• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Reszta świata i wszechświata v
1 2 Dalej »
[04.07.72, Szwecja] W poszukiwaniu odpowiedzi

[04.07.72, Szwecja] W poszukiwaniu odpowiedzi
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
09.11.2023, 16:13  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.01.2024, 20:49 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic III

Brenna należała do osób, które równie dobrze czuły się na wycieczce w góry, w mugolskim pubie w Londynie, w chacie w jakiejś wiosce i w wielkiej posiadłości czystokrwistych. Nawet ona czuła się jednak odrobinę zagubiona w Sztokholmie, gdzie wokół rozbrzmiewał gwar obcych głosów, właściwych lokalizacji musiała szukać z mapą, budynki wyglądały zupełnie inaczej niż w Anglii i nawet stroje ludzi zdawały się nieco odmienne od tego, co kojarzyła z londyńskich ulic.
Ani trochę jednak tej niepewności nie dawała po sobie poznać, gdy wędrowały z Mavelle wzdłuż rzeki, mając wodę z prawej strony, a z lewej stare, dość niskie kamieniczki. Rozglądała się z nietajoną ciekawością, bo chociaż były tutaj w konkretnym celu i miały spędzić w mieście zaledwie dobę, nie oznaczało to, że nie mogła cieszyć się wycieczką po Sodermalm, jednej z dzielnic starego miasta. Spodziewała się, że będzie tu chłodniej niż na Wyspach, ale tego dnia słońce przyświecało i tylko lekki wiatr, niosący ze sobą wilgoć, wionął ku nim od wody. To był piękny dzień, piękna wycieczka... szkoda, że nie tylko turystyczna.
- Część miasta na wyspie, niezłe, co? Na północ stąd są według przewodnika urwiska, a na północnym wschodzie mamy wzgórza... może potem uda się na nie zerknąć, jak myślisz? Muszę kupić kilka pocztówek. Dobrze, że zabrałam aparat, muszę ci potem zrobić zdjęcie na tle tych budynków - plotła, kiedy szły w stronę jednego z budynków, w których mieszkał ktoś, kto podobno był był tutejszym specjalistą od teorii magii.
Jego znalezienie zajęło Brennie miesiąc. Przekonanie go do spotkania - kolejne tygodnie. Była ostatecznie Angielką, BUMowcem, kimś, kto mógł wzbudzać tutaj automatycznie niechęć lub ostrożność. Na całe szczęście, przemawiały za nią pieniądze oraz nazwisko, które może w samej Szwajcarii nie znaczyło wiele, ale było nazwiskiem rodu czystej krwi - a w tej części Europy ludzie byli do tej przywiązani równie mocno, co w Anglii.
Chociaż Brenna podejrzewała, że w ostatecznym rozrachunku mężczyzna zgodził się z nimi spotkać po prostu z ciekawości. Niezależnie jednak od powodów, ledwo nadeszła zgoda i wyznaczono termin, załatwiła potrzebne zgody na świstoklik międzynarodowy, zgarnęła parę rzeczy w torbę, upewniła się, że w jej grafiku w pracy da się dokonać takich czarów, by trzy dni z rzędu miała wolne - i... wraz z Mavelle znalazła się niemal na drugim krańcu Europy. Nie była pewna, czy ma prawdziwą nadzieję na to, że uda im się coś znaleźć, ale na pewno chciała spróbować. A tutejsi specjaliści byli absolwentami Durmstrangu, gdzie podobno do nauki magii podchodzono nieco inaczej niż w Hogwarcie. Kto wie, może mieli trochę więcej wiedzy niż eksperci z Wysp Brytyjskich?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#2
12.11.2023, 22:50  ✶  
Obcy kraj to jednak nie Brytania, gdzie zewsząd słyszało się znajomy język. Tak że tutaj, z dala od domu… tak, można się było poczuć zagubionym; ba, nawet nos trochę głupiał, łapiąc wonie, których nie znał. Oczywiście część zapachów była wręcz uniwersalna i zapewne dało się je odnaleźć w każdym miejscu na ziemi, niemniej ostateczna mieszanka, jaka powstawała, była wszędzie dość unikatowa. Nie inaczej więc było z Sztokholmem – część wydawała się znajoma, ale ta druga część dobitnie udowadniała, że znajdowały się w bardzo, bardzo obcym mieście. Pierwsza taka od bardzo, bardzo dawna… a i tak nie dało się jej nazwać urlopem. Bo bynajmniej nie był to urlop, nawet jeśli na dłuższą metę postanowiły skorzystać z okazji i wyszarpać parę chwil dla siebie.
  Póki co, przemierzała uliczki szwedzkiego miasta (kilka razy się upewniała, że Szwecja, że nie nastąpiła pomyłka i Brenna przypadkiem nie załatwiła świstoklika do Szwajcarii myśląc, że mimo wszystko wyciera się w północne rejony świata – talent Longbottom do mylenia, albo raczej o przekręcania nazw był już chyba wręcz legendarny) starając się jednak docenić urok chwili. Miejsca też. W końcu znajdowała się w obcym kraju, gdzie wszystko wyglądało ciekawie – a przynajmniej to, co widziała – miała też kuzynkę u boku; czego więc chcieć więcej? Hm, może tego, z kim połączyła ją więź Beltane, ale…
  … to i tak nie była wycieczka,, na którą by go zabrała, a przynajmniej nie w tej chwili.
  - Tak, koniecznie musimy zerknąć na wzgórza, z pewnością będzie stamtąd niezły widok. Urwiska też – odparła i uśmiechnęła się lekko. Pocztówki to wręcz konieczność; miała zresztą w planach zerknąć do jakiegoś sklepu i zaopatrzyć się może w parę drobiazgów – na pamiątkę i… może nawet niekoniecznie tylko dla siebie – Nie zapominaj o sobie, tobie też koniecznie muszę zrobić parę zdjęć – przypomniała – A najlepiej, to jakbyśmy kogoś poprosiły... – stwierdziła jeszcze, dochodząc do wniosku, że przecież zdecydowanie razem powinny się uwiecznić. A następnie oprawić zdjęcia i ustawić w pokoju, na widoku. A przynajmniej taki miała zamiar Mavelle.
  - No dobra, to zobaczmy, co on ma do powiedzenia... – westchnęła cicho, gdy dotarły w końcu do celu. Bones nie robiła sobie wielkich nadziei – tak, zdecydowanie dobrze, jeśli się okaże, że dowiedzą się czegoś pomocnego o jej stanie i o tym, jak to w ogóle odwrócić, ale jeśli nic z tego… no to cóż, zostanie po prostu się cieszyć tym, że spędzała czas z kuzynką i mogła na krótką chwilę oderwać się od codziennych problemów.
  Bo przecież załamanie rąk i rozpłakanie się nie wchodziło w grę.
  Zastukała do drzwi, i po krótkiej chwili oczekiwania zostały wpuszczone.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
16.11.2023, 15:57  ✶  
Nie miała zamiaru wzbraniać się przeciwko robieniu jej zdjęć. Lubiła je: nie była nigdy fotografem szczególnie utalentowanym, ale naciśnięcie przycisku nie należało do zadań szczególnie skomplikowanych, a pozwalało na zawsze uwiecznić na obrazku jeden moment. Moment, niosący ze sobą zwykle określone wspomnienia oraz emocje. Zwykle to ona fotografowała innych, ale i nie sprzeciwiała się, gdy ktoś chciał sfotografować ją.
- O ile ktoś tu będzie w stanie zrozumieć nas na migi, bo na razie pięć ostatnich osób, które zaczepiłam, nie znało ani słowa po angielsku - oświadczyła Brenna z pewnym rozbawieniem. I z jednej strony faktycznie była rozbawiona, próbowała cieszyć się tą wycieczką, tym, że ogląda miejsce, w jakim dotąd nie była, że zobaczą te urwiska. Z drugiej było to wszystko podszyte zdenerwowaniem: obawiała się, że cała podróż na darmo, że Mavelle będzie rozczarowana, że nie dowiedzą się niczego więcej.
Ale strach nigdy jej nie powstrzymywał. Nie miał powstrzymać i tym razem. Dlatego najpierw przekazała Bones jeszcze sakiewkę, a potem wsunęła się do środka za Mavelle. Była oczywiście gotowa wycofać się, gdyby badania miały być przeprowadzane indywidualnie (i dlatego zresztą wcisnęła jej pieniądze, bo może zostanie wyproszona), ale… chciała się upewnić, że wszystko w porządku i trafiły do odpowiedniego miejsca.
– Dzień dobry, panie Carrlson – przywitała się, kiedy skrzat poprowadził je do gabinetu. Przebiegła wzrokiem po regałach, ustawionych na nich książkach (w większości ich tytuły zapisano w językach, których Brenna nie znała, więc i mogła się tylko domyślać tematyki) i tajemniczych, srebrzystych przyrządzać (które z kolei przypominały jej trochę te należące do Dumbledore’a). Nie chciała jednak wyjść na niegrzeczną, dość szybko skierowała więc spojrzenie z powrotem na Szweda, który na ich widok wstał zza biurka. [b] – Dziękujemy, że zechciał się pan z nami spotkać.
– Panna Longbottom. Panna Bones – powiedział, z mocnym akcentem, ale zrozumiale. On sam Brennie nie poświęcił wiele uwagi: wzrok utkwił przede wszystkim w Mavelle. Być może, chociaż to one zabiegały o to spotkanie, jemu także o nim zależało.
Jakby nie było, nie codziennie człowiek wychodził cały i zdrowy z Limbo.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#4
21.11.2023, 18:48  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.12.2023, 23:56 przez Mavelle Bones.)  
- Myślę, że nawet małpa by zrozumiała, gdyby się jej pokazało aparat i co ma nacisnąć... - odparła lekko. Tak, bariera językowa sporo utrudniała, ale od czegoś też mieli ręce, żeby pokazać, czego się oczekuje (a gesty jednak stanowiły dość uniwersalny język), no i rozum, żeby w ogóle je zrozumieć. Czy połączenie kropeczek może być tak trudne...? Czas pokaże! Ale to naprawdę dopiero później, bo najpierw musiały się rozmówić z ekspertem - specjalnie wielkich nadziei z tym nie wiązała, co nie znaczyło, że miała całkowicie złożyć broń i uznać, że guzik, nic z tym już robić nie będzie, niech się dzieje wola Pani Księżyca czy coś w ten deseń.
  Przejęła dyskretnie sakiewkę i schowała od razu, biorąc przy tym nieco głębszy wdech. Generalnie starała się nie pokazywać po sobie, że całe to spotkanie w jakikolwiek sposób ją stresuje, aczkolwiek jeśli dobrze się ją znało... no, nie była to wędrówka na ścięcie (chyba?), więc odpadała cała masa czarnych myśli, iż coś może pójść bardzo nie tak.
  No bo... co miałoby się stać? Coś wybuchnąć? Od samej rozmowy? Najgorsze, co w tej chwili przewidywała, to "nie można z tym nic zrobić" oraz ewentualnie "będzie tylko gorzej, proszę pozałatwiać swoje sprawy". Z tym, że to drugie, to jakby... nie odkrywała nic nowego, nie zauważała też, żeby coś się zmieniało na gorsze w tym, jak funkcjonował jej organizm. Toteż nie była to myśl, którą brała bardzo poważnie, ale... była. Gdzieś z tyłu, istniała.
  Bones przywitała się krótko, po czym nastąpiła seria drobnych uprzejmości. A to zapewnienie, że tak, Brenna jak najbardziej może zostać, a to wskazanie siedzenia, a to zaproponowanie czegoś do picia - szykowało się wszak na dłuższą rozmowę; z pewnością język mógł od czegoś takiego wyschnąć. Sama Mavelle skorzystała z okazji i poprosiła po prostu o wodę, a potem, gdy już wszyscy się usadowili, skrzat zniknął z pola widzenia, kobieta zaczęła snuć swoją opowieść. Longbottom ją znała, jak również dysponowała nieco większą liczbą szczegółów. Chociażby w zakresie tożsamości tego, czyimi wspomnieniami dysponowała...
  Carrlson był całkiem wdzięcznym słuchaczem - nie wtrącał się, pozwalał Bones swobodnie mówić. Ale jej opowieść to było za mało... Milczał przez chwilę po tym, jak przebrzmiały ostatnie słowa Mavelle, zanim sam się odezwał:
  - Panno Bones, mogłaby mi pani powiedzieć, w jakich okolicznościach przeszliście przez ogień?
  - Moja partnerka zdała sobie sprawę z tego, iż ogień jest portalem i... - kaszlnęła nagle, skrzywiła się; ot, niby już przywykła, że nie może mówić o Dzbanie, ale wciąż zdarzało jej się na to nadziać... - ... dzieje się tam coś złego, więc weszliśmy tam, żeby spróbować temu zapobiec.
  - A właściwie to jaki ogień ma panna na myśli?
Zmarszczyła brwi. Nie nakreśliła tego? Zresztą, to było Beltane, jaki ogień mogła mieć na myśli? Chyba że w Szwecji inne obyczaje...?
  - Nie jestem pewna, jak tutaj to wygląda, ale u nas sabat Beltane jest związany z ogniem. Są ogniska, które rozpalają kapłani, weszliśmy właśnie w takie - wyjaśniła i sięgnęła po szklankę z wodą, żeby upić łyk. Spec zastukał lekko palcami o blat biurka, rozważając słowa. To był naprawdę fascynujący przypadek, może nawet pierwszy w całej historii świata - w końcu ilu ludzi weszło do limbo i jeszcze z niego wróciło?
  - Istnieje wiele rodzajów żywych trupów, nie wszystkie wampiry ghoule i inne dziwactwa są takie same. Ale je wszystkie łączy dokładnie to samo... utraciły źródło energii w sobie i czerpią ją z innego miejsca. I prawdopodobnie to stało się z tobą, panno Bones - stwierdził w końcu. Mav skinęła lekko głową; z samego spotkania zimnych i informacji, jakie między sobą wymieniali kojarzyła, że powodem ich stanu była właśnie utrata energii. Rzecz jasna, nie raczyła mu o tym wspomnieć - nie z powodu zapominalstwa, ale żeby go nie nakierowywać na konkretne tropy. Bo a nuż wyciągnął inne wnioski? A nuż jego wiedza podpowiadała mu co innego?
  - Czyli? Mamy w sobie energię z limbo, a nasza pozostała właśnie tam? - upewniła się, czy dobrze to wszystko rozumie. Skinięcie głową.
  - Nie stwierdzę tego z całą pewnością, ale tak, to jest bardzo możliwe.
  - Czy energia Zimnych może przypominać tę duchów? - do rozmowy włączyła się Brenna.
  - Generalnie każda ludzka energia dla niego nie różni się od siebie.
  - A... - zawahała się i nawet nie była pewna, dlaczego. W końcu dokładnie po to tu przyszła, dokładnie z odpowiedziami na ten temat chciała stąd wyjść. Bała się, że usłyszy "nie"? Niemniej, zawahanie się było krótkie, ledwie mrugnięcie powieką - ... jest pan może w stanie stwierdzić, czy ten stan da się odwrócić? W jakiś konkretny sposób?
  Rozłożył ręce. Chciałby móc z całkowitą pewnością stwierdzić, że sprawy mają się tak i tak, że trzeba zrobić to i to, a wtedy wróci - wrócą - do tego, kim byli przed przejściem do limbo. Tyle że wiedza, jaką posiadał, nie pozwalała na stwierdzenie czegoś takiego...
  - Nie mam pojęcia - przyznał uczciwie - Ale proszę zwrócić uwagę na datę. Beltane jest szczególnym dniem, świętem podobnym do Samhain. Granica między światami, jak panie z pewnością wiedzą, wtedy jest najbardziej zatarta. Nieprzypadkowo do opętań dochodzi wyłącznie w te dwa dni w roku. Cokolwiek się wydarzyło, to data nie jest przypadkowa i jeśli myśleć o działaniach zmierzających do odwrócenia obecnego stanu rzeczy, to śmiem zaryzykować stwierdzenie, że być może właśnie w Samhain by się udało.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
21.11.2023, 19:33  ✶  
wiadomość pozafabularna
Informacje od specjalisty uzyskane od MG.

Brennie ulżyło, że pozwolono jej zostać - wyszłaby, gdyby Mavelle o to poprosiła, ale po prostu wolała być tutaj. Po pierwsze, bo denerwowała się bardziej niż chciałaby się przyznać, po drugie, ponieważ nie do końca ufała tematu mężczyźnie - kto wie, czy Mav nie wydałaby się mu ciekawym eksponatem do badań? - i po trzecie: obawiała się, że jeśli specjalista powiedziałaby coś złego... to Bones by to zataiła.
Brenna prawdopodobnie w końcu na jej miejscu przynajmniej rozważyłaby zachowanie sprawy w sekrecie.
Longbottom usiadła nieco z boku, podziękowała za picie i poczęstunek, a potem przesłuchiwała się po prostu opowieści Mavelle i pierwszym wnioskom. Drgnęła dopiero, kiedy człowiek wspomniał o "zewnętrznym źródle" i przywołał przykład wampirów. Ugryzła się jednak w język, czekając na zadanie pytań aż Mavelle zada to najważniejsze: czy uda się ten proces odwrócić.
- Samhain i Cethsamhain - mruknęła w końcu z pewnym zamyśleniem. - Przeciwstawne i jednocześnie podobne.
Odetchnęła. Wahała się przed kolejnym pytaniem, bo bała się odpowiedzi: bała się w ogóle o tym myśleć, bała się wypowiadać te słowa przy Mavelle. Ale strach nie mógł jej uciszyć. Nie teraz.
- Mówi pan o zewnętrznym źródle energii i porównuje do wampirów. Dla wampirów jest to krew i musi być uzupełniana. Mam więc trzy pytania. Po pierwsze: czy Zimni mogą być w jakiś sposób połączeni z limbo i to ono jest tym źródłem energii? A jeżeli nie... to czy ta energia, która ich teraz utrzymuje przy życiu, może się wyczerpać? A jeśli tak: ktoś inny może uzupełnić ją własną?
Miała cholerną nadzieję, że odpowiedź na to drugie pytanie brzmi "nie". A co do ostatniego... Cóż, nigdy nie posunęłaby się tak daleko jak Persefona Fawley, ale gdyby trzeba było, była gotowa oddać swoją energię. Ile będzie trzeba, bo do cholery, każdy z Zimnych był jej w pewien sposób bliski.
- Hm… to mogłaby być dobra teoria – stwierdził mężczyzna, po raz pierwszy zwracając wzrok na Brennę. Zdawał się przez chwilę ją rozważać, ale zaraz pokręcił głową. – Nie, nie, gdyby dało się czerpać energię z Limbo stale, to po co zaatakowaliby to nieszczęsne Beltane? Gdybym miał coś wstępnie założyć, po wyczerpaniu tej energii panna Bones umrze albo zniknie z niej to, co przyćmiewa ją samą.
Brenna kiwnęła głową. Minę zachowała niewzruszoną, jakby niczego innego się nie spodziewała. Nie dała tego po sobie poznać, jak bardzo zmroziły ją te słowa: dwie opcje, wrócą do siebie albo umrą. Mav, Patrick, Tori i Atreus.
– Czyli podejmując próbę usunięcia tej energii w Samhain ryzykują życiem – bardziej stwierdziła niż zapytała i przez głowę przemknęła jej myśl… czy warto?
Z jej perspektywy nie, ale nie mogła przecież niczego im narzucić.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#6
30.11.2023, 21:12  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 03.12.2023, 19:59 przez Mavelle Bones.)  
-Nie jestem w stanie tego określić, ale każda manipulacja ludzką energią jest igraniem z cudzym życiem lub niebytem - przebrzmiało w odpowiedzi.
Longbottom bardzo dobrze znała swoją kuzynkę. Znakomicie wręcz. Bo tak, zaserwowano im dokładnie takie informacje, ze Bones przez chwilę pożałowała, że nie miała nic przeciwko temu, aby Brenna pozostała w trakcie rozmowy ze specjalistą. Jakby… i tak znała większość aspektów całej sprawy, poczynając od limbo i idąc przez skutki tej „wycieczki”, ale to…
  … nie, żeby była zaskoczona. Miała wszak tę myśl z tyłu głowy, bawiła się nią, ale najwyraźniej była chyba na tyle abstrakcyjna, że nie spędzała dni trzęsąc się ze strachu, czy ujrzy kolejny świt. I powodem nieujrzenia wcale nie byłby jakiś mocno oporny przestępca, dokładający wszelkich starań, by nie zostać pochwyconym czy też śmierciożerca…
  Tak, Mavelle z całą pewnością ukryłaby tę informację. Przynajmniej z początku. Bo po wyjściu z gabinetu dołożyłaby wszelkich starań, by miały jak najbardziej udany urlop, może by zdążyła wyszarpać jeszcze dzień-dwa wycieczki (tatuś-szef czasem jednak się przydaje), a potem… potem pewnie by się przyznała.
  Bo nie tylko jej życie leżało na szali. Patrick, ich przyjaciel i szef. Victoria, przyjaciółka Brenny. Atreus… może nie darzyła go szczególną sympatią, ale czy to znaczy, że miała bez mrugnięcia okiem zachować to dla siebie? Zresztą, był Bulstrode, a w czarodziejskim świecie zbieżność nazwisk nie bywała tak bardzo przypadkowa. Lepiej nie wkurzać kogoś, kto w teorii ma zdjąć z ciebie potężną klątwę…
  - Albo równie dobrze nie musimy robić nic – mruknęła cicho, tonem takim, jakby rozmawiała o rodzajach kawy czy coś w ten deseń. Ot, robiła dobrą minę do złej gry – ale jak inaczej miała postąpić? Załamać się tu i teraz? Zdecydowanie nie.
  Tyle że „robienie nic” trochę się kłóciło z naturą Bones. Czasem, owszem, należało powściągnąć odruchy i najzwyczajniej w świecie poczekać, ale tutaj… tutaj to niemalże dosłownie słyszała przesypujący się w klepsydrze piasek. I widziała ją. Tylko, no właśnie: co się stanie, gdy piasek przesypie się do końca? Zimno ją opuści? Czy też jednak… cholera, niby dość regularnie robiła przegląd swoich spraw i je porządkowała na wszelki wypadek (cóż, miała pracę taką, jaką miała – nie, żeby narzekała; ot, ryzyko było wpisane w ten zawód i tyle, więc po prostu trzymała rękę na pulsie – tylko tyle i aż tyle), to jednak teraz pojawiła się myśl, że to właśnie pora na kolejny taki przegląd.
  - Czyli umrę albo wrócę do tego, jaka byłam, bez żadnej ingerencji – podsumowała krótko – Czego jeszcze, pana zdaniem, powinnam się spodziewać?
  - Trudno mi powiedzieć, panno Bones. Wszystkie żywe trupy różnią się od siebie, powinna pani znaleźć swoje źródło energii, żeby tego się dowiedzieć.
  - Czyli co? Mam wrócić do limbo? – zmarszczyła brwi. To stamtąd miała tę energię, która uczyniła ją tym, kim była. Tam leżało jej źródło, przynajmniej w rozumieniu Bones. Ale… Nie, pokręcił głową, to nie był właściwy trop.
  - Nie, nie, żeby to zrobić, to musiałaby panna przecież umrzeć. A tu trzeba zabrać z limbo to, co zostało stracone.
  - Zatem jak tego dokonać? Wcześniej do wymiany energii doszło, bo znalazłam się w limbo, jak więc odzyskać to, co straciłam, nie wchodząc do niego…? – im dłużej rozmawiali, tym bardziej miała wrażenie, że nic nie wie. Przyszły po odpowiedzi, a póki co – jedynie mnożyły się pytania i nie była pewna, czy zaraz nie okaże się, że wyjdą stąd z poczuciem porażki…
  - Jeśli dobrze zrozumiałem to panna wcześniej musiała przejść jakieś próby, prawda? Sugerowałbym zatem umocnić więź z tym światem.
  - Prawda jest taka, panie Karrlson, że na dobrą sprawę nie jestem pewna, czy faktycznie przeżyłam tam coś, co dałoby się określić mianem próby – stwierdziła, starając się ukryć zniecierpliwienie. Rzuciła krótkie spojrzenie w stronę Brenny, po czym ponownie skupiła się na mężczyźnie – Jedyne, co mi się z tym kojarzy, to właśnie ten moment, kiedy ujrzałam osobę, o której wspominałam, moment, w którym stanęłam przed wyborem: poddać się i rozpłynąć we wspomnieniach czy też odwrócić cykl. Później… w zasadzie się spóźniliśmy, ale był tam kamień, to wyglądało, jakby miała zostać otwarta brama. tyle że kamień zniszczyliśmy, co najwyraźniej… jak to ująć… pozwoliło światu na rozpoczęcie leczenia swych ran, jakkolwiek by to nie brzmiało – bo przecież w świecie, jaki znali, nie dało się od razu stwierdzić, że dokładnie tu zachodzi jakikolwiek proces „leczenia”. Już, w tej chwili, postępujący coraz bardziej z każdą następną sekundą.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
30.11.2023, 21:45  ✶  
– Oczywiście, że coś zrobimy – powiedziała Brenna, i zdawało się, że jest bardzo spokojna: zupełnie, jakby te rewelacje nie robiły na niej wrażenia. Choć robiły. Ale wiedziała też, że póki życia, póty nadziei – i zamierzała zrobić wszystko, aby znaleźć sposób. Miała pieniądze, miała znajomości, miała wpływową rodzinę, i była gotowa poruszyć niebo i ziemię, przemierzyć pół świata, szukać odpowiedzi w Tybecie, w Nowym Orleanie, na pustyniach i dnach morza, i w samym, cholernym Limbo, aż je znajdzie. Wiedziała, że będzie próbować. Albo aż odniesie sukces, albo do chwili, w której Zimni faktycznie zginą.
Niemniej, skoro energia mogła odejść sama, musieli spróbować w Samhain. Skoro istniała szansa, że wtedy…
…odwrócą cykl?
Po tej krótkiej odpowiedzi zmilkła: pozwoliła, by Mavelle mówiła, i by specjalista odpowiadał na kolejne pytania oraz snuł własne dywagacje.
- Brzmi jak bardzo interesujący opis doświadczenia z pogranicza śmierci. Wiele podań traktuje o tym, czego ludzie doświadczają w chwili przed śmiercią. Niektórzy doświadczają jej tylko częściowo - w naszym świecie istnieją żywe trupy, zaś u mugoli znane są tak zwane przypadki śmierci klinicznej. Wszystkie te doświadczenia różnią się od siebie, ale mają stale elementy i jednym z nich jest tak zwany przegląd życia. Ogląda się swoje życie jak na taśmie. Dobre i złe momenty. Podsumowanie tego, czego się dokonało przed odejściem… – Zawahał się na moment. - Czy perspektywa rozpłynięcia się we wspomnieniach spotkała się z twojej strony z akceptacją?
- Gdybym to po prostu zaakceptowała, to śmiem podejrzewać, że wtedy byśmy nie rozmawiali. To było… wydawało się tak proste, tak naturalne, to uczucie jedności ze wszystkim… ale jednocześnie wiedziałam, że nie mogę tak po prostu odpuścić, że trzeba odwrócić ten cykl, że zbyt wiele jest do zrobienia, aby po prostu rozpłynąć się w całym morzu wspomnień… które nie były moje – odparła Mavelle, kręcąc głową, a oczy Carrisona jakby otworzyły się szerzej. Najwyraźniej wcześniej coś źle zrozumiał: albo Bones nie wyjaśniła tego dostatecznie jasno.
- Nie były twoje?! !! To jest… coś, eh, czego nie wyłapałem…
- No… nie. to już wtedy były wspomnienia tej osoby, tej samej, które przychodziły do mnie później.
- To brzmi… cóż, mniej dramatycznie. Jakby ten koniec wcale nie był twój, jakby ta próba nie była twoja. Może ten chłód, to wcale nie jesteś ty, a… Ten ktoś, kto w tobie teraz siedzi, może on ma coś tutaj do zrobienia.

– Dwie sprawy – wtrąciła się Brenna, unosząc dłoń jak w szkole. Cieszyła się teraz, że skorzystały z oferty Laurenta. Że wiedziały, że wuj wcale nie tkwił w Mavelle. Inaczej… na pewno by ją zmroziła myśl, że mogłoby być inaczej. Że Derwin mógłby stracić wieczność, tkwić tutaj, w głowie Bones. Że dla tego to wciąż było niebezpieczne, chociaż wspomnienia ostatnimi czasy już niemal jej nie nawiedzały… a przynajmniej się do tego nie przyznawała. – A właściwie trzy. Po pierwsze, w ogniu… wszyscy widzieli dokładnie to, co pan powiedział. Też zobaczyłam tam całe swoje życie. Po drugie… ta osoba pozostała w limbo. Jest tam. Kontakt z nią jest możliwy. Niemożliwe, aby tkwiła więc jednocześnie w Mavelle, są tu tylko okruchy jej wspomnień. Czy sugeruje pan może… że wspomnienia, które otrzymała Mavelle, nie są przypadkowe? Że ten ktoś zostawił jej coś, co chciał, aby… wykorzystała? I trzy… jeżeli można by to odwrócić w Samhain, to może właśnie w ten sposób? Ponownym kontaktem z tymi osobami? Chociaż tu mam wątpliwości o tyle, że jedna z osób, które spotkała ta przypadłość, nie spotkała żadnego ducha. I na pewno niczym się z nim nie wymieniła. Wyrwała go z limbo arcykapłanka Macmillanów.
Jak na siebie mówiła wolno – i starała się wyjaśniać wszystko wyraźnie, rzeczowym tonem, jak podczas pracy w BUM. Tu nie było miejsca na zbędne dywagacje.


*odpowiedzi Mav wrzucone tutaj po ustaleniu z graczką, dla ułatwienia odegrania.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#8
08.12.2023, 23:14  ✶  
Że ten ktoś zostawił jej coś, co chciał, aby… wykorzystała? Kuzynki myślały dość podobnie, bo Mavelle po tych rewelacjach generalnie została tknięta tą samą myślą. Czy w istocie tak mogło być? A może, do cholery, ta próba wcale nie miała miejsca w Limbo? Czy to w ogóle miało jakikolwiek sens?! Przeczesała palcami włosy, próbując doprowadzić do ładu swoje myśli. Słuchała tego, co mówiła Brenna; Karlsson chyba się zresztą z tym zgodził, bo pokiwał głową w taki sposób, że gdyby znajdowali się właśnie w komiksie – nad jego głową niewątpliwie unosiłyby się literki układające się w „NO NO NO”.
  Podrapał się po głowie; z jednej strony ewidentnie był zafascynowany tym wszystkim, co tu słyszał, z drugiej… jakby to go trochę przerastało? Ewidentnie wizyta tych kobiet wywierała dość niespodziewany skutek, jakim było jego własne mentalne rozbicie. Zasłonił w końcu twarz dłońmi.
  - No… a jak go wyciągnęła?
  - Nie wiemy – przyznała uczciwie Mavelle. Nie miały zielonego pojęcia o kapłańskich rytuałach, obyczajach czy cokolwiek tam Isobel odprawiała nad głową Atreusa.
  - Wiemy od jednego z Macmillanów, że kapłanki się nim zajęły… ale on sam mówił, że nie ma żadnych wspomnień. – wtrąciła jeszcze Brenna.
  - Hmm… Zatem poszukałbym jakiejś odpowiedzi u kapłanów, którzy wykonali ten rytuał, co go wyrwał z Limbo – czym się jego droga różniła od waszej? To może być istotna kwestia w zagadce, którą próbujecie rozwiązać, nawet jeżeli ten rytuał nie pozwolił mu uwolnić się od tego… no, zimna.
  Czym się jego droga różniła?, zastanowiła się Bones. Wszedł, jak oni, do ognia. Jak oni przeszedł praktycznie tę samą trasę, jedyna różnica… jedyna różnica to to, że nie spotkał żadnego ducha. W zasadzie: dlaczego? Dlaczego nie musiał walczyć z limbo o swoje istnienie? Nie przypominała sobie, żeby o czymś takim wspominał, więc…
  Szlag.
  Niby uzyskały odpowiedzi, ale jednocześnie pojawiło się więcej pytań. Przynajmniej… przynajmniej wiedziały, czego mniej więcej się spodziewać.
  - W takim razie arcykapłani. Spróbuję dobrzeć do jeszcze jednej osoby, ale może pan poleca kogoś do szukania wiedzy? Koszt ani odległość nie mają znaczenia.
  Zerknęła z pewnym namysłem na Brennę, myśląc nad czymś intensywnie. Tak, nie mogły zarzucić poszukiwań i to nawet nie ze względu na to, że jej własne życie leżało teraz na szali – bo jeszcze był przecież Patrick, tak istotny dla Zakonu. Niby nie było ludzi niezastąpionych, ale Bones… Bones nie wyobrażała sobie nikogo innego na jego miejscu. Po prostu nie.
  - Jeszcze jedno pytanie, chociaż raczej znam odpowiedź. Powiedziano mi, że nie umarliśmy, bo niby oddychaliśmy – ale biorąc wszystko pod uwagę… to możliwe, że byliśmy przez chwilę martwi, prawda? – w zasadzie nie musiała pytać; ale jednak… jednak. Chyba w ramach porządkowania całości.
  - Nie „możliwe”, a nawet na pewno, panno Bones.
  Skinęła lekko głową, innej odpowiedzi zresztą się nie spodziewała.
  - Podsumowując, musimy poznać różnicę pomiędzy tymi, co spotkali duchy a tym, co nie. I może umrzemy albo nie, jak energia się wyczerpie. I jeśli dałoby się to odwrócić, to musimy celować w Samhain – westchnęła cicho. Do tego sabatu jeszcze parę dobrych miesięcy, co kazało się zastanowić: czy mieli w sobie tyle energii, by dotrwać do tego dnia? A może jednak Karlsson się mylił?
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
08.12.2023, 23:50  ✶  
To wszystko było tak cholernie skomplikowane.
Zimni mogli umrzeć. Wspomnienia, jakie ofiarowali swoim krewnym, nie były przypadkowe. Co chciał przekazać wujek? Dokończyć sprawę Claudii Fray? Pożegnać się z ukochanymi? Co niby miałoby oznaczać wspomnienie Brenny, wrzeszczącej, że chce pieska? Przecież nie sugerował im w ten sposób, żeby wzięły więcej psów!!! Chciał, by schwytały jego zabójcę, skoro pojawił się w umyśle Mavelle? By odkryły, co zrobił Godryk Longbottom lata temu?
Brenna bardzo powoli nabrała powietrza w płuca, wykonując głęboki oddech. Przygniatało ją to wszystko, ale nie mogła się pod tym ciężarem ugiąć. Nie, kiedy Zimni byli w dużo gorszej sytuacji. W jej umyśle już skakały słowa, układając się w wiadomości, nazwiska, w punkty na liście rzeczy do zrobienia. I kiedy się odezwała, ton miała perfekcyjnie spokojny.
- Bardzo dziękujemy za konsultację. Ma pan może jakieś sugestie, gdzie jeszcze powinnyśmy szukać? Mam kilka pomysłów, być może pan podsunie jednak coś ciekawego - powiedziała. Brała przecież pod uwagę, że on się mylił. A nawet jeżeli nie, nie wiedział przecież wszystkiego.
– Sam nie wiem… – przyznał Szwed, z odrobiną niepewności. – Manipulacja energią w Wielkiej Brytanii jest zakazana, prawdopodobnie należałoby więc szukać u osób działających w półświatku.
– A jeżeli chodzi o świat? Cena, odległość, to wszystko nie gra roli.
[i] – Być może Afryka? Niestety, nigdy tam nie byłem.[/b]
Brenna skinęła głową z powagą. A więc Afryka. Od razu pomyślała o Anwarze – czy istniała szansa, że on potrafiłby tutaj coś powiedzieć, skoro pochodził z Egiptu? Jeżeli jednak nie znajdą żadnych podpowiedzi w Anglii… to tak. Już zaczęła zastanawiać się, jak zorganizować taką zagraniczną podróż.
Brygadzistka przesunęła spojrzeniem pomiędzy specjalistą a Mavelle, czekając, czy on będzie miał coś do dodania, czy też może Bones będzie chciała o coś spytać. I dopiero, gdy nic takiego nie nastąpiło, a kuzynka wręczyła mężczyźnie sakiewkę, podniosła się z miejsca. Wyciągnęła ku kuzynce rękę, by ująć jej palce i wyjść z pomieszczenia, trzymając ją za rękę – tak jak wtedy, gdy były małymi dziewczynkami.
– Dalej masz ochotę zobaczyć klify? – spytała, gdy znalazły się za progiem, choć w głowie miała zamęt i nie wątpiła, że pod ufarbowaną na blond czupryną Mavelle też panuje chaos.
Ale tu i teraz nie mogły niczego z tym zrobić.
Czas na działanie nadejdzie wkrótce.
Koniec sesji


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Mavelle Bones (2555), Brenna Longbottom (2228)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa