• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Niemagiczny Londyn v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
lato 1972, 11 sierpnia // je te promets le sel au baiser de ma bouche

lato 1972, 11 sierpnia // je te promets le sel au baiser de ma bouche
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#1
03.11.2024, 22:02  ✶  
11 sierpnia, głęboka noc

Świst teleportacji poniósł się echem po klatce kamienicy, być może budząc kogoś, ale Crow się tym teraz nie przejmował. Miał na głowie cięższe rzeczy - a może raczej cięższe osoby - Laurenta ułożonego na zesztywniałych rękach i wtulonego w siebie, chociaż chłopak był od niego z pół długości dłoni wyższy i wcale nie tak lekki. Może i nawet by go upuścił, gdyby nie wspierał go czarem translokacyjnym.

Zjawili się pod drzwiami, spoceni, dyszący. Crow kopnął w drzwi trzy razy i wtem drewniana futryna otworzyła się gwałtownie, ukazując obraz młodej kobiety w nieco zabrudzonym fartuchu. Zmierzyła ich wzrokiem, po czym panicznie wycofała się do tyłu i wpuściła ich do środka. Wraz z trzaśnięciem drzwi frontowych otworzyły się inne - te wewnątrz mieszkania. Z dziecięcej sypialni głowę wychylił malutki, górka sześcioletni chłopak z ciekawością przyglądający się blondynowi układanego właśnie na jednym z krzeseł przy kuchennym stole.

- Nie, nienie, Alfred... idź spać do brata. Winnie, przypilnuj że go.

Kobiecina zaciągnęła go do pomieszczenia obok i oboje chłopców zniknęło za dębowymi drzwiami, a kiedy wreszcie mogła zbliżyć się do Crowa i kogokolwiek tu ze sobą przyniósł, wyglądała na dogłębnie rozczarowana. Twarz miała zmęczoną, z piętnem lat pełnych walki, porażek, wypitego wina, ale wciąż należała do osób urodziwych, nawet jeżeli iskra w oczach już jedynie tliła się przykryta zmęczeniem i melancholią. Schowała właśnie swoje dzieci przed nieproszonymi gośćmi, lustrowała ich niby pełna gniewu, ale kiedy mężczyzna zaczął się tłumaczyć, oczywistym stało się, że bardziej niż tym gniewem ociekała teraz rezygnacją.

- Cora, nie wiedziałem, czy mogę go do Munga, wiesz... - Plątał się jak zawsze. Cud, że się nie zająknął...

- Oh przymknij się jak masz bredzić, Crow... to jest czarodziej, tak? - Odsunęła go od Laurenta samym spojrzeniem, chociaż dotychczas, odkąd go umieścił w pozycji siedzącej, zaciskał rękę na malutkich rankach na jego szyi, jakby faktycznie zależało do tego jego życie. Ale w rzeczywistości te obrażenia nie były przecież katastrofalne - bardziej niż rany po zębach doskwierały mu pewnie bezsilność i przerażenie, teraz wymieszane z przebywaniem w zupełnie obcym miejscu, z blondynką oglądającą jego szyję, przesuwającą palcem po jego ciele jakby naprawdę znała się na tym i tak musiało zresztą być - bo na jednym z krzeseł obok przewieszony był fartuch pielęgniarski, zapewne wyszykowany na jutrzejszą zmianę w klinice. Odpowiedziało jej ciche mruknięcie, po którym zmrużyła oczy.

- M-muszę sprawdzić, czy jego pracownikowi nic nie jest - powiedział w końcu cicho, demaskując się w tym, że sytuacja wcale nie była dla niego lekka. Widząc przyzwolenie w oczach przyjaciółki, zniknął i trochę zwątpił we własną decyzję, bo nie miał pojęcia, o czym rozmawiali pod jego nieobecność, poza oczywistymi zapewnieniami, że tak - w fiolce stojącej na stole znajdował się wywar z kory drzewa wiggen.

- Poszedł sobie - oznajmił, przekraczając próg mieszkania drugi raz i wpatrując się w Prewetta spod kaskady roztrzepanych włosów. Chciał podejść bliżej, ale zawahał się w połowie pomieszczenia. Nagle to wszystko wydawało mu się cholernie niezręczne.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#2
04.11.2024, 22:16  ✶  

Starał się utrzymać równowagę - i udawało mu się to! Cóż, pewnie dlatego, że coś trzymało go w powietrzu, a większość swojego ciężaru powierzył właśnie temu czemuś. i temu komuś, kto stał przy nim. Nogi się pod nim uginały. Były takie miękkie - jak zresztą całe ciało. W żołądku zbierało się to dziwne, mdlejące uczucie - niby jakbyś chciał wymiotować, ale nic nie podchodziło ci do gardła. Najbardziej czuł własne serce. Jak uderzało wolno w klatce piersiowej, ale tak mocno, tak miarowo. Teraz już miarowo. Oddech wydawał się mozolną pracą, chociaż wszystko działało jak należy, ale to "wszystko" stawało się za ciężkie. Nawet rzęsy na powiekach były za ciężkie.

Huk. Jeden, drugi, trzeci. Laurent przymrużył powieki. To uspakajające się serce przestawało wtłaczać adrenalinę do krwi, która pobudzała do walki z zagrożeniem. Ten huk - zupełnie jak za czasów, kiedy zdarzało mu się za dużo wypić. Potem wszystkie zmysły były zbyt przebodźcowane. Za głośno, nagle za jasno, kiedy drzwi się otworzyły. Chłód nocy był zbyt kąśliwy.

Spłynął na krzesło z wrażeniem, że nigdy wcześniej nie miał tak płynnych ruchów. Nigdy, pomimo ćwiczenia gestów i kroków od pierwszej klasy Hogwartu. Przechylił się na stół, bo ta pozycja siedząca wcale nie była wygodna. Zrobiło mu się tylko bardziej niedobrze, bardziej słabo, bardziej zimno. Tak, adrenalina schodziła, ale gotowa była uderzać znowu. Bardzo dobre zgadywanie - czy w tym momencie teraz bardziej przerażająca była rana na szyi, czy jednak to, że zostałeś zabrany gdzieś? I gdziekolwiek by go nie zabrali - nie miał możliwości powrotu. Doznał ostatnio tego szoku, kiedy Isaac teleportował go poza Londyn. Uspokajało go tylko to, że słyszał ciągle głos Fleamonta, kiedy sam wyciągnął ręce na stole, podpierając się o ten mebel z ufnością.

Poprawił swoje ułożenie, kiedy kobieta podeszła, ale dopiero po tym, kiedy spojrzał na Flynna. Nie znalazł w nim wcale żadnego zapewnienia, że "jest dobrze". To był kłębek zapewnienia, że "nic nie jest dobrze". I zapragnął stać się dla niego takim zapewnieniem, ale nie zebrał w sobie na to siły.

Tak jak nie znajdował w sobie siły do rozmowy z tą kobietą. Zadał jej tylko parę banalnych pytań - z czystego strachu. Kim jest. Gdzie jest. Co to jest? - kiedy wyciągnęła buteleczkę z eliksirem. Skąd się znacie wydawało się ciągiem dalszym szalenie ciekawej opowieści, na którą żaden z nich nie był dzisiaj gotowy. Na tym się zatrzymaliśmy.


Drżały mu dłonie, kiedy obmywał je w misie z wodą, o którą poprosił gospodynię. Nie było jej tak wiele - za to była rozmazana po jego szyi, po piersi, po twarzy. Nienawidził tego koloru. Zacznie nienawidzić czerwieni z całych sił. Obrzydliwa, okrutna czerwień. Kolor miłości? Ha... powinien wykarczować wszystkie czerwone róże w ogrodzie. Każdą z nich.

Obrócił ciężką głową na Fleamonta. Wybledzony jeszcze bardziej od utraty krwi, z zapuchniętymi oczami, rozczochranymi włosami. Podpierał się ciągle łokciem stołu, żeby wysiedzieć, był przygarbiony, pochylony. W kaszmirowym, jasnym szlafroku, spod którego wystawały długie nogi. I oto przyszedł bohater księżniczki - rycerz broniący przed smokiem w najwyższej komnacie, w najwyższej wieży. Szczur, który wypełznął z odmętów Ścieżek.

- ... - Głos go zawiódł w pierwszym ruchu rozchylenia warg. - Dziękuję. - Padło w końcu ciche, jak odbicie motylich skrzydeł, słowo. - Nic ci... nie jest?

Nie sądził, że kiedykolwiek przyjdzie mu rzeczywiście skorzystać z prezentu, który otrzymał od Flynna. Nie potrafiłby sobie wybaczyć, gdyby z tego powodu Fleamontowi coś się stało.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#3
05.11.2024, 00:20  ✶  
Stał na środku salonu, tuż obok dwójki osób, za których bezpieczeństwo bez wątpienia oddałby swoje życie i... nic nie mówił. Bo znowu nie wiedział, co powiedzieć. Niezręczność. To wszystko było takie niezręczne. Mówienie do innych, nawiązywanie z nimi kontaktu, mówienie im o tym, jak się czuł, co siedziało mu w głowie. Ludzie tego oczekiwali, chcieli wiedzieć o nim pewne rzeczy, rozumieć, a przynajmniej budować jakieś pojęcie o tym, w jaki sposób myślał, przeżywał, funkcjonował. On zaś był teraz sztywny. Miał wrażenie, że to już jakiś wzór spotkań z blondynem - to, że od razu drętwiał, napinał się, a później z czasem powoli rozluźniał wszystkie mięśnie i duszę pod naciskiem bladych, kościstych palców. Ale wciąż - na początku było niezręcznie.

To było wręcz zadziwiające, jak wiele mogło łączyć cię z innym człowiekiem, tak czy siak pozostawiając go gdzieś daleko poza swoją codziennością. Nie rozumieli się nawzajem, mało o sobie wiedzieli. Nie był aż tak głupi, aby nie zauważyć tego, jak Laurent uczy się jego nawyków i reakcji i próbuje działać wokół nich, ale... był na tyle głupi, aby reagować na to dokładnie tak, jak spodziewano by się tego po skończonym bucu. Tylko i wyłącznie dlatego, że tak było łatwiej. Odetchnął głęboko, próbując odciągnąć kosmate myśli od tego, jak Laurent wyglądał i jak się zachowywał i... tego, co w ogóle zastał tam w New Forest. Było mu cholernie wstyd głębokiej, żrącej zazdrości, przez którą miał ochotę zakończyć tę opowieść o wiele gorzej, niż ostatecznie napisała ją wymuszona łagodność. Wampirów nawet nie trzeba było zabijać - wystarczyło unieruchomić je i dać im spłonąć w blasku słońca, którego moc celebrowali tydzień temu.

- To nie mnie pogryzły zwłoki - przypomniał mu, siląc się na normalny, niewzruszony niczym ton, ale w jego słowach czuć było od razu jak długo i mocno zaciskał zęby. Dehumanizacja Astarotha była celowa. Zwłoki. Nic więcej. Pogryzły go zwłoki, paskudne zwłoki, z którymi...

Chyba siedział w wannie i...

Przygryzł wargę, zduszając w sobie stęknięcie. Rozstrajał się. Spojrzał na przyjaciółkę, która zmarszczyła brwi w wyraźnym geście dezaprobaty, po którym zreflektował, cofnął się do wejścia i ściągnął buty.

- Transmutuję wam łóżko, ale Crow... - Pokręciła głową i pokiwała palcem. - Znowu pakujesz się w jakieś kłopoty. Widzę to przecież, od razu spuszczasz głowę jak zbity pies. - I gdyby śledzić go wzrokiem to faktycznie - z każdym kolejnym słowem z jej ust opuszczał głowę i przysłaniał się włosami coraz bardziej, jak ktoś przyłapany na gorącym uczynku. Nie podniósł jej nawet kiedy Cora zniknęła za drzwiami jednego z pomieszczeń ani kiedy szukał w szafce obok okna jakiejś butelki. Nie trzeba było być geniuszem, żeby wyłapać, jak głęboko musiał być uzależniony od używek, skoro żeby przestać się garbić, musiał pociągnąć z niej dwa łyki, a sądząc po zapachu, poczęstował się nalewką na spirytusie. Od końca lipca nie było dnia, w którym zachował trzeźwość. Dał sobie jeszcze chwilę - wsparty o blat kuchennego kredensu podrapał się po brwi, spróbował uspokoić oddech. Słowa nadal nie były po jego stronie. Milcząc, przeszedł się po pomieszczeniu jeszcze raz, tym razem otworzył szafę, z której wyciągnął gruby koc. Jeden z tych wyciąganych na chłodne, zimowe noce, żeby przykryć się podczas leżenia na kanapie. Laurent był goły i drżały mu ręce - przykrycie go wydawało się więc naturalną koleją rzeczy. Zwłaszcza że te stare, londyńskie kamienice zionęły zimnem.

Nie zadał mu żadnego pytania o to, co się stało. Nie miał odwagi. Zresztą... na tak wiele odpowiedział sobie sam. Kiedy opatulił go szczelnie i odsunął się, zahaczył o stół jednym z noży. Noży, których nie użył. Bo przecież jedną z odpowiedzi na niezadane pytania było to, że wampir był tam mile widziany i jakaż to by pewnie była wielka szkoda, gdyby coś mu się stało... Szkoda dla Laurenta. Dla Crowa miła niespodzianka.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#4
05.11.2024, 01:13  ✶  

Coś mogło mu się stać. Coś mogło... JEMU się stać. A to jemu znaczy... komu?

W jego mózgu, który teraz był nad wyraz mały, skupiony na podtrzymywaniu własnego życia, wizja, w której Flynn robi prawdziwy użytek z noszonych przy sobie noży nie miała miejsca, więc i prawa bytu. Wyparcie, tak to ładnie nazywają, ale możemy to też nazwać zmęczeniem, bo w końcu "zmęczenie" było rewelacyjnym słowem na opis stanu doczesnego. Półmroku nocy, szelestu firanek poruszanych przez letni wiaterek, skrzypienia paneli pod nogami Cory. Albo to skrzypiała noc, żeby w niej zatapiać swoje opowieści. Opowiadane między topolami i drzewami, prowadzone prosto do jeziora, nad którym przecież już tyle ślicznych pocałunków zostało sprzedanych. Człowiek może zapomnieć - czy zapomnieć mogą drzewa? Zapomnieć mógł na pewno blondyn o rzeczach oczywistych i faktach, które chciały pogryźć siebie wzajem. Ta historia brzmiała dokładnie tak - jak letni wiatr, jak szelest topoli, jak szmer jeziora. Był jej bohaterem, ale z punktu tego krzesła wydawał się jej jedynie biernym obserwatorem.

Nie Flynna pogryzły zwłoki - a mogły. Tak samo jak Astaroth mógł tam stracić więcej niż zaufanie. Ha... tylko kto do kogo powinien zaufanie tutaj tracić? Ta historia była gorsza, niż się wydawała. O wiele gorsza, brzydsza. Granice między oprawcą i ofiarą doprawdy potrafiły pięknie się zacierać. Wystarczy, że wyglądasz jak aniołek i jak wiele grzechów potrafi świat ci wybaczyć..! Dodaj do tego niewinne spojrzenie, trzepnięcie tych ciężkich rzęs, uśmiech. Tak, to były zwłoki. Wampir, który bardzo chciał żyć jak człowiek. I który teraz będzie żył z ogromnymi wyrzutami, a mógł żyć z jeszcze większymi. Gdyby nie ten pierścionek, który Laurent właśnie przytrzymywał kurczowo kciukiem, jakby bał się, że może spaść z jego słabej dłoni.

- Nie ma... nie ma potrzeby. Nie chcę sprawiać kłopotu. Możesz mnie odstawić do domu. - Nie chciał tu nawet zostawać. Czy chciał wracać do domu? Chyba nie. Więc czego chciał? Ha... Znowu pakuje się w kłopoty... Laurent powinien być na to bardziej aktywny, ale nie było tu żadnej śpiewki w odpowiedzi. Żadnej próby bronienia siebie, czy Fleamonta, tak jakby było przed czym, lecz w końcu - winny się broni. Kiedy było się Laurentem Prewettem poczucie winy było wpisane w twoją codzienność jak angielska herbata.

Złapał niepewnymi palcami koc i naciągnął go na siebie. Miał tyle pytań - a żadnego nie zadał. Większość z nich wcale nie zniknie i nie rozpłynie się w senności, która go coraz mocniej przygniatała. Za to wszystkie się rozbryznęły, kiedy stal uderzyła o stół. Laurent aż poskoczył, spoglądając na to ostrze. Nic nie układało się w jego głowie. Żaden logiczny ciąg wydarzeń, którego powinien szukać, żadna wątpliwość o Yaxleya, żadna refleksja, że to, jak Flynn się zachował, było irracjonalne. Może Astaroth nie opróżnił całego alkoholu z jego krwi, a może to przez utratę tego cennego płynu. Za to Flynn dopiero w siebie alkohol wlewał, a on miał mu ochotę powiedzieć, żeby tego nie robił.

- Możesz mnie odstawić do domu. Nie martw się. Nic mi nie będzie. - Mówił wolno, ciągle tak samo słabo, ale przynajmniej po eliksirze bardziej... stabilnie. - Po prostu pójdę spać, a jak wstanę to nic mi nie będzie. A ty wrócisz do niego. I też ci nic nie będzie. Pewnie się upijesz. Albo to tylko przy mnie? Zawsze. - Tak, zdecydowanie eliksir musiał pomóc, skoro znowu mógł gadać (niekoniecznie rzeczy mądre).



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#5
05.11.2024, 17:39  ✶  
Jeżeli rzeczy jakie robił i mówił przy nim Laurent były jakąś próbą manipulacji, to wychodziła mu ona bardzo dobrze. Udawanie, że wszystko jest w porządku było jego działką, a nie ludzi, którym można było pomóc. Blondyn pociągnął więc za wszystkie odpowiednie struny, za jakie powinien, chcąc pozbawić Flynna gruntu pod nogami. Za dużo myśli naraz, za dużo zazdrości. Z jednej strony świadomość, że tak się mówi o niepotrzebowaniu niczego i to nic nie znaczy, z drugiej - ten diabeł szepczący o jego winie. Znowu oszczędzał słowa do samego końca, ale powiedział coś, co ich podzieliło.

Kolejna cegła do tego, żeby nie odezwać się już nigdy, ale jednocześnie nie mógł tego nie skomentować. Dlaczego nie zauważył momentu, w którym życie zrobiło się jeszcze trudniejsze niż normalnie?

- Przestań - stęknął, chwiejąc się przez moment i oparcie znalazł we wspomnianym wcześniej stole, ten jednak nie był do końca stabilny i przesunął się razem z nim, wprawiając w nagły ruch zabarwioną na czerwono wodę z naczynia. Nie chciał do tego doprowadzić - to było nieporadne, ale nijak nie mógł wyzbyć się tego uczucia w żołądku, tego nacisku sprawiającego, że zwyczajnie głupiał. Przetarł dłonią usta i zdecydował się na rzucenie zaklęcia na naczynie i wszystko, co zdążyło się rozlać - uniosły się w górę i powoli przesuwały w kierunku zlewu, a on odkleił się od blatu i bezskutecznie próbował patrzeć mu w oczy. Wzrok wędrował gdziekolwiek indziej - na deski podłogi, szafę, sufit...

- Zaryczysz się do snu, a ja nie zasnę, póki nie wzejdzie słońce. - Prawda była jednak taka, że nie zamierzał zmuszać go do zostania. Gdyby Prewett zdecydował się wyjść, Crow by to zaakceptował. Stanowczość w jego głosie miała jednak wywrzeć nacisk. - Moje jedyne pytanie brzmi: czy przynieść ci jakieś ubrania? - O ile dało się potraktować go poważnie, kiedy znów skubał skórki wokół swoich paznokci. Dzisiaj miał lecieć do Paryża. Chyba nie poleci, ale może to i dobrze - bo każde kolejne spotkanie z Norą przybliżało go do tego, że wreszcie zacznie kłamać jej w żywe oczy. - T-te fioletowe drzwi to łazienka. - Po tym ugryzł się w wargę. Nie miał pojęcia, dlaczego się zająknął i chciał coś z tym zrobić. Cokolwiek. Gdyby tylko pewne sceny dało się rozgrywać w nieskończoność aż do oczekiwanego rezultatu, zupełnie tak jak w scenariuszach, które człowiek układał sobie w głowie przed snem.

- Nadejście dnia nie zaszkodzi w powrocie do domu bez uczucia lęku.

Blondynka stojąca teraz w przejściu zgodziła się z nim, ale jej głos, a także dotyk jej dłoni na ramieniu, kiedy zbliżyła się do ich dwójki, zamiast otulić go komfortem, wywołał na plecach Crowa zimny dreszcz.

- Zamknij drzwi na klucz, ale nie zostawiaj go w zamku.

Mężczyzna pokiwał głową. Jeszcze kilka długich sekund gapił się na swoje skarpetki, dopiero kiedy Cora zniknęła, nabrał powietrza i podał Laurentowi rękę.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#6
05.11.2024, 18:43  ✶  

Łatwo było zalać wdzięczność złością. Nie, złością? To nie była złość. Gorycz, żal, dystans, jakim oddzieliłaś się od człowieka, który w zasadzie tylko wypełnił swoje słowa, prawda? Wcześniej nimi zamieszał, pobawił się, chciał dostawać, a swoje dawanie obrócił ku innej osobie. Przynajmniej taki obraz odbijały morskie fale. Piękne były krucze skrzydła nad lazurem spienionych łbów, nad skrzącymi promieniami słońca, które przykrywał swym cieniem. Co tu robisz, Kruku? Przecież to mewy powinny zamieszkiwać te złociste wyspy. Biel piór, nie czerń, winna spadać z wdzięcznością do słonej wody.

Chciał wyrzucić ten pierścionek, chciał odesłać razem z tym niedokończonym dziennikiem kamień, którego niebo dawało Laurentowi nadzieję i siłę, żeby próbować walczyć dalej. Nie zdobył się na to. Przeklinał swoją słabość, ale to parę dni temu. Kiedy pijany wrócił do domu. Kiedy obudził się następnego dnia z kacem. Kiedy musiał szarpać się z Thoranem i płakać nad stworzeniami, których nie potrafił ochronić. Jeśli jego życie nie było przykładem kpiny Boga, to co miało nim być? Szczur goszczony między egipską bawełną pościeli?

Adrenalina drugi raz skoczyła do jego żył, gdy zachwiała się jego równowaga. Przesunął się gwałtownie, bo przesunął się stół - przez moment sądził, że całkowicie stracił równowagę i upada. A to tylko ciepła woda rozlała się po drewnie. Woda z krwią. Szurnięcie ciężkiego mebla, szurnięcie metalowej misy, ceramicznych kubków zostawionych z drugiej strony stołu - kolejna kakofonia dźwięków. Jej rozpoczęciem było jedno słowo - tylko jakie? Rozkazujące? Błagalne? Prosił siebie samego, Laurenta, czy Boga Jedynego? Jak niemy i głuchy potrafił być świat na twoje tragedie wiedzieli tylko ci, którzy doświadczyli ich wystarczająco wiele. Fleamont był uosobieniem Tragedii. Skrzypcami Królowej Porażek, która wyciągała na jego strunach najwyższe nuty.

- Płakać... - Nie roześmiał się, ale echo tego śmiechu słyszalne było w jego głosie. Podniósł głowę na Fleamonta, podciągając się i poprawiając swoją pozycję na stole, który względem jego położenia odjechał razem z jego rękoma. Teraz miał przynajmniej pewność, że to nie on poleciał. - Tak. Zimno mi. - Pytania, pytania, słowa za słowami... tylko niech się najpierw znowu serduszko uspokoi i niech ta sytuacja nabierze jakiegoś sensu. Wyciągniemy ją ze studni surrealności. Może krucze skrzydła to wytrzymają. Przesunął wzrok we wskazanym kierunku, szukając fioletowych drzwi. Tych, które nie prowadził ani do New Forest, ani do Paryża.

Droga do nich wydawała się jednak dokładnie tak samo długa.

- Jeśli... mógłbym się odwdzięczyć za ten kłopot... proszę dać znać. - Czasami kiedy to mówił, ludzie oskarżali go o dwuznaczność. Powiedzenie, że niesłusznie, byłoby kłamstwem, choć kłamstwem podtrzymanym. W tym wypadku jednak ciężko było się jakiejkolwiek dwuznaczności doszukać. Odprowadził ją spojrzeniem, bo nie chciał się przy niej kompromitować. Dopiero wtedy bardzo powoli i ociężale się podniósł. Ciało z ołowiu - zatonąłby teraz bez ratunku w morskich falach. Utonąłby... gdyby nie ta wyciągnięta dłoń. Dłoń, którą przyjął z ulgą. Przytrzymał drugą koc na swoich ramionach. Nawet jeśli teraz trochę mokry.

- Widziałem dzisiaj, jak Geraldine odrywa głowę żywej istocie. - Ten obraz jak żywy tkwił przed jego oczami. - Po prostu oderwała tej kobiecie głowę. Krew była.... była wszędzie. I wszędzie były te martwe ciała. Puste oczy. Krew. - Dotarło do niego, że ta opowieść niekoniecznie była ładna, składna, ale rozwiał tę myśl. Te obrazy kołotały się w jego głowie, ale wcale nie czuł, jakby miał płakać. W zasadzie to miał wrażenie, że bliżej było mu do śmiechu. Stawiał ostrożne kroki do łazienki.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#7
05.11.2024, 23:05  ✶  
Flynn kiwnął głową. W tej przestrzeni wyraźnie czuł się jak u siebie - nie zachowywał się już jak ktoś niedopasowany do otoczenia, jak w New Forest, w którym nie wiedział, gdzie powinien usiąść, jak powinien się zachowywać. I tak - był permanentnie zestresowany, ale był też jednocześnie swój. Znał rozkład przedmiotów w szafkach, najwyraźniej nie czuł się też źle z korzystaniem z nich, skoro tak bezceremonialnie pił ich alkohol bez zadania żadnego pytania. Musieli znać się blisko. Bardzo, bardzo blisko, jednocześnie coś wisiało w powietrzu - bo Cora jedynie uśmiechnęła się do Laurenta i pokręciła głową na znak, że niczego od niego nie oczekiwała, a Crow w reakcji na to znów się napiął i w klimacie utrzymującej się od samego początku niezręczności, podrapał się nerwowo po głowie. To on będzie się za to odwdzięczał, a ona miała głęboko w nosie jego kolejne podboje miłosne. Wszystkie kończyły się tak samo. Dwa miesiące temu opowiadał w tym mieszkaniu, jak wspaniale mu się układało. Dwa dni temu przyznał, że jednak nie układało się nic, ale miał taką fantazję o przeprowadzce do Londynu i mieszkaniu ze swoim nowym-byłym chłopakiem. Po tym, jak Alexander go rzucił. Dzisiaj przyprowadzał tutaj jeszcze kogoś innego. W sumie to nie dziwiło go jakoś wielce, że nie chciała się w to mieszać. Nie miała prawa zrozumieć tego, co działo się w jego głowie - tych wszystkich zawiłości, tej palącej potrzeby przeniesienia siedzącego naprzeciw niego blondyna nad śmiercią, chociaż ostatnie iskry zdrowego rozsądku kazały mu uciekać od niego jak najdalej.

Zaczął od wyciągnięcia go z tamtego domu, kontynuował przez pomoc w dojściu do łazienki. W tej łazience się ze sobą rozstali, bo Crow poszedł po zapowiedziane wcześniej ubrania. Nie swoje. Ubrania Waugy'ego. Luźne, wygodne, jasne. Na Laurenta odrobinę przydługie, bo mężczyzna, którego Crow mianował lata temu swoim jedynym przyjacielem, był od niego o głowę wyższy. Zatrzymał się z nimi przy drzwiach, oparł plecy o ścianę i nasłuchiwał ruchów w środku. Tak, to nie było do końca normalne i nie do końca rozumiał, dlaczego to robi, ale nawet mimo chęci wyjścia na balkon i zapalenia, nie mógł go tak po prostu zostawić. Wyglądał tak cholernie blado, tak... źle. Podejrzenie, że mógłby upaść, a on by tego nie usłyszał, wydawało się całkiem sensowne. To były dobre argumenty, ale dlaczego zamiast tam wejść albo usiąść na krześle, wolał analizować stłumione przez drewno pluski wody? Nie wiedział. Po prostu to robił. Stał i czekał. W ciszy. Nie miał pojęcia, w jaki sposób skomentować wypowiedź o uciętej głowie. Prewett pewnie trochę majaczył, nie wszystko musiało wyglądać dokładnie tak, jak podpowiadała tu wyobraźnia... prawda? Zbieżność imion? Albo znowu wierzył w kogoś za bardzo. Podejrzanie dużo ludzi, których lubił lub kochał prędzej czy później stawało się nekromantami, później czarnoksiężnikami, może dlatego zawód Aurora wydawał mu się nagle tak atrakcyjny.

Kiedy Laurent go zawołał, nie wydawał już żadnych dźwięków, albo otworzył drzwi, Crow był gotowy, żeby podać mu te spodnie i koszulkę. Nie wpadł tylko na dla innych zapewne dość oczywistą sprawę, jaką zwykle zajmowali się gospodarze. Pokazanie kosmetyków, czystych ręczników. On przecież te rzeczy brał jak swoje, od zawsze. Czasami sam nie potrafił wyjść z podziwu nad tym, jak wiele potrafiło mu umykać przy tak szerokiej wiedzy o świecie - to był nonkonformizm czy głupota?

Nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, jakie emocje mogło wzbudzać jego absolutne, nieprzerwane milczenie. No bo okej - nie odzywał się po tym, jak zaliczył wcześniej skuchę, ale to też nie tak, że go tutaj nie było.

Tak...?

Na pewno tak.

Na pewno tak, poza tym to byłoby korzystne, gdyby Laurent dał się zabrać do łóżka i zasnął. Miał dzisiaj rację w jednym - pójdzie spać, a jak wstanie, to nic mu nie będzie. Zacznie się nowy dzień. Przetrwał. Przespana noc była mu potrzebna, żeby to prawdziwie zrozumieć. Rozpamiętywanie tego było złe.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#8
06.11.2024, 00:46  ✶  

Nic nie powiedział. Niby nie spodziewał się niczego wielkiego, a jednak było w tym coś strasznie duszącego. Chciał coś usłyszeć. Albo poczuć. Cokolwiek. Cokolwiek...

Dlatego wysunął ręce spod koca i położył go na szafce, gdzie leżało sporo bibelotów codziennego użytku. Poczuł od razu zimno. Ta kobieta, Cora, mieszkała tu sama? Bez męża? Albo tak zawładnęła tym miejscem - to przecież takie kobiece. Nawet zapach w środku wydawał się bardziej ukierunkowany na perfumy, których użyła by niewiasta. Ściągnął z siebie szlafrok, żeby spojrzeć na swoje ciało w odbiciu lustra. Mizerniejące tylko z miesiąca na miesiąc. Jeśli tak się to dalej będzie przesuwało, to czy niedługo w ogóle cokolwiek z niego zostanie? Nie podobały mu się te kości, które malowały się teraz na jego skórze. Bardziej nie podobały mu się te krople wody przemieszanej z krwią. I ten opatrunek, który miał na szyi. Wzdrygnął się od zimna i przesunął szlafrok z plamami krwi na bok.

Cora. Samotna matka? Czy jednak nie? W pierwszej chwili sądził, że trafi na zadupie, gdzie ludzie zazwyczaj muszą chodzić z nożem pod ręką. Odkręcił bardzo powoli kran. Ta atmosfera napięcia, która płynęła od Flynna do samej Cory, albo w drugą stronę? Laurent był na nią zupełnie ślepy, ale on był ślepy prawie na wszystko. Nie potrafiłby chyba rozpoznać tej kobiety na ulicy, gdyby ją spotkał na następny dzień. Była jakaś tajemnicza znajoma, miałby się czuć przy niej bezpiecznie? Nie. Czy przy Flynnie czuł się bezpiecznie..? Ha... Powiedziałby, że tak - jeszcze parę dni temu. Z drugiej strony nie czuł się niebezpiecznie. Mieszał te odczucia - niepewność względem tego, że ten człowiek był ptakiem, który tylko na moment przysiadał na ramieniu, a pewność, że fizycznie nic mu przy nim nie grozi. I tylko fizycznie. Przecież tego u niego szukał - inaczej nie użyłby pierścienia. Wszedł pod ten prysznic, żeby zmyć z siebie krew. Ciepła woda. Nie, cieplejsza. Żeby się ogrzać. Oczekiwał tego od wody, ale nie oczekiwał tego od mężczyzny stojącego zaraz przy drzwiach. Mógł w ogóle go nie wzywać, ale śmierć... To nie była ta pustka, której szukał. Sądził, że to ona, ale nie. Nie miała niczego wspólnego z tym, co pragnął znaleźć. Kwestia wejścia do tej wanny była wyzwaniem, które potraktował z szacunkiem do własnych możliwości. Czyli nie odważył się wejść do niej wcale. Usiadł na jej brzegu i przesunął nogi na drugą stronę, żeby nie zamoczyć podłogi. W końcu był czysty - to tylko parę kropelek do zmycia... Parę brzydkich linii i rozmazań.

Więc siedział na tej wannie, kiedy tym cichym głosem zawołał Flynna modląc się, że ten usłyszy. Nie miał ze sobą nawet swojej różdżki - została w domu. Poziom własnej bezbronności powinien go przytłaczać, a teraz ledwo poczuł zażenowanie swoją nieporadnością. Przekręcił się ostrożnie na brzegu wanny, żeby spojrzeć na Flynna, zdziwiony, że ten pojawił się... w zasadzie wydawało mu się, że dobrze nie zdążył wypowiedzieć jego imienia.

- Nie mam ręcznika... - Odezwał się w końcu, w pierwszym momencie czekając na jakiś alarm, skoro tak nagle i szybko tu wpadł, ale... nic. Żadnego dźwięku. Flynn był bliski prawdziwe w swoich podejrzewaniach, że Laurent mógł w każdej chwili się po prostu osunąć na podłogę. Nawet teraz siedział bliżej ściany i się o nią podpierał, żałośnie zgarbiony. - Skoro chcesz, żebym został... to równie dobrze możesz mnie wytrzeć. A potem ogrzać mi nogi. - I mówiąc to akurat nie myślał o grze wstępnej. Jego myśli pochłonięte były stosami trupów tonących we krwi, które próbował przepychać myśleniem o rzeczach najbardziej trywialnych. Na przykład tym, że głupio mu było sięgać po jakiekolwiek mydło, więc obmył się wodą.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#9
06.11.2024, 08:59  ✶  
Przekroczywszy próg łazienki Crow zatrzymał się i wpatrywał w Laurenta dłuższy moment. Może i jutro wszystko miało być w porządku, ale dzisiaj wyglądał wyjątkowo źle. Już wcześniej widział jak ulatuje z niego życie, miał szansę być obserwatorem jego gorszych momentów, ale teraz wiedział, że to chyba jednak nie były wyjątkowe sytuacje, tylko powtarzający się schemat. Spotykali się już któryś raz, w kółko zachowywali się tak samo i robili sobie to samo. On nie narysował pomiędzy nimi linii, on spróbował wyryć ją nożem bez względu na konsekwencje i teraz, kiedy mógłby z niej skorzystać, przesunąć palcami po wgłębieniu, którego nie powinien przekraczać nawet myślami, zrobił krok do przodu. Może dlatego Cora aż tak szybko się schowała? Bo czuła w środku co miało się tutaj stać? Kobiety z jakiegoś powodu wyczuwały takie rzeczy szybciej, a co za tym szło musiała wyczuć porę na usunięcie się w cień. Crow nie zrozumiałby tego porównania, ale chwytając ręcznik z górnej półki szafki toaletowej i zbliżając się do blondyna bezdźwięcznie, czuł się dokładnie tak, jak czuje się syn robiący coś pod nosem rodziców. Coś, od czego spróbowali by go odwieść, a on świadomy tego faktu wybierał ciszę, nie do końca rozumiejąc, że czasami to właśnie cisza była najbardziej podejrzana i zdradzała najwięcej o tym, co łączyło dwójkę ludzi.

Znów mógłby się odezwać. Zadać pytanie, czy to znaczyło, że nadal chciał być jego właścicielem. Znów tego nie zrobił, ale przestał już uciekać spojrzeniem na boki. Wpatrywał się w Laurenta otwartymi szeroko, błyszczącymi oczami, z których dało się wyczytać permanentne, głębokie zmęczenie, ale i jakąś iskrę rozpaloną jeszcze gdzieś pomiędzy makabrycznym opisem i kolejnym zaproszeniem do dotyku. Dotyku bez względu na intencje Laurenta, dla Crowa znaczącego coś więcej. To nie była już przecież żadna tajemnica, że lubił być dotykany i... lubił dotykać. Potrafił to robić w różnych kontekstach, dzisiaj wybrzmiewała w tym dużą ostrożność i delikatność, kiedy wsuwał rękę pod jego kolana i przesuwał go w drugą stronę, tak żeby móc objąć chłopaka od przodu, a nie od tyłu. Ułożył go sobie w wygodnej pozycji do tego, żeby móc opatulić go tym ręcznikiem po pobieżnym starciu z niego ściekającej wody i klęknąć na zimnych kafelkach. Położył stopy Laurenta na swoich udach, przytulił się do jego nóg i ułożył tę swoją smętną twarz pomiędzy nimi. Dopiero stykając się z podłogą poczuł, jak cholernie był rozgrzany. Zdążył się pewnie zaczerwienić, tylko tego nie zauważył, ale wcale nie było mu głupio. Trwał w takiej pozycji dłuższą chwilę, której potrzebował na przynajmniej częściowe opamiętanie się z tym co robił.

Odsunął twarz, spojrzał na niego z ustami rozchylonymi tak, jakby chciał coś powiedzieć. Oczywiście nic nie powiedział. Nie porzucając ciszy, w której tkwił, sięgnął ręką po ubrania porzucone na podłodze, konkretnej mówiąc - po luźne, materiałowe spodnie. I pomógł mu je założyć. Pocałunki składane wzdłuż bladej skóry kiedy naciągał na nią nogawki nie pozostawiały złudzenia odnośnie tego, o czym i w jaki sposób myślał. Nie zawędrował jednak dłońmi gdzieś, gdzie nie powinien. Zupełnie jakby miało to teraz jakiekolwiek znaczenie.

Zacisnął palce na szarej koszulce. Szarej? Pewnie miała jakiś kolor, tylko nie potrafił go dostrzec. Tak jak wielu innych rzeczy, nawet jeśli często zachowywał się jakby pozjadał wszystkie rozumy.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#10
06.11.2024, 11:30  ✶  

Szorstkie ręce zaciskające się na ostrzu noża, który przecinał tkankę jak nóż przesuwał się przez masło. Crow mógł odciąć czyjąś głowę równie łatwo, jak zrobiła to Geraldine. Odrobina magii i kręgosłup przestawał być takim zapornikiem dla utrzymywania czaszki w miejscu. Osoba, która była w stanie doprowadzić do takiej krzywdy zbliżała się do niego tak, jakby był spłoszonym zwierzęciem. Jak ten kot na scenie - ciekawy, ale jednocześnie bojący się rzeczy nowej. Zmuszony samemu sobie do oswojenia się, podejścia i przekonania, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Albo tak, jakby był hyclem, który chce złapać stworzenie, którego nie może potraktować brutalnie, bo połamie jego delikatne kości. Nie może też podejść gwałtownie, bo inaczej ta istota zacznie uciekać i też złamie sobie kości. Pewnie spadnie z braku sił, próbując wskoczyć na murek. Ta ostrożność kroków była niepokojąca. Cisza przed burzą, sztorm, który się zbliża... Czy w spotkaniu z kimś takim jak Fleamont Bell można było naprawdę czuć się w pełni bezpiecznie? Kiedy w każdej chwili ten spokój i cisza mogły zamienić się w absolutną burzę.

Czerń tatuażu musiała się mocno odcinać w czarno-białym świecie Flynna na plecach Laurenta. Jak pierwszy zarys tuszu na nieskazitelnym płótnie. W tej permanentności wydarzeń i zamkniętym kole, w jakim toczyli się z Góry Synaj, to była jedyna zmiana po jednej stronie wyrytej nożem linii. Laurent mógł się użalać, może nawet znalazłby w sobie siłę na płacz, mógł [próbować] krzyczeć, że chce do domu, żeby ten szczur wracał do swoich kanałów i więcej go nie nachodził. Powiedzieć mu, że jest okrutną, samolubną zdzirą i że nie zasługuje nawet na jego spojrzenie, co dopiero na dotyk. Lub powiedziałby tylko "proszę, powiedz coś..." Cokolwiek, żeby wyrwać głowę z tych omdlewających wspomnień.

Pierwszym dźwiękiem było westchnięcie gubiące się w dźwięku kropli spadającej z kranu i brzmienia skóry ocieranej o ceramikę, kiedy dał się obrócić na brzegu wanny.

- Ale jesteś gorący... - Bardzo mało eleganckie zdanie, co chyba nie miało żadnego znaczenia w tym perpetum mobile wzajemnej destrukcji. Był gorący. Prawie jak ta woda, którą się ogrzał. Aż przeszedł go silny dreszcz, ten całkowicie pozytywnej natury, bo było to dokładnie to, czego potrzebował w tej chwili. Położył palce na potarganych włosach, które wydawały się takim nieładem, że tylko nożyczki mogły uratować te śliczne loczki. Cieplejszy niż Duma. Niż Diva. Mówiło się, że ciepła kota nie dało się zastąpić i to była prawda. Nie dało się też zastąpić ciepła człowieka.

Pytanie "co się tam stało?" wisiało między nimi jak powietrze między kolejnymi pocałunkami. Niewypowiedziane, stłamszone, utopione w alkoholu. Chciał, żeby Flynn zadał to pytanie - to i wiele innych. I jednocześnie nie chciał słyszeć ich wcale. Coś tu było nie tak, przecież nie da się trwać w takim spokoju i ciszy przy tych wszystkich okropieństwach. Czemu Flynn nie panikował, czemu nie było niepokoju w tych zmęczonych, pieskich oczach?! Tylko ten płomyk, który mógł oznaczać wszystko i nic. Węgielek rozgrzewający jego ciało.

Wsunął ręce w koszulkę i dał sobie pomóc wciągnąć ją na swoje ciało. Podniósł się, ostrożnie, ze wsparciem Crowa i wszystko, czego teraz chciał to zasnąć.

- Idziemy spać... - To było stwierdzenie, bo już i tak miał wrażenie, że zaśnie zanim dobrze usiądzie na tym łóżku. Zrobiło mu się teraz ciepło, zaczynał na nowo mieć wrażenie, że pływa, chociaż wcale nie był na wodzie. Wyszedł, z odpowiednią asekuracją, z łazienki i dał się poprowadzić do łóżka. - Przyniesiesz mi wody? Strasznie chce mi się pić... - Przyłożył dłoń do opatrunku na szyi, czując dopiero teraz nieprzyjemny ból przy każdym skręcie szyi.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: The Edge (14719), Laurent Prewett (14812)


Strony (6): 1 2 3 4 5 6 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa