15.05.2025, 07:27 ✶
08.09.1972
początek Spalonej Nocy
początek Spalonej Nocy
Winda jechała w swoim tempie i może gdyby śpieszył się jakoś bardziej, to stwierdziłby że robi to za wolno. Ale prawdę powiedziawszy, to Bulstrode trochę uważał, że pracownicy Depratamentu Tajemnic zwyczajnie dramatyzowali. W końcu nie przywykli do ekscesów jakie się czasem działy na ulicach Londynu czy na sabatach, zamknięci w swoich gabinetach i studiujący czarnomagiczne przedmioty lub nieruchawe artefakty. Mogły być niebezpieczne, jasne, ale brakowało im wypadkowej w postaci pierwiastka ludzkiego.
Kiedy jednak znalazł się na drugim piętrze i drzwi windy się otworzyły, doszło do niego że chyba troszkę nie docenił poziomu stresu niewymownych. Aidan co prawda i jego gadanie niby powinny mu nieco zagęścić ruchy, ale dopiero wejście do biura faktycznie uświadomiło mu, jak poważna to była sytuacja. Papierowe samolociki latały chmarom, a sekretarki ledwo dawały sobie radę ze zbieraniem tej całej makulatury. Siedzący wcześniej niemrawo przy biurkach aurorzy, teraz poruszali się nerwowo, zbierając swoje rzeczy, chwytając marynarki i opuszczając pomieszczenie. Moody stała w otwartych drzwiach i rozmawiała nerwowo z jakimś starszym aurorem.
- Bulstrode, łap kogo się da. Brygada, nasze, wszystko jedno - rzucił do niego auror, wracając do wymiany zdań. Jak na zawołanie, za drzwiami wejściowymi zamigała mu znajoma sylwetka.
- Bletchley, idziemy razem! - oznajmił głośno, zwracając jej uwagę. - Daj mi tylko chwilę - i zamiast wypaść na korytarz, doskoczył do biurka Lestrange, szukając jakiegoś czystego zwitka pergaminu i pióra.