Czy Stanley się zapominał? W życiu. Jakaś losowa panna, która znikąd pojawia się w życiu dziedzica ich rodu, a następnie wymusza na nim zaręczyny, a sam Anthony łyka to jak jakiś pelikan. No co to za standard?! Co by powiedział na to dziadek! No bo tak przecież musiało być, czyż nie? W końcu do tej pory to tylko biadolił o tej - pożal się Boże - Brennie, a tu nagle przyprowadza pannę i to ogłasza, że się przypadkiem zaręczyli. No brak słów.
- Mhm - przytaknął pod nosem - Ale po co psuć coś, aby później naprawiać? - zapytał retorycznie swojego kuzyna. Starszy z Borginów naprawdę tego nie rozumiał. O ile jego własna reputacja nie grała aż takiej roli, tak Tosiek musiał być nieskazitelny. Musiał być czysty niczym łza, bo to on miał trzymać stery tej rodziny.
Przez chwilę się głowił, a panna Grengrass nie zamierzała próżnować i prawić jakieś swoje poematy czy inne tam dyskusje odnośnie rzeczy ewidentnie mniej ważnych. Wyglądała jakby tu była za karę i w ogóle była obrażona na cały świat, bo miała czelność się zaręczyć, zaakceptować, a potem zachciało się to wszystko odkręcać. Ta dzisiejsza młodzież...
- Nie ma co się denerwować panno Grengrass. Pani reputacja też jest ważna, ale... No - kiwnął głową w kierunku drugiego mężczyzny - Rozumie pani sama - zastukał kilkukrotnie w blat - Kariera naukowa... Hmmm... - przejechał po brodzie w zamyśleniu. Czy to był jakiś problem? W końcu zaręczyny nie oznaczały od razu zakładania rodziny, a jedynie jakieś tam daleko idące plany, które nie musiały się przecież zrealizować. Nie oznaczało to też, że ów kobieta miała zaraz zmienić swój stan i wyjść za Anthony'ego, który - lekko mówiąc - sam jeszcze nie był gotowy na ślub. I to też nie tak, że sam Stanley był gotowy, aby ów obrządek przejść, wszak preferował jeszcze pożyć trochę w wolności.
Zamruczał pod nosem słysząc jak Tosiek mówi, że przekupstwo nie przejdzie. W takim razie może... chwila, co? Anthony'emu pasował taki obrót spraw? Chciał mieć spokój i udawać z panną Grengrass, że to wszystko to prawda, a nie jakieś złudzenie i ułuda? No młody to miał tupet jak mało kto.
- Umm... - otworzył usta ze zdziwienia - Ty to mówisz całkowicie poważnie? - zapytał, chcąc się upewnić - Oczywiście decyzja należy tylko i wyłącznie do Was. Kim jestem, aby oceniać czy się sprzeciwiać? - złożył dłonie w trójkąt - Udawanie nie brzmi tak źle. Zwłaszcza jak to ma być tylko przykrywka przed końcowo idącym "rozstaniem" - zrobił z palców ten przysłowiowy znak cudzysłowie - Gorzej jak inni się już przyzwyczają, że jesteście parą, a potem zaczną się pojawiać plotki odnośnie Waszego rozstanie, a nie tego jak się poznaliście i zaręczyliście. W tym momencie nikt nie będzie się nad tamtym tematem już rozwodził. A najgorzej będzie Tosiek, jak dziadek się dowie, że to wszystko było jednym, wielkim przekrętem. Sam wiesz, że pokłada w Tobie bardzo wielkie nadzieje - przypomniał mu, bo może młodzieży zdążył już zapomnieć - Ja oczywiście tak długo jak będę mógł trzymać dziób na kłódkę, będę to robił. Zrozumcie mnie jednak, że w pewnych sytuacjach, mogę być zmuszonym, aby uchylić rąbka tajemnicy - ostrzegł - Ale decyzja należy już do Was czy chcecie się w to bawić. Jest to jakieś rozwiązanie. Ale czy idealnie? Nie wiem - westchnął, sięgając po napitek, bo aż mu zaschło w ustach z tego wszystkiego.
"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina
"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972