• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu v
1 2 3 Dalej »
[12.08.72] Who's afraid of a big bad wolf?

[12.08.72] Who's afraid of a big bad wolf?
pies wojny
I get mean when i'm nervous
just like a bad dog
Krótko przystrzyżony szatyn, o gęstych brwiach i dłuższych bokobrodach. Bez zarostu za to niedokładnie ogolony, jakby od tępej brzytwy. W rozciągniętym swetrze w dodatku podziurawionym. Sprawia wrażenie bezdomnego, jednak dobrze zbudowanego, wysokiego[187] i o pełnym, bielutkim uzębieniu. Niesie za sobą nieprzyjemną woń wilgoci i zmokłego kundla. Zielone oczy ze smutnym spojrzeniem, zwykle wbitym gdzieś pod nogi.

Maddox Greyback
#1
08.09.2024, 22:19  ✶  

Cóż to był za piękny, ciepły, letni dzień. Idealny żeby komuś go spierdolić.

Właściwie to komuś konkretnemu. Swojej siostruni, rzecz jasna. Bo może i ona nie pamiętała o jego urodzinach, tak jak nie pamiętała, albo raczej udawała że nie pamięta i nie ma nic wspólnego ze swoją rodziną, ale on pamiętał. Doskonale pamiętał jak dokładnie siedemnaście lat temu, dokładnie tego samego dnia, obchodzili jej święto. Skromnie, bo skromnie, Fenris raczej nie należał do rozrywkowych ludzi, ale czasami dawał chwilę wytchnienia swoim dzieciakom od eksperymentalnego znoju. Nie tylko samą pracą człowiek żył.

Pamiętał jak za te kilkanaście zaoszczędzonych srebrnych sykli kupił jej w Hogsmeade wielkiego, z kolorowego lukru, lizaka na patyku wyglądem przypominającym Dzierzbę. Tak cholernie zazdrościł jej wtedy, że potrafiła już wyczarować swojego patronusa. On zawsze był najgorszą ofermą z zaklęć i ledwo co udawało mu się uzyskać zaliczenie z poszczególnych przedmiotów. Dlatego zafascynowany był faktem, że starsza siostra posiadła już tą zdolność. Poprosił ją wtedy, żeby i jego spróbowała nauczyć, bo profesorowie w szkole to się na niego uwzięli i nie dawali mu nawet szans.

Teraz wiedział, że już wtedy planowała najgorszą możliwą zdradę. Naiwny Doxik przyniósł tego lizaka do domu i wręczył jej go z najszczerszymi życzeniami, wierząc że jak będzie dobrym i uczynnym chłopcem to i jemu kiedyś ukarze się jego totemiczne zwierze. Ale zamiast tego, Asena dołożyła tylko cegiełkę pod fundament spaczenia i tego jakim apaszem stał się do dnia dzisiejszego. Może nie obwiniał ją o wszystko co najgorsze spotkało go w życiu, ale na pewno o zdecydowaną większość. I nawet już gdzieś miał te wadę wzroku, którą zostawiła mu zanim odeszła. To tylko był początek całej lawiny gównianych rzeczy które mu się przytrafiały w życiu.

Wiedział doskonale, że ona zawsze gdzieś ukrywa się w okolicy, jeśli nie pod ziemią to gdzieś na jej powierzchni. Dobrze znali aromaty swojej krwi, nie było wcale to tajemnicą, że chociaż żyli osobnymi życiami to współistnieli w tej samej tkance społecznej. Potrafili się nawet nie przecinać swoich dróg całymi miesiącami, bo zgadywał, że ona nie chciała tego jeszcze bardziej, niż on.

Dzisiaj było inaczej. Dzisiaj naprawdę chciał się z nią zobaczyć. I nie było to zbyt skomplikowane, wystarczyło poświęcić cały wczorajszy dzień na długim spacerze, żeby złapać w nozdrza znajomą woń. Mógł podpytać tam i tu, tak byłoby prościej, ale na wszelki wypadek nie chciał ryzykować, że ktoś zaalarmuje ją wcześniej, że zatroskany braciszek szuka starszej siostry. Kto miał wiedzieć, ten wiedział jak było między nimi. Jak ogólnie było między Aseną, a jej rodziną, a w konsekwencji nawet z całą Sforą. Z rodziną najlepiej tylko na zdjęciach, prawda?

Kiedy już udało mu się ustalić w jakim konkretnie miejscu przebywa najczęściej, zjawił się wieczorną porą w progu Rejwachu. To tutaj wyczuwał całe spektrum aromatu jej obecności, od tych najstarszych sprzed kilkunastu dni, do tych najświeższych, sprzed kilku godzin. Wyczuwał też zapach krwi z kilku innych źródeł, których miał okazję zakosztować na przestrzeni lat, ale tylko ten jeden jednoznacznie kojarzył mu się z całą gammą negatywnych myśli. Więc nie było mowy o pomyłce.

Klienteli nie brakowało. Ciepłym latem nie jednego nachodziło na zimne piwo w kuflu, po całodniowych upałach. I właściwie to on też by się z chęcią napił, ale jedyne co miał w kieszeni spodni to dziurę na wylot. Z zdegustowaniem popatrzył na wystający przez materiał wskazujący palec i westchnął sam do siebie. Nie przeszkadzało mu to, że odziany był w łachmany. Że jego sweter miał poszarpane rękawy, tak że zaczynał się dopiero jakieś kilkanaście centymetrów za nadgarstkiem, zresztą tak samo jak nogawki. Właściwie to nie był jedynym z tak urokliwą kreacją, nie wyróżniał się za bardzo na tle pozostałych pijaczyn z baru. Może miał tylko mniej poniszczoną twarz i nieco więcej włosów na ciele. Westchnął, bo zapewne znowu to skończy się jak zawsze.

W pierwszym odruchu, grzecznie zapytał czy koledzy ze stolika przy którym grali w karty postawią mu kufelek ciemnego. Przecież właśnie grali w karty, więc na pewno mieli pieniądze, przynajmniej tez jeden który wygrywał. Jak łatwo się było domyśleć, został obśmiany z góry na dół i jeszcze obrzucony kilkoma obelgami za swój wygląd bezdomnego.

- W takim razie wypierdalacie... - rzucił kiedy śmiechy ustały. Jakby nieco zniesmaczony tym, że musi używać takich zwrotów, wykrzywił usta w grymasie. Koledzy od kart popatrzyli na siebie, lekko skonsternowani. Wtedy Maddox wyjął jednemu z ust tego tytoniowego skręta, zaciągnął się kilka razy, rozluźniając barki, w niewymowny sposób demonstrując swoje rozbudowane barki. Potem wrzucił temu, który był najbardziej przy kasie do kufla. - A Ty zapłacisz za szkło. - zwrócił się do niego. Zmarszczył brwi i wbił w niego swoje żółtawe spojrzenie, jakby na moment w jego wzroku zabłyszczała dzikość bestii. Nie dał mu jednak zbyt wiele czasu na przemyślenia o co właściwie może chodzić Maddoxowi, bo od razu chwycił za jego kufel i spuścił na ziemię. Szkło roztrzaskało się o posadzkę, a piwo rozlało się po podłodze. W tym momencie konsternacja z tego jednego stolika rozlała się na wszystkie sąsiadujące i część sali jakby ucichła na dźwięk pękającego szkła.

Drobni hazardziści doskonale zrozumieli jego aluzje i szybciutko zawinęli swoje manatki zostawiając w popłochu karty, swój alkohol, a nawet część monet ze stołu. Greyback zadowolony ze swojego małego przedstawienia, przysiadł się do stolika który akurat zwolnił się na jego przybycie. No co za przypadek. Przysunął sobie bliżej każdy kubek i szkło z alkoholem, ustawiając sobie z niego taki wesoły pociąg z przedziałami, niespodziankami i jakby nigdy nic zaczął sobie popijać to piwo, to wódkę. Nie grymasił, przecież najlepszy alkohol to ten darmowy. Pochylił się nad stołem, nieco przygarbiony. Wiedział, że zdążył zrobić na tyle zamieszania, że za moment, czy dwa ktoś się nim zainteresuje, może nawet sama marnotrawna. Póki co zaczął skrobać coś twardym paznokciem po blacie z ironicznym uśmieszkiem na twarzy. Coś jakby na kształt tortu urodzinowego, z dekoracjami i świeczkami na nim.

she who hunts alone
Enduring things is what you do best
Gritting your teeth and bearing them.
Stosunkowo wysoka [175] kobieta o szczupłej, nieco wychudłej sylwetce. Ma długie, brązowe włosy i zwykle nosi je rozpuszczone, a na świat patrzy dużymi, zielonymi oczami.

Asena Greyback
#2
10.09.2024, 05:34  ✶  
Zniknęła na zapleczu tylko na chwilkę. No dosłownie sekundę jej nie było, bo musiała przegrzebać ten wielki kocioł do grzańca, który przez ostatnie parę dni zdążył stać się przechowalnią wszelkich chwilowo niepotrzebnych, ale wciąż ważnych rzeczy. Ale czegokolwiek w nim szukała, szybko straciła tym całe zainteresowanie, kiedy do jej uszu doszedł dźwięk tłuczonego szkła. Znieruchomiała na chwilę, a potem wygrzebała się z kotła, czym prędzej chcąc wyjść na salę i grzecznie zapytać kto jej kurwa tłukł kufle.

List od Scylli, który przyszedł wcześniej tego dnia, może nie napawał jej niepokojem, ale sprawiał że przez większość dnia spodziewała się wszystkiego. Młodsza siostra miała to do siebie, że była zwyczajnie dziwna - Sena nigdy jej nie rozumiała, nawet kiedy tamta miała zaledwie sześć lat, chcąc żeby podzieliła się z nią tym lizakiem, co jej Maddox przyniósł z okazji urodzin. Ale może powinna spodziewać się tej małej tragedii, która siedziała teraz przy jednym z jej stolików, kiedy do listu została dołączona całkiem pokaźna sakiewka, przynajmniej jak na standardy Nokturnu.

Miała teraz swoją odpowiedź - do czego jej były te galeony. A to że akurat Maddox siedział na krześle... cóż, to były jej urodziny. Tego też mogła się spodziewać.

Na moment zatrzymała się po wyjściu z zaplecza, jeszcze za kontuarem, lustrując go uważnym spojrzeniem, nagle raczej zwierzęcia niż tej przyjemnej w obyciu kobiety, która zwykle rozmawiała z klientami, okazjonalnie pokazując im gdzie są drzwi. Ale potem ruszyła przez salę szybkim, trochę nerwowym krokiem, zatrzymując się przy stoliku brata nagle, swoje przybycie oznajmiając mocnym położeniem dłoni na blacie. Nie patrzyła na to co sobie tam skrobał, a na niego. Prosto w oczy.

- Co ty tu robisz? Ojciec spuścił cię ze smyczy i postanowiłeś poszukać dla rozrywki zaczepki? - ale mimo tego że ton jej głosu był twardy, to nie wrogi. Nie ważne ile lat mijało, ani co sobie nawzajem nie robili, nie była w stanie w pełni mieć tego wszystkiego za złe swojemu rodzeństwu. Za wszystkim zawsze stał jej ojciec. Ktoś, kto z rozmysłem przez lata bawił się nimi, nadwyrężał ich zaufanie, a mimo tego większość jej braci i sióstr albo do niego lgnęła, albo nie mogła się od niego uwolnić. I mieli do niej żal, że nie męczyła się razem z nimi.
pies wojny
I get mean when i'm nervous
just like a bad dog
Krótko przystrzyżony szatyn, o gęstych brwiach i dłuższych bokobrodach. Bez zarostu za to niedokładnie ogolony, jakby od tępej brzytwy. W rozciągniętym swetrze w dodatku podziurawionym. Sprawia wrażenie bezdomnego, jednak dobrze zbudowanego, wysokiego[187] i o pełnym, bielutkim uzębieniu. Niesie za sobą nieprzyjemną woń wilgoci i zmokłego kundla. Zielone oczy ze smutnym spojrzeniem, zwykle wbitym gdzieś pod nogi.

Maddox Greyback
#3
13.09.2024, 21:57  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.09.2024, 03:20 przez Maddox Greyback.)  

On również otrzymał takowy list od ich najmłodszej siostry. Z tą jednak uwagą, że od razu pogniótł go i schował w tylną kieszeń spodni. Podirytowały go jej słowa, bo śmiała go pouczać, a dodatkowo sugerowała że to co zamierzał było niewłaściwe. Jakby przypominanie, od czasu do czasu, Asenie jakim wielkim błędem było opuszczenie ich wszystkich. Bo był bardziej, niż święcie przekonany, że najstarsza zasługuje na wszelkie potępienie tej postawy. Może i Scylla potrafiła jej wybaczyć, albo wcale nie miała do niej żalu o to, ale Maddox miał i to, aż nadto.

Poza tym to było najwygodniejsze. Miał w sobie tyle frustracji z różnych przyczyn i z różnych powodów, że czasem wylanie tego wiadra z żółcią jej na łeb przynosiło ulgę. Był trochę jak ten upiór, tylko że za życia. Smak czyjejś udręki, na chwilę dawała poczucie ulgi w swojej własnej udręce. Bo ku prawdzie był umęczony. Umęczony byciem bestyjką na usługach ojca, po części ubezwłasnowolniony, odczłowieczony. Zwykle starał się o tym nie myśleć i oddalać te niewygodne myśli, bo tak jak każdy na koniec dnia potrzebował czuć się usprawiedliwiony we własnej głowie. Jednak nie był na tyle odrealniony by nie czuć dyskomfortu na podświadomości z roli na jaką przystał u boku Fenrisa.

Swoje sumienie zasłaniał wielką misyjnością w działaniu zarówno swoim, jak i Sfory. W końcu robili to po coś. Żeby walczyć o swoje prawa, a nie ukrywać się i liczyć, że może brutalna ręka (nie)sprawiedliwości przejdzie akurat bokiem. Wywyższał się, że jako kolektyw nie udawali, jak jacyś tchórze, że wcale nie jest źle, że jest dobrze tak jak jest i żadna zmiana nie jest potrzebna. Takie myślenie przynajmniej dawało usprawiedliwienie w tym męczeństwie na jakie właściwie sam siebie skazał.

Jednak czasem musiało mu się ulać, dokładnie tak jak dzisiaj. Nie musiał czekać zbyt długo na reakcję wyrodnej. Nawet nie zdążył wydrapać swojej laurki w blacie drewnianego stołu, a ona już stała nad nim. Usłyszał jej głos, więc uśmiechnął się jak wredny trep, dopiero potem podniósł łeb znak kufla i swoich bazgrołów.

- Nie-spo-dzian-ka. - odrzucił sylabizując w tonacji jakby faktycznie przygotował jej urodziny-niespodziankę. Kompletnie zignorował jej uszczypliwość o smyczy i ojcu, przecież nie przyszedł tutaj z zamiarem rozmawiania, by słuchać co do niego mówi. Mówił to z ewidentnym przekąsem w głosie. Najpierw wybrał jeden z mniej upitych kufli pozostawionych po poprzednich klientach przy stoliku, który sam sobie zwolnił, a potem postawił go na przeciwko siebie, gestem zapraszając siostrę do rozgoszczenia się. - Wybacz, ale strasznie brudzą te pijaczyny. - dodał krótko i jednym ruchem przedramienia, zrzucił całą resztę barowej zastawy która została. Oczywiście, znowu narobił przy tym brzdęku, hałasu i bałaganu. Podłoga pokryła się pianą od wstrząśniętego piwska, a aromat wódek i innych mocno spirytusowych trunków, szybko uderzył w ich nozdrza oraz wszystkich sąsiadujących stolików. Maddox nie rozglądał się zbytnio, ale pewnie kilku bystrzaków, już mogło wyczuć panującą atmosferę i że zbliżają się kłopoty, dlatego wyszli w popłochu.

- No siadaj, opowiadaj, jak to jest zapierdalać jak śmieć na cudzą komendę... - dodał, wielce ukontentowany swoim zachowaniem i jej grymasem na twarzy. Ewidentnie miał tutaj swój teatrzyk do odwalenia, bo już szczerzył bialutkie kiełki w zadziornej mordzie.

she who hunts alone
Enduring things is what you do best
Gritting your teeth and bearing them.
Stosunkowo wysoka [175] kobieta o szczupłej, nieco wychudłej sylwetce. Ma długie, brązowe włosy i zwykle nosi je rozpuszczone, a na świat patrzy dużymi, zielonymi oczami.

Asena Greyback
#4
05.10.2024, 02:40  ✶  
Od momentu kiedy pierwszy raz przyszło jej do głowy by opuścić rodzinę, czuła palące poczucie winy. Od małego byli w tym wszystkim razem; może ich ojciec nie był najwspanialszym człowiekiem na świecie, ale mieli siebie. Wspierali się ja umieli i próbowali wieść coś, co przypominało normalne życie, ignorując wszelkie niedogodności, ból i smutki. Ale kiedy ich matka odeszła, coś w Asenie zaczęło się kruszyć, a poczucie odpowiedzialności za rodzeństwo powoli chwiało się, ustępując pragnieniu niezależności.

Nie była pewna, czy Scylla kiedykolwiek jej wybaczyła, a może i nigdy nie miała do niej żalu - Fenris zawsze traktował ją w specjalny sposób, przez to że nigdy nie nosiła w sobie klątwy likantropii. Starsza siostra tak samo często zazdrościła jej, jak i żałowała bardziej niż innych, kiedy ojciec w swojej ciekawości próbował eksperymentować na niej, jednocześnie nie pozwalając by ktokolwiek ugryzł ją, w ten sposób przekazując klątwę. Dziwność Scylli w pewien sposób sprawiała, że Sena nie żałowała jej aż tak bardzo jak innych.

A niezadowolenie Maddoxa? Ono zawsze burzyło jej krew. Kiedyś przyjmowała je z jakąś niezręczną pokorą, dając mu prawo do wyładowywania na niej swojej złości. Za to, że go zostawiła. Za to, co mu zrobiła. Ale po którymś razie przestała tulić po sobie uszy, bo nawet jeśli bywała spokojna, to bezwzględna uległość raczej nie leżała w jej naturze. Będąc daleko od domu, zdążyła też zastanowić się nieco nad swoim życiem i tym co ją spotkało. Wyrwała się z ponurych, zasnutych popielnym zapachem uliczek Podziemnych Ścieżek i nie zamierzała za to płacić w nieskończoność. Nie kiedy jej drogi braciszek mógł zrobić dokładnie to samo, gdyby tylko chciał.

Skrzywiła się wyraźnie, słysząc jego słowa. Niespodzianka, dobre sobie. Wyskrobywana na blacie karykatura tortu była tylko utrapieniem, podobnie jak zrzucone na ziemie kufle i szklanki, które rozsypały po posadzce, dodatkowo chlapiąc resztkami alkoholu na wszystkie strony. Kobieta zrobiła odruchowo krok w tył, tylko po to żeby nie chlusnęło na nią zbyt dużo zwietrzałego piwska.

- Mnie pytasz? Sam powinieneś to doskonale wiedzieć - zmrużyła oczy w złośliwym uśmiechu. Pośpieszne szuranie krzeseł i trzaskanie zamykanych drzwi nie trudno było podchwycić, gdy faktycznie ci bardziej świadomi lub znajdujący się o wiele za blisko na swoje gusta, zaczęli opuszczać lokal. Brakowało tylko, żeby snujący się po Rejwachu duch barda postanowił akurat teraz zejść na koncert.

- Wstawaj Mad, i wynoś się stąd, bo nie mam ani ochoty ani chęci dzisiaj się z tobą użerać - złapała go w garść za ubranie na wysokości barku, chcąc podciągnąć ku górze i zmusić do podniesienia się z miejsca. Nie była ich matką, żeby przymykać oczy na wszystko co działo się dookoła niej i pozwalać by niesforne szczeniaki robiły co tylko im się zamarzy. A ona podczas tego dnia, jej dnia, chciała mieć jak najwięcej spokoju.
pies wojny
I get mean when i'm nervous
just like a bad dog
Krótko przystrzyżony szatyn, o gęstych brwiach i dłuższych bokobrodach. Bez zarostu za to niedokładnie ogolony, jakby od tępej brzytwy. W rozciągniętym swetrze w dodatku podziurawionym. Sprawia wrażenie bezdomnego, jednak dobrze zbudowanego, wysokiego[187] i o pełnym, bielutkim uzębieniu. Niesie za sobą nieprzyjemną woń wilgoci i zmokłego kundla. Zielone oczy ze smutnym spojrzeniem, zwykle wbitym gdzieś pod nogi.

Maddox Greyback
#5
14.11.2024, 20:19  ✶  

Momentami nawet zazdrościł Scylli, że urodziła się taka. Oczywiście, ona też nie miała lekko. Nikt nie miał lekko w domu Fenrisa, jednak czasem odnosił wrażenie, że sporo nieprzyjemnych sesji eksperymentalnych ją ominęło, właśnie dzięki temu, że nie skrywała w sobie tej pieprzonej hybrydy. W żadnym wypadku nie miał też do niej o to jakiegoś żalu, wręcz przeciwnie. W chwilach słabości po prostu chciał mieć tak jak ona. Zgadywał, że gdyby musiała przechodzić dokładnie przez te same chore akcje z tatuśkiem, dzisiaj nie byłaby tą samą ażurową panienką co dzisiaj. Jedyna która wyszła z domu Greybacka i wciąż potrafiła się w pełni cieszyć życiem. To że była dziwaczką, to nic wielkiego. Mogła skończyć o wiele gorzej, choćby tak jak Maddox. Złamana i zniewolona.

A matki nienawidził prawie tak samo jak Aseny. Z tą drobną różnicą, że czuł potrzeby uprzykrzania jej życia. I tak nie miała na nic wpływu, nawet jeśli była razem z nimi. W przeciwieństwie do tej zdrajczyni, której bardziej zależało na uratowaniu własnej dupy z potrzasku, niż na własnym rodzeństwie. Bo Maddox wierzył. Nawet jeśli rozjebała mu tą gałkę do patrzenia, nawet jeśli zawinęła się razem ze swoimi rzeczami to wierzył, że po nich wróci. Poukłada swoje sprawy, znajdzie dla nich wszystkich jakieś bezpieczne schronienie i wyciągnie ich z tego bagna. I nawet jeśli faktycznie próbowała, to było za późno. Fenris był doskonałym manipulantem. Zrobił z Maddoxa swojego najwierniejszego sługę. Zaprogramował go. Dosłownie i w przenośni, do tego stopnia, że nie potrafił się mu przeciwstawić. Jego agendę przyjął jako swoją, bo co innego pozostało mu w życiu? Jaką inną alternatywę mógł wybrać w życiu? Wieczną tułaczkę, ukrywanie się po zakamarkach Nokturnu i życie w ciągłym zaszczuciu w obawie przed Ministerstwem? Bo taką wizję świata poza Sforą stworzył mu Fenris. Dlatego nienawidził tego w jaki sposób żyła Asena. Zbyt bardzo niszczyła mu światopogląd, dlatego on musiał zniszczyć to co miała, by chociaż jemu było nieco lżej na tym łez padole.

- A ty dalej w to wierzysz... Westchnął ciężko, może odrobinę kpiąco. Właściwie to było do przewidzenia, że tak mu odpowie. I niby dla takiego życia oddzieliła się od nich? Bycie kelnerką, barmanką, pokojówką i chuj wie kim jeszcze naraz to była ta wolność? Ile litrów rzygowin z podłogi należało zmyć, żeby poczuć swobodę? Miał nadzieję, że czuła do siebie obrzydzenia kiedy spoglądała w swoje odbicie na tafli treści tego co było w barowych spluwaczkach.

Zaśmiał się arogancko, kiedy ta podniosła go za ubrania do góry. - To już, koniec imprezy? Nawet nie zdążyliśmy powspominać jaką zdradziecką kurwą jesteś! - zawołał rozbawiony, chichrając się w głos w irytującym tonie. Takim postępowaniem wyłącznie zachęcała go nakręcenia zabawy. Przez moment nawet pozwalał jej sobą szarpać, nie reagując za nadto. Bawiło go to, że wciąż próbowała udawać, że ma cokolwiek pod kontrolą, że ma na cokolwiek wpływ. W końcu jednak zdecydował się wykonać jakiś ruch. Odepchnął jej ręce od siebie, rozbijając ten uchwyt na jego barkach jakby myślała, że może jakkolwiek mu rozkazywać. Nie miał zamiaru się jej słuchać, w żadnym wypadku.

- Przestań wierzyć w bajki idiotko. Nigdy się od nas nie uwolnisz! Rzucił już mniej rozbawiony. Wszedł na podobne tony co ona, stawiając już sprawę prosto, niczym kawę na ławę. Zmarszczył brwi w groźnym tonie. - Myślisz, że jesteś inna? Że jesteś ponad to? Rzucił czując jak adrenalina powoli zaczyna rozchodzić się po żyłach i mięśniach. Uderzenie ciepła w tył głowy, gotowy żeby nakręcać tą spiralę nienawiści. - Jesteś taką samą bestią jak ja, jak my wszyscy... Uniósł płaską dłoń z zamiarem uderzenia siostry zewnętrzną stroną dłoni.


af ojcowski na buźkę siostruni
Rzut PO 1d100 - 6
Akcja nieudana

Rzut PO 1d100 - 64
Sukces!
she who hunts alone
Enduring things is what you do best
Gritting your teeth and bearing them.
Stosunkowo wysoka [175] kobieta o szczupłej, nieco wychudłej sylwetce. Ma długie, brązowe włosy i zwykle nosi je rozpuszczone, a na świat patrzy dużymi, zielonymi oczami.

Asena Greyback
#6
23.12.2024, 04:25  ✶  
Nigdy nie wątpiła, że każde z nich odbębniło swoją dolę, jeśli chodziło o nadużycia ze strony ich ojca, bo Fenris sprawnie wykorzystywał każdą okazję, by pchać do przodu swoje badania, nawet jeśli w rzeczywistości stał w miejscu i kręcił się w kółko. Scylla była dla niego ślepym zaułkiem, jednak jego najstarsza córka napatrzyła się na wystarczająco dużo eliksirów, które wtłaczał w najmłodszą ze swoich pociech. Wystarczająco dużo maści, mieszanek i magii. To, że Scylla wyszła z tego tylko dziwna, było niepojęte, biorąc pod uwagę że miała utrudniony start przez swoje trzecie oko, które uwrażliwiało ja dodatkowo na świat.

Ona i Maddox? Cała reszta? Asena zawsze uważała, że to przez to przeszli nie było tak niesprawiedliwe jak doświadczenia siostry, jednak w żaden sposób nie ujmowała bólu reszcie swojego rodzeństwa. Wszyscy cierpieli, dzień po dniu, w jakiejś nadziei że to wszystko miało sens, a może że świat wyglądał tak dla każdego. Moment w którym Fenris popełnił błąd, to wysłanie swoich dzieciaków do Hogwartu. Przynajmniej jej pozwoliło to zachłysnąć się tą odrobiną wolności, a momenty kiedy nie czuła na sobie czujnego spojrzenia ojca, były najlepszymi w jej życiu. I tak bardzo chciała, żeby cała reszta też to dostrzegła. Żeby uświadomili sobie, że życie na Podziemnych Ścieżkach z ojcem nie miało sensu. Że jego wielka fascynacja nie była równie wielką miłością.

Kiedy pakowała walizki, miała plan. A kiedy Maddox chciał jej przeszkodzić, był zła że próbował stawać na drodze jej małe krucjacie przeciwko ojcu, która miała na celu wyciagnięcie reszty rodzeństwa z jego łap. Ale jak to w życiu bywa, rzuca ono czasem pod nogi zbyt wiele wyzwań i jedyne co Asenie się udało, to otrzymać na resztę życia palące poczucie winy, że zawiodła i porzuciła swoją rodzinę.

Z jednej strony rozumiała, czemu jej brat był zawsze tak na nią zły. Sama by przecież była, ale z drugiej strony... z drugiej strony wciąż było w niej to samo, co zmusiło ją do zabrania się z domu rodzinnego. Nauczyła się uśmiechać i wytrzymywać to, co przynosiło życie, ale w pewnych momentach ten wyraz zmienił się, na szczerzenie zębów w iście wilczym wyrazie.

Uśmiechnęła się do niego kpiąco, kiedy skończył swoje pierdolenie, wieńcząc je prostym uderzeniem. Nie bronił się przed nim, palcami przejeżdżając tylko po rozognionej skórze. Gdyby nie to, że był tak ślepym żołnierzykiem, pewnie powiedziałaby mu, że jest taki sam jak ojciec.
- I tu cię boli, prawda? Że jesteśmy tacy sami, a ja siedzę tutaj, na górze, a ty musisz pełzać po rynsztoku magicznych dzielnic... - podniosła na niego spojrzenie zielonkawych oczu, wpatrując się w niego przez moment, spojrzeniem chłodnym i trochę zanadto przypominającym ich ojca.

Powinna mu teraz wejść jakoś poręcznie do głowy i powiedzieć, żeby spierdalał, skoro nie rozumiał jak się do niego mówiło po ludzki, ale niestety - brzydziła się tym, biorąc pod uwagę z jaką namiętnością Fenris prał innym ludziom głowy. Dlatego się na niego rzuciła. Złapała go za fraki, chcąc rzucić go na najbliższą ścianę i do niej docisnąć.
- Wiesz, nie mogę zliczyć tych wszystkich momentów, kiedy tatuś tak mocno cię kochał i podziwiał, kiedy postanowił mi powiedzieć, jak żałosną podróbką mnie jesteś, ale przynajmniej posłusznym jak nikt inny. Myślisz, że gdyby poprosił cię, żebyś przy całej Sforze wyszczekał alfabet dupą to dałbyś radę, czy biorąc pod uwagę krótką edukację doszedłbyś tylko do połowy?

na ścianę psie :/
Rzut PO 1d100 - 51
Sukces!

Rzut PO 1d100 - 55
Sukces!
pies wojny
I get mean when i'm nervous
just like a bad dog
Krótko przystrzyżony szatyn, o gęstych brwiach i dłuższych bokobrodach. Bez zarostu za to niedokładnie ogolony, jakby od tępej brzytwy. W rozciągniętym swetrze w dodatku podziurawionym. Sprawia wrażenie bezdomnego, jednak dobrze zbudowanego, wysokiego[187] i o pełnym, bielutkim uzębieniu. Niesie za sobą nieprzyjemną woń wilgoci i zmokłego kundla. Zielone oczy ze smutnym spojrzeniem, zwykle wbitym gdzieś pod nogi.

Maddox Greyback
#7
13.01.2025, 00:50  ✶  

Gówno prawda. Hogwart to było najgorsze miejsce, pełne bezsensownych nakazów, zakazów i zjebów. Zjebanych dzieciaków, które żyły życiem zwykłych dzieciaków. Koszmar. Patrzył na nie i zazdrościł im tej dziecięcej beztroski. Niewiele obowiązków i mnóstwo zabawy. Byli tacy irytujący w swojej radości z życia, zupełnie jakby w ich domach była miłość i opieka, a nie szaleństwo i fanatyzm. A jemu ojciec kazał się nie wychylać, a najlepiej unikać zbyt wielu kontaktów z rówieśnikami. Ostrzegał, że koledzy i koleżanki mogą wydawać się z początku fajni, zabawni. Jednak kiedy tylko się dowiedzą prawdy o Maddoxie, prawdy Greybacków to odsunąć się od niego i zaczną traktować jak odszczepieńca, jak bestię w ludzkiej skórze. Fenris powtarzał, że nikt kogo nie dotknęło to samo co ich rodzinę nie będzie w stanie go zrozumieć. No i przez tą koszmarną szkółkę i ich brak zrozumienia będzie musiał się wiecznie ukrywać. I Maddox w to wierzył, bo nie znał niczego innego. On przez to przechodził, a kilka lat potem nawet mała Scylla. I nawet jej się dostało chociaż wcale przeklęta nie była. Wychodziło na to, że dzieciaki w szkole po prostu były zjebane z natury. Już wtedy można było się domyśleć, że Asena okaże się śliwką robaczywką na tej tacy owoców. Skoro tak się jej podobało nastoletnie życie i odnajdywała sens w tych ulotnych chwilach szczęścia. Gówno wiedziała i gównem też się okazała.

- Im wyżej jesteś, tym upadek będzie bardziej bolesny... Syknął przez zaciśnięte zęby. Gównem była i gówno wiedziała. To ona musiała układać swoje życie pod fakt bycia wiecznie ściganą, wiecznie zaszczutą. Może i przyzwyczaiła się do tej roli i potrafiła poradzić sobie z biernym stresem, ale gdziekolwiek by nie poszła w oddali zawsze słyszała wycie Sfory. To ona była w potrzasku niczym zwierzyna. Bestia z natury, dezerter z wyboru. Nie pasowała ani do salonów, a Podziemie jej nie akceptowało. Został jej tylko Nokturn, bo nigdzie indziej nie pasowała.

Słuchał tego co mówiła chociaż nie powinien. Chociaż nie wierzył w żadne słowo, to irytowały go do przesady. Ojciec w życiu by czegoś takiego nie powiedział, a jedyne czym się przysłużyła to tym, że ojciec postanowił nie wysyłać go kolejny raz do szkoły po jej ucieczce. Żyła wyłącznie dla siebie, bez większego celu, bez większego znaczenia dla kogokolwiek. A jednak to co mówiła bolało. Bardziej niż ten obrót do ściany. - Zniszczę wszystko co masz i zabiję każdego na kim ci zależy. Będą mieli przejebane... Nie, już mają przejebane. PRZEZ CIEBIE! Ryknął na końcu i w końcu zabrał się do prawdziwej przepychanki. Żarty właśnie się skończyły. Przekroczyła tym pierdoleniem granicę dobrej zabawy i przepychanek skłóconego rodzeństwa. Przez krótką chwilę miała okienko do tego, żeby powiedzieć coś czego chciał od niej usłyszeć i pewnie dałby jej spokój. Ale skoro wolała zatańczyć to z chęcią dotrzyma jej przy tym kroku. A do tańca potrzebna była muzyka prawda? Na przykład odgłosy przemiany w hybrydę. Pora zmienić skórę i użyć argumentu siły, zamiast siły argumentu. Przy okazji tego objął siostrzyczkę w ciasnym objęciu, co by mu nie uciekła, ani nie odskoczyła za daleko kiedy już będzie gotowy się do niej zabrać.


przemiana
Rzut PO 1d100 - 81
Sukces!

Rzut PO 1d100 - 28
Akcja nieudana
she who hunts alone
Enduring things is what you do best
Gritting your teeth and bearing them.
Stosunkowo wysoka [175] kobieta o szczupłej, nieco wychudłej sylwetce. Ma długie, brązowe włosy i zwykle nosi je rozpuszczone, a na świat patrzy dużymi, zielonymi oczami.

Asena Greyback
#8
27.02.2025, 05:03  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 27.02.2025, 05:06 przez Asena Greyback.)  
Fenris zdążył się nauczyć na jej przykładzie wielu rzeczy i kiedy jego syn ruszył podbijać szkolne mury Howartu, te gdzie brakowało nieustannego ojcowskiego nadzoru, zadbał o to by Maddox posiadał odpowiednią wiedzę. Nie dziwiła się temu ani trochę, wręcz ciesząc się że ta surowość przelewana była właśnie na niego, co odrobinę ujmowało ciężaru z jej barków. Kiedyś potrafiła się za te myśli biczować, jednak w pewnym momencie doszło do niej, że nie była męczenniczką. Była to osobliwa rewelacja, jakby najoczywistsza prawda nagle stanęła jej przed oczami, przypominając w swoim jestestwie doświadczenia niemal boskiej ekstazy. Może dlatego, że Fenris był trochę bogiem. Wyjętym z dziecięcych koszmarów, który karmił się ich niepewnościami i wątpliwościami. Był Wielkim Złym Wilkiem z opowieści, który dochodził do swego nie samą brutalnością, a sprytem i podchodząc kogoś w odpowiedni sposób. Coś tam w głowie brzęczało, że miał zbyt ostre pazury i szpiczaste zęby, ale były to jakieś przytłumione cywilizacyjnym postępem zwierzęce atawizmy. Z resztą, ktoś kto tak sprawnie poruszał się po Nokturnie i Podziemnych Ścieżkach musiał być przecież chociaż odrobinę straszny.

Maddox musiał więc w szkole uważać, podczas gdy jego starsza siostra z zadziwiającą wprawą zjednywała sobie ludzi. Nie musiała szczerzyć do tego zębów w ostrzegawczym grymasie, bo jak się okazywało - równie wiele można było ugrać uśmiechem i to całkiem szczerym. Plakietka prefekta błyszczała na jej piersi dumnie, ale może jeszcze wtedy był to jakiś wielki plan czy jeszcze większy eksperyment. Czasem myślała sobie, że kiedy była taka ważna i odpowiedzialna w Hogwarcie, to wtedy właśnie była najwyżej. Miała przed sobą tyle otwartych drzwi, tyle marzeń i tyle pięknych perspektyw, które układały przed nią wspaniałe osiągnięcia w nauce i chęć wyrwania się z domu. Ale kiedy drzwi klatki zostały jednoznacznie otwarte, jak spłoszone zwierzę nie wiedziała co ze sobą zrobić. Niemal klasyczny przypadek, że sierściuchy trzymane od urodzenia w klatkach nie były w stanie sobie poradzić na wolności.

Uśmiechnęła się do brata krzywo, z jakimś takim niesmakiem. Spadnięcie tych parę schodków do jego poziomu, z Nokturnu do Podziemnych, wcale nie musiało być aż takie bolesne. Powinien się cieszyć że nie siedziała na stołku w ministerstwie, albo innej poważnej instytucji, bo tam to by w ogóle nie doskoczył.
- Nie zapomnij tylko urwać sobie po tym wszystkim łba, żeby dopełnić swojego magnum opus - syknęła przez zęby, w kontraście do jego krzyku.

Emocje wrzały. I w niej i w nim, ale nawet na moment nie pożałowała, że nie ugryzła się w język. Może zrobi to później, kiedy trzeba będzie wszystko posprzątać, ale pokornie przyznać się głupiemu kapeluszowi Tarpa, co tu się w ogóle stało. Szczepili się w ciasnym uścisku, jakby obydwoje nie pragnęli niczego innego tylko tego, by drugie nie zdołało im uciec, kiedy kości trzasnęły jękliwie, pobudzone do przemiany.

przemiana
Rzut PO 1d100 - 73
Sukces!

Rzut PO 1d100 - 54
Sukces!


Zwierzęce ślepia zogniskowały się z pełną świadomością na bracie i wtedy Sena ponownie na niego naparła. Tym razem brutalniej, ze zwierzęcą siłą, ale wciąż chcąc go docisnąć do pobliskiej ściany. Tak by wydusić mu w płuc powietrze i najlepiej zmusić do puszczenia lub chociaż poluzowania uchwytu.

puść mie
Rzut PO 1d100 - 77
Sukces!
pies wojny
I get mean when i'm nervous
just like a bad dog
Krótko przystrzyżony szatyn, o gęstych brwiach i dłuższych bokobrodach. Bez zarostu za to niedokładnie ogolony, jakby od tępej brzytwy. W rozciągniętym swetrze w dodatku podziurawionym. Sprawia wrażenie bezdomnego, jednak dobrze zbudowanego, wysokiego[187] i o pełnym, bielutkim uzębieniu. Niesie za sobą nieprzyjemną woń wilgoci i zmokłego kundla. Zielone oczy ze smutnym spojrzeniem, zwykle wbitym gdzieś pod nogi.

Maddox Greyback
#9
17.03.2025, 14:10  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.05.2025, 09:13 przez Maddox Greyback.)  

To wszystko kumulowało się na niej. Wszystko to co bolesne, co przytrafiło mu się od tej jej jebanej ucieczki miało być jej winą. Był tylko nastoletnim chłopakiem, tak łatwym do zmanipulowania przez własnego ojca. Inni socjopaci nie musieli mieć nawet charyzmy Fenrisa, żeby jednoczenie traumatyzować i uzależniać od siebie swoje własne dzieci dzieci. Wszystkie te paramedyczne zabiegi, wszystkie te okropne testy, mogły być przecież dzielone na pół, gdyby Asena została w domu? A eksperymenty były ważne, nie można ich było uniknąć, bo służyły wyższemu celu. Dzięki gromadzonym informacją razem z ojcem będą w stanie pomóc innym przeklętym, wszystkim tym którzy nawet nie mieli własnej rodziny, nikogo komu mogliby zaufać tak jak sobie. Ból i cierpienie miały go uszlachetniać przez samo znoszenie ich z pokorą, mesjanizm o który nigdy nawet nie prosił, ale przyjął go jak własny. Był tylko dzieckiem, jak mógł winić własnego rodzica o swoje nieszczęście. Za to mógł znienawidzić własną siostrę, za to że wybrała siebie. Nie rodzinę, nie poświęcenie dla klątwy, nie walkę o przyszłość. Egoistycznie wybrała samą siebie. A przecież rodzina była najważniejsza, tak zawsze powtarzał Fenris. Nie ważne czy chodziło o troskę, czy nienawiść.

Wytresowany i zmanipulowany, wręcz ignorował fakt, że miał wybór. Był święcie przekonany, że poza Ścieżkami nic dobrego  nie może go spotkać. Hipokryzja. Bo to właśnie poza Ścieżkami, a nawet samym Nokturnem była Faye, jeden z nielicznych mostów łączącym go jeszcze z prawdziwym światem. Dlatego nawet ciężko mu było samodzielnie myśleć. Czasem zastanawiał się kim już właściwie się stał? Dlatego to co mówiła Asena było tak bolesne. Teraz pragnął żeby przestała już cokolwiek mówić. Nie potrafił nic zmienić swoim życiu, za to jak ten upiór mógł chociaż uprzykrzyć jej życie. Tak jakby chciał ją wpierdolić własnym pyskiem i pazurami w dźwiganie tego cholernego brzemienia Sfory razem z nim. Chociaż przez moment, chociaż te kilka metrów.

Poczuł jednak we wszystkich kościach i we wszystkich mięśniach, że przemiana się udała. A przemiana to zawsze dopiero preludium tego co mogło nadejść. Dalsze krzyki nie miały sensu, szkoda tracić cennego czasu na czcze gadanie. Za to zawył głośno. Tak głośno, by cała okolica usłyszała co tutaj się dzieje. Tak głośno, by wszyscy lumpiarze i złodzieje wiedzieli, że w Rejwachu straszą hybrydy. Asena na pewno znała ten dźwięk. Dźwięk nawoływania własnego stada, co właśnie robił Maddox. Narobić jej jak najwięcej kłopotów i problemów. Tego właśnie teraz sobie życzył, zwołania tutaj swoich bestii z okolicy. Chwyt na niej mu się nie udał i zaczął czuć, że oddaje jej pola zmuszany do kroków w tył. Pora na uściski już dawno się skończyła, już jakieś kilkanaście lat temu. Dostrzegł też, że i ona nie zamierzała się z nim cackać i wskoczyła w futro pchlarza. Bardzo dobrze, nie lubił przebierać w środkach nad słabszymi. Zamachnął się pazurami od góry mierząc na jej tułów. Potem zrobił to jeszcze raz drugą łapą. Na koniec zamierzał wgryźć się w jej prawy bark i zacisnąć jak najmocniej, by zablokować jej ruchy tą kończyną. Nie interesowało go to czy może upuścić jej zbyt dużo krwi. Nie po to zamieniał się w bestię by przejmować się racjonalnym myśleniem.


pazury
Rzut PO 1d100 - 99
Sukces!


gryzienie
Rzut PO 1d100 - 78
Sukces!


charyzma, wycie i przywołanie hybrydy z dowodzenia oraz znajomość półświatka III
Rzut Z 1d100 - 44
Slaby sukces...


she who hunts alone
Enduring things is what you do best
Gritting your teeth and bearing them.
Stosunkowo wysoka [175] kobieta o szczupłej, nieco wychudłej sylwetce. Ma długie, brązowe włosy i zwykle nosi je rozpuszczone, a na świat patrzy dużymi, zielonymi oczami.

Asena Greyback
#10
02.04.2025, 04:42  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 02.04.2025, 04:51 przez Asena Greyback.)  
Kiedy uciekała z domu, nic nie było w stanie przygotować ją na to, że otrzyma w oczach Maddoxa rolę Wielkiego Złego. Tak, czuła się winna. Tak, spodziewała się niechęci i złości, ale ten ich mały taniec trwał już od lat. Od momentu kiedy pakowała walizki, a on nie chciał pozwolić jej odejść, naciskając by wróciła razem z nimi do domu. Od momentu, kiedy zrobiła mu krzywdę. Dla niej to zawsze było takie proste - cokolwiek złego się wydarzyło, cokolwiek doprowadziło ją do przełomowego momentu, było zwyczajnie winą Fenrisa, ale zwyczajnie przeceniała to, że każde z nich, z wychowywanych przez niego dzieci, postrzegało to wszystko tak samo. Przez lata nauczyła się jakoś udobruchać ten żal, jej własny, na tyle by nie zżerał jej nieustannie i pozwolił oddychać, odwrócić od siebie myśli i zająć się czymś innym. Ale w sytuacjach taka jak ta, kiedy miała przed sobą młodszego brata, jego zawiść, ból i pretensje, jego ostre żeby z których każdy pojedynczy był kolejnym wyliczeniem win, kiedy wbijały się w jej skórę, żal zmieniał się w gniew.

Była zła, tak cholernie zła, bo przecież należała się jej chociaż odrobina zrozumienia. Kapka sympatii i kurwa wdzięczności, za to że tyle lat trwała z nimi, dwojąc się i trojąc, żeby było lepiej. Próbowała, tak bardzo próbowała zrobić ze swoim życiem coś więcej, niż snuć się dalej po Podziemnych Ścieżkach i Nokturnie. Może tak bardzo bolało to wszystko, bo wcale nie udało się jej zapełznąć tak daleko. Ta sama dzielnica, tylko inna ulica.

Warknęła, czując jak pazury brata orają jej, rozpękniętą już do wilkołaczej formy. Niedobitni klienteli już dawno zdezerterowali, ratując się póki mogli na widok dwóch poczwar, które wyszły na światło dzienne w progach Rejwachu. Może w innym przypadku by się zawahała, nie chcąc robić złej reklamy całemu przybytkowi, ale przedstawienie mieli już tylko dla siebie. Zamachnęła się łapą, chcąc strzelić go w łeb, blokując jego zamiary i kolejne ruchy, naciskając na twarz. Zaraz też sama otworzyła pysk, by spróbować wgryźć się mu w przestrzeń między karkiem a barkiem.

lepa na ryj
Rzut PO 1d100 - 16
Akcja nieudana


gryzienie
Rzut PO 1d100 - 41
Sukces!


Open hand or closed fist would be fine
Blood is rare and sweet as cherry wine
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Asena Greyback (2427), Maddox Greyback (4017)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa