkowicie magicznej wioski, był dla Mabel wisienką na torcie. Nie była pewna, dlaczego Brenna trzyma ją za rękę, tak jak wtedy kiedy miała pięć czy sześć lat, ale nie oponowała specjalnie. Wiedziała, że dorośli czasem byli trudni do zrozumienia, oraz wiedziała, że ciocia ją kocha, i to jej wystarczało.
— ...cukrowe pióra na tony. — skończyła swój wywód ciotka, a Mabel pokiwała uprzejmie głową. Oczywiście, że chętnie wybierze się z ciocią do sklepu! Oczywiście, że wybierze tam sobie co tylko zechce! Oczywiście, że mama znowu będzie kręcić głową i udawać złą, kiedy wróci do domu z potężnym zapasem słodyczy i magicznych gadżetów! Mabel uśmiechnęła się jeszcze szerzej do swoich myśli, wyobrażając sobie minę mamy.
— A jak ja będę w Hogwarcie, to będę mogła tu przychodzić sama? — zapytała, rozglądając się po wiosce i już wyobrażając sobie, gdzie poszłaby najpierw. Wiedziała, że do Szkoły Magii pójdzie dopiero za trzy lata, a ponieważ nie znała innych magicznych dzieci, które już by tam uczęszczały, to Hogwart jawił jej się jako wielka niewiadoma, którą znała tylko z opowieści dorosłych. A pamięć dorosłych bywała zwodnicza.

Ubrana w krótkie spodenki i topik z hasłem "Summer Vibes", wcale nie przejmowała się tym, że większość włosów już dawno wysunęło jej się z gumki, w którą pośpiesznie związała je w domu. Teraz tworzyły wokół jej głowy ognistą aureolę, oświetlone ciepłym, czerwcowym słońcem. Kiedy zabudowania nieco się przerzedziły, a Mabel zobaczyła w oddali zielone łąki i dróżkę do nich prowadzącą, nie mogła powstrzymać niewielkiego podskoku ekscytacji.
– Idę o zakład, że rozpoznasz dużo więcej roślin niż ja, gdy dotrzemy na miejsce – Och, ona była tego pewna! Ale tymczasem, delikatnie wysunęła dłoń z uścisku ciotki i odrobinę wydłużyła krok.
— No jasne ciociu, ale najpierw musisz się tam dotoczyć! BEREK! — Ostatnie słowo wrzasnęła, klepiąc Brennę w przedramię, nie z całej siły, ale też nie przejmując się specjalnie delikatnością. Następnie obróciła się na pięcie i puściła się szaleńczym biegiem po gruntowej ścieżce, pomiędzy dwoma niewysokimi, kamiennymi murkami.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
26.10.2023, 19:18  ✶  
To było nowe miejsce dla małej i Brenna po prostu nie chciała zgubić Mabel w tłumie... poza tym miała zwyczaj chwytania za rękę albo pod rękę niemal każdego, obojętnie, czy chodziło o Norę, Mavelle, koleżankę z biura czy przypadkowego Brygadzistę, z którym akurat miała patrol i chciała go szybko gdzieś zaciągnąć.
Chociaż gdyby Mabel o to zapytała, Brenna zapewne z poważną miną powiedziałaby, że trzymanie jej za rękę sprawia, że czuje się lepiej.
Zerkała co jakiś czas na Mabel, uśmiechając się mimowolnie. Figg nie była małą damą. Rozczochrana czupryna i te spodenki wręcz o tym krzyczały. I całe szczęście, że nie musiała nią być. Że czasy się zmieniały, i że Mabel nigdy nie będzie jak panienki czystej krwi, od małego wtłaczane w ciasne ramy.
- Kiedy pójdziesz na trzeci rok, tak. Chociaż przychodzenie tu samemu nie jest nawet w połowie tak zabawne, jak chodzenie tutaj z przyjaciółmi.
Och, jasne, Brenna czasem włóczyła się po okolicy sama, zwłaszcza na siódmym roku, kiedy część znajomych i krewnych znikła z Hogwartu - bo wcześniej na takie samotne wycieczki miała niewiele czasu. Ale jednak najmilsze były te momenty, gdy siadało się z kimś w Trzech Miotłach w mroźny, grudniowy wieczór albo wpadało wiosną do sklepu Zonka, by wybrać pudełko najciekawszych, magicznych fajerwerków.
- Właściwie jeśli pójdziemy trochę dalej niż najpierw zamierzałam, to nawet możemy z daleka zobaczyć Hogwart... chociaż nie wiem, czy wtedy nie zepsuję ci całej zabawy z zobaczenia go po raz pierwszy za trzy lata.
Trzy lata do Hogwartu!
Tak strasznie długo.
Tak strasznie krótko.
I świat, jaki znali, mógł tak straszliwie zmienić się w tym czasie.
Brenna uśmiechnęła się tylko, kiedy Mabel klepnęła ją w ramię, natychmiast zapominając o tych myślach o przeszłości i teraźniejszości. Odczekała całe trzy sekundy, zanim ruszyła za nią pogoń, ręką, którą niedawno trzymała rączkę Mabel, zagarniając spódnicę, by ta nie plątała się pod nogami. Oczywiście, akurat na tyle szybko, żeby przypadkiem dystans między nią a Mabel nie zwiększył się bardziej niż do dwóch metrów, ale i by przypadkiem nie złapać jej za szybko. Dopiero już na skraju wioski Brenna dopadła wreszcie dziewczynkę, by bezczelnie schwycić ją na ręce i przerzucić ją sobie przez ramię.
- Zostałaś złapana i porwana, królowo Mab. Co teraz powinnam z tobą zrobić?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#4
26.10.2023, 22:34  ✶  

Mabel niewiele zastanawiała się jeszcze nad tym co będzie, kiedy pójdzie do Hogwartu. Póki co miała swoich przyjaciół w magicznym przedszkolu, którzy całkiem jej odpowiadali. Czy pójdą razem z nią do szkoły? Cóż, to było dość prawdopodobne, zważywszy że wszyscy mieli magicznych rodziców. Czy ona jednak w ogóle chciała tam iść? Na ten moment jej myśli nie ogarniały możliwości, że będzie widywać się z mamą tylko dwa razy w roku. Przecież by uschła z tęsknoty!

Kiedy ciocia Brenna ją dogoniła, mimo spódnicy, porwała na ręce i uniosła w górę, Mabel zaczęła piszczeć i chichotać w wyrazie czystej, dziecięcej radości.
— Królowa mówi, że nie przystoi dyndać jej w powietrzu, jak gruszce!— wykrztusiła, między kolejnymi napadami chichotu. — Więc możesz mnie postawić. — dodała, nie do końca pewna czy ciocia zastosuje się do jej polecenia.

Jeśli Brenna to zrobiła, Mabel wzięła ją znów za rękę, odgarniając z twarzy kolejne kosmyki, które w trakcie ich pogoni uciekły z jej fryzury. Dziewczynka bardzo cieszyła się z tego spotkania, spaceru i możliwości wyrwania się z miasta. Ale nie była kompletnie głupia - widziała, że pod oczami cioci kładą się ciemne cienie, a dorośli rozmawiają przyciszonymi głosami o czymś smutnym, kiedy ona nie słuchała. No i od Beltane na każdą prośbę o odwiedzenie Doliny Godryka słyszała kategoryczne "nie", chociaż przecież to było jej ulubione, ukochane i najbezpieczniejsze na świecie miejsce. Dlatego nie zamierzała cioci dokuczać, więcej niż to konieczne, bo ona chyba też potrzebowała tego spędzonego wspólnie czasu.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
27.10.2023, 17:12  ✶  
- Och, to przecież królowa decyduje, co przystoi jej i wszystkim innym przy okazji - odparła Brenna, ale pochyliła się, aby odstawić dziewczynkę z powrotem na ziemię. Należała do tych osób, które przyjmowały do wiadomości, że dziecko ma prawo decydować o takich sprawach, jak te, kiedy chcą stanąć na własnych nogach, ile z talerza zjedzą i dokąd pójdą na spacer.
Były teraz na skraju ścieżki, wiodącej z wioski dalej, na skraj lasu. O tej porze roku było tu już zielono i kolorowo od kwiatów, a tu i ówdzie pewnie nawet dało się wypatrzeć nie tylko te zwykłe kwiaty czy zioła, ale i magiczne rośliny... chociaż z rzadka, bo miejscowi zielarze na pewno chętnie przetrzebiali tutejsze dzikie zasoby. Było tu zupełnie inaczej niż w Dolinie Godryka - szkocki krajobraz ostatecznie różnił się trochę od angielskiego, a i Hogsmeade było w pełni magiczną wioską, w przeciwieństwie do Doliny - ale zdaniem Brenny prawie równie pięknie. ("Prawie" głównie dlatego, że Brenna była absolutnie nieobiektywna, jeśli szło o jej rodzinną miejscowość.)
Wiedziała, że Mabel różne rzeczy słyszy i różnych się domyśla. O ile jeszcze do tej pory mogli chronić ją przed widmem wojny na horyzoncie, to teraz nie było to możliwe. Nie po Beltane, kiedy ludzie przez dobre trzy tygodnie rozmawiali tylko o tym. Nie, gdy Salem znikł (jej wina, kolejny kamyczek ciężaru na sercu), a zamiast niego pojawiła się biała kotka Lady. Nie, kiedy wraz z matką zamieszkały w Londynie i chcąc nie chcąc, bywając w klubokawiarni mała słyszała pewnie różne rzeczy. Nie, kiedy owszem, mogli zaprosić ją do Warowni, ale stanowczo odmawiali spacerów poza teren sadu, których do tej pory Mabel nie odmawiał nikt - bo chociaż Brenna dwoiła się i troiła, żeby w tym sadzie wymyśleć i wyczarować najciekawsze rzeczy, to pewnie nagle to stanowcze "nie" stanowiło zmianę, którą ciężko było przegapić.
Wiedziała, ale wolała za wiele o tym nie myśleć. Przynajmniej nie teraz.
- Rozkładamy się gdzieś tutaj i wyciągamy jedzenie? Chcesz pochodzić po łące? Czy może masz ochotę na spacer w stronę jeziora i Hogwartu? A może masz jakiś inny pomysł? - spytała Brenna, pozwalając Mabel zdecydować. I pewnie byłaby gotowa realizować nawet te co bardziej szalone pomysły, póki nie uznałaby ich za niebezpieczne, bo nigdy nie była dobra w odmawianiu Mabel.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#6
30.10.2023, 16:47  ✶  

Mabel nie wpadło do głowy, że jako królowa mogłaby faktycznie decydować o tym, co komu przystoi a co nie. Kiedy ciocia odstawiła ją na ziemię, ta myśl tak mocno wwierciła się w jej główkę, że dziewczyna zmarszczyła brwi i umilkła na chwilę. Jeśli jako królowa mogła by decydować dosłownie o wszystkim, to czy mogłaby kazać znieść monarchię? A jeśli tak by zrobiła, to nie byłaby już królową i nie mogłaby o niczym decydować. A co gdyby zdecydowała, żeby wszyscy zostali królowymi? Czy wtedy gdyby ktoś zdecydował coś innego niż ona, to nadal byłaby królową i czyja decyzja byłaby ważniejsza?

Z tech bardzo poważnych rozmyślań, wyrwał ją widok łąki, upstrzonej kwiatami, ziołami i innymi roślinami. Było tak pięknie jak w Dolinie Godryka, tak pięknie jak w ogródku dziadków albo Warowni Longbottomów. A może nawet piękniej. Widok tak ją zachwycił, że przez chwilę stała w bezruchu, po prostu go chłonąc. W końcu zdecydowała, że przede wszystkim musi nazbierać kwiatów, żeby potem móc je obejrzeć siedząc na kocu. Poza tym bardzo chciała przynieść duży bukiet dla mamy do cukierni.

- Jak chcesz ciociu, to możesz sobie usiąść.- wiedziała, że dorośli szybciej się męczą i postanowiła być dla Brenny wielkoduszną królową. - Ja idę pozbierać kwiaty.- oznajmiła i ruszyła przez łąkę. Nie szła w żadnym konkretnym kierunku, ani nie miała zdawałoby się żadnej metody w doborze roślin, które zrywała. Były tam większe i mniejsze kwiatki, o różnym kształcie i kolorze płatków, była wysoko rosnąca trawa, i roślina o szeroko rozczapierzonych liściach.

W pewnym momencie Mabel zauważyła motyla, który przelatywał ponad kwiatami i przez chwilę szła za nim, obserwując go z ciekawością aby pomachać mu kiedy ten odleciał w górę i w bok, w stronę lasu. Dziewczynka czasem chciałaby zamieniać się miejscami z motylem. Motyl mógł cały dzień fruwać wolny, zapylać kwiaty i był piękny. Ona miała rude włosy i piegi, z których niektóre dzieci trochę się wyśmiewały, musiała robić to co kazali jej dorośli i swoje dni spędzała w mieście, zamiast na łąkach. Nagle uświadomiła sobie, że pewnie już nigdy nie wróci na stałe do Doliny Godryka, a jej mama nawet nie mogła być tego dnia z nią, bo musiała pracować, żeby obie miały co jeść. Tymczasem Roger, kolega z magicznego przedszkola, miał obu rodziców, bogatych dziadków i zostawał tam tylko dlatego, że jego mama miała urwanie głowy z trójką jego młodszego rodzeństwa. Te myśli trochę zepsuły jej nastrój, więc postanowiła wrócić na koc, gdzie usiadła z nadąsaną miną.

- Ciociu, czy da się zarobić dużo pieniędzy sprzedając rośliny? - zapytała trochę niepewnie. Do tej pory kwestia pieniędzy nie bardzo ją obchodziła. Nie zastanawiała się jakoś bardzo, skąd je mają ani, że jedni mieli ich więcej a drudzy mniej. Kiedy czegoś potrzebowała, a nie mogła tego dostać od mamy, zwykle wystarczyło słówko do cioci albo wujka i to dostawała w takiej czy innej formie. Ale to było co innego, nie mogła przecież poprosić cioci Brenny, żeby dała jej mamie tyle pieniędzy, żeby obie mogły zamieszkać w małym domku w jakimś ustronnym kąciku Doliny na zawsze. Wątpiła, czy ciocia miała tyle pieniędzy, chociaż do tej pory jej dziecinne potrzeby zawsze były zaspokajane.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
31.10.2023, 22:15  ✶  
- Dziękuję królowej za zgodę - powiedziała, a kąciki ust zadrżały jej lekko, gdy Jej Wysokość Mabel zezwoliła, aby rycerz chwilę odpoczęła. Zsunęła torbę z ramienia, by wyciągnąć z niej najpierw koc i rozłożyć go na trawie, a potem zaczęła wydobywać także jedzenie, chociaż co rusz zerkała w stronę Mabel. Dzieciak niby miał już osiem lat i w teorii mała nie powinna wpaść na pomysł w rodzaju "pobiegnę w las, by schować się przed ciocią", ale Brenna wolała dmuchać na zimne.
Na papierowych talerzach pojawiły się kolorowe kanapki, butelka z sokiem, ciasteczka i wreszcie owoce. Brenna nie zabierała wielu słodyczy - w klubokawiarni te dostatecznie często wodziły Mabel na pokuszenie. A potem, kiedy panna Figg zbierała kwiaty, Brenna sięgnęła po różdżkę i zaczęła rzucać zaklęcia. Wiedziała, że wszystkie będą nietrwałe, ale powinny utrzymać się dostatecznie długo, aby ucieszyły oko Mabel.
I przy okazji pomagały jej poćwiczyć... nowe formy magii. Wprawdzie Brenna starała się uważać, by nie pokazywać za wiele na prawo i lewo, ale przy Mabel? Wokół koca zajaśniały więc magiczne lampiony, stworzone przez magię, błyskające światłami w różnych barwach. Płatki kwiatów pojawiły się znikąd i zawirowały wokół koca, kiedy Mabel wróciła do Brenny.
- Hm... to zależy - powiedziała z pewnym namysłem, kiedy dziewczynka zadała pytanie o pieniądze. Zastanawiała się, czy mała chciała coś kupić? A może podsłuchała jakąś rozmowę Nory na temat finansów? Czy też zależało jej na tym, żeby samej zarobić jakieś pieniądze...? - Jeśli jest się bardzo dobrą zielarką i hoduje rzadkie rośliny, to tak, ale to wymaga wiele nauki i pracy. Chciałabyś zostać zielarką? Czy może po prostu potrzebujesz na coś teraz pieniędzy? - zapytała, przesuwając się na kocu, by zrobić Mabel miejsce.
Brenna, choć zwykle absolutnie na to nie wyglądała, miała dość pieniędzy, aby kupić dom w Dolinie Godryka, a nawet dziesięć domów. Ba, ledwo co lekką ręką na taki trochę galeonów wydała. Nie wspominając już o tym, że gdyby umarła tego dnia, dzień później Mabel byłaby właścicielką trzypokojowego mieszkania w Londynie.
Mogłaby kupić dla panien Figg dom. Tyle że wiedziała, że Nora by takiego podarku po prostu nie przyjęła. Poza tym - pragnęła przecież osiągnąć coś własną pracą, prowadzić biznes i Brenna świetnie to rozumiała.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#8
06.11.2023, 13:23  ✶  

Mabel niezwykle spodobały się zaklęcia, którymi ciocia udekorowała ich piknik. Magia była dla niej czymś naturalnym, bo przecież wychowała się w magicznej rodzinie, a jednak możliwość rzucania czarów nadal czasem ją zaskakiwała. Życie wydawało jej się dzięki magii dużo bardziej kolorowe i ciekawe i czasami nawet trochę współczuła dzieciom zwanym mugolami, które nie dość, że nie potrafiły same rzucać czarów to nawet nie miały pojęcia, że magia istnieje. Urocze dekoracje poprawiły jej nieco humor, ale mimo wszystko ucieszyło ją, że ciocia nie zbyła jej pytania a poważnie na nie odpowiedziała. Czasem miała wrażenie, że dorośli zapominali, że nie miała już sześciu lat!

[a]- Tak...- odpowiedziała cioci z roztargnieniem, nadal częściowo pochłonięta swoimi myślami. - To znaczy, chciała bym zostać zielarką. Ale wtedy mama by chyba musiała oddać mi swoją sypialnię, albo... Albo... - jej oczy lekko się zaszkliły, bo to co miała dalej powiedzieć sprawiało, że chciało jej się płakać. -... albo musiała bym mieszkać bez niej. - dokończyła, świadoma, że przecież dopiero co zarzekała się w myślach, że jest już taka duża i dojrzała a teraz nagle mazała się jak dzieciak na myśl o wyprowadzeniu się od mamy.[a]
[a]Prawdopodobnie jej stan emocjonalny i to jak bardzo przywiązana do Nory była, zawdzięczała temu, że była nie tylko pół-sierotą ale także jedynym dzieckiem. I chociaż miała pełno wujków i cioć, którzy byli w jej życiu od zawsze, to mamę miała tylko jedną i wcale nie miała ochoty się gdzieś wyprowadzać czy mieszkać bez niej, nawet jeśli to oznaczałoby, że mogłaby mieć cały ogród pięknych roślin.
- Skoro wy z wujkiem mnie nie chcecie u siebie, to jak mam hodować rośliny w tym parszywym Londynie? - może jej ton głosu był typowy dla małej, rozpieszczonej dziewczynki, której nagle czegoś zabroniono ale dla niej to naprawdę było obecnie najistotniejszym problemem. Nie wojna, nie nauka czy walka. Właśnie fakt tego, że nie mogła mieć swojego ogródka, ze swoimi roślinkami, a jej mama musiała pracować, żeby mieć pieniądze. Mabel wiedziała, że Nota lubi piec - przecież od małego pomagała mamie w kuchni. Nie wpadło jej jednak do głowy, że kobieta sama chciała otworzyć swój biznes, a nie została do tego zmuszona przez jakieś tajemnicze okoliczności związane z pieniędzmi.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
06.11.2023, 17:32  ✶  
Kiedy Mabel wyznała już, co leżało jej na sercu, Brenna nie była pewna, czy powinna się rozczulać nad dziewczynką, śmiać (wyłącznie wewnętrznie, oczywiście), czy umierać z wyrzutów sumienia. Wiedziała, że dzieci patrzą na świat inaczej i wiedziała, że te niby drobne, dziecięce tragedie, w oczach małych ludzi są największe na świecie i nie wolno ich lekceważyć. Była to jednak wiedza na poziomie bardziej przeczuwania niż czegokolwiek innego, bo ostatecznie Brenna miała dwadzieścia siedem lat. Z dni, gdy była ośmiolatką, pamiętała głównie wchodzenie na drzewa, bieganie po Kniei z rodzeństwem i kuzynostwem oraz cień od dawna martwego chłopca. Emocje i sposób myślenia zatarły się w jej pamięci.
- Moje kochanie, chodź tutaj - poprosiła łagodnie, wyciągając ku dziewczynce ręce, jeśli ta przyjęła zaproszenie, gotowa przyciągnąć ją ku sobie i uściskać. Pomyślała, że obcowanie z dziećmi wymagało nieskończenie więcej mądrości niż praca w Brygadzie Uderzeniowej - i Brenna wcale nie była pewna, czy jest na to wystarczająco ogarnięta. - To nie tak, że ja i wujek cię nie chcemy. Jeżeli chcesz hodować rośliny, wytyczymy ci grządkę za domem, będziesz mogła posadzić tam, co tylko zechcesz, a potem odkupię zioła, które uda ci się wyhodować - obiecała, tak na początek, bo jednak czuła, że problem był dużo głębszy niż "bo ja chcę hodować ziółka, ale w Londynie się nie da". Czy chodziło o samą przeprowadzkę do Londynu? Aż tak bardzo nie lubiła miasta? Ktoś jej coś powiedział?
- Możesz odwiedzać nasz dom, ale nie możemy zabierać cię na spacery po Dolinie Godryka. Nie dlatego, że nie chcemy, ale w lesie tam... jest teraz niebezpiecznie i Ministerstwo musi się tym zająć - wyjaśniła oględnie. Nie chciała wdawać się w szczegóły. Nie chciała opowiadać o tym, czym są te potwory, i co zrobiły z chłopcem w wieku Mabel ani jak wpłynęły na kilku dorosłych, których dopadły. Nie chciała wspominać, że chociaż bardzo by chciała, nie jest w stanie zrobić niczego, aby te stwory pokonać - że nie są bliżej ich pozbycia się niż byli przed kilkoma tygodniami.
Może nie powinna mówić niczego. Ale nie mogła zostawić jej całkiem bez wyjaśnień.
- A to, ile macie miejsca z mamą, to stan tylko na jakiś czas. Mama musiała zacząć prowadzić kawiarnię, zdobyć klientów, ale teraz idzie jej już coraz lepiej. - Ba, rozważała nawet otworzenie filii w Dolinie Godryka... powstrzymało ją głównie to, co w tej chwili się tam działo. - Na pewno za jakiś rok będziecie miały więcej miejsca. Twoja mama chce zresztą hodować tam zioła w doniczkach.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#10
20.11.2023, 09:42  ✶  

Mabel nie miała problemów z kontaktem fizycznym. Od małego była tulona, głaskana i całowana, więc było to dla niej coś najzupełniej naturalnego. Bez oporów więc przytuliła się do cioci, z przyjemnością zauważając, że jej sukienka jest miękka w dotyku i dość przyjemnie pachnie. Słuchała tego, co Brenna do niej mówiła, jednocześnie słysząc bicie jej serca. Było nieco przyśpieszone, kiedy zaczęła mówić o Kniei Godryka, ale Mabel tego akurat nie wyłapała.

Dziewczynka starała się zrozumieć słowa ciotki, a raczej płynący za nimi sens. Więc to nie było tak, że ostatnio nie odwiedzała Longbottomów tak często jak kiedyś, dlatego że ciocia i wujek nie chcieli jej zapraszać? Może więc po prostu byli zajęci w pracy? Pewnie też nie chcieli, żeby spróbowała sama zapuścić się w jakieś niebezpieczne miejsca. Tak, to była w stanie zrozumieć. Wiedziała, że jak na dość posłuszne dziecko, miała czasem tendencję do zapominania o bożym świecie, kiedy coś bardzo zaabsorbowało jej myśli. Perspektywa ogródka w Warowni, podobnego do tego, który miała u babci, brzmiała kusząco ale Mabel nauczyła się już na własnej skórze, że rośliny trzeba było odwiedzać i doglądać codziennie. Przynajmniej w większości. U babci nawet nic w tym roku nie posadziła, chociaż starsza kobieta ją zachęcała i pod jej nieobecność sama obsadziła grządkę warzywami dla wnuczki. Ale to nie było to samo.

Wzmianka o lesie wywołała w Mabel znów zainteresowanie. W magicznym przedszkolu, do którego chodziła, ciągle ktoś o tym wspominał a dwójka dzieci, które po wakacjach miały iść do Hogwartu chwaliła się, że ich rodzice powiedzieli im, że kiedyś wszyscy czarodzieje będą świętować ten dzień podwójnie. Rudowłosa nie bardzo wiedziała o co może chodzić, a fakt, że nikt dorosły nie chciał powiedzieć jej prawdy, powoli zaczynał ją irytować. Nie miała już przecież pięciu lat!

Kiedy ciocia skończyła swój wywód na tym, że Mabel i Nora nie będą zawsze mieszkać w tym samym miejscu, dziewczynka lekko wyplątała się z jej objęć i zaczęła bawić się związanymi w warkocz włosami. Widać było, że nad czymś intensywnie myśli i Brenna mogłaby nawet uznać, że przetwarza to co właśnie usłyszała. Tymczasem ona układała w głowie co powiedzieć cioci, żeby potencjalnie namówić ją do powiedzenia odrobinę więcej o wydarzeniach z wiosny, niż tylko "jest niebezpiecznie".

- Ciociu Brenno... - zaczęła w końcu, patrząc kobiecie prosto w oczy z poważną miną. - Bardzo dziękuję, że mi to wszystko wytłumaczyłaś. Przepraszam, że myślałam, że już mnie nie chcecie u siebie gościć. Wiem, że macie z wujkiem bardzo ważną pracę i bronicie nas wszystkich przed złymi czarodziejami. Na pewno łatwiej byłoby mi zrozumieć skalę problemu gdybym wiedziała nieco więcej, o tym wszystkim co wydarzyło się w Beltane. Wiesz, żebym wiedziała, że mam trzymać się z daleka z jakiegoś powodu a nie tylko dlatego, że wy wszyscy tak mówicie. - zakończyła swój wywód uśmiechem. Szczególnie zadowolona była ze sformułowania "skala problemu", które usłyszała kiedyś od jednego z klientów w kawiarni i zapadło jej ono w pamięć. Nie wiedziała, czy jej próba coś da, ale z pewnością jeśli ktoś miałby złamać się pod naporem jej próśb czy argumentów to była to raczej Brenna niż Nora. Jej słodkie oczka i prośby zawsze nieco mniej działały na matkę, może dlatego, że Nora musiała jej różnych rzeczy odmawiać jako matka, a Brenna była tą ciocią która mogła wpaść w jej życie ze śmiechem, kwiatkiem w doniczce i paczką magicznych słodyczy i ją rozpieszczać.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2630), Bard Beedle (2412)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa