• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu v
1 2 3 Dalej »
[16.09.1972] Valley of the Dolls

[16.09.1972] Valley of the Dolls
Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#1
16.03.2025, 16:37  ✶  

Mówi się, że licho nie śpi. Licho tylko drzemie.
Ale tak małe liszka takie jak ona, nawet nie drzemały. Czasami tylko, gdy dorośli przykrywali ją kolorowym kocem, zamykała oczy i lubiła sobie wyobrażać, że śpi. Szybko się jednak nudziła , bo ileż można tak leżeć bez ruchu patrząc w ciemność. Niedawno odkryła, że koc nie był jedną, wielką płachtą jak myślała z początku, ale miał wiele pojedynczych nitek, które można było z niego wyciągnąć. To zajmowało jej uwagę przez chwilę.
Dzisiaj przykryli ją innym kocem. Miał dużo kolorów i wielkiego żółtego misia w czerwonym kubraczku. Trzymał w łapce czerwony balonik. Też kiedyś dostała taki balonik, ale wypuściła go z ręki i poleciał wysoko do nieba. Troszkę było jej wtedy smutno. Następny już przywiązali jej do palca i nigdzie nie uciekł. Z niego (misia, nie balonika)  nie dało się wyciągnąć nitek, ale miś uśmiechał się do niej, a ona uśmiechnęła się do misia.
Zmarszczyła lekko brwi próbując sobie przypomnieć jak miś ma na imię. Nie wiedziała. Znaczy wiedziała, ale akurat teraz nie wiedziała. Spojrzała na swoją lalkę, która leżała obok niej na poduszce. Nazywała się Maria Antonina i wyglądała jakby też nie wiedziała. No bo jak mogłaby wiedzieć skoro nie miała głowy, prawda? A skoro ona nie wiedziała, Maria Antonina też nie wiedziała, no to pewnie któryś z dorosłych będzie wiedział. Ale nie takich, co pożerali małe ghoulki, tylko tych takich innych - milszych. Dorośli zawsze wiedzieli dużo rzeczy.

Wygrzebała się w końcu, zostawiając w swoim małym łóżku i lalkę i koc. To była samotna eksploracja. Trochę jak w tej książce o panu, który chciał okrążyć cały świat w 80 dni. Frida co prawda nie wiedziała ile to jest 80 dni, ale mama powiedziała, że dużo.  Chyba, że chodziło o taką podróż - wtedy to mało. Więc ona już kompletnie nie wiedziała czy dużo czy mało. Pan z książki podróżował przez pustynie i dżunglę i kolorowe miasta i nawet wielkie oceany, ale pan był bardzo duży, a ona bardzo mała - więc jej wyprawa też była bardzo mała.
Zanim jednak wyszła ze swojego pokoiku w małym schowku pod schodami, wzięła z półki z książkami właśnie tą o misiu w czerwonym kubraczku. Tata przyniósł ją któregoś dnia razem z kilkoma książeczkami do kolorowania. Musiała uważać, żeby się nie pomylić, po której książeczce kolorowała, bo jak się pomyliła to mama była zła! I bardzo długo mówiła, że tak nie można, ale przecież Frida wiedziała, że nie można. Tylko czasem się myliła.
Przesunęła paluszkami po okładce. W ciemności ciężko było rozczytać poszczególne literki, więc sięgnęła po palącą się cały czas jasnym, magicznym płomyczkiem,  lampkę oliwną stojącą przy łóżku. Pamiętała co mówiła mama - zawsze trzymać za metalowe uszko, nigdy za szkło. I nie dotykać płomyczka, bo go to boli. Nie wiedziała do końca co to znaczy, ale płomyczek był miły i dawał jej światło, toteż nie chciała żeby nagle go coś “bolało”, bo jeszcze ucieknie! I co wtedy? Wrócą potwory, które tata tak dzielnie  wygonił spod jej łóżka.
Przysunęła lampkę bliżej książki.
W. Tak jak pieski robiły “woof woof”. Potem było i. n. n. znowu i. A na koniec e.
Skrzywiła się delikatnie. Czytanie było męczące. Jakim cudem dorośli robili to cały czas? Czasami podejrzewała, że oszukują. Tylko coś sobie  wymyślają i oglądają obrazki. Gorzej, że niektóre z ich książek w ogóle nie miały obrazków. Nawet na okładkach! Wiedziała to, bo sama sprawdziła. Mama miała bardzo dużo książek w których były same cyferki i literki. Żadnych obrazków.

Właśnie. Wyprawa.
Uzbrojona w książkę w jednej ręce i lampkę w drugiej, wyruszyła dzielnie na poszukiwanie jakiegoś dorosłego. Mama byłaby idealna, ale Frida widziała jak wychodziła z nie-mamą, tą która potrafiła tak śmiesznie zmieniać wygląd. Mogła iść na strych - tata tam często był i malował. Była też ta druga nie-mama, która spała w jednym łóżku z tatą, co Frida uważała za szalenie niesprawiedliwe. A potem zrobiło jej się smutno, że druga nie-mama nie miała swojego własnego łóżka i kocyka z misiem. Może gdyby nie-mama była tak mała jak Frida, to Frida mogłaby jej oddać swoje łóżko. Ale nie-mama nie zmieściłaby się w jej pokoiku pod schodami i musiała spać z tatą. Nawet jeśli ten czasami tak zabawnie chrapał. Albo ten stary nie-tata, który tak strasznie dużo mówił. Tylko że zjadła mu ostatnio wszystkie świerszcze z woreczka i wcale się nie przyznała! Co jeśli jakiś śmiesznie zagra w jej brzuchu i nie-tata się dowie?
Pokręciła sama do siebie głową, ruszając dzielnie przed siebie.

wiadomość pozafabularna
Bard by Baldwin Malfoy
Ancymon
"Niewierny jest ten, kto żegna się, gdy droga ciemnieje"
Nie jest ani wysoka, ani niska, mierzy dokładnie 168 cm. Włosy w kolorze jasnego blondu, ślepia kocie w odcieniu lodowego błękitu. Oczy duże, nosek mały i nieco zadarty, pełne usta na których często widnieje zaczepny bądź pogardliwy uśmiech. Pachnie słodko, lecz nie mdło, mieszanką wanilii, porzeczki i paczuli.

Scarlett Mulciber
#2
16.03.2025, 17:19  ✶  
Nie nazwałaby się wyczerpaną, ale jedynie z tego powodu, że w jej słowniku nie miało prawa gościć tego typu słowo.
Przetarła oczy, czując zarówno zmęczenie, dziwne oszołomienie, mdłości i uczucie pragnienia. Z łóżka zwlekła się powoli i cicho, przeczesując jasne włosy. Sięgnęła po szlafrok, nauczona na błędach, że paradowanie jedynie w koszulce blondyna mogło być dość ryzykowne, bo jak na ironię -to miejsce było bardzo żywe niezależnie od pory dnia lub nocy.
Czuła jakby wypiła za dużo, a przecież nie było, więc dlaczego czuje się jakby miała potężnego kaca?
Idąc z nadzieją pozyskania szklanki wody, jej oczy napotkały pierw światło, a chwilę później małą zjawę.
Uroczego duszka, który nawiedził jej życie wraz z początkiem września, gdy to Malfoy zabrał ją na randkę w miejsce, które teraz mogła nazwać nowym domem - w co też nie mogła do końca uwierzyć. W sumie to nie bardzo wiedziała co się dzieje. Najpierw pomieszkiwała sobie u niego na Horyzontalnej, a potem razem z nim przeprowadziła się tu -  i mimo iż w głębi duszy nie wyobrażała sobie, że nagle miałaby spać sama, tak w jakiś sposób potrzebowała chwili aby mózg zrozumiał co się wydarzyło. W końcu od pierwszego dnia ich relacja była budowana na opak.
-Frida skarbie - szepnęła sennie, podchodząc do dziewczynki, aby ukucnąć i przytulić ją - nie możesz zasnąć? -wymruczała, dopiero po chwili przypominając sobie, że dziewczynka wcale nie szukała z utęsknieniem pocieszenia po nagłym wybudzeniu, bo ona nie sypiała - Ah...no... no tak...zapomniałam... - szepnęła, przymykając ślepia, wciskając nos w jej złociste loki.
-ummm.... pachniesz kurzem- odsunęła się powoli, aby spojrzeć na dziewczynkę - co tam masz, drobiażdżku mój najsłodszy? - zagaiła, skinowszy głową na książeczkę - pokażesz? - zapytała, mierzwiąc jej włosy - A może pobawimy się potem w bąbelkach, hmm? -zagaiła, stwierdzając, że zabawa powinna skłonić małą do współpracy - zrobimy dużo dużo piany i weźmiemy zabawki... - uśmiechnęła się senne. Oh gdyby na Baldwina działał argument piany.
-Ale to rano, rano będzie dobra pora... - wymruczała pod nosem, próbując określić która była godzina.
Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#3
21.03.2025, 23:02  ✶  
Pachniała kurzem, bo całe popołudnie bawiła się w chowanego z pająkami i schowała się za dużą szafą. I żaden pająk jej nie znalazł! Tylko że jak wyszła wreszcie z kryjówki to wpadła na mamę, a mama załamała ręce. Czasami nie rozumiała o co chodzi tym wszystkim dorosłym- przecież to oczywiste, że jak się człowiek schowa za szafą, to tam mieszkają kurzowe króliczki i nie da się nie być zakurzonym.
Ale pozwoliła się przytulić. Lubiła, kiedy ją przytulano. I kiedy noszono ją na rękach, więc nie musiała się męczyć wchodzeniem po tych wszystkich schodach.
Wydęła lekko usteczka słysząc o zabawie w bąbelkach. Siedzenie w dużej żeliwnej wannie pełnej wody i piany było zabawne. Nieco mniej to, że potem musiała grzecznie siedzieć i czekać aż mama naprawi wszystkie szwy i wsmaruje te brzydko pachnące maści, których używała też na tych śmiesznych, nieruszających się ludzi na stole w piwnicy. I jeszcze sprawdzi czy na pewno nigdzie nie zgubiła żadnego z paluszków. A przecież ona sama grzecznie sprawdzała czy je ma! Potrafiła! Potrafiła sama! Wyciągała rączkę przed siebie i powtarzała wierszyk, którego nauczył ją tata.
Sroczka kaszkę warzyła. Ogonek sobie sparzyła. Temu dała na talerzyk, temu dała na łyżeczkę. Temu dała do miseczki. Temu dała  na spodeczek. A temu malutkiemu nic nie dała i frrrrr odleciała do kukułeczki po cukiereczki. Pięć paluszków w każdej rączce. Pięć paluszków w każdej stópce. Dwa uszka. Nosek. Jeden. To było strasznie trudne do zapamiętania! Ale potrafiła!
A potem jeszcze musiała czekać aż ktoś wysuszy jej włosy i to zawsze zajmowało tyyyyyyyle czasu. I jeszcze trzeba było się ubrać. I założyć nawet skarpetki. I sukienkę. A ostatnio to nawet papcie! I to nie takie fajne papucie, w których mogła się ślizgać po całym domu, tylko takie głupie, w których nawet nie dało się za szybko biegać! Nie wiedziała jaki dorosły je wymyślił, ale na pewno taki który bardzo nienawidził dzieci. Przynajmniej były w różowe kropki. A wszyscy wiedzieli, że różowy to najładniejszy kolor na całym świecie!

Musiała rozważyć wszystkie za i przeciw jeśli chodziło o zabawę w pianie. Na razie miała ważniejszą misję i nie-mama musiała jej wystarczyć. Nie-mama też potrafiła opowiadać bajki. I bywała teraz w domu o wiele częściej. Zresztą tak samo jak tata. Lubiła nie-mamę, bo z tego co zdążyła bacznie zaobserwować, to nie-mama wcale nie zjadała małych ghoulek na kolację. Ani nawet na śniadanie.  Za to nie-mama przyniosła jej kilka książeczek, w których dzieci pokazywały różne gesty rączkami i mówiła, że prawie tak samo jak zwykła rozmowa! I że takie gesty coś znaczą!  Jak prawdziwe słowa. To było strasznie, strasznie trudne tak zrozumieć, że mama to nie tylko mama, ale że można też dotknąć bródki kciukiem i to też będzie znaczyło mama! I że nawet takie dzieci jak ona, co nie do końca radziły sobie z mówieniem, też mogły rozmawiać - tylko że za pomocą rączek! Tylko nie wiedziała jak w tym śmiesznym innym języku był miś z jej bajki.

Postawiła ostrożnie lampkę na podłodze. Bardzo delikatnie, żeby nie przestraszyć płomyczka. To nie tak, że Frida nie lubiła ciemności. Ale w ciemności często mieszkały potwory, a ona się czasem tych potworów bała. Dlatego nie wolno jej było wychodzić samej z domu, tylko zawsze z mamą albo z tatą. Nawet jeśli miała na sobie buciki i swój czerwony płaszczyk i nawet czapkę! Nie przeszkadzało jej to, bo miała w domu swoje ulubione rzeczy. Wszystkie książeczki, Marię Antoninę, kredki…

Złapała za rękaw szlafroka Scarlett.
Wyciągnęła przed siebie książeczkę, pokazując nie-mamie okładkę. Postukała nawet paluszkiem w misia, żeby wytłumaczyć o co jej chodzi. Imię. Misia.
Zrobiła smutną minkę.
Ancymon
"Niewierny jest ten, kto żegna się, gdy droga ciemnieje"
Nie jest ani wysoka, ani niska, mierzy dokładnie 168 cm. Włosy w kolorze jasnego blondu, ślepia kocie w odcieniu lodowego błękitu. Oczy duże, nosek mały i nieco zadarty, pełne usta na których często widnieje zaczepny bądź pogardliwy uśmiech. Pachnie słodko, lecz nie mdło, mieszanką wanilii, porzeczki i paczuli.

Scarlett Mulciber
#4
15.06.2025, 21:19  ✶  
Przymknęła oczy, biorąc cichy wdech. I za jakie to grzechy? Jak to niby działa, ha? On pije, a ja mam kaca? - Gdy Frida się odsunęła, przeczesała dłonią włosy. Poczuła jak dziewczynka łapię ją za rękaw, toteż otworzyła ślepia, wiodąc zaspanym spojrzeniem na jasnowłosą, na jej uroczo rozczulający wyraz twarzy, gdy usta wykrzywiły się w podkówkę. Błękitne tęczówki powoli przesunęły się na to co mała trzymała w dłoniach. Książka. Coś pokazywała. Zmrużyła ślepia, chcąc aby obraz jaki rysował się w półmroku ustabilizował się ciut bardziej.
-Oh! Ole Brumm - wypaliła nie zastanawiając się nad tym więcej niż chwilę - så søøøøøt... - miauknęła przeciągle, a na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. Wciąż pamiętała przyśpiewkę, której nauczyła się z przypadku, ale i chęci...
Her kommer Ole Brumm... en liten bjørn i Skogen... Tra-la-la la-la bom, jeg heter Ole Brumm. - wyśpiewały myśli, gdy jej wzrok zalegał na obrazku misia. Co prawda w jej własnym domu w Norwegii tego typu książki raczej nie gościły, ani one, ani przyśpiewki, acz sama w sobie Norwegia jest dość rozśpiewanym narodem. W zasadzie sporo rzeczy nieco się różniło w jej domu. Bardziej lub mniej, z czasem zrozumiała, że ta nielogiczność nie tylko była spowodowana charakterem ojca, ale również tym, że On wychował się w Londynie, a nie w Oslo.
A jednak to pomagało, szczególnie teraz, gdy była tu, a nie w Norwegii - bo podejście ludzi do niektórych rzeczy było wręcz skrajne, podobnie jak tematy tabu. Gdy przyszło jej poznawać tą mniej elegancką część angielskiego zawsze zastanawiała się dlaczego? Czemu wyzywają się od chujów i innych tego typu rzeczy. Dla Mulciber nie miało to mocy, to jakby wyzwać kogoś od palca wskazującego czy łokcia - bardziej zabawne, aniżeli budzące oburzenie - A jednak było to spowodowane różnicą kulturową. W Norwegii cielesność nie była tematem tabu, a nagość nie była czymś krępującym. Sauny czy łaźnie często nie miały podziału na płeć, a ciało było po prostu ciałem - nikt tego nie seksualizował w takich miejscach, toteż Ona nigdy nie wstydziła się swojego ciała i dlatego też od niemal pierwszego dnia paradowała po domu Malfoya z wątpliwą ilością przyodzianych ubrań, bo nie czuła powodu by musiała się wstydzić własnego ciała, bo u niej w kraju to nie był nigdy temat tabu. W Norwegii tematem tabu była zaś religia, to słowa związane z nią miały moc - dlatego większość przekleństw norweskich nawoływała do piekła, szatana czy Boga, bo to miało dla nich siłę. Powtarzane najczęściej przez Mulciber Helvete znaczyło dosłownie piekło, mimo że przetłumaczyło by się je na "kurwa" czy "cholera", aby odczuć dosadność i siłę słowa.
-Eh... - uniosła wzrok nad misia, a jedna z brwi drgnęła ku górze. No tak. Upierdliwość życia - Winnie the Pooh... - odczytała na głos, przypominając sobie, że to o to dziewczynce chodzi i że to tak właśnie przedstawiał Ole Brumm Baldwin. Cóż... różnice, różnice. Upierdliwe.
-Lubisz tą książeczkę, co? - zagaiła z ciepłym uśmiechem, otulając dziewczynkę dłońmi. I w co ty się wplątałaś, Scarlett? Powinnaś odebrać medal w wywracaniu życia do góry nogami. Nieznacznie wzmocniła uścisk, ale tylko po to, aby podtrzymać Fridę, z którą wstała. Sięgnęła po lampę, którą dziewczynka odstawiła
-et bryderi... - mruknęła pod nosem do siebie i swoich myśli, a zaraz uśmiechnęła się delikatnie. A jednak była szczęśliwa. Mimo, że życie to różniło się od tego które znała, mimo że ludzie różnili się od tych których znała, mimo że w szafce dalej zalegał uszczerbiony kubek wywołujący nieprzyjemny dreszcz, to była spokojna jak nigdy. Świat do którego weszła był pełen węży i cierni, ale po tej stronie słońce zdawało się grzać mocniej i świecić jaśniej, nawet jeśli pełno w nim było upierdliwych niedoskonałości.
-Ej Frida - zagaiła, sadzając dziewczynkę na blacie - Wiesz, że dziś mija równo miesiąc odkąd poznałam twojego tate? - jej wzrok przesunął się na kalendarz - stałam się ciut sentymentalna, ha? Et bryderi... - zachichotała, czując lekkie zażenowanie. Co ze mną nie tak? A mimo to postanowiła kontynuować.
-Wybawił mnie wtedy z opresji - sięgnęła deski do krojenia, którą położyła na blacie, mimo wszystko będąc wciąż blisko i pilnując, aby ta nie spadła. Wtedy w oczach Scarlett był niebezpiecznym szaleńcem, jego oczy niczym wzburzone morze podsycały adrenalinę, którą tak uwielbiała. A jednocześnie...
-um... - zmrużyła ślepia na to wspomnienie. Było w nich coś smutnego.
Zerknęła na dziewczynkę, wyrwana z myśli. Chociaż już przyzwyczaiła się do tego kim była Frida, to wciąż niekiedy czuła niesprawiedliwość, gorycz i niesmak. Było jej przykro, gdy zdawała sobie sprawę, że nie może jej zapytać kim ta chciałaby zostać w przyszłości - bo to tylko rozpaliłoby dziecięce serduszko, bo to tylko by... w przyszłości zaowocowało pytaniami i bałaganem. Chociaż wiedziała, że te z czasem się pojawią. Gdy jej rzekomi rówieśnicy zaczną rosnąć mogą pojawić się niewygodne pytania i ból. Poczucie niesprawiedliwości. Ale mieli na to wciąż dużo czasu, prawda? Na razie nie dostrzegała, że świat się zmieniał, będąc otoczona dorosłymi.
Spojrzała na dziewczynkę
-Masz ulubioną postać, aniołku? - skinęła głową na książeczkę. Aniołek... Czy nie przypominała takiego? I to bardziej dosłownie, niż chciałoby się wierzyć. Westchnęła, krzywiąc się w duszy na tą huśtawkę nastrojów. Sięgnęła po pomidora, zagotowała wodę, zalewając go wrzątkiem, aby ściągnąć z niego skórkę. Życie bez skrzata bywało momentami upierdliwe, ale… właśnie, wszędzie było ale.
Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#5
17.06.2025, 10:59  ✶  
Ole Brumm Brumm?
Jaki znowu Ole Brumm Brumm? Zmarszczyła brwi, poruszając niemo usteczkami, gdy tak patrzyła na literki.  Manieryzm ewidentnie przejęty po Baldwinie, tylko że tata na pewno mruczałby pod nosem brzydkie słowa. Takie, których Fridzie nie wolno było nawet myśleć, bo mama zaraz wiedziała co Frida myśli i wytargałaby ją za ucho, tak jak kiedyś wytargała tatę jak za głośno powiedział to jedno słówko co się zaczynało na “PI”, w środku miało “Z”, a kończyło na “DA”. Tacie co prawda ucho nie odpadło, ale co jakby jej odpadło? Z takim odpadniętym uszkiem to same problemy! I nawet chciała się dowiedzieć co to znaczy, ale wolała nie pytać mamy i nie ryzykować uszka. Ale! Ona już gdzieś kiedyś widziała to słówko i to chyba było u tego pana co czasem przychodził kupować kwiatki. Bo tata ją raz zabrał do tego pana na obiad i to na pewno było to! P-I-Z-Z-A. Zgadzały się prawie wszystkie literki, bo Frida sobie to słówko nawet zapisała i schowała bardzo bardzo głęboko pomiędzy książeczkami, tam gdzie ani mama ani tata nie zaglądają. Czyli wystarczyło zapytać tego pana jak przyjdzie następnym razem. Tylko trzeba wpierw wybadać czy pan od kwiatków nie jada takich małych ghoulek. Ale skoro kupował zawsze kwiatki może był jak taki jeden zajączek, którego kiedyś widziała jak jadł trawę? Mama wtedy powiedziała, że nie wszystkie zwierzątka jedzą mięsko, ale małe ghoulki muszą je jeść, bo nie są zajączkami. Ale może pan od kwiatków był.
Pokiwała do swoich własnych myśli głową, uznając, że to ma sens. Pozwoliła się wziąć na ręce, przytulając do siebie starą książeczkę i opierając głowę o ramię nie-mamy. Ładnie pachniała, chociaż nie tak jak tata i mama. Frida nie wiedziała czym dokładnie czasem pachnieli jej rodzice, ale była to dziwna mieszanka popiołu, dymu i czegoś jeszcze. Pachnieli trochę tak jak w jej pamięci pachniał Nokturn. Przymknęła oczy.

A potem nie-mama zaczęła opowiadać jak poznała tatę, co było szalenie wręcz interesujące.
Miesiąc? To chyba długo. Albo krótko. Albo nie za krótko ani nie za długo tylko tak w sam raz. Nie była pewna, ale nie-mama mówiła to takim tonem jak mama, kiedy Frida zostawiła zabawki na środku pokoju i przez kilka dni ich nie schowała do skrzyni. Tak jakby wcale nie długo, ale przy okazji o wiele za długo! Bezsensu!
Słysząc o wybawieniu z opresji, aż się dziecku oczy zaświeciły. To brzmiało jakby nie-mama była księżniczką! I jakby tata był rycerzem i ją uratował przed wielkim strasznym smokiem z wieży. To dlatego nie-mama teraz tutaj mieszkała? Nie chciała wracać do wieży? Zrozumiałe. Frida też by nie chciała. W takiej wieży to musi być człowiekowi strasznie, strasznie nudno. A przy tacie nigdy nie było nudno, więc chyba lepiej być przy tacie niż ze smokiem. Chociaż smoki są super fajne. Chciałaby mieć smoka. Mógłby spać z nią w łóżku i zjadałby wszystkich, którzy mówili że ma krzywe uszy. Raz słyszała jak taki jeden głupi chłopak tak powiedział, a jego uszy wcale nie były prostsze! Potem tata się zaśmiał i powiedział, że tylko ją tak zaczepia, bo ją pewnie lubi. Jakby miała smoka to by już więcej jej nie zaczepiał.
Zastanowiła się przez moment. Nie pamiętała dokładnie jak tata został jej tatą. Wspomnienia z tamtego czasu i czasu przed zawsze były jak za mgłą. Pamiętała, że najpierw taty nie było, potem tata był, a potem była też mama. A teraz było jeszcze tyle osób, że aż trudno zapamiętać to wszystko i wszystkich! Biedna mała ghoulia główka nie była przyzwyczajona do pamiętania tylu ważnych rzeczy.

Usadzona na blacie, po prostu rozłożyła książeczkę na kolankach, machając gołymi stópkami w powietrzu. Gdzie się podziały bamboszki? Tego nikt nie wiedział! Przewróciła parę kartek, próbując w półmroku oglądać rysunki w książeczce.
Czy miała swoją ulubioną postać? Hm.. Wydęła lekko usteczka, zastanawiając się nad pytaniem. Trudne się wylosowało. Miś był jej ulubiony, bo był taki fajny i żółciutki i miał czerwony kubraczek. I jadł miodek tak jak ona. Chociaż nie była pewna czy misiowi smakowałyby karaluchy w miodowej skorupce, które przywodził stary nie-tata. I dobrze, bo pewnie wszystkie by jej zjadł. Ale prosiaczek też był jej ulubiony, nawet jeśli się wszystkiego bał. I osiołek był ulubiony, bo mieszkał w domku z patyczków i wszyscy bardzo go lubili! I tygrysek, tygrysek był jej ulubiony, bo tak zabawnie skakał. Jej nie wolno było skakać po łóżku czy schodach. Ale ona nie była tygryskiem. Nie lubiła królika. Królik był głupi. Sowa była jej ulubiona, bo była bardzo bardzo mądra! I mama kangurzyca z kangurzątkiem. Ojej to prawie jak ona z mamą, tylko jej mama nie zmieściłaby jej w kieszeni fartuszka. Westchnęła głęboko.
Wszystkich lubiła! Poza królikiem. Jebać królika jakby powiedział tata. Nie-mama musiała znaleźć jakiś inny zestaw pytań.

W słabym świetle bijącym od lampki i wpadających przez kuchenne okno blasku latarni ulicznych, Frida rzeczywiście wyglądała jak biedniejsza wersja jakiegoś biblijnego aniołka. Takiego, które wytargali dopiero co ze stajenki, bo chciał wleźć Jezuskowi do żłóbka i się przytulić do bobaska, ale nadal aniołka. Jej z reguły zaczesane w mniej lub bardziej ładne warkocze (w zależności kogo dopadła ze swoimi kolorowymi spinkami i wstążkami) aktualnie układały się w sianowatych, niefrasobliwych lokach. Pewnie jakby sprawdzić to znalazłoby się wetkniętych weń kilka lukrecjowych gryzków, które Frida zostawiła sobie na bliżej nieokreślone czasowo “później”.  Jej długa koszula nocna po Lorraine, w kilku miejscach połatana i przeszyta, aktualnie była odrobinę pognieciona od leżenia pod kocem. Tylko nienaturalnie szary, ghouli odcień skóry, wielkie zielone oczyska i czerwone grube nici, które trzymały głowę dziewczynki w miejscu, przypominały, że nie jest panienką Malfoy. Choć Matka świadkiem, że co bardziej uparty doszukałby się nieistniejących podobieństw w kształcie buzi czy naturalnej mimice i ruchach.

Ziewnęła. A raczej udała ziewnięcie, bo wiedziała, że to robią ludzie, kiedy są zmęczeni. Przetarła oczko dłonią. Kolejny nawyk. Nagle ją olśniło. Co prawda mama powiedziała, że już dzisiaj nie wolno kakao, bo jak będzie tyle piła to jej się zalęgną w brzuchu czekoladowe żaby (co samo w sobie brzmiało fantastycznie), ale przecież nie-mama o tym nie wiedziała. Zamknęła powoli książeczkę, kompletnie tracąc zainteresowanie misiem. Zamiast tego, jak przystało na Bardzo Cierpliwe Dziecko złapała Scarlett za rękę, którą ta ją przytrzymywała przed lotem w dół i szarpnęła parę razy z cierpiętniczym więc błaganiem kogoś kto z pewnością umrze po raz kolejny jeśli nie dostanie tego czego chce, wskazując paluszkiem drugiej na obitą metalową puszkę w równie obite, brzydkie kwiatki, opisaną jako “kakao”.
Ancymon
"Niewierny jest ten, kto żegna się, gdy droga ciemnieje"
Nie jest ani wysoka, ani niska, mierzy dokładnie 168 cm. Włosy w kolorze jasnego blondu, ślepia kocie w odcieniu lodowego błękitu. Oczy duże, nosek mały i nieco zadarty, pełne usta na których często widnieje zaczepny bądź pogardliwy uśmiech. Pachnie słodko, lecz nie mdło, mieszanką wanilii, porzeczki i paczuli.

Scarlett Mulciber
#6
08.09.2025, 21:05  ✶  
Sięgnęła do jajek, które kolejno wbijała do miseczki, zastanawiając się czy każdy zje śniadanie i czy czas każdemu na to pozwoli w codziennym pośpiechu. Zerknęła w kierunku zegara - wszyscy jeszcze spali, jedynie one buszowały niczym dwie nocne myszy. Nawet Lucyfer, który nie miał w zwyczaju tracić Mulciber z oczu, postanowił zostać w sypialni, grzejąc swoje puchatości o rozkopanego na łóżku Baldwina.
Mmm... trzeba kupić jajka - zanotowała w myślach, zerkając raz w czas na Fride. Nie znała się zbytnio na angielskiej kuchni, toteż gdy sama zabierała się za gotowanie oczywistym było, że to norwegia będzie królować na stole. Baldwin zdawał się przywyknąć - chociaż Mulciber miała wrażenie, że mu wszystko jedno i nawet jakby podała mu czerstwy chleb to ten wzruszyłby jedynie ramionami, nie rzucając ani jednego komentarza. Taki był. Taki był...
Gdy kolejny raz zerknęła na Fridę, podczas własnej opowieści, jej szmaragdowe spojrzenie błyszczało tak, że Mulciber wręcz jej pozazdrościła niewinności w ów spojrzeniu.
Czas płynął, a Oni wciąż wirowali w ruchomych piaskach prawd - bo On odpowiadał, zawsze odpowiadał i to czyniło wszystko bardziej frustrującym - bo Ona widziała te pojedyncze zerknięcia, które odpowiedzi nie miały.
Bo był tą sprzecznością - chaosem, spokojem, piekłem i niebem. Kochał się w abstrakcji, ale tworzył realizm. Niby przepełniony okrucieństwem - Uważaj! - chciałby zakrzyknąć rozsądek - ale gdy patrzył na Fride, jego wzrok byłby w stanie roztopić najtrwalszy lodowiec, przepędzić każdą śnieżną zamieć - mimo, że sam nie przyznawałby tego głośno - nie musiał. Słowa były zbędne. Niby nonszalancki, ale jego gesty, te drobne były niczym najdroższe kopalnie. 
Odpowiadał zawsze, ale w jego odpowiedziach nie było tego czego Ona wypatrywała.
I chciałaby zapytać Lorraine, bo ta zdawała się znać każdy kąt, każdy zakamarek, każdą stróżkę kurzu, która kłębiła się w jego głowie - ale każde pytanie było zaklęte, niewypowiedziane.
A Lorraine z każdą taką ciszą uśmiechała się w ten idealnie irytujący sposób, wyglądając niczym pieprzony anioł, niosący miłość i zbawienie - a w jej uśmiechu zaklęta była cisza i nigdy niewypowiedziane poczekaj. Więc Mulciber również uśmiechała się z wrodzoną norweską cierpkością, czując się odarta z ciszy - jakoby ta zgadła każdą z jej myśli, każde z jej pytań, mimo iż było to niemożliwe. Jak gdyby słyszała niewypowiedziane, odpowiadając ciszą z którą - jak Scarlett przypuszczała - i tak spotkałaby się w tej czy innej formie bo nici tej dwójki... cóż...
Westchnęła cicho, zerkając w kierunku Fridy, która kreśliła drobnymi rączkami po książce, uskakując z postaci na postać. Chyba nie mogąc się zdecydować na swoją ulubioną.
Mulciber uśmiechnęła się, mierzwiąc włosy dziewczynki, spoglądając na nią tak, jak nie sądziła, że kiedykolwiek spojrzałaby na ożywieńca, tak że jej Frida prawdopodobnie skarciłaby ją wzrokiem i słowem. Bo nie tak powinnyśmy postępować.
Ale droga Frido, to nie ja dopuściłam się tego grzechu, grzechu który nosi bliźniacze Ci imię. Nie ja, nie Oni, ale ktoś - i być może ten ktoś pożałował wydając ostatnie tchnienie, pożałował porzucając małą niczym stary i złamany przedmiot - zupełnie niepotrzebny, pożałował być może On, a być może ktoś zupełnie inny czując brzemię, które zostało na niego zrzucone. Nie wiem. I być może nigdy się nie dowiem.
I chciałabym czasami, przez krótką chwilę zapytać Cię co powinnam myśleć, a czasami mam ochotę spojrzeć w kierunku wuja Alexandra, to jego zapytać o zdanie i myśli - ale chyba obawa jego krytycznego spojrzenia skutecznie mnie hamuje, wiesz? Chociaż w tym krytycznym spojrzeniu nie było znajomego chłodu, było w nim coś ciepłego, coś przeciwko czemu chciałoby się zbuntować ale inaczej, w zupełnie inny sposób i może w tym był cały urok i problem?
Zerknęła na Fride, tą obecną, tą wciąż żywą, mimo że umarłą, sięgając po wędzonego łososia na którego cenę zawsze kręciła okrutnie nosem - no ale jak tu zjeść jajecznicę bez wędzonego łososia? Na samą myśl marszczyła nos w zniesmaczeniu.
Już chciała zabrać się za krojenie, gdy rączki dziewczynki potrząsnęły jej ręką
-Tak skarbie? - wymamrotała, a dopiero po chwili skierowała wzrok na dziewczynkę, która wskazała puszkę. Kakao.  Zmarszczyła nos po raz kolejny. W Norwegii raczej nie pijali tego, a z pewnością nie z rana. No ale pijało się mleko, więc to ciut podobne?
Próbowała w głowie przypomnieć sobie czy u Sophii w domu takie pijała, a być może i Ona razem z nią, ale niezbyt pamiętała - ale kto tam wie.
-No ale to musimy zagotować mleko - pochyliła się, aby musnąć wargami główkę dziewczynki. Sięgnęła puszkę, odkładając ją na bok. Machnęła różdżką, aby otworzyć kilka kolejnych szafek, a następnie przywołać butelkę mleka, rondelek, oraz patelnie - bo w końcu robiła jajecznicę.
Postawiła garnuszek obok
-Pomożesz mi wlać mleko? - podsunęła butelkę w kierunku dziewczynki, jednocześnie asekurując zarówno ją co i butelkę. Gdy biały płyn wylądował w rondelku, Scar zastukała różdżką o jedną ze ścianek, szepcząc zaklęcie. Mleko zaczęło wrzeć, toteż nie czekając aż zrobią się kożuchy, dosypała kakao, mieszając całość, a następnie przelewając do kubeczka. Płyn był gorący, zbyt gorący, więc przestudziła go, podsuwając Fridzie gotowy już napój, uprzednio wsadzając do kubeczka słomkę
-Tylko ostrożnie... - przyglądała się jej krótką chwilę, aby upewnić się że kubek spoczywa stabilnie w jej drobnych łapkach.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Bard Beedle (2391), Scarlett Mulciber (2048)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa